Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-05-2009, 12:55   #11
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
- Może mogłabym dostać jakąś małą miskę, tak by Lidia... - wskazała na psa palcem - mogła coś zjeść?
Popatrzyła w oczy starszego pana i czekając na odpowiedź, delikatnie się uśmiechnęła.
- Oczywiście panienko – odpowiedział mężczyzna wycierając brudne ręce o fartuch, po czym odwrócił się i poszedł do kuchni. Po chwili wrócił z miską pełną resztek i podał Vernie. – Podać coś jeszcze? – zapytał się przyglądając się waszym zmęczonym twarzom.
- Tak – odpowiedział Hallus – jeszcze jeden kufel piwa korzennego dla mnie. – Popatrzył się po waszych pustych misach i dodał – I rachunek, bo widzę, że reszta zapełniła swoje żołądki, a jakby czegoś chcieli to mają własną Miedź – stwierdził ku rozczarowaniu was wszystkich, w tym także Roba i Jakoba.

Nie siedzieliście długo w jadalni. Puste misy i kufle nie zachęcały do tego, a na dodatek zapełniwszy własne żołądki poczuliście się potwornie zmęczeni. Pięć dni przedzierania się przez Hallusowy skrót dało, szczególnie niektórym z was, w kość. Bolały was zarówno nogi, jak i plecy od noszenia ciężkich pakunków do piętro do pokoju kupca. Z tego też powodu wysłuchaliście jeszcze swoich dwóch towarzyszy mężczyznę imieniem Tuyr - milczącego szatyna o przenikliwych oczach, ubranego w prosty szary strój podróżny i noszącego długi miecz przy pasie – oraz Eleny, rudowłosej dziewczyny o czarnych oczach, ubranej w zielony strój, na który narzucała czarny płaszcz i kurtę. Jako jedyna z nielicznych osób powiedziała o sobie więcej niż tylko swoje imię i nazwisko, zdradzając, że pochodzi z Mirad, miasta leżącego na Północny w cieniu Lodowych Gór.

Opróżniwszy kufle do dna udaliście się na górę, na strych. Nie był on zbyt duży, ale miejsca było wystarczająco by każdy mógł się wygodnie położyć, choć o prywatności nie mogło być mowy. Podobnie jak w całej karczmie było tu dość brudno, widać, że właściciel „Szynkla i Piworza”, a także jego liczna dziatwa nie przejmowali się porządkami. Większość przyjęła to wzruszeniem ramion, jedynie Verna przeklęła cicho pod nosem. Na strychu panował też zaduch, dlatego Tuyr otworzył na chwilę niewielkie okno wpuszczając do środka trochę zimnego powietrza. Noce, bowiem zaczynały się robić coraz chłodniejsze – nieodzowny znak, że zbliżała się jesień.

Rzuciliście swoje rzeczy na ziemię, po czym przystąpiliście do rozkładania swoich posłań. Nie zajęło wam to wiele czasu, perspektywa paru godzin snu pod dachem - gdy na człowieka nic z góry nie kapie, a rano nie budzi się oblany zimną poranną rosą - była dla was wyjątkowo kusząca.

Położywszy się i przykrywszy się kocami posnęliście szybko, jedno po drugim. Jedynie Rob i Jakob kręcili się z boku na bok nie mogąc zasnąć i cicho rozmawiając o czekającej was podróży. Byliście jednak zbyt zmęczeni by śledzić, o czym dokładnie rozmawiają pomocnicy Hellusa.


*

- AAAAAAaaaaaaa!!! – krzyk młodej kobiety, dochodzący z dołu, wyrwał was ze snu. Po chwili dało się słyszeć, jak ktoś wbiega z parteru na górę i przerażony głos karczmarza:
- Niech Sune ma nas w opiece! Ado leć do sołtysa, niech natychmiast tu przyjdzie z ludźmi…

Było bardzo rano. Pierwsze promienie wschodzącego słońca wpadało do pokoju. Zapanowało małe zamieszanie, bowiem próbowaliście wszyscy na raz wstać, chwytając jednocześnie swoje przedmioty. Jedyni Kalel zgrabnym ruchem chwycił swoją broń. Wysoki Rang uderzył głową w belkę, przeklinając przy okazji. Po chwili opanowaliście zamieszanie i całą dziesiątką zeszliście na pierwsze piętro.

Drzwi prowadzące do pokoju Hallusa były otwarte na oścież. Przed nimi stał karczmarz wraz z swoją żoną i najstarszą córkę. Ich miny zdradzały, że stało się coś strasznego jednak żadne z was nie było w stanie powiedzieć co. Dopiero, gdy podeszliście bliżej, zrozumieliście, czym byli przerażeni; na środku pokoju, w kałuży krwi i twarzą do podłogi, leżało bowiem ciało człowieka, którego znaliście jako kupca Pankracego Hallusa.
- Szefie – krzyknął Jakob i ruszył do środka, jednak karczmarz zagrodził mu drogę.
- Nikt tam nie wejdzie… dopóki sołtys i reszta mężczyzn nie przyjdzie – powiedział drżącym głosem.

Nie musieliście długo czekać. Sołtys, a z nim prawie cała wieś, pojawili się chwilę później zajmując całą jadalnię.
- Przepuście mnie! Przepuście mnie! – krzyknął niezbyt wysoki, barczysty mężczyzna ubrany ciut lepiej niż reszta mieszkańców, próbując przebić się na piętro przez gęstniejący tłum. W końcu udało mu się dostać pod drzwi. - Co… - nie zdążył dokończyć swojego pytania, gdy spostrzegł dlaczego został wezwany. – Rozumiem – powiedział tylko zafrapowany. – Gard kiedy to się stało – zwrócił się do karczmarza.
- Verna, moja druga córka, miała obudzić kupca tuż przed świtem, ponieważ chciał wyruszyć z pierwszymi promieniami. Poszła, więc i zastukała cicho, tak by nie budzić reszty gości, jednak nikt jej nie odpowiedział.. Wyjęła, więc zapasowy klucz i otworzyła drzwi. Następnie usłyszałem jej krzyk, pobiegłem na piętro i zobaczyłem go… Nie upłynęło nawet jedno uderzenia dzwonu – stwierdził.
- A kim są ci ludzie? – spojrzał się po was. Z jego oczu odczytaliście, że traktował was jako podejrzanych.
- To pomocnicy kupca. Przybyli z nim wczoraj – odpowiedział niepewnie karczmarz.
- Co wieźliście? – zapytał się sołtys.
Zaskoczeni popatrzyliście się po sobie nawzajem, ale żadne z was nie potrafiło odpowiedzieć na to pytanie. Prawda była taka, że Hallus nie otwierał przy was swoich skrzyń. Także Jakob i Rob milczeli. Mogliście snuć jedynie domysły dlaczego. Sołtys spojrzał się na was wrogo po czym powiedział:
- W takim razie zaraz się przekonamy. A was prosiłbym o oddanie nam swojej broni i zejście na dół.
- Ale.. – zaprotestował Rob.
- Żadnego, ale dopóki nie wyjaśnimy tego mordu i dopóki nie przekonam się na własne oczy, że nie mieliście z tym nic wspólnego – odpowiedział szybko.
- Podejrzewasz nas? – wykrzyknęły niemal równocześnie Tua i Elena. – Przecież my nic nie zrobiłyśmy.
- Być może, wolę jednak nie ryzykować. Zrobicie to po dobroci czy też mam wam pomóc? – była to jawna groźba zważywszy, że za wami stali lokalni chłopi, gotowi was pochwycić. Niepocieszeni oddaliście broń i zeszliście na dół. Otoczeni przez mieszkańców wsi czekaliście na to, co odkryje sołtys.

*

- Powtarzam po raz dziesiąty – powiedział Tuyr – nie zabiłem Hallusa i nic mu nie ukradłem.
- To jak wytłumaczysz, że w twojej torbie znaleźliśmy przedmioty należące do niego, co potwierdził Rob?
- Nie wiem… - odpowiedział chłopak. Jego oczy zdradzały, że naprawdę nie wiedział.
Zresztą żadne z was nie potrafiło wytłumaczyć, w jaki sposób w waszych rzeczach znalazły się pieniądze i przedmioty Hullusa. „A wszystko przez Roba” pomyśleliście gorzko o chłopaku, który siedział związany obok was. To on, gdy Gregor i Hard, tutejszy tropiciel, przeszukiwali wasze rzeczy wykrzyknął „Przecież to nóż Pankracego”, czym przypieczętował wasz los. To dzięki niemu przez ostatnie trzy godziny próbowaliście bezskutecznie przekonać okolicznych chłopów i ich starszyznę, że nic nie zrobiliście.

- To bez sensu, idą w zaparte – powiedział cicho, jednak nie na tyle byście nie słyszeli, sołtys Gregor do pozostałych ławników. – Proponuję przekazać ich władzom. Niech zdechną w więzieniu, gdzie ich miejsce.
- To nierozsądne – powiedział Fardan, lokalny zielarz. Był to człowiek stary, z długą siwą brodą, który jako jedna z nielicznych osób nie wierzyła w waszą winę. Na wasze szczęście był też przewodniczącym ławy. – Ściągniesz na nas straż i zainteresowanie okolicznych władców, którzy przypomną sobie o nas.
- Co więc proponujesz? Powiesić ich? Przebaczyć i puścić wolno?
- Nie – odpowiedział zdecydowanie Fardan, po czym zamknął oczy i zamyślił się. Po chwili zaś zwrócił się do wszystkich obecnych – Czy w księgach prawa nie jest zapisane, że za morderstwo kupca należy zapłacić 100 złotych talarów? Niech, więc zapłacą, a że nie mają pieniędzy to proponuję by odzyskali dla nas pewien przedmiot…
Przez tłum przeszedł pomruk – niezadowolenia? Zdziwienia? Trudno było wam powiedzieć.
- Chyba nie chcesz… - odezwał się Jens, trzeci z ławników.
- Owszem – przerwał mu Fardan. – Zgadzacie się? – zapytał się
- Tak – odpowiezial Gregor.
- Nie. Uważam, że powinni zgnić w więzieniu, ale skoro jestem w mniejszości nie mam wyboru.

- A więc ustalone – powiedział cicho.- Niech wszyscy powstaną by poznać wyrok ławy – mówił wyraźnie, tak by każdy go usłyszał.– Ponieważ nasze prawo pozwala by morderca spłacił swoją zbrodnię dajemy wam – zwrócił się do przybyszów – taką szansę. Wiedzcie jednak, że jeżeli odmówicie przekażemy was władzom, a one nie będą tak hojne… Udacie się do Zapomnianej Fortecy, miejsca przeklętego i niebezpiecznego, i odszukacie człowieka imieniem Margat. To wiejski mag, który mieszkał tu przez ostatnie trzy lata. Dwa tygodnie temu Margat oszalał. W swym szaleństwie ukradł pierścień z statuetki - Fardan wskazał na niewielką kapliczkę, która znajdowała się w rogu placu. Przedstawiała Galian, boginię płodności, a także dobrych plonów – i ukrył się w Zapomnianej Fortecy. Od tego czasu na wioskę zaczęły spadać kolejne nieszczęścia. Chcemy byście odzyskali dla nas ów pierścień. Zgadzacie się?
Pokiwaliście głowami, bo cóż innego było robić.
- Dobrze… Ponieważ nie ufamy wam, dwoje spośród was zostanie w wiosce jako zakładnicy. – popatrzył się po was i wskazał na Elanę i Tuyr. – Reszta uda się do Fortecy. Oczywiście nie jesteśmy potworami i dostaniecie cały swój ekwipunek. – Następnie zwrócił się do mieszkańców wioski – Sąd wydał wyrok, a wy wszyscy jesteście świadkami, że był on sprawiedliwy. Możecie się rozejść.
Chłopi zaczęli się powoli rozchodzić do swoich zajęć, do was zaś poszedł Fargan. Popatrzył się po was i powiedział do strażników:
- Rozwiążcie im ręce i zaprowadźcie do mojej chaty.

*

Chata zielarza znajdowała się na brzegu wioski. Nie trudno było odgadnąć, kto w niej mieszka, ponieważ przed drewnianym domem z słomianym dachem rosły różnego rodzaju zioła. Weszliście do środka, do dużej izby pachnącej ostrym ziołowym zapachem. „Miau” przywitał was szarobury kot, ocierając się o nogi.
- Rozgośćcie się – powiedział Fardan. – Wiem, że macie wiele pytań i obaw, dlatego postaram się na nie odpowiedzieć… O ile tylko potrafię i nie przerasta to mojej wiedzy.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 31-05-2009 o 13:15.
woltron jest offline  
Stary 05-06-2009, 11:20   #12
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
Kalel właściwie nie był zdziwiony, że rozmowy się nie kleiły. Dni, które mieli za sobą były naprawdę ciężkie i dały im wszystkim porządnie w kość, więc niechęć do marnowania na pogaduchy czasu, który można było wykorzystać na sen była jak najbardziej zrozumiała. Dobrze, że chociaż mógł poznać imiona swoich towarzyszy. Po wieczorze tak ospałym, że nawet strawa i trunek od Hallusa nie rozwiązały ani sakiewek ani języków świeżych znajomych, poranek już od samego świtu rozpędził się w sposób przez nikogo nieoczekiwany. Kobiecy, wrzynający się w uszy krzyk zdołał wyrwać Kalela z nader przyjemnych marzeń sennych, co ani trochę go nie ucieszyło. Skrzywiony otworzył zamglone oczy, a gdy po chwili udało mu się skupić spojrzenie na krokwi ponad głową, zerknął na pozostałych. W znikomym blasku wpadającym przez zarośnięte brudem okienko ujrzał, że tak jak i on niemrawo unoszą głowy i nasłuchują oceniając czy warto sobie zawracać głowę tym hałasem, czy też zatkać po prostu uszy i spać dalej. Też się nad tym zastanawiał - przecież zdarza się, że niewiasta krzyknie sobie od czasu do czasu, szczególnie gdy ma męża z ciężką ręką. Niestety, jeszcze zanim zdecydował się na zamknięcie oczu i ponowne ułożenie głowy na posłaniu, kolejne odgłosy potwierdziły najgorszy scenariusz. To nie był przypadkowy strzał z liścia, działo się coś więcej. Zły na cały świat podniósł się zarazem wsuwając swój sztylet w cholewkę buta i starając się nie walnąć głową o strop, chwycił swoje rzeczy i jeszcze zanim pozostali się podnieśli zszedł po schodach na piętro.
Gdy tylko dostrzegł stojących przed otwartymi drzwiami do pokoju Hallusa karczmarza z żoną zapytał się grobowym głosem "Co to za hałasy o bladym świcie? Ludzie spać chcą!" i nie czekając na odpowiedź wetknął głowę pomiędzy ramiona wyraźnie pobladłych ludzi. Twarz Kalela zbielała niczym wosk gdy tylko dojrzał zwłoki handlarza, odskoczył od drzwi i opierając dłonie na kolanach ciężko dyszał. "Co... co się dzieje..." tylko tyle potrafił wykrztusić ze ściśniętego gardła. gdy jego myśli wirowały jak szalone. Karczmarz lekko wzruszył ramionami i pokręcił głową. Po chwili przy drzwiach pojawili się pozostali.
Wydarzenia które nastąpiły później były zaskakujące do tego stopnia, że Kalel nie mógł przestać się zastanawiać, czy na pewno się obudził. Lecz gdy samowolnie wyrwało mu się z ust "Ludzie, co wy gadacie? Ja chyba śnię?!" to solidne uszczypnięcie Maeve rozwiało wszelkie wątpliwości. Wioskowe głupki nie baczyły na jakąkolwiek argumentację. Nikt nie przyjmował do wiadomości, że skoro się poznali dopiero na służbie u Hallusa, to po prostu nie mogło być możliwości, żeby wszyscy mogli wziąć udział w takiej akcji. No ale kogo to obchodziło - sołtys stosował starą jak świat spychologię - byle szybko złapać winnego i zapomnieć o sprawie.
Myśli bardziej zorganizowane, obejmujące już w całości obraz tego co się wydarzyło, pojawiły się dopiero w chatce Fardena. Kalel, czekając w chatce zielarza na dalszy rozwój sytuacji zaczął się w końcu zastanawiać jak i kiedy skradzione przedmioty mogły się u nich znaleźć. Nie wyobrażał sobie, że ktoś byłby w stanie niezauważony podrzucać je każdemu po kolei, a jeszcze mniej prawdopodobne było, że nikt by ich nie dostrzegł przy rozpakowywaniu. Musiało się więc to stać na strychu - tylko wtedy ich bagaże znalazły się wszystkie razem w jednym miejscu. Lecz to z kolei rodziło kolejny problem. Jak ktoś obcy mógłby kręcić się niezauważony przy ich rzeczach, skoro ani na chwilę nie znalazły się same? Kelalowi zrzedła mina. Rozejrzał się ukradkiem po twarzach towarzyszy niedoli. Czyżby to któreś z nich? Najdłużej swoje spojrzenie zatrzymał na Robie, który tak ochoczo oznajmił o znalezieniu pośród swoich rzeczy noża Hallusa - albo głupi, albo zamieszany w sprawę. W końcu wzruszył ramionami i postanowił poczekać cierpliwie na słowa Fardena.
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.

Ostatnio edytowane przez Epimeteus : 05-06-2009 o 11:36.
Epimeteus jest offline  
Stary 05-06-2009, 14:49   #13
Amm
 
Amm's Avatar
 
Reputacja: 1 Amm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetny
Zmęczony już Rang opuścił lekko głowę i zamknął oczy starając się też wychwytywać kolejne słowa wypowiadane przez swoich towarzyszy. Niewielu zdecydowało się powiedzieć coś na swój temat. Większa część zasiadających przy stole osób w błyskawicznym tempie i milczeniu pochłaniała kolejne talerze przeróżnych potraw. Gulasz, ziemniaki z kapustą, chleb, a do tego dwa dzbany piwa i sok jabłkowy. Po uciążliwej wędrówce przez bagna każdy zapominał o dobrych manierach.

- I rachunek, bo widzę, że reszta zapełniła swoje żołądki, a jakby czegoś chcieli to mają własną Miedź. - powiedział w pewnym momencie do karczmarza Hallus
- W takim razie chyba nic tu pomnie. - Odezwał się pewnie Rang dopijając resztki z kufla i wstając jakby nagle wpłynęła w niego cząstka nowej energii. Przed schodami odezwał się jeszcze do właściciela „Szynkla i Piworza” - Panie karczmarzu, dziękuję za dobry i ciepły posiłek.

Strych był bardzo małym, ciasnym, dusznym i upchanym najróżniejszymi rzeczami miejscem. Ciężko było znaleźć jakieś w miarę wygodne miejsce. Rang rozłożywszy już swoje posłanie zdjął uciążliwą i ciężką zbroję łuskową. Kładąc się do snu zobaczył kątem oka jak Tuyr otwierając na chwilę niewielkie okienko wpuszcza do środka świeże i zimne powietrze. Później były już tylko sny...

AAAAAAaaaaaaa!!!

Nagły krzyk kobiety wyrwał Ranga i innych towarzyszy ze snu. Oczy mu się jeszcze kleiły od snu, a przed sobą nie widział nic. Dopiero po chwili widząc pierwsze promienie słońca wpadające przez niewielkie okienko zrozumiał gdzie jest. Wstał biorąc do ręki swój miecz, ale...

BUM!

...nagle znowu mu się zrobiło czarno przed oczami. Właśnie w takich momentach Rang uważał swój wzrost za uciążliwy.
- Cholerna belka - powiedział na dzień dobry. Oparł się ręką o jedną z beczek i dopiero po chwili zaczął iść w stronę wyjścia.

Schodząc po schodach macał sobie ręką czoło. Niewielki guz szybko rósł w miejscu, które oberwało od belki. Z dalszych rozmyśleń wyrwało go kilka śmiertelnie bladych osób, które spoglądały w stronę pokoju wynajętego przez Pankracego. "Niedobrze, niedobrze" zaczął sobie mówić w myślach. Domyślał się co się wydarzyło, ale chciał to najpierw zobaczyć.

W kałuży krwi, twarzą do podłogi leżał martwy kupiec. Kupiec o imieniu Pankracy Hallus. Później wydarzenia potoczyły się już lawinowo. Nieświadomy tego co robi Robie oświadczył wszystkim, że pośród rzeczy swojego pracodawcy znalazł nóż, który należał właśnie do Hallusa. Następnie były już tylko przeszukania rzeczy pozostałych osób, wśród których znajdowały się kolejne rzeczy kupca, przesłuchania, a na koniec oskarżenie. Wyglądało to naprawdę kiepsko. Jednak zamiast standardowego wyroku wszyscy odsłuchali propozycję, na którą zgodzili się bez zastanowienia - odzyskać pierścień ze statuetki, który ukradł niejaki mag Margat. Miejsce jego pobytu naturalnie okazało się przeklęte.

Przed wyprawą wszyscy - a raczej prawie wszyscy, bo Elena i Tuyr zostali w wiosce jako zakładnicy - udali się jeszcze do chaty miejscowego zielarza, Fardana. Jako jedyny był chyba w miarę przyjacielsko nastawiony do nich. Rang wcale się nie dziwił, że ktoś podrzucił im przedmioty Pankracego. Wszyscy spali jak zabici.

- Rozgośćcie się – powiedział Fardan, gdy już byli w jego chacie. – Wiem, że macie wiele pytań i obaw, dlatego postaram się na nie odpowiedzieć… O ile tylko potrafię i nie przerasta to mojej wiedzy.
- To ja może zacznę - powiedział ponurym głosem Rang. - Kim DOKŁADNIE jest ten Margat? Bo słowo mag jakoś nie zaspokaja mojej ciekawości.
 

Ostatnio edytowane przez Amm : 07-06-2009 o 13:22.
Amm jest offline  
Stary 05-06-2009, 23:12   #14
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Fardan, siedzący w dużym bujanym krześle, podrapał się po brodzie, słysząc pytanie Ranga.
- Nie wiele mogę wam o nim powiedzieć. Do wioski przybył trzy lata temu - starzec zamyślił się, jakby próbując sobie przypomnieć tamten dzień dokładnie. - Z wyglądu przypominał bardziej kościotrupa niż istotę ludzką, ale udało się go odratować. Nie zawsze ludzie tej wioski byli tak wrogo nastawieni wobec obcych, ale to inna historia... Wracając do Margata, to w podzięce za uratowanie mu życia sprowadził deszcz w czasie suszy. Wioska była mu tak wdzięczna, że nikt nie zadał pytania gdzie się tego nauczył, ani też co wcześniej robił. Jednak najbardziej zaskakujące było to, że Margat postanowił u nas zostać, choć człowiek o jego umiejętnościach mógłby znaleźć zatrudnienie na dworze możnego władcy lub otworzyć własny sklep, potrafił bowiem warzyć słabe magiczne napoje i znał się na ziołach. - Zrobił przerwę, wstał i podszedł do kredensu z którego wyjął niewielką butelkę i upił łyk. - Wstyd się przyznać, ale byłem jedyną osobą w wiosce, która była niezadowolona z tego że został, ponieważ zabierał mi klientów, dlatego postanowiłem odkryć przeszłość Margata, jednak ani mi, ani znajomym kupcom nie udało się nic na jego temat dowiedzieć. Nie minęło parę miesięcy, a pozycja Margata urosła tak, że trudno było sobie wyobrazić wieś bez niego. Choć nie był i nie jest potężnym magiem, to tutejsi ludzie szanowali go, a jednocześnie bali się jego mocy... Ja zaś nic nie mogłem zrobić.
Fardan przerwał na chwilę, upił kolejny łyk, po czym kontynuował:
- Pół roku temu Margat miał wypadek w którym stracił oko. - Popatrzył się po was, a widząc wasze miny dodał szybko - Jak? Tego nikt nie wie. Ważniejsze, że od tego czasu zdziczał, starał się unikać ludzi. Czasami tylko pojawiał się w karczmie, upijał parę łyków piwa, mamrotał coś pod nosem o tym, że odzyska dawne imię i wychodził. Nikt nie zwracał na to uwagi, ot takie gadanie. Jednak dwa tygodnie temu sytuacja się jednak zmieniła. Margat uciekł z magicznym pierścieniem. Dlaczego? Tego nikt nie wie. Byłem w jego chacie, ale poza niemiłosiernym smrodem nic nie znalazłem. Fakt, pozostaje faktem, że zabrał pierścień i uciekł w stronę Zapomnianej Fortecy. Czy dotarł do przeklętego zamku, czy nie... tego dowiecie się sami i to zapewne prędzej niż byście chcieli. Coś jeszcze chcecie wiedzieć?
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 06-06-2009 o 12:21.
woltron jest offline  
Stary 06-06-2009, 11:30   #15
Amm
 
Amm's Avatar
 
Reputacja: 1 Amm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetny
Rang z wielkim zainteresowaniem wsłuchiwał się w słowa Fardana. Już we wstępie dał do zrozumienia słuchaczom, że tajemniczy Margat, który wykradł pierścień, nie jest pierwszym lepszym magiem. Władać siłami natury nie potrafi zbyt wielu. W pewnym momencie zielarz wstał, podszedł do kredensu przerywając opowieść i wyjął z niego buteleczkę z tajemniczym napojem. Rang spojrzał z obrzydzeniem na to jak Fardan bierze pierwszy łyk, a później drugi. Nigdy nie miał zaufania do magicznych napojów, a w czasie swych podróży spotykał śmiałków, którzy przed wyprawami korzystali z takich napoi. Na koniec Fardan wspomniał jeszcze o Zapomnianej Fortecy, o którą Rang miał się właśnie zapytać.
- ... Coś jeszcze chcecie wiedzieć?
- Ostatnie pytanie ode mnie - Ponownie odezwał się. - Co możesz nam powiedzieć o tej przeklętej Zapomnianej Fortecy?
 
Amm jest offline  
Stary 06-06-2009, 12:46   #16
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Słysząc pytanie Ranga Fardan uśmiechnął się i odpowiedział:
- Zapomniana Forteca znajduje się trzy-cztery dni forsownego marszu stąd. Drugiego dnia zobaczycie czarny punkt górujący nad okolicą, to właśnie forteca.O samej fortecy nie wiele mogę powiedzieć, jedynie tyle co sam słyszałem o tym przeklętym miejscu. Część tutejszych ludzi uważa, że w fortecy pochowano ciało Hardana Szalonego, potężnego maga, który rzucił wyzwanie bogom i który za swoją pychę został przeklęty... - Fardan zrobił krótką przerwę, po czym kontynuował. - Słyszałem też inną opowieść, pewnego kupca, który przejeżdżał przez naszą wioskę, o tym, że wieki temu władca fortecy został przeklęty, gdyż złamał obietnicę daną ludziom z Darrow. - Popatrzył się na was i widząc, że nie oczekujecie kolejnej porcji bajek dodał - niezależnie od tego jaka jest prawda, fakt pozostaje faktem: Forteca przyciąga zło. Modlę się też by Margat nie wszedł w podziemia Fortecy, gdzie ponoć kryją się różne mroczne istoty - ostatnie zdanie Fardan wypowiedział wyraźnie ściszonym głosem, jakby bał się, że mroczne istoty pojawią się w jego chacie.
W chatce zapanowała cisza, przerywana jedynie przez skrzyp bujanego fotela na którym siedział Zielarz. Również cienie jakby urosły, a może tylko wam się zdawało?
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 06-06-2009, 13:05   #17
 
Bażna =^^='s Avatar
 
Reputacja: 1 Bażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumny
„Dach nad głową, suchy ciepły kąt i domowe jadło” – pomyślała Lidia gdy wraz z towarzyszami zbliżali się do wsi Podkosy. Miło było jej popatrzeć na okolice, które się przed nią rozciągały. Pola, łąki i stare poczciwe chaty. Prawie jak w domu. Nagle uczucie zmęczenia i zniechęcenia spowodowane trudem podróży już jej tak nie dokuczało i poczęło ustępować. Do wsi był jeszcze kawałek taszczenia dobytku sknerowatego kupca. Lidia jednak już poczuła jak mięśnie jej się rozluźniają na samą myśl o „wygodach” jakie na nią czekają i serdecznie się do nich uśmiechnęła.

- Wpierw robota, potem żarcie! - Pankracy w typowy dla siebie sposób wiedział jak zjednać sobie swoich podwładnych. – „ Człeku marny ” – pomyślała łuczniczka. Najszybciej jak mogła uporała się z pakunkami i tobołami, nie zapominając też pomóc towarzyszom. Kiedy wszyscy weszli do gospody ona jeszcze na chwile się zatrzymała i obejrzała za siebie. Korzystając z chwili rozejrzała się na spokojnie po wiosce. Liczyła sobie o wiele więcej domów niż jej rodzinna wieś. Dzień powoli chylił się ku końcowi. Zajrzała do koni i upewniła się, że dostały zasłużoną słomę owsianą i wodę.

Podeszła do pomostu i przykucnęła aby obmyć sobie dłonie. Owoce na drzewach wyglądały tak kusząco i pewnie smakowały równie pysznie. Lidii zaburczało w brzuchu. Skierowała kroki ku gospodzie rozglądając się jeszcze. Na brzegu wioski stała drewniana chata ze słomianym dachem, otoczona bujnie rosnącymi ziołami. Patrząc na nie z oddali, Lidia przez chwile zatęskniła za domem. Westchnęła ciężko. Kiszki wciąż jej marsza grały, ale w tym momencie jakoś nie miało to znaczenia. Dopiero teraz uderzyło ją to, jak bardzo daleko jest od domu a do celu, jest jeszcze długa droga przed nią.

Weszła do gospody. Obojętnym spojrzeniem ogarnęła izbę i zasiadła przy stole ze wszystkimi. Dopiero teraz na nowo dopadło ją zmęczenie. Nogi zaczęły boleć a powieki robiły się coraz cięższe.
- Co tak nic nie mówicie i siedzicie jak te kołki, mili kompani? - odezwała się jako pierwsza panna z krótkim warkoczem. Przedstawiła się rzadkim dla Lidii imieniem: Tua. Jej szare oczy radośnie błyszczały a ona mówiła dalej i z uśmiechem spoglądała na każdego przy stole. Łuczniczka zrewanżowała się szczerym, choć zmęczonym uśmiechem. Ktoś inny odpowiedział Tuai chichotem. Lidia spojrzała w te stronę. Kolejna rudowłosa przy stole przedstawiła się jako Meave. Ściągnęła chustkę z głowy uwalniając swoje długie włosy i spojrzała z zaciekawieniem na Tuai.
Lidia wsparła brodę o nadgarstek. Po chwili jej oczy powędrowały na pociechy karczmarza. W ten po jakiejś chwili odezwał się męski głos.
- Trzymaj, to za odwagę.
Zobaczyła jak w rękach Tuai ląduje pokaźne jabłko o soczystym kolorze. Dopiero wtedy zauważyła, że na stole stał kosz z owocami.
- Nazywam się Kalel a moja opowieść jest niczym żywcem wyjęta z kart historii… - swobodny głos należał do szczupłego chłopaka o jasnych włosach - … Tuai i w zasadzie nie ma sensu żebym ją powtarzał. To znaczy pomijając sprawę z jej babką – ciągnął dalej. Po tym zdaniu Lidia zamrugała zmęczonymi oczami. - Moje imię na pewno od niej nie pochodzi – rzekł. W kąciku jej ust pojawił się lekki uśmiech. Chłopak wzruszył ramionami i mówił dalej. „ Takie delikatne lico …” – pomyślała – „ A tu ci z obycia odmienny”- przypomniała sobie jak to dziś zagadywał psinę i się wyrywał na przód karawany. Jedna z córek karczmarza, mała złotowłosa o sprężystych loczkach, zaczęła coś podśpiewywać a reszta małoletniego rodzeństwa poczęła skakać i pląsać wokół niej. Lidia spojrzała w jej stronę. Po chwili starsza siostra wzięła malutką na ręce i zabrała do drugiej izby.
„ Jeno gdybyśmy wszyscy oceniać mieli ludzi ledwie po wyglądzie zarówno jak po często mylnym pierwszy wrażeniu… to gdzieżby to nas zaprowadziło? ”
Nie marnując więcej czasu na tępe przyglądanie się biegającym po jadalni dzieciakom, Lidia sięgnęła po naczynia z domową strawą tak wcześniej wyczekiwaną. Szkoda tylko, że jej oczy nie świeciły się już tak jak wtedy, kiedy nie mogła się doczekać tego posiłku. Jednak po paru łyżkach cieplutkiego pysznego gulaszu, źrenice się jej rozszerzyły. Również ciemnowłosa właścicielka psiny przedstawiła się wszystkim. Nazywała się Verna Lodernn. Lidia uśmiechnęła się do niej jak ta wracała z miską jedzenia dla suczki. Kolejno odezwał się też Tuyr, szatyn o wnikliwych oczach oraz rudowłosa Elena o pięknym czarnym spojrzeniu. Łuczniczka milczała. Po posiłku zrobiła się jeszcze bardziej senna. Spojrzała na wysokiego mężczyznę w zbroi łuskowej siedzącego przy ławie. „ Widać ino nie ja jedna jestem tak mocno znużona ” – pomyślała.

Kwaśnym uśmiechem powitała zakurzony strych, na którym mogła się wreszcie wyspać w ciszy, w suchym, w cieple i… w stęchliźnie. Na szczęście Tuyr otworzył małe okienko, także wizja świeższego powietrza był już bliska. Nakryła się kocem i powoli poczuła jak puls jej zwalnia a ona odpływa w krainę snów…


… z której bardzo wczesnym rankiem wyrwał ją przeraźliwy krzyk kobiety. Lidia przetarła oczy i oprzytomniała. Zerwała się z posłania pilnując aby nie nabić sobie guza. Chwyciła za łuk i kołczan rozglądając się naokoło. Wszyscy starali się jak najszybciej pozbierać i zejść na dół, skąd dobiegł ich krzyk. Dziewczyna zeszła po schodach wraz z resztą towarzyszy. Kiedy zobaczyła trupioblade twarze Kalela, karczmarza i jego małżonki wraz z córką, serce Lidii zaczęło coraz szybciej bić. Niepewnie obróciła się spoglądając w stronę drzwi pokoju Pankracego. Na podłodze, w kałuży krwi leżało ciało kupca. Zdążyła stłumić jęk zakrywając dłonią usta i gwałtownie się odwróciła w stronę sąsiedniej ściany. Oparła się o nią i zamknęła oczy. - O Solano miłosierna … za co to? – spytała, ale czuła, że nikt jej nie udzieli odpowiedzi. Co więcej czuła, że będzie jeszcze gorzej. Kiedy zjawił się sołtys tej wsi od razu stało się jasne, że byli dla niego jedynymi podejrzanymi. Jednak niewytłumaczalny sposób w jaki własności nieboszczka Hallusa znalazły się w rzeczach całej dziesiątki, uczynił ich w oczach sołtysa i wieśniaków, złodziejami i mordercami. Próby tłumaczenia spełzały na niczym.
- Ja mordercą nie jestem! – Lidia mówiła podniesionym lecz spokojnym głosem. Wiedziała, że lament i krzyki nie poprawią sytuacji. – Pomyślcie przecie, gdybyśmy chcieli zabić i okraść Pankracego Hallusa to czy zostawali byśmy tu do rana? To przecież nie ma sensu. – rzekła spokojniej patrząc kolejno na ławników. Dziewczynie nie udało się ich przekonać. Jednak był na tej sali ktoś, kto uwierzył w ich niewinność. Starzec z długą siwą brodą o imieniu Fardan. Po sposobie w jaki pozostali ławnicy się do niego zwracali, dało się zgadnąć, że musi on być przewodniczącym ławy. Wolność, ale pod warunkiem, że zgodzą się na wyprawę misję, która jak się mogli domyslać, mogła być równie niebezpieczna jak cenna był nagroda za jej wykonanie. Do tego uwięzienie Eleny i Tuyra w wiosce miało związać pozostałą ósemkę obietnicą, że wypełnią zadanie.

Po ogłoszeniu wyroku chłopi rozeszli się a więźniom, na polecenie Fardana rozcięto więzy i zaprowadzono do jego chaty. Dom jego znajdował się na brzegu wioski, otoczony kwiatami rumianku, mięty pieprzowej, naparstnicy i innych ziół. Kiedy Lidia weszła do środka, mocny zapach wywołał lekki uśmiech na jej twarzy a złociste oczy zalśniły. Delektowała się przyprawionym powietrzem w chacie zielarza. Uwielbiała aromaty ziół, tak samo jak lubiła koty, a właśnie jeden szarobury skończył z pasją ocierać się o nogi kompanów i zmierzał w jej kierunku. Wzięła go ręce z myślą o czteronożnej przyjaciółce Verny. Kotek był bardzo przyjazny, ale do pieska chyba by się nie przytulił. Rozejrzała się po izbie. Zbiory i specyfiki zielarza były imponujące. Coś jej mówiło, że na dobrą sprawę starzec, który właśnie dał im szansę na ocalenie, mógł sporządzić chyba prawie każdą miksturę. Zafascynowało ją to a z drugiej strony przeraziło. Kot na jej rękach mruczał zadowolony z pieszczot. Nie wiadomo było kto i z jakich powodów zabił Hallusa. No i jak to możliwe, że nikt z nich się nie obudził, kiedy grzebano w ich osobistych rzeczach? Faradan zachęcił aby się rozgościli. Sam też usiadł na bujanym krześle i począł odpowiadać na pytanie Ranga.

Kiedy starzec udzielił odpowiedzi na pytania wysokiego mężczyzny, Lidia zadała swoje – Fardanie rzekłeś, że nie zawsze ludzie tej wioski byli tak wrogo nastawieni wobec obcych. Wiem, że pytanie to nie do naszego zadania jest, ale czy coś lub ktoś Was tu nęka? Proszę, bądź z nami szczery. Wszakże karzecie nam tu zostawić dwoje naszych kompanów.
 

Ostatnio edytowane przez Bażna =^^= : 06-06-2009 o 13:24.
Bażna =^^= jest offline  
Stary 06-06-2009, 14:17   #18
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
- Fardanie rzekłeś, że nie zawsze ludzie tej wioski byli tak wrogo nastawieni wobec obcych. Wiem, że pytanie to nie do naszego zadania jest, ale czy coś lub ktoś Was tu nęka? Proszę, bądź z nami szczery. Wszakże karzecie nam tu zostawić dwoje naszych kompanów.
- Waszym kompanom nic się nie stanie... przynajmniej przez najbliższe dwa tygodnie. Potem oddamy ich lokalnemu władcy i to on zadecyduje co się z nimi stanie, choć jestem niemal pewien, że nic przyjemnego. Nasz władca, Gardar Tulip, jest bowiem prymitywnym i okrutnym człowiekiem. - Westchnął cicho, w jego głosie dało się słyszeć niewyrażony smutek i ból. - To właśnie z jego powodu ludzie tej, a także pozostałych okolicznych wiosek, są tacy nieufni wobec obcych. Dwa lata temu w okolicy pojawili się zbójcy, którzy napadali na okoliczne wioski. Tutejsza ludność, choć nawykła do trudów pracy, nie potrafi walczyć. Dlatego posłaliśmy do Gardara z prośbą by rozwiązał jakoś problem. Jednak ten głupiec, zamiast zebrać swoich rycerzy i przegnać banitów, postanowił wynająć najemników, bo tak wyszło mu taniej. Najemnicy przybyli i przepędzili banitów, szybko okazało się jednak, że są jeszcze gorsi od tych, których przepędzili. Zamiast strzec porządku, zaczęli sami napadać i to zarówno na chłopów, jak i na kupców płynących rzeką. Trwało to blisko cztery miesiące, aż do początku zimy, gdy któryś z podchmielonych żołdaków zaczął się dobierać do średniej córki karczmarza. Tego dla miejscowych było za wiele... polała się krew, zginęło dwóch tutejszych, w tym mój syn, i jeden z najemników, a Gardar musiał przysłać swoich rycerzy. Od tamtego czasu tutejsi ludzie nie ufnie patrzą na obcych, a szczególnie takich, którzy przy boku mają broń. Jak mawiają "nigdy nie wiadomo kogo przyniesie woda". Ot i cała historia...
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 07-06-2009 o 13:59.
woltron jest offline  
Stary 07-06-2009, 12:25   #19
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Tua uważnie słuchała słów Fardana. Otrząsnęła się już z szoku, jaki wywołał na niej widok zwłok Hallusa.

Gdy rano zbudził ją ten przeraźliwy wrzask kobiety, od razu wiedziała, że stało się coś złego. W mgnieniu oka oprzytomniała. Szybko podniosła się z naprędce zrobionego wczoraj wieczorem legowiska i nie bacząc na nic zbiegła po schodach na niższe piętro.
Widziała już wcześniej martwych ludzi, ale byli to ludzie w sędziwym wieku, ludzie, którzy zmarli śmiercią naturalną. W mniemaniu Tui, kupiec był jeszcze za młody na śmierc, dlatego, gdy zobaczyła jego ciało ułożone w nienaturalnej pozie, leżące we krwi była ogromnie przestraszona i zaskoczona. Przycisnęła rękę do ust i wielkimi z przerażenia oczami wpatrywała się w krew. Jak przez mgłę dochodziła ją rozmowa karczmarza z jakimś lepiej ubranym mieszkańcem wsi, chyba sołtysem. Dopiero, gdy kazano Tui oddać broń, której z resztą i tak nie miała, uświadomiła sobie, o co w ogóle chodzi i w jak ciężkim położeniu się znalazła.
- Podejrzewasz nas? – wykrzyknęła razem z Eleną. – Przecież my nic nie zrobiłyśmy!
- Być może, wolę jednak nie ryzykować. – odpowiedział jej sołtys.

To było dla dziewczyny ciosem. Zawsze żyła zgodnie z prawem. Nawet, gdy wczoraj Kalel rzucił jej jabłko, Tua, wiedząc, że jest ono kradzione, zjadła je z pewną, choć dobrze skrywaną, niechęcią. A teraz oskarżają ją o morderstwo! Morderstwo, którego nie popełniła, nawet nie miała powodu żeby to zrobić. Gdy znaleziono w jej i całej kompani torbach rzeczy Hallusa, nikt nie słuchał ich tłumaczeń. Tua nie zastanawiała się nad tym, kto mógł podrzucić im te wszystkie przedmioty, nic by to nie zmieniło. Ale kto wie, gdy już będzie mogła swobodnie podróżować, to czy nie zechce odnaleźć osoby, która ją w to wplątała?

Z letargu, w który popadła w skutek tych wszystkich wydarzeń, wyrwał ją dopiero intensywny zapach ziół w domu Fardana. Teraz, stała wśród reszty oskarżonych i chłonęła każde słowo, tak, by móc jak najszybciej wydostać się z tej przeklętej kabały.

-Czyli za morderstwo, którego nie popełniliśmy – zaczęła mówić z jawnym przekąsem – wysyłacie nas, cztery niewiasty i dwóch młodych mężczyzn by odebrać magiczny pierścień z rąk jednookiego maga władającego nawet siłami przyrody? Cóż, doprawdy możecie liczyć na nasze zwycięstwo.Tua podniosła zadziornie głowę czekając czy zielarz zdecyduje się jakoś skomentować ten upust żalu i goryczy. Jej oczy intensywnie wpatrywały się w niego jakby chcąc wydobyć z jego ust zaprzeczenie jej słowom i przeprosiny za powstałe zamieszanie.

-Powiedz nam, więc jeszcze, czym jest ów pierścień i skąd się wziął. – spytała po chwili tonem już uspokojonym.

Uzyskawszy odpowiedź Fardana zadała kolejne pytania – Przez jakie tereny będziemy musieli się przedzierać? Czy możemy liczyć, że dacie nam, poza naszym ekwipunkiem, jakiś prowiant?
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"

Ostatnio edytowane przez Lynka : 07-06-2009 o 12:29.
Lynka jest offline  
Stary 07-06-2009, 20:16   #20
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Słowa Tua'y sprawiły, że na twarzy Fardana pojawił się lekki uśmiech.
- Obawiam się, że lepsze to niż spotkanie z Tulipem. Chociaż możesz tu zostać i zdać się na swoich przyjaciół. Poza tym nie wiem czy nie popełniliście tego morderstwa, choć osobiście w to wątpię. Nikt nie jest tak głupi by zostać z kradzionymi przedmiotami, aż ktoś odkryje ciało. Prawo jest jednak prawem, a nie sądzę byście mieli wystarczająco pieniędzy by opłacić ten mord. Świat nie zawsze jest sprawiedliwy - stwierdził.
Tua zagotowała się, ale powstrzymała się przed kolejnym wybuchem. Zamiast tego zadała kolejne pytanie:
-Powiedz nam, więc jeszcze, czym jest ów pierścień i skąd się wziął. – spytała.
-Czym jest ów pierścień? Pierścieniem, a czego się spodziewałaś dziewczyno... Oczywiście nie jest to zwykły pierścień, ma w sobie trochę magii, choć niezbyt potężnej. Ważniejsze, że jest pewnym symbolem. Mój dziadek mawiał, że tak długo jak pierścień jest w wiosce, tak długo będzie ona istnieć. Wydaje się, że nie tylko on, ale większość mieszkańców w to wierzy. A wiara czynni cuda...

Tua uzyskawszy odpowiedź Fardana zadała kolejne pytania – Przez jakie tereny będziemy musieli się przedzierać? Czy możemy liczyć, że dacie nam, poza naszym ekwipunkiem, jakiś prowiant?
- Przez dwa pierwsze dni będziecie iść przez równinę, a potem przez kolejne dwa dni przez pagórki, aż do Zapomnianej Fortecy, która góruje nad wszystkim. Droga do Fortecy nie powinna być niebezpieczna, choć któż to może wiedzieć. Zresztą... nie wiele mogę wam poradzić, bo nigdy tam nie byłem, a jedynie słyszałem o tym miejscu od przejezdnych śmiałków.
Co do prowiantu to dostaniecie go na trzy-cztery dni za niewysoką opłatą. Przepuszczam, że możecie zabrać - spojrzał się znacząco na Roba i Jokoba - to co wieźliście z sobą.

Spojrzał po was i widząc, że nikt nie ma już nic do dodania rzekł:
- Mam nadzieję, że odpowiedziałem na wasze pytania. Wiem, że sytuacja jest dla was trudna... - powiedział cicho, jakby się wstydząc - ale nic na to nie poradzę. Prawo jest prawem... Im szybciej wyruszycie, tym szybciej wrócicie i tym szybciej wasi towarzysze i wy zostaniecie uwolnieni. Proponuję byście to czego nie chcecie dźwigać na własnych plecach zostawili u mnie. Godzina powinna wam starczyć na przygotowania? - zapytał się niespodziewanie.
Pokiwaliście głową.
- Świetnie - odpowiedział Fardan - spotkamy się więc tu za godzinę, jak już podejmiecie decyzję co chcecie z sobą zabrać... Wtedy też zostanie wam oddana wasza broń.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 07-06-2009 o 20:34.
woltron jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172