Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2009, 17:42   #161
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Wnętrze strychu wyglądało wprost zachwycająco… a tak w każdym razie uznał Marek.

Rodecki widział tam jedynie parę gratów z odległej przeszłości, z których nawet on, mimo całego swojego geniuszu, nie mógłby zrobić żadnej maszyny. Stare meble, maszyna drukarska, ogólnie pojęty złom. Nic ciekawego, większość tych rzeczy znajdowała się na pierwszym lepszym śmietnisku.

Nim Paweł się zorientował, Mirek już buszował po strychu, zachwycony każdym przedmiotem.

- Marek! Marek! Wracaj! I chodź po belkach!- krzyknął za chłopakiem

- Jasne! - dobiegło cichutko z oddali.

Rodecki westchnął. Powinien ruszyć i powstrzymać Eterytę, zanim stanie mu się coś złego. Mógł zniszczyć jakiś przedmiot, albo własne ciało. Tym bardziej, ze mężczyzna był pewny, iż jego podopieczny nie idzie po belkach. Ach, ta dzisiejsza młodzież…

- Synku!


Stała tam, zupełnie jak prawdziwa. Jej długie blond włosy powiewały na wietrze, a zbłąkany promień słońca odbijał się od jej sukienki, rozświetlając kwiatowy wzór, z którego tak się cieszyła.

- Syneczku!

To było tak nierealne, tak niemożliwe, tak nieprawdopodobne. Mama zginęła dawno, bardzo dawno. Nie mogła żyć, nie mogła tak o stań na tym strychu i patrzeć na niego, uśmiechać się przyjaźnie, wciągać rąk w stronę swego syna. Nie mogła.

Pamiętał, jak umierała. Był przy niej przez ostatnie chwile jej życia. Trzymał ją za rękę, gdy z delikatnym uśmiechem i wyrazem ulgi na twarzy odchodziła na drugą stronę. Był przy niej w każdej sekundzie, nie zostawił jej samej nawet na moment. Nie mógł, po prostu nie mógł. Była jego mamą. Jedyną, jaką miał na całym świecie. Miał, bo zginęła.

Ale mimo to stała tu, dokładnie przed nim, na wyciągnięcie ręki…

Paweł nie wahał się ani chwilę. Ruszył do swej mamy biegiem, z łzami szczęścia w oczach. Była tak blisko, jeszcze jeden krok, jeden oddech, jedna chwila. Mężczyzna skoczył w ramiona swej rodzicielki.

… i upadł na twardą, drewnianą podłogę.

Bolało, bardzo bolało. Ból fizyczny był jednak skutecznie zagłuszany przez ten gorszy, duchowy.

Tak bardzo się cieszył, tak radował na sam jej widok. Tak chciał, by go objęła, przytuliła, by zobaczyła, jak bardzo się usamodzielnił, jak bardzo wyrósł. Potrzebował jej pochwały, jej dotyku, jej ciepła i spokoju, który zawsze miała nie tylko dla niego, ale też dla innych, nawet obcych ludzi. Potrzebował jej mądrości i rad, których nigdy nie szczędziła. Potrzebował jej samej.

I miał ją, przez krótka chwilę była przy nim, uśmiechała się do niego i zachowywała tak, jakby nie zniknęła z jego życia na kilka długich, smutnych lat. A teraz znowu odeszła, raniąc swego syna mocniej, niż mógłby to uczynić ktokolwiek inny.

Rodecki zadrżał na całym ciele, próbując sobie wmówić, że nic się nie stało, że to, co zobaczył, było zwykłą grą świateł, iluzją jego umysłu, wytworem świadomości, przewidzeniem. Z całej siły powstrzymywał łzy, które naszły mu do oczu przed ucieknięciem spod rzęs. Tytanicznym wysiłkiem, udało mu się to.

Dopiero wtedy spostrzegł, że potknął się o walizkę.

~*~

- To ja, to ja!

Paweł krzyczał, potrząsając energicznie przestraszonym Mirkiem, trzymając jednocześnie twarz poza zasięgiem jego rąk, które wściekle młóciły powietrze. Chłopak był przestraszony, spanikowany, wstrząśnięty. Rodecki nie wiedział, co mogło być tego przyczyną, mając w pamięci świeże wspomnienie zjawy własnej matki nawet nie próbował zgadywać, co się mogło stać.

- To ja, to ja. Spokojnie, to ja, Paweł…- szepnął uspokajająco, podnosząc Mirka i z trudem utrzymując go na swych chudych rękach. Znał jego ból, sam przed chwila go doświadczył. Młodzieniec potrzebował teraz opieki, zrozumienie, troski, ale przede wszystkim czasu, by zapomnieć o tym, co ukazał mu strych.

- Widzisz? Już schodzimy na dół. Spokojnie, zaparzę Ci herbatę i położę pod kocem. Zobaczysz, zapomnisz o wszystkim. Wierz mi, robię dobrą herbatę.- zagadywał, wolno i z wysiłkiem schodząc po schodach na dół. W jego głosie czuć było tyle spokoju, ile mógł z siebie wydobyć po wydarzeniach, których obaj doświadczyli.

- Mama mnie tego nauczyła...

Kącik ust Rodeckiego zadrgał minimalnie, gdy wymówił ostatnie zdanie.
 
Kaworu jest offline