Wątek: Serce Nocy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2009, 22:41   #283
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Gdzieś:

Cień:
-Piorunującooki... Możesz mi tak mówić, albo ognistooki, bardziej stosowne-uśmiechnął się z drwiną wypisaną na facjacie, po czym wstał, machnięciem ręki zgasił ogień, a następnie wsiadł na gargulca, którego poklepał po boku. Ten z chrzęstem kamienia ocierającego się o kamień, odwrócił łeb, spojrzał na jeźdźca, popatrzył pustymi oczami i ponownie zwrócił pysk do przodu.

-To w drogę-powiedział wzbijając się w powietrze, a tobie nie pozostawało nic innego jak podążyć za nim.

Chociaż swoja drogą, twoja rola kończyła się jedynie na posadzeniu tylnej części ciała w odpowiednim dla niej miejscu. Po tym kamienny posąg sam wzbił się w powietrze, podążając za Armivirem jak po sznurku.

W powietrzu byliście około dziesięciu minut, obserwując kolejne połacie ziemi, nietknięte zarówno przez ręce ludzi jak i Wysokich Elfów.
Duże zwierzęta, z tej wysokości podobne do mrówek, przemykały po powierzchni, niektóre uciekając przed cieniem gargulca, inne przyglądały się zaciekawione.

Ptaki od czasu do czasu podlatywały do was tylko po to, by prędko uciec od was, lecąc dalej. Trafił się nawet orzeł, szybujący z wami przez długi czas, ale ten również odleciał pospiesznie.

Nagle zobaczyłeś jak twój towarzysz wypatruje czegoś przed sobą tylko po to, by chwilę później uśmiechnąć się do siebie, rozpoczynając długą litanię.

Powietrze zafalowało gwałtownie, przybierając różne kolory tęczy. Finalnie utworzyła się różnokolorowa obręcz pusta w środku i na zewnątrz, a przynajmniej tak się wydawało.

Zobaczyłeś jak Elf zaczyna manewrować gargulcem tak, by ten trafił prosto w okrąg, co nie było specjalnie trudne. Domyślałeś się, że była to owa bariera Wysokich Elfów, którą odgradzają się od świata, natomiast po wylocie, już nie było owej obręczy.

Pod wami rozciągała się rozległa przestrzeń wody, lekko monotonna, lecz uspokajająca.

W dole również towarzyszyły wam jakieś zwierzęta, tym razem morskie. Kolejne ptaki dołączyły do was, odlatując chwilę później, natomiast Elf przyspieszył, co uczynił również twój środek transportu.

Po pewnym czasie ląd, który ukazał się waszym oczom, stał się większy i powiększał się z każdą chwilą.

Kiedy wylecieliście znad królestwa morskiego, rozpoczynając lot nad lądem, jasnym było, iż nie znajdujecie się nad terytorium Wysokich Elfów, ponieważ brak było bariery ochronnej.

Nie mniej jednak gargulec Armivira gwałtownie zakręcił, poruszając się wzdłuż linii brzegowej.

Zwierzęta pod wami masowo uciekały przed cieniami. Inaczej było z orłem, kołującym nad waszą dwójką. Charakteryzował go stoicki spokój oraz opanowanie, z którym w końcu odleciał na zachód.
Wyglądało to trochę tak, jakbyście wysłali go na zwiady, ponieważ poleciał w tą samą stronę.

Im bliżej celu byliście, tym bardziej wasz lot był niższy, aż w końcu szybowaliście około metra nad powierzchnią ziemi, by finalnie wylądować przy lesie.

-Dalej pójdziemy pieszo, a nie jest to daleko. Na oko... piorunujące oko...-dorzucił, szydząc.
-Jakiś kilometr do dwóch-dokończył, natomiast jego oczy zabłysły w wyrazie śmiechu, gdy rozpoczął marsz.

Idąc przez gęstwinę, małe i duże istotki przyglądały się wam przez chwilę, by zniknąć w szacie roślinnej. Nawet owady odlatywały.

Wasze kroki szeleściły lekko wśród liści krzaków, o które się ocieraliście, a ślady zostawiane w runie leśnym, były bardzo delikatne i niknęły szybko dzięki temu, iż mech powracał do poprzedniego stanu.

Nagle Armivir zatrzymał się, przykładając zaczerwieniony palec do ognistych ust.

-Teraz nic nie mów. Jesteśmy blisko. W pewnym miejscu zatrzymam się, a ty pójdziesz dalej, cały czas prosto. Ja będę szedł za tobą, ale wolniej, bo nie mam zamiaru ukazywać się Druidowi. Moja osoba ma cię jedynie zaprowadzić, zaś po misji zdać z niej relację. Pomoc nie wchodzi w grę. Teraz cisza-wyszeptał, zaczynając poruszać się bezgłośnie.

Ponad pięć minut później zwolnił znacząco, natomiast ty poszedłeś dalej, czując na sobie czerwone oczy towarzysza.

W pewnym momencie wyszedłeś nad brzeg morza. Widok był niezwykły, ponieważ znajdowałeś się na klifie, przypominającym trójkąt z zaokrąglonym wierzchołkiem, będącym najbardziej wystającym miejscem owego klifu.

Ty natomiast znajdowałeś się u podstawy figury geometrycznej, którą stanowił las. Skutkiem tego z dwóch stron otoczony byłeś morzem, zaś tylko z jednej miałeś ląd.

Na najbardziej wystającym punkcie siedział wysoki mężczyzna w czarnej szacie, z kapturem na głowie. Dziwny strój jak na takie miejsce, gdyby nie to, iż były to zapewne szaty Druidów.


Nagle zorientowałeś się, iż w powietrzu wisi złość, duszna niemal utrudniająca oddychanie. Nastroju tego nie podzielały zwierzęta, które kłębiły się wokół epicentrum negatywnych emocji tym bardziej, im większe były owe emocje.

Mężczyzna siedział do ciebie tyłem, ale miałeś wrażenie, jakby obserwował cię z każdej strony.

-Ty i ci, którym zleciłem pewne zadanie, nie wywiązaliście się. Nie wiem czemu Wisior, Kainie, wskazał ciebie. Teraz już nic nie można zrobić...-odezwał się niskim, mrukliwym głosem, urywając nagle.

-Wy nie możecie już nic zrobić, ale są jeszcze osoby, które mogą... Oh... Powiedz wreszcie, swojemu przewodnikowi, że Elfy należące do podrasy Żywiołów wyczuwam tak samo jak same żywioły. Niech ognista osobowość Armivira wreszcie stamtąd wyjdą-powiedział nieco głośnie, znudzonym tonem, zaś ciężka atmosfera stała się jeszcze cięższa.

-Witam, Druidzie-ukłonił się Elf Ognia, wychodząc spomiędzy drzew. Teraz włosy miał związane przez węzeł ognia, który nie spalał ani ciała, ani włosów.

-I mnie miło cię widzieć, lecz szkoda, że w tak niesprzyjających okolicznościach. Wasz sojusz z Wysokimi Elfami musi być ukarany, wiesz o tym?

-Powiadają, że nawet ty nie sprzeciwisz się połączonej sile dwóch zjednoczonych narodów-odezwał się pewnym siebie głosem Ognisty Elf, mówiący do pleców Druida.

-Zobaczymy-w tym głosie zabrzmiała nuta groźby...


Dom Kultury:

Reszta:

Kiedy Alemir podszedł do pijaczyny, mała Wróżka nagle zaczęła ciskać w kota zaklęciami! Cały konflikt przerodził się w prawdziwą bójkę, która wywołała wśród zgromadzonych, spojrzenia pełne politowania, pogardy, niektóre natomiast patrzyły jak na jakiś spektakl w teatrze.

-Cześć stary! Co pijesz?-odezwał się Alemir.
-Piwo...-nagle podniósł rękę wysoko do góry i schował wszystkie palce oprócz wskazującego, po tym owa ręka opadła z łoskotem na stół.

-Ua! Ale jesteś trzeźwy, co nie?
-Oczywiście! Jak zawsze-powiedział, choć nic nie wskazywało na to, by było choć trochę tak, jak mówi.

-Noo, godne podziwu stary! A czym się zajmujesz?
-No to będzie tak... rano budzę się z potwornym bólem łba i przychodzę go wyleczyć tutaj, a wieczorem do domu i tak w kółko...

-Gdzie moje piwo?-wrzasnął nagle i najwyraźniej nie liczyło się to, że ma go jeszcze pełno.

Około dwóch minut trwało oczekiwanie na kufel piwa, który przyfrunął do stolika, natomiast mężczyzna wypił duszkiem poprzedni kufel i ponownie podniósł rękę z jednym palcem, zamawiając kolejne. Widać było, że Elf za barem krzywi się ze złością i nie spieszy się z nalaniem alkoholu, lecz po pięciu minutach kolejny kufel wylądował na stoliku, zaś odleciał pusty. Mężczyzna ponownie duszkiem wypił kolejny kufel i zamówił kolejny...

-On tak codziennie?-zapytał, Elfa za barem, Alemir.
-Pasożyt!-warknął.
-Już wychlał mi ponad tysiąc litrów! Jedną, zawszoną dostawę-popatrzył na mężczyznę tak, jakby miał ochotę wysączyć z niego każdą kroplę piwa, które człowiek wypił.

-Nie powinieneś się przypadkiem cieszyć? Przecież to klient... chyba że nie płaci za to piwo?
-Pfff... Znać, że człowiek, bo głupi. Oczywiście, że nie-spojrzał na ciebie spode łba.

-Czemu, jeśli można wiedzieć?
-Gdzie to pierdolone piwo?!-wrzasnął ów człowiek.

-Widziałem je oo tam!-zabójca wskazał drugi koniec sali.
-Ma być tu!-walnął dłonią w stół, cały czas na nim leżąc.

-Ale to piwo mi mówiło, że ma tam dla ciebie niespodziankę.
-Jak ma sprawę, to niech przyjdzie... Dawaj to pieprzone piwo pieprzony, długouchy szczynodajco!-darł się, zaś żyła na czole barmana pulsowała niebezpiecznie. Elf szybko machnął ręką, lecz... trochę za mocno i kufel rozbił się na ścianie.

Nagle człowiek podniósł się ze stołu i spojrzał na Wysokiego, jakby tamten mu matkę zabił.

-Ty Niska szmato! Rozlałeś piwo! Posprzątaj śmieciu!-wydarł się, a furia w oczach barmana wzrosła do tego stopnia, że wydawało się, iż tamten wybuchnie.
Nie mniej jednak trunek na podłodze i szczątki zniknęły.
-Dobrze, a teraz daj pięć kufli i wyliż mi stopy-na to stwierdzenie tamten na przemian robił się to czerwony, to biały, a ponadto trząsł się tak, jakby był w dalekiej C'zernhatii, mając przy tym wysoką gorączkę.

-Albo daj dziesięć i odwal się-warknął, ponownie padając na stół. W chwilę później przyleciało zamówienie, natomiast mężczyzna, uśmiechając się radośnie, wypijał jeden kufel za drugim.

-Ciekawy obrót spraw. Czemu mu po prostu nie przypieprzysz?
-Gość... króla...-wysapał, trzęsąc się w furii. Słowo "gość" miało jednak zabarwienie nieco sarkastyczne.

-Ty! Patrz na tych... Wkurwiają mnie-warknął człowiek, wskazując na dwóch Elfów, którzy siedzieli z winami i patrzyli na pijaka z pogardą.

Nagle wstał i bardzo mocno chwiejnym krokiem podszedł do ich stolika. Teraz stał do ciebie tyłem, lecz widziałeś, że przepierał rękami w okolicach krocza, zaś miny Elfów były warte każdych pieniędzy. Na ich twarzach malował się ogromny szok, zaś chwilę później usłyszałeś jak... pijak zaczyna sikać im do win, a także na nich samych!

Takie działanie zwróciło uwagę nawet Falkieriego i Sily'i!

Dwójka poderwała się z oburzeniem na twarzach, cofając się przed mężczyzną, który... zaczął ich gonić, nie przestając oddawać moczu!

Kiedy skończył, już wydawało się, że wróci do stolika, ale ten stanął na środku sali, ściągnął spodnie, kucnął i... usadził potężną kupę!
Po tym, z wyrazem zadowolenia, usiadł przy stole, wyszczerzył się do barmana, po czym stwierdził:
-Dwie kolejki najlepszego wina dla wszystkich długouchych-wydarł się.

-Potrzebne mi pióro, kartka i atrament. Znajdzie się?
-Nie... zawracaj... mi... głowy!-syknął.

-Nie wypróżniałem się przez trzy dni-powiedział ci z dumą pijak.
-Specjalnie na tą okazję... Tuzin piw!-wrzasnął, a kiedy przyleciały, wypił wszystkie duszkiem, po czym zaczął rzucać kuflami w gości, którzy pospiesznie ewakuowali się z lokalu. W końcu został tylko kipiący złością barman, który zniknął za drzwiami zaplecza, drużyna i pijak, szczerzący się dumnie.

-To mówisz że jesteś gościem króla?
-To mówił ten długouchy kretyn... Ja jestem tylko jego więźniem, choć wszyscy nazywają mnie gościem... Hihi! Król w swej głupocie dał mi wolną rękę na kupno wszystkiego! Hihi! Już dwa takie burdele im zamknąłem! Zbankrutowały psie syny! Mam już na nich taktykę, ale o suchym pysku gadać nie będę! Ot co! Przytocz mi tamtą baryłkę to pogadamy-najwyraźniej świetnie się bawił. Baryłka mogła mieć nawet trzysta litrów pojemności, jednakże wyglądało na to, iż tylko blokada powstrzymuje beczkę, by nie stoczyła się nigdzie.

Alemir podszedł na miejsce, gdzie usunął blokadę i przystąpił do działania.
Pchnąć było ciężko, ale później już poszło i pełna beczka toczyła się powoli na przeciwległy koniec sali. Wystarczyło tylko usunąć blokadę i pchnąć.
Nagle drewno uderzyło w ścianę, zatrzymując się, a pijak podszedł do beki i położył się pod nią, odkręcając kranik.
Zadziwiające było to, ile ten człowiek mógł wypić, gdyż dopiero po dwóch minutach ciągłego picia, zakręcił kranik.

-No więc tak... Chodzę bardzo długo... Do jednego lokalu... Piję... Piję... Piję... Moment-położył się ponownie, odkręcając kranik. Kolejne dwie minuty minęły, a tamten zakręcił kran.
-Na czym to ja... A... Piję... Piję... Piję, aż w końcu robię... Takie numery... Że klienci przestają przychodzić... Wtedy wypijam resztę i idę do następnego...

-Dobry plan, ja jednak mam lepszy. Pomożemy im. Wyobraź sobie jak te zawszone i zadufane w sobie sukinsyny się wkurzą jak się dowiedzą że pomaga im ktoś z zewnątrz! To co ten karczmarz miał na twarzy to nic w porównaniu z tym co będą czuły po tym co zrobimy.

-Ja robię im tylko na złość i rozkazuję. Zaraz zawołam barmana... Zobaczycie jak mi wylizuje stopy...-zachichotał, po czym ponownie puścił sobie do ust strumień piwa.

-Ale ja właśnie o tym mówię. Zrobimy im na złość pomagając im, a będziesz im rozkazywał osiągając ten cel. Poza tym... rodakowi w potrzebie nie pomożesz?

-He pomahm tm duouchm haiekom-warknął, zalewając się piwem, które nieustannie pił.
-Całkiem wytrzymały w piciu jesteś. Ile najwięcej w życiu wypiłeś?

Nagle zakręcił kranik, po czym przełknął i odwrócił się ku tobie.
-Dwa tygodnie... Temu... Trzy takie-wyszczerzył się z dumą, po czym ponownie odkręcił kranik. Jednakże nie było na nim nic widać oprócz łachmanów.

-O żesz... jak ty to w sobie mieścisz? I tak właściwie jak się nazywasz?
-Ha! Eliksiry żłopię codziennie! Specjalnie na te skurwysyny!-zaśmiał się.
-Jestem Mirsel...

-Gdzie my właściwie jesteśmy? Co to za miejsce? To... miasto?
-To wiem nawet ja! Na Kafalinie! W mieście Elhalian!

-Hmm... mówisz że chcesz im na złość robisz? To co powiesz na pomoc więźniom w ucieczce?
-Mów dalej-powiedział, a po jego głosie słychać było, iż alkohol wywarł na niego jakiś wpływ. Niewielki, ale jednak.

-Widzisz, również jesteśmy tutaj więźniami-ich cholerna magia nas tu sprowadziła i król stwierdził że jesteśmy jego zakładnikami. Gdyby jednak udało się "pożyczyć" jakiś statek by się stąd wyrwać i wrócić na stały ląd...

Pijak zastanowił się przez chwilę, przez którą wyglądał, jakby był zupelnie trzeźwy.

-Dobra! Ale ja tu zostaję... Doprowadzam was do portu, załatwiam transport, a potem wracam.

Nagle wybuchnął śmiechem, od którego łzy zaczęły ściekać mu z oczu.

-Wyobrażam sobie-zanosił się.
-Miny długouchych... Jak wyjadę-płakał ze śmiechu dalej.
-Święto narodowe urządzą!-nie wiadomo było co ten człowiek widział w tym zabawnego, ale ten kontynuował.
-A jak wrócę... To się załamią! Te miny będą bezcenne!-ryczał ze śmiechu, po czym uspokoił się.
-Dajcie mi tydzień, a wykończę ten lokal. Potem będziemy mogli wyruszyć.

-Obawiam się przyjacielu, że za tydzień to nas wykończą - dali nam jakieś zadanie do zrobienia w dwa dni, a po nich albo zgłosimy jego wykonanie, albo idziemy na stryczek.
-W takim razie trzeba będzie się spieszyć-wyciągnął piersiówkę, po czym wypił kilka łyków.
-W takim razie przyjdźcie jutro, jak usłyszycie, że lokal zbankrutował-wyszczerzył się, po czym położył się pod kranikiem i odkręcił go.

-Niech tak będzie-po tych słowach Alemir wstał, wychodząc.

W mieście, gdzie wszyscy nienawidzą ludzi i wszystkiego co nie jest jakimkolwiek Elfem, lepiej było trzymać się razem.

Mężczyzna podążał w stronę, która prowadziła na obrzeża miasta, gdzie doszliście w ponad ponad pół godziny.

Nagle waszym oczom ukazały się mury miasta z otwartymi wrotami. Nie było przy nich żadnego strażnika, tak jak nie było ich wielu w mieście z powodu izolacji tej podrasy.

Wyszliście poza miasto za Alemirem, choć widać było, iż wcale nie wie gdzie idzie. Widocznie znał tylko cel, lecz nie drogę do niego.

Szybko zobaczyliście ogrodzony niskim, drewnianym płotkiem, teren koszar. Najwyraźniej to właśnie było celem mężczyzny.


Można było z łatwością wiele domków z kamienia, przy których siedziały Elfy, oddając się swoim zajęciom.

Niektórzy strugali coś w drewnie, inni bawili się magią, a jeszcze inni ćwiczyli na manekinach różne ciosy.
Na środku placu stał Elf, przyglądający się wszystkiemu. Był to wysoki mężczyzna o długich, czarnych włosach i czarnej skórze. Najwyraźniej był to dowódca Wysokich Elfów.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 01-06-2009 o 23:03.
Alaron Elessedil jest offline