Klęczący przed Erytreą ork wyglądał cokolwiek zabawnie, bijąc pokłony i zapewniając w plugawym języku o swoim oddaniu. Odrąbanie jego świńskiego łba nie stanowiło w tej chwili najmniejszego problemu i krasnoluda kusiło, by zakończyć głupi żywot, głupiej bestii w ten właśnie sposób. Może jednak magiczka miała co do orka inne plany ? Choć rozsądek podpowiadał, że zachowuje się lekkomyślnie z czystej ciekawości postanowił oszczędzić na razie brzydala. Nie wiedział tylko na co może Erytrei przydać się nieuzbrojony ork ?
Nie zajmując się już więcej tą sprawą wszedł do legowiska świeżo uzyskanego jeńca i zaczął się rozglądać.
Każdy kto miał do czynienia z orkami wiedziała, iż są zwierzętami stadnymi. Jeśli gdzieś natrafiło się na jednego bydlaka, to prawie na pewno można było spotkać w pobliżu następne. Wchodząc do pomieszczenia Brog był niemal pewien, że spotka więcej tych brzydali i nie pomylił się.
Drugi był jednak uzbrojony a jeśli zaskoczony to tylko przez chwilę. Gorzej że gdy Brog pędził do niego zobaczył kilku następnych.
Walka z orkami polegała głównie na tym by nie dać się otoczyć, przyjmować na tarczę górne ciosy i starać się trafić bydlaki w nogi.
Krasnolud sparował tarczą cios miecza, tak by ostrze ześlizgnęło się po krawędzi. Nie mógł przyjąć ciosu na środek, bo był tam ten chędożony kamień i zatrzymałby brzeszczot. Riposta toporem była szybka, ale mało skuteczna. Wprawdzie ostrze skaleczyło udo orka, ale ze względu na mały zasięg ramion krasnoluda, a raczej większy orka rana była niewielka.
Brog odbił kolejny cios i zaczął się cofać w kierunku ściany po prawej od wejścia. Wystawiał w ten sposób bok atakujących orków na ataki towarzyszy.
Wtedy usłyszał głos Eliota. - Rzucaj ogień synu! Nie żałuj ! – odkrzyknął.
Czas było sprawdzić, czy tarcza faktycznie odbija płomienie. Miał tylko nadzieję, że zdąży dotrzeć do ściany inaczej ogień przysmaży mu plecy. W najgorszym wypadku zostanie mu paść plackiem i zakryć się tarczą. |