Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2006, 12:39   #29
Malekith
 
Malekith's Avatar
 
Reputacja: 1 Malekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumny
Jerran Korr

Pilot bez słowa sprzeciwu wyszedł zostawiając Berry z Hektorem. Rzeczywiście, zastanawiające jak uczucie do kobiety może obruszyć nawet największego twardziela. Patrząc na nich oboje znów poczuł ból w sercu. "Kira... gdzie jesteś..."

Powolnym krokiem szedł korytarzami. Oddychało mu się już lepiej, rana na czole nie piekła już tak bardzo, jednak czuł jak całe stado rancorów urządza sobie w jego czaszce krwawą i hałaśliwą rzeźnię. Hektor coś wspomniał o flaszce, którą zostawił Koth'owi. Chętnie z niej skorzysta, choćby mały łyczek...

Poprzez zwały kabli, rur i kawałków metalu dobrnął do części statku, która kiedyś była jego kajutą. Dotknął panelu obok stalowych drzwi. Oczywiście nie działał. Drzwi pozostały zamknięte. Nie miał ochoty zastanawiać się nad wyrafinowanymi rozwiązaniami tego problemu. Odsunął się i wyjął blaster. Części panelu rozpadły się sycząc i iskrząc kiedy gorąca wiązka z blastera rozdarła go na strzępy. Drzwi drgnęły, jednak nie na tyle aby całkiem się otworzyć. Podniósł z podłogi jakiś pręt i wsadził go w szczelinę w drzwiach. Używając resztek sił zdołał odsunąć ciężki kawał pancernego metalu.
- Kurwa mać! - zaklął.
Duży wysiłek przyprawił go o kolejny, silniejszy atak bólu głowy. "Dość kozakowania na jakiś czas - pomyślał - przynajmniej dopóki czegoś się nie napiję"

Wszedł do swojej kajuty. Wszystko co nie było w jakiś sposób umocowane walało się po całym pokoju. Zdołał odnaleźć w tym bałaganie trochę rzeczy. Zabrał swój Blaster Carbine i wibroostrze. Miał wrażenie, że mogą się przydać. Wokół statku, w zielonej dziczy czaiło się zapewne sporo dzikich bestii. Musiał być gotów na wszystko. Kto wie... może przyjdzie im opuścić statek. Wziął też kilka zapasowych ładunków do broni.

Odnalazł też swój dziennik. Nie zdążył dokończyć ostatniego wpisu. Zostali wtedy zaatakowani i rzucił się biegiem na mostek. Nagle usłyszał głos Kotha dobiegający z interkomu. "Dziennik poczeka na spokojniejszy moment" pomyślał.
- Tu Korr. Wszyscy jakoś żyjemy - odpowiedział - Trzymaj się, idę do ciebie.

Wstał i schował dziennik za pazuchę. Postanowił zobaczyć co się dzieje z mechanikiem. Hine gdzieś polazł a Hektor zapewne zaopiekował się Berry. Teraz najwyraźniej Koth miał problem i potrzebował pomocy. Wyszedł z kajuty i nieco już pewniejszym krokiem zaczął przedzierać się w stronę maszynowni.
 
Malekith jest offline