Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2009, 21:51   #122
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Heartstone, świątynia Słońca i Księżyca

- Dlaczego uważasz, że filozofia mnie nie interesuje? Być może nie wyglądam na takiego co się przejmuje czymś innym poza własnym ja i tym jak tu dobrać się do kolejnej dziewicy, ale ktoś z twoim umysłem powinien wiedzieć, że pozory często mylą, czyż nie? – elf z gracją usiadł koło gnoma. Z zainteresowaniem spoglądał ołtarz w głębi świątyni.
- Uważam, że powinniśmy się głęboko zastanowić nad powodem, dla którego tutaj jesteśmy. Nie wydaje mi się, by samo wejście do lasu oznaczało przystąpienie do gry. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że wciągnęła nas w to Płomyk. Masz jakieś przypuszczenia co do tego, kim ona może być?
-Być może pozory mylą i nie jesteś prawiczkiem, za którego cię uważam.- zaśmiał się gnom. Po czym spojrzał na ołtarz.-Ktoś z moim umysłem powiedziałby, że nie zawsze jesteśmy tymi, za kogo się uważamy. A rozmyślania raz na jakiś czas, jeszcze z nikogo filozofa nie uczyniły. Ktoś z moim umysłem powiedziałby, że rozgryzanie natury innych to strata czasu, wystarczy odkryć motywy ich działań, by grać nimi, niczym kartami. A Płomyk? Jest bytem, o boskich możliwościach, przynajmniej jeśli chodzi o ten obszar. Trudno zgadywać, czy jest bóstwem, czy potężnym demonem, czy istotą z jakieś dalekiego planu. Faktem jest, że myślą może kreować rzeczywistość, do pewnego stopnia oczywiście. Nie specjalnie zaś obchodzą mnie prawdziwe powody działań Płomyka. Wiem jednak, że nie wypuści nas stąd dopóty nie dostanie czego chce, lub sami nie znajdziemy wyjścia. Tyle że wy szukacie jeszcze swojego krasnoludzkiego towarzysza, no i nie zapominajmy o półorku.
- Obserwując to co dzieje się na zewnątrz, mógłbym powiedzieć, że jest tutaj całkiem sporo figur z szachów. Ci, co biją się już dziś na placu, tuż przed turniejem, to pionki. Niezbyt inteligentne, nadające się tylko do bitki i poświęcenia w imię królowej. Szkoda, że nie możemy rozpoznać, które są nasze, a które nie. Zaś co mądrzejsze i ważniejsze persony siedzą raczej z dala od zgiełku, tak jak ty tutaj. Może zostaniesz królem? Czy tak będzie czy nie, to i tak mam dziwne wrażenie, że jesteś tutaj kimś ważnym. I powiem ci jeszcze jedno. Dawno się tak nie bałem.-na to Mac’Baeth rzekł tylko, wykonując energiczny ruch dłonią.- Pionki? Nie żartuj. Figur tu niewiele. To całe „królestwo”, to nic innego jak dekoracja teatralna, a jego mieszkańcy to chór i statyści w przedstawieniu, w którym pionki i gracze grają główne role.-

Rasgan wyszedł by obejrzeć, pojedynki...Ciekawe to były boje, staczane jednak tylko na broń białą i tarcze. Żadnego innego rodzaju walk nie toczono. A i same walki raczej spokojne były. Toczone bez entuzjazmu boje, służyły bardziej poznaniu innych rywali i wykuciu sobie opinii u reszty konkurencji. Choć styl ich walki bardzo różnił się od stylu walki Rasgana, to widać było iż są doświadczonymi wojownikami.
Lekkie klepnięcie poniżej łopatek przywróciło go do rzeczywistości. Z tyłu za elfem stał Mac’Baeth. Gnom spojrzał na Rasgana i rzekł.- Idź do komnaty po druidkę i spotkamy się u Haradana, czas zaplanować wieczór.

Heartstone, zamek, komnata sypialna Haradana

Płomyk wygrzewała się przy kominku, gdy Tarfur wkroczył do komnaty. Odwróciła wzrok, w kierunku, Haradana, jak tylko wkroczył on do komnaty.
-Znasz się na opatrywaniu? Mogłabyś pomóc, albo chociaż wezwać medyka? Mają tu w ogóle coś takiego?!- dramatyczne słowa Tarfura, zbyła obojętną kocia miną wracając do postaci kobiety o drobnych zwierzęcych cechach. Prychnęła gniewnie.- Oj, szybko mnie Haradanie zmieniłeś w niewolnicę. A przed chwilą byłam wszak królową którą nosiłeś na rękach, a teraz? Mam ganiać i medyków szukać. Nie jesteś miły...Faceci. Wszyscy są tacy sami.
Położyła się na łożu obserwując zmagania Tarfura z raną, a gdy zdjął spodnie zaczął zakładać opaskę uciskową, klepnęła dłonią o puchowy materac mówiąc.- Kładź się tutaj, ale już...
Zdziwiło to Tarfura, ale Płomyk zmarszczyła po kobiecemu nosek dając w ten sposób wyraz swej irytacji...Byłby to słodki obrazek, gdyby nie zimne bezlitosne spojrzenie jej oczu. Mruknęła.- Chcesz mej pomocy czy nie?
Haradan nie miał wyboru, położył się więc na plecach pozbawiony spodni i z opaską uciskową na udzie.
- No...tak lepiej.- zamruczała Płomyk uśmiechając się tajemniczo, pochylając się nad najemnikiem i zrywając świeżo założony opatrunek.
- Co robisz?- chciał zaprotestować Haradan, ale dziewczyna spojrzała na niego gniewnie i Tarfurowi pozostało jedynie poddać się jej kuracji...Wszak sam się o to po prosił. Płomyk zaczęła lizać ranę i jej okolicę wilgotnym i nieco szorstkim językiem (co było kolejnym argumentem za jej kocią naturą). Jednak z każdym liźnięciem Haradan czuł miłe ciepło w udzie, a i rana się zasklepiała...Było to miłe, ale...W czasie gdy Płomyk lizała jego ranę, jej dłoń wsunęła się pomiędzy uda mężczyzny i Haradan stwierdził, że zna się ona na pobudzaniu jego najwrażliwszej części ciała. Tyle że nie czas teraz na igraszki, nawet wyrafinowane. Ale ona chyba miała inne zdanie na ten temat. Płomyk znowu się nim bawiła, dopuszczając Tarfura dalej, lecz nadal w pełni kontrolując sytuację.
Nagle przerwała i lizanie i igraszki dłonią... Spojrzała na ścianę, lecz zdawało się że patrzy poprzez nią. Zsunęła się z mężczyzny i mrucząc pod nosem.- Zaraz wracam.
Pognała wprost na ścianę, a z każdym krokiem stawała się coraz mniej materialna, coraz bardziej przeźroczysta, wreszcie znikła całkiem kilka centymetrów od ściany.
Pozostawiając ranę zasklepioną i najemnika w stanie wzbudzenia...I wtedy właśnie do komnaty wszedł Mac’Baeth, spojrzał na najemnika leżącego na łożu bez spodni i w „gotowości bojowej”. Starając się zdusić chichot gnom rzekł.- Rozumiem, desperackie czasy wymagają desperackich metod, ale...jak masz taką potrzebę, to na jarmarku znajdą się markietanki chętne ją zaspokoić. A i następnym razem będę pamiętał o pukaniu.
Nie dane się było Tarfurowi wytłumaczyć, a Płomyk jakoś zbyt szybko się nie pojawiała. Za to co innego odwróciło uwagę obu mężczyzn...huk z pokoju obok, sypialni druidki.

Heartstone, zamek, komnata sypialna Luinëhilien

Druidka nie odpowiadała na pukanie. Ani na wołanie. Miała prawo do prywatności, ale chyba powinna przynajmniej odpowiedzieć. Rasgan przyłożył ucho do drzwi...i nic nie usłyszał. Perspektywy rysowały się ciekawie...od bardzo przyjemnych do groźnych. Wszak Luinëhilien mogła tam leżeć nieprzytomna i chorobą zmożona. Ale czy wtedy jej wilczyca nie powinna wyć! Rasgan próbował otworzyć drzwi, jednak te były zamknięte od wewnątrz. Spróbował je wywarzyć i te otwarły się hukiem...strasznie głośnym i dość dziwnym. Jednak Rasganowi nie dane było zbyt długo nad tym rozważać, bo widok jaki zobaczył zmroził mu krew w żyłach. Pokój był zniszczony, meble spalone, ściany osmalone, szyby w oknach spękane od niedawnego żaru. I ani śladu druidki lub jej wilczycy.


Zajazd „Pod szczęśliwą gwiazdą”

To była ciężka rozmowa, widać że czarodziejkę przybiło to co zrobiła. To co uważała że musi zrobić. Dlatego krasnolud spoglądał na Sarę współczującym spojrzeniem. A następnie rzekł.- Na żywność to ja bym nie liczył, natomiast parę magicznych eliksirów to by się przydało. A co do spania tutaj...-Seander mimowolnie się wzdrygnął.- spędziłem w tym ponurym przybytku dość czasu, by nabrać niechęci do kolejnej nocy. Karczmę proponuję spalić wraz ze zwłokami. Splugawione dusze często powracają w formie nieumarłych, a spalenie ciał, powinno temu zapobiec. Co do magii podróżniczej. Zawodzi na całej linii. Wiem, bo próbowałem. Proponuję więc, by iść na nogach i nie narażać się na wybuch dzikiej magii przy czarach, które raczej nie poskutkują. Na szczęście okolicę znam jak własną kieszeń. Całkiem niedaleko jest całkiem spora wioska, jak tylko przejdziemy ten lasek, powinniśmy do niej dotrzeć. A jak wyruszymy raz dwa, to dotrzemy na miejsce przed nocą.

Po tych ustaleniach rozpoczęło się szybkie przeszukiwanie karczmy, które ujawniło pokój krasnoluda. Wśród jego rzeczy na uwagę zasługiwał krótki miecz wyglądający na magiczny, podobnie "magiczny" sztylet, "magiczną" skórzaną zbroję, trzy fiolki z magicznymi eliksirami, oraz dwa pierścienie. Brak czasu na dłuższe badanie, nie pozwolił jednak Sarze na ich identyfikację. Poza tym były tu też dwa statki w butelce, oraz spora książka kucharska z różnymi przepisami na potrawy.
Zaś w resztkach trumny po wampirzycy, Miri znalazła ciemnoszarą kulkę z dziwnej materii, oraz perłę i trzy kryształy podobne do tych znalezionych w pracowni.
O wiele bardziej makabrycznym odkryciem okazał się składzik w którym zgromadzone były rzeczy po ofiarach, głównie ubrania. Chłopskie sukmany, kupieckie kapelusze, suknie różnej jakość, nic nie warte drobiazgi i niemagiczny oręż oraz...szmacianą lalkę i sukienkę, najwyżej sześcioletniej, dziewczynki.
To utwierdziło Sarę w jej decyzji, nawet mimo słów krasnoluda.- Wiesz, ja ich mogłem zabić. Nie musiałaś brać na siebie takiego brzemienia. A ja...cóż...zabijałem nieraz. Choć nie nazwałbym tego, powodem do dumy.

Zabrawszy wszystko co było warte uwagi, Miri i Sara wyszły przed zajazd. Krasnolud bowiem powiedział iż sam zajmie się zmienieniem oberży w pogorzelisko.
Po kilku chwilach wybiegł z niej wołając.- Chodu!
I rzeczywiście...po chwili budynki stanęły w płomieniach.



I ruszyli...cała trójka ruszyła ścieżką prowadzącą . Seander szedł na czele opowiadając o dworskich obyczajach i gafach. O błędach ambasadorów i królów czarowników, o pladze królików którą w swym zamku wywołał jeden z potężnych magów: „Draństwo mnożyło się w przyspieszonym tempie, w dodatku były wszystkożerne jak szczury, cała jego magiczna biblioteka, w której księgi gromadzono przez pokolenia stała się jednodniowym posiłkiem stada długouchach gryzoni” , o gafach na przyjęciach: „ Na jednym z przyjęć maskowych, ale zamiast masek używano tam różdżek polimorfii. Pewna dama, pod postacią bodajże centaurzycy zaciągnęła od alkowy centaura. Jakież było jej zdziwienie rankiem. Gdy okazało się, że jej kochanek bynajmniej polimorfowany nie był. Cóż...parę miesięcy później poród był ciężki ale ponoć udany.”
Tymi i podobnymi opowieściami Seander wręcz zasypywał obie kobiety. Więc rodziło się pytanie, kim właściwie był? Bo na pewno nie był zwykłym podróżnikiem.
Tymczasem podróż się przeciągała, a las nie wydawał się kończyć. Co więcej, z każdym krokiem robił się coraz mroczniejszy i w dodatku pojawiały się gęste kłęby mgły, co dodatkowo potęgowało złowieszczy efekt.
Początkowo, zabawiający obie kobiety opowieściami, Seander nie zwracał na to uwagi. Wkrótce jednak zatrzymał się i rzekł ni to do siebie, ni to dziewcząt.- Cosik jest nie tak, las powinien się skończyć.
Nie brzmiało to zbyt optymistycznie w ustach krasnoluda, który nie tak dawno chełpił się znajomością okolicy, jak własnej kieszeni.
Nagle znikąd pojawiła się kurtyna z czerwonej niczym krew satyny...Kurtyna wisząca w powietrzu.
Rozsunęła się na boki odsłaniając jednego aktora. Mężczyznę młodego, acz z siwiejącym kosmykiem włosów.

Mężczyznę o dwukolorowych oczach i w szatach bogatych w wykonaniu, choć dziwnych. Jako ze takiego kroju szat, żadna z kobiet nie widziała. Nosił on metalową maskę zasłaniającą pół twarzy i to był niepokojący widok. Gdyż zarówno Miri jak i Sara miały wrażenie, iż ta maska trzyma jego twarz w całości. I że bez niej, jego twarz rozleciała odsłaniając to co się kryje za nią.
- W istocie zacny krasnoludzie, tamten las się skończył, a zaczęło się więzienie.- rzekł osobnik.- Więzienie dla mnie i dla was, lecz nie martwcie się. Razem odniesiemy zwycięstwo, w grze w której stawką jest nasza wolność. Zdobywając władzę nad tym miejsce uwolnimy się z krępujących nas okowów.
-Oni są moi!-
krzyk dobiegał z rosnącego naprzeciw drzewa, na którym siedział przycupnięta, zgrabna kobietka, o zwierzęcych uszach i oczach, o skąpym ubiorze podkreślającym atuty jej urody. Zeskoczyła z konara na którym siedziała na niższy konar, potem na pień, odbiła się od niego, wylądowała na ściółce leśnej i błyskawicznie na czworaka podbiegła do trójki podróżników. I wtedy dopiero stanęła w wyprostowanej postaci.
- Ich nie zabierzesz. Nie tym razem kłamco, oszuście, krętaczu.-kobieta o "kocich rysach" dyszała wręcz nienawiścią.
- Nie przesadzaj. Mam prawo rekrutować pionki podobnie jak ty.- rzekł mężczyzna z maską na pół twarzy, po czym dodał do krasnoluda i jego towarzyszek.- Ze mną macie szansę wygrać. To jej wina, że wszyscy tu jesteśmy...przyłączając się do niej. Utkniecie tu na zawsze.
-Nie dajcie się oszukać, on nie zna litości, ani lojalności. Oszuka was przy pierwszej okazji. On się nie martwi, ile pionków poświęci po drodze.-
rzekła kobieta stojąc w bojowej postawie, naprzeciw zamaskowanego mężczyzny.
- A więc wybierzcie, mnie, wolność i zwycięstwo lub ją, przegraną i niewolę.- rzekł mężczyzna zirytowany przeciągajacą się sytuacją.

Południowe Lasy, Graiholm, Tawerna „Pod dwoma kilofami”

Ciskanie powracającym orężem zabijało pojedyncze sztuki lecz nie rozwiązywało problemu. Stwory nacierały nadal, więc nimfa użyła jednej ze swych magicznych melodii.
Pieśń nimfy wstrząsnęła podłożem powalając nieumarłych na ziemię. W tym czasie półelf chwycił, leżący pośród leków dziwaczny oręż, łańcuch z jednej strony zakończony kolcem, z drugiej zaś stylizowanym łbem smoka. Łańcuch zawirował na głową półelfa, po czym zatoczył większy łuk rozbijając głową smoka czaszki zombie znajdujących się nieco dalej.
Nimfa z wyciągniętym rapierem stanęła przed magiem, zaś pomocnica schowała się za półelfem.
Taelior szybki wyuczonym ruchem owinął łańcuch wokół ramienia, i mając wolne ręce wypowiedział czar. Z wyciągniętych do przodu dłoni wystrzelił stożek zimnego powietrza, zmieniając nieumarłych w lodowe rzeźby.
-Wybacz, ale jasne światło nie leży w repertuarze mych zaklęć.- odparł Taelior.
Zamrożeni zombie, nie stanowili zagrożenia, nie mogąc się ruszyć, ani do końca rozpaść, problemem, była kolejna fala żywych trupów , która prąc do przodu popychała lodowe figury...Te upadały roztrzaskując się na kawałki i pozwalając uwięzionym zombie ponownie zjednoczyć się z mgłą.
I nimfa starła się z nawałą nieumarłych, broniąc im dostępu do Taeliora, szykującego kolejny czar.
Zagłada wydawała się nieunikniona, aż...Przez rozbite okno wskoczyła, kapłanka Rosalithe. Wydała krótkie polecenie. - Spluń na nich siecią!
I do środka zaglądnął olbrzymi pająk, z którego strugi pajęczyny, oplątały tych zombie, z którymi zmagała się nimfa. Stwór niewątpliwie był tworem Raetara. Aeterveris wręcz czuła ową obcość, pozornie zwyczajnej bestii. Gdzie wiec był jej pan?
To jednak nie miało znaczenia, w tej chwili...Bowiem kapłanka przejęła inicjatywę, zmieniając sytuację.
Trzymając w czerwonej od krwi dłoni święty symbol Oplatającej silnym głosem wypowiedziała słowa modlitwy:
- O światła Pani, ześlij mi w swej łasce moc, bym mogła strącić z padołów tego świata te niegodne stąpania po jego powierzchni nieumarłe, nieszczęśliwe dusze...
Symbol rozbłysł jasnoczerwonym blaskiem, a nieumarli w zasięgu tej aury ginęli rozpadając się w opary mgły...Te znajdujące się dalej oddalały od się pospiechu karczmy.
Potęga Rosalithe oddaliła stwory, zniszczyła też zielonkawą mgłę w pokoju. Lecz opar powoli powracał, a zombie, które zostały zniszczone, zostały przez mgłę zastąpione kolejnymi nieumarlymi.
Niemniej wszyscy mieli chwilę odpoczynku, zanim zombie uderzą ponownie i Vivienne będzie musiała znów je odgonić.
- Brawurowy plan Vivienne, aczkolwiek wolałbym byś nie narażała, aż tak bardzo swego życia. To stresuje mojego pająka.- rzekł Raetar który pojawił się przy rozbitym oknie. Następnie zaś dodał.- Wiem, powinienem był ci pomóc, ale...miałaś doskonały tak plan taktyczny, iż uznałem, że moja pomoc nie będzie potrzebna. I miałem rację.
Starzec wszedł przez okno do środka.- Poza tym, musiałem się zająć nieumarłymi, którzy chcieli się wedrzeć do pokojów z uciekinierami. Aczkolwiek wątpię by me metody, powstrzymały zombie, przez dłuższy okres czasu. Nie są bowiem, aż tak skuteczne.
Taelior zaś rzekł.- Jako Wu-jen powiązany z wodą preferuję zaklęcia powiązane z tym żywiołem. Mogę zamknąć przejście do górnych pokojów karczmy ścianą lodu...Tam schronimy ludność cywilną. Lód powinien powstrzymać zombie na dłużej, choć to też jest to rozwiązanie tymczasowe, zwłaszcza, że do świtu jeszcze sporo godzin zostało...A poza tym, trzeba by pomóc Tawrokowi i jego ludziom.
Tymczasem na zewnątrz gospody rozległ się krzyk.- Pomocy!
Elfka Tagosai znalazła się po części w obszarze które objęła potęga Rosalithe i teraz biegła do zgromadzonych w pokoju osób i pilnującego ich bezpieczeństwa pająka. Biegła błagając o pomoc. A za nią szły zombie...Mgła powoli wracała do karczmy a wraz z nią stworzeni nieumarli i wkrótce Vivienne znowu będzie musiała prosić swą boginię o pomoc.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 04-06-2009 o 23:12.
abishai jest offline