Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-06-2009, 18:50   #121
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Gdy wampirzyca z odrąbaną głową w końcu spłonęła po wystawieniu na słońce, można było odetchnąć z ulgą i spokojniej już porozmawiać. Miridopadła wiadro z wodą i jakąś w miarę czystą szmatę, po czym przemyła swoją twarz z posoki nieumarłej. Każdy przez chwilę zajął się sobą, po czym Senader rozpoczął rozmowę:

- "Naprawdę wdzięcznym jestem, żeście mi życie uratowały. I chciałbym się odwdzięczyć żeniąc się z jedną z was" - Powiedział, a na buźce Miri pojawiło się naprawdę spore zaskoczenie. Krasnolud jednak szybko się roześmiał, co również wywołało mały uśmiech na ustach Mniszki, po czym wyjaśnił, że to żart, oczywiście jednak dodając od siebie parę zdań podtrzymujących wielkość swojego męskiego ego. Zaproponował również podróż do Arhaagu, gdzie ponoć posiadał spory majątek. Mówiąc więc krótko zapraszał obie młode kobietki do siebie... .

- Hmmm... - To było wszystko, co Miri chwilowo z siebie dała jako odpowiedź. Jej głowę zaprzątała bowiem sprawa Gungara i Halavera związanych w karczmie, o których również wspomniał Krasnal. Obaj mężczyźni byli kiedyś w końcu ludźmi, w tej chwili zaś plugawymi istotami, żerującymi w bestialski sposób na przypadkowych osobach. Należało coś z nimi zrobić, "coś" , co bardzo, ale bardzo się rudowłosej nie podobało. Ponoć jednak nie było wyjścia, nie można ich było uratować z takiego stanu, a co dopiero w chwili obecnej po prostu puścić wolno.

Tą bardzo ciężką decyzję podjęła niespodziewanie Sara. Delikatna i sprawiająca wrażenie niezdolnej do takich czynów Czarodziejka ruszyła do wnętrza zajazdu, wyciągając mały sztylet.

Mniszka odprowadziła ją zimnym spojrzeniem.

.....

Po pewnym czasie trójka przypadkowo ze sobą powiązanych losem osób stanęła w głównej sali zajazdu. Tym razem Miri zaczęła rozmowę jako pierwsza, dziwnie unikając spojrzenia Sary.

- Weźmy co się przyda z tych rzeczy które znaleźliśmy w pracowni i w gnieździe wampirzycy, reszta, przynajmniej mnie, nie interesuje. Nie mam zamiaru okradać tego miejsca. Proponowałabym je zaś spalić. Dzień dopiero co się zaczął, możemy więc wyruszyć w drogę, a szczerze powiedziawszy nie mam zamiaru tu zostawać ani chwili dłużej. W stajni znalazłam kości koni, nadal więc pozostaje nam poruszać się pieszo, no chyba że jak Sara chce, jakoś za pomocą magii.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu spojrzała na młodą Czarodziejkę, szybko jednak przeniosła wzrok na Seandera. Zarazem podziwiała i nienawidziła w chwili obecnej Sarę. Podziwiała za odwagę podjęcia się tak strasznego zadania, nienawidziła zaś jednocześnie za zabicie obu mężczyzn, mimo faktu, że nie było dla nich ratunku, i to było ponoć jedyne rozwiązanie. Sama przez chwilę myślała, by dokonać tego czynu, Sara ją jednak ubiegła. Ciekawe czy samą siebie by po takim czymś znienawidziła... .

- Jak dla mnie możemy wyruszyć do tego Arhaangu a potem się zobaczy - Powiedziała spoglądając przez okno.

 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 02-06-2009, 21:51   #122
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Heartstone, świątynia Słońca i Księżyca

- Dlaczego uważasz, że filozofia mnie nie interesuje? Być może nie wyglądam na takiego co się przejmuje czymś innym poza własnym ja i tym jak tu dobrać się do kolejnej dziewicy, ale ktoś z twoim umysłem powinien wiedzieć, że pozory często mylą, czyż nie? – elf z gracją usiadł koło gnoma. Z zainteresowaniem spoglądał ołtarz w głębi świątyni.
- Uważam, że powinniśmy się głęboko zastanowić nad powodem, dla którego tutaj jesteśmy. Nie wydaje mi się, by samo wejście do lasu oznaczało przystąpienie do gry. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że wciągnęła nas w to Płomyk. Masz jakieś przypuszczenia co do tego, kim ona może być?
-Być może pozory mylą i nie jesteś prawiczkiem, za którego cię uważam.- zaśmiał się gnom. Po czym spojrzał na ołtarz.-Ktoś z moim umysłem powiedziałby, że nie zawsze jesteśmy tymi, za kogo się uważamy. A rozmyślania raz na jakiś czas, jeszcze z nikogo filozofa nie uczyniły. Ktoś z moim umysłem powiedziałby, że rozgryzanie natury innych to strata czasu, wystarczy odkryć motywy ich działań, by grać nimi, niczym kartami. A Płomyk? Jest bytem, o boskich możliwościach, przynajmniej jeśli chodzi o ten obszar. Trudno zgadywać, czy jest bóstwem, czy potężnym demonem, czy istotą z jakieś dalekiego planu. Faktem jest, że myślą może kreować rzeczywistość, do pewnego stopnia oczywiście. Nie specjalnie zaś obchodzą mnie prawdziwe powody działań Płomyka. Wiem jednak, że nie wypuści nas stąd dopóty nie dostanie czego chce, lub sami nie znajdziemy wyjścia. Tyle że wy szukacie jeszcze swojego krasnoludzkiego towarzysza, no i nie zapominajmy o półorku.
- Obserwując to co dzieje się na zewnątrz, mógłbym powiedzieć, że jest tutaj całkiem sporo figur z szachów. Ci, co biją się już dziś na placu, tuż przed turniejem, to pionki. Niezbyt inteligentne, nadające się tylko do bitki i poświęcenia w imię królowej. Szkoda, że nie możemy rozpoznać, które są nasze, a które nie. Zaś co mądrzejsze i ważniejsze persony siedzą raczej z dala od zgiełku, tak jak ty tutaj. Może zostaniesz królem? Czy tak będzie czy nie, to i tak mam dziwne wrażenie, że jesteś tutaj kimś ważnym. I powiem ci jeszcze jedno. Dawno się tak nie bałem.-na to Mac’Baeth rzekł tylko, wykonując energiczny ruch dłonią.- Pionki? Nie żartuj. Figur tu niewiele. To całe „królestwo”, to nic innego jak dekoracja teatralna, a jego mieszkańcy to chór i statyści w przedstawieniu, w którym pionki i gracze grają główne role.-

Rasgan wyszedł by obejrzeć, pojedynki...Ciekawe to były boje, staczane jednak tylko na broń białą i tarcze. Żadnego innego rodzaju walk nie toczono. A i same walki raczej spokojne były. Toczone bez entuzjazmu boje, służyły bardziej poznaniu innych rywali i wykuciu sobie opinii u reszty konkurencji. Choć styl ich walki bardzo różnił się od stylu walki Rasgana, to widać było iż są doświadczonymi wojownikami.
Lekkie klepnięcie poniżej łopatek przywróciło go do rzeczywistości. Z tyłu za elfem stał Mac’Baeth. Gnom spojrzał na Rasgana i rzekł.- Idź do komnaty po druidkę i spotkamy się u Haradana, czas zaplanować wieczór.

Heartstone, zamek, komnata sypialna Haradana

Płomyk wygrzewała się przy kominku, gdy Tarfur wkroczył do komnaty. Odwróciła wzrok, w kierunku, Haradana, jak tylko wkroczył on do komnaty.
-Znasz się na opatrywaniu? Mogłabyś pomóc, albo chociaż wezwać medyka? Mają tu w ogóle coś takiego?!- dramatyczne słowa Tarfura, zbyła obojętną kocia miną wracając do postaci kobiety o drobnych zwierzęcych cechach. Prychnęła gniewnie.- Oj, szybko mnie Haradanie zmieniłeś w niewolnicę. A przed chwilą byłam wszak królową którą nosiłeś na rękach, a teraz? Mam ganiać i medyków szukać. Nie jesteś miły...Faceci. Wszyscy są tacy sami.
Położyła się na łożu obserwując zmagania Tarfura z raną, a gdy zdjął spodnie zaczął zakładać opaskę uciskową, klepnęła dłonią o puchowy materac mówiąc.- Kładź się tutaj, ale już...
Zdziwiło to Tarfura, ale Płomyk zmarszczyła po kobiecemu nosek dając w ten sposób wyraz swej irytacji...Byłby to słodki obrazek, gdyby nie zimne bezlitosne spojrzenie jej oczu. Mruknęła.- Chcesz mej pomocy czy nie?
Haradan nie miał wyboru, położył się więc na plecach pozbawiony spodni i z opaską uciskową na udzie.
- No...tak lepiej.- zamruczała Płomyk uśmiechając się tajemniczo, pochylając się nad najemnikiem i zrywając świeżo założony opatrunek.
- Co robisz?- chciał zaprotestować Haradan, ale dziewczyna spojrzała na niego gniewnie i Tarfurowi pozostało jedynie poddać się jej kuracji...Wszak sam się o to po prosił. Płomyk zaczęła lizać ranę i jej okolicę wilgotnym i nieco szorstkim językiem (co było kolejnym argumentem za jej kocią naturą). Jednak z każdym liźnięciem Haradan czuł miłe ciepło w udzie, a i rana się zasklepiała...Było to miłe, ale...W czasie gdy Płomyk lizała jego ranę, jej dłoń wsunęła się pomiędzy uda mężczyzny i Haradan stwierdził, że zna się ona na pobudzaniu jego najwrażliwszej części ciała. Tyle że nie czas teraz na igraszki, nawet wyrafinowane. Ale ona chyba miała inne zdanie na ten temat. Płomyk znowu się nim bawiła, dopuszczając Tarfura dalej, lecz nadal w pełni kontrolując sytuację.
Nagle przerwała i lizanie i igraszki dłonią... Spojrzała na ścianę, lecz zdawało się że patrzy poprzez nią. Zsunęła się z mężczyzny i mrucząc pod nosem.- Zaraz wracam.
Pognała wprost na ścianę, a z każdym krokiem stawała się coraz mniej materialna, coraz bardziej przeźroczysta, wreszcie znikła całkiem kilka centymetrów od ściany.
Pozostawiając ranę zasklepioną i najemnika w stanie wzbudzenia...I wtedy właśnie do komnaty wszedł Mac’Baeth, spojrzał na najemnika leżącego na łożu bez spodni i w „gotowości bojowej”. Starając się zdusić chichot gnom rzekł.- Rozumiem, desperackie czasy wymagają desperackich metod, ale...jak masz taką potrzebę, to na jarmarku znajdą się markietanki chętne ją zaspokoić. A i następnym razem będę pamiętał o pukaniu.
Nie dane się było Tarfurowi wytłumaczyć, a Płomyk jakoś zbyt szybko się nie pojawiała. Za to co innego odwróciło uwagę obu mężczyzn...huk z pokoju obok, sypialni druidki.

Heartstone, zamek, komnata sypialna Luinëhilien

Druidka nie odpowiadała na pukanie. Ani na wołanie. Miała prawo do prywatności, ale chyba powinna przynajmniej odpowiedzieć. Rasgan przyłożył ucho do drzwi...i nic nie usłyszał. Perspektywy rysowały się ciekawie...od bardzo przyjemnych do groźnych. Wszak Luinëhilien mogła tam leżeć nieprzytomna i chorobą zmożona. Ale czy wtedy jej wilczyca nie powinna wyć! Rasgan próbował otworzyć drzwi, jednak te były zamknięte od wewnątrz. Spróbował je wywarzyć i te otwarły się hukiem...strasznie głośnym i dość dziwnym. Jednak Rasganowi nie dane było zbyt długo nad tym rozważać, bo widok jaki zobaczył zmroził mu krew w żyłach. Pokój był zniszczony, meble spalone, ściany osmalone, szyby w oknach spękane od niedawnego żaru. I ani śladu druidki lub jej wilczycy.


Zajazd „Pod szczęśliwą gwiazdą”

To była ciężka rozmowa, widać że czarodziejkę przybiło to co zrobiła. To co uważała że musi zrobić. Dlatego krasnolud spoglądał na Sarę współczującym spojrzeniem. A następnie rzekł.- Na żywność to ja bym nie liczył, natomiast parę magicznych eliksirów to by się przydało. A co do spania tutaj...-Seander mimowolnie się wzdrygnął.- spędziłem w tym ponurym przybytku dość czasu, by nabrać niechęci do kolejnej nocy. Karczmę proponuję spalić wraz ze zwłokami. Splugawione dusze często powracają w formie nieumarłych, a spalenie ciał, powinno temu zapobiec. Co do magii podróżniczej. Zawodzi na całej linii. Wiem, bo próbowałem. Proponuję więc, by iść na nogach i nie narażać się na wybuch dzikiej magii przy czarach, które raczej nie poskutkują. Na szczęście okolicę znam jak własną kieszeń. Całkiem niedaleko jest całkiem spora wioska, jak tylko przejdziemy ten lasek, powinniśmy do niej dotrzeć. A jak wyruszymy raz dwa, to dotrzemy na miejsce przed nocą.

Po tych ustaleniach rozpoczęło się szybkie przeszukiwanie karczmy, które ujawniło pokój krasnoluda. Wśród jego rzeczy na uwagę zasługiwał krótki miecz wyglądający na magiczny, podobnie "magiczny" sztylet, "magiczną" skórzaną zbroję, trzy fiolki z magicznymi eliksirami, oraz dwa pierścienie. Brak czasu na dłuższe badanie, nie pozwolił jednak Sarze na ich identyfikację. Poza tym były tu też dwa statki w butelce, oraz spora książka kucharska z różnymi przepisami na potrawy.
Zaś w resztkach trumny po wampirzycy, Miri znalazła ciemnoszarą kulkę z dziwnej materii, oraz perłę i trzy kryształy podobne do tych znalezionych w pracowni.
O wiele bardziej makabrycznym odkryciem okazał się składzik w którym zgromadzone były rzeczy po ofiarach, głównie ubrania. Chłopskie sukmany, kupieckie kapelusze, suknie różnej jakość, nic nie warte drobiazgi i niemagiczny oręż oraz...szmacianą lalkę i sukienkę, najwyżej sześcioletniej, dziewczynki.
To utwierdziło Sarę w jej decyzji, nawet mimo słów krasnoluda.- Wiesz, ja ich mogłem zabić. Nie musiałaś brać na siebie takiego brzemienia. A ja...cóż...zabijałem nieraz. Choć nie nazwałbym tego, powodem do dumy.

Zabrawszy wszystko co było warte uwagi, Miri i Sara wyszły przed zajazd. Krasnolud bowiem powiedział iż sam zajmie się zmienieniem oberży w pogorzelisko.
Po kilku chwilach wybiegł z niej wołając.- Chodu!
I rzeczywiście...po chwili budynki stanęły w płomieniach.



I ruszyli...cała trójka ruszyła ścieżką prowadzącą . Seander szedł na czele opowiadając o dworskich obyczajach i gafach. O błędach ambasadorów i królów czarowników, o pladze królików którą w swym zamku wywołał jeden z potężnych magów: „Draństwo mnożyło się w przyspieszonym tempie, w dodatku były wszystkożerne jak szczury, cała jego magiczna biblioteka, w której księgi gromadzono przez pokolenia stała się jednodniowym posiłkiem stada długouchach gryzoni” , o gafach na przyjęciach: „ Na jednym z przyjęć maskowych, ale zamiast masek używano tam różdżek polimorfii. Pewna dama, pod postacią bodajże centaurzycy zaciągnęła od alkowy centaura. Jakież było jej zdziwienie rankiem. Gdy okazało się, że jej kochanek bynajmniej polimorfowany nie był. Cóż...parę miesięcy później poród był ciężki ale ponoć udany.”
Tymi i podobnymi opowieściami Seander wręcz zasypywał obie kobiety. Więc rodziło się pytanie, kim właściwie był? Bo na pewno nie był zwykłym podróżnikiem.
Tymczasem podróż się przeciągała, a las nie wydawał się kończyć. Co więcej, z każdym krokiem robił się coraz mroczniejszy i w dodatku pojawiały się gęste kłęby mgły, co dodatkowo potęgowało złowieszczy efekt.
Początkowo, zabawiający obie kobiety opowieściami, Seander nie zwracał na to uwagi. Wkrótce jednak zatrzymał się i rzekł ni to do siebie, ni to dziewcząt.- Cosik jest nie tak, las powinien się skończyć.
Nie brzmiało to zbyt optymistycznie w ustach krasnoluda, który nie tak dawno chełpił się znajomością okolicy, jak własnej kieszeni.
Nagle znikąd pojawiła się kurtyna z czerwonej niczym krew satyny...Kurtyna wisząca w powietrzu.
Rozsunęła się na boki odsłaniając jednego aktora. Mężczyznę młodego, acz z siwiejącym kosmykiem włosów.

Mężczyznę o dwukolorowych oczach i w szatach bogatych w wykonaniu, choć dziwnych. Jako ze takiego kroju szat, żadna z kobiet nie widziała. Nosił on metalową maskę zasłaniającą pół twarzy i to był niepokojący widok. Gdyż zarówno Miri jak i Sara miały wrażenie, iż ta maska trzyma jego twarz w całości. I że bez niej, jego twarz rozleciała odsłaniając to co się kryje za nią.
- W istocie zacny krasnoludzie, tamten las się skończył, a zaczęło się więzienie.- rzekł osobnik.- Więzienie dla mnie i dla was, lecz nie martwcie się. Razem odniesiemy zwycięstwo, w grze w której stawką jest nasza wolność. Zdobywając władzę nad tym miejsce uwolnimy się z krępujących nas okowów.
-Oni są moi!-
krzyk dobiegał z rosnącego naprzeciw drzewa, na którym siedział przycupnięta, zgrabna kobietka, o zwierzęcych uszach i oczach, o skąpym ubiorze podkreślającym atuty jej urody. Zeskoczyła z konara na którym siedziała na niższy konar, potem na pień, odbiła się od niego, wylądowała na ściółce leśnej i błyskawicznie na czworaka podbiegła do trójki podróżników. I wtedy dopiero stanęła w wyprostowanej postaci.
- Ich nie zabierzesz. Nie tym razem kłamco, oszuście, krętaczu.-kobieta o "kocich rysach" dyszała wręcz nienawiścią.
- Nie przesadzaj. Mam prawo rekrutować pionki podobnie jak ty.- rzekł mężczyzna z maską na pół twarzy, po czym dodał do krasnoluda i jego towarzyszek.- Ze mną macie szansę wygrać. To jej wina, że wszyscy tu jesteśmy...przyłączając się do niej. Utkniecie tu na zawsze.
-Nie dajcie się oszukać, on nie zna litości, ani lojalności. Oszuka was przy pierwszej okazji. On się nie martwi, ile pionków poświęci po drodze.-
rzekła kobieta stojąc w bojowej postawie, naprzeciw zamaskowanego mężczyzny.
- A więc wybierzcie, mnie, wolność i zwycięstwo lub ją, przegraną i niewolę.- rzekł mężczyzna zirytowany przeciągajacą się sytuacją.

Południowe Lasy, Graiholm, Tawerna „Pod dwoma kilofami”

Ciskanie powracającym orężem zabijało pojedyncze sztuki lecz nie rozwiązywało problemu. Stwory nacierały nadal, więc nimfa użyła jednej ze swych magicznych melodii.
Pieśń nimfy wstrząsnęła podłożem powalając nieumarłych na ziemię. W tym czasie półelf chwycił, leżący pośród leków dziwaczny oręż, łańcuch z jednej strony zakończony kolcem, z drugiej zaś stylizowanym łbem smoka. Łańcuch zawirował na głową półelfa, po czym zatoczył większy łuk rozbijając głową smoka czaszki zombie znajdujących się nieco dalej.
Nimfa z wyciągniętym rapierem stanęła przed magiem, zaś pomocnica schowała się za półelfem.
Taelior szybki wyuczonym ruchem owinął łańcuch wokół ramienia, i mając wolne ręce wypowiedział czar. Z wyciągniętych do przodu dłoni wystrzelił stożek zimnego powietrza, zmieniając nieumarłych w lodowe rzeźby.
-Wybacz, ale jasne światło nie leży w repertuarze mych zaklęć.- odparł Taelior.
Zamrożeni zombie, nie stanowili zagrożenia, nie mogąc się ruszyć, ani do końca rozpaść, problemem, była kolejna fala żywych trupów , która prąc do przodu popychała lodowe figury...Te upadały roztrzaskując się na kawałki i pozwalając uwięzionym zombie ponownie zjednoczyć się z mgłą.
I nimfa starła się z nawałą nieumarłych, broniąc im dostępu do Taeliora, szykującego kolejny czar.
Zagłada wydawała się nieunikniona, aż...Przez rozbite okno wskoczyła, kapłanka Rosalithe. Wydała krótkie polecenie. - Spluń na nich siecią!
I do środka zaglądnął olbrzymi pająk, z którego strugi pajęczyny, oplątały tych zombie, z którymi zmagała się nimfa. Stwór niewątpliwie był tworem Raetara. Aeterveris wręcz czuła ową obcość, pozornie zwyczajnej bestii. Gdzie wiec był jej pan?
To jednak nie miało znaczenia, w tej chwili...Bowiem kapłanka przejęła inicjatywę, zmieniając sytuację.
Trzymając w czerwonej od krwi dłoni święty symbol Oplatającej silnym głosem wypowiedziała słowa modlitwy:
- O światła Pani, ześlij mi w swej łasce moc, bym mogła strącić z padołów tego świata te niegodne stąpania po jego powierzchni nieumarłe, nieszczęśliwe dusze...
Symbol rozbłysł jasnoczerwonym blaskiem, a nieumarli w zasięgu tej aury ginęli rozpadając się w opary mgły...Te znajdujące się dalej oddalały od się pospiechu karczmy.
Potęga Rosalithe oddaliła stwory, zniszczyła też zielonkawą mgłę w pokoju. Lecz opar powoli powracał, a zombie, które zostały zniszczone, zostały przez mgłę zastąpione kolejnymi nieumarlymi.
Niemniej wszyscy mieli chwilę odpoczynku, zanim zombie uderzą ponownie i Vivienne będzie musiała znów je odgonić.
- Brawurowy plan Vivienne, aczkolwiek wolałbym byś nie narażała, aż tak bardzo swego życia. To stresuje mojego pająka.- rzekł Raetar który pojawił się przy rozbitym oknie. Następnie zaś dodał.- Wiem, powinienem był ci pomóc, ale...miałaś doskonały tak plan taktyczny, iż uznałem, że moja pomoc nie będzie potrzebna. I miałem rację.
Starzec wszedł przez okno do środka.- Poza tym, musiałem się zająć nieumarłymi, którzy chcieli się wedrzeć do pokojów z uciekinierami. Aczkolwiek wątpię by me metody, powstrzymały zombie, przez dłuższy okres czasu. Nie są bowiem, aż tak skuteczne.
Taelior zaś rzekł.- Jako Wu-jen powiązany z wodą preferuję zaklęcia powiązane z tym żywiołem. Mogę zamknąć przejście do górnych pokojów karczmy ścianą lodu...Tam schronimy ludność cywilną. Lód powinien powstrzymać zombie na dłużej, choć to też jest to rozwiązanie tymczasowe, zwłaszcza, że do świtu jeszcze sporo godzin zostało...A poza tym, trzeba by pomóc Tawrokowi i jego ludziom.
Tymczasem na zewnątrz gospody rozległ się krzyk.- Pomocy!
Elfka Tagosai znalazła się po części w obszarze które objęła potęga Rosalithe i teraz biegła do zgromadzonych w pokoju osób i pilnującego ich bezpieczeństwa pająka. Biegła błagając o pomoc. A za nią szły zombie...Mgła powoli wracała do karczmy a wraz z nią stworzeni nieumarli i wkrótce Vivienne znowu będzie musiała prosić swą boginię o pomoc.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 04-06-2009 o 23:12.
abishai jest offline  
Stary 03-06-2009, 20:37   #123
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Bestie okazały się sprytniejsze niż Ethan przewidział. Jednego ze ścigaczy udało mu się załatwić ogniem i bełtami z kuszy, ale drugi ominął płomienie wczepiając się pazurami w ściany i sufit. Potwór szybko znalazł się przy rycerzu i wytrącił mu kuszę z rąk. Ethan odskoczył od przeciwnika i błyskawicznie dobył miecz, jednocześnie modląc się w duchu:

"Cromagu pozwól mi szybko pokonać tę bestię zanim ogień pochłonie mnie i moich towarzyszy."

MacBright wyczekał moment w którym potwór zaatakuje i wyprowadził dwa szybkie cięcia, starając się trafić w ciało nie osłonięte specyficzną zbroją.
 
Komtur jest offline  
Stary 04-06-2009, 00:05   #124
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Post opracowany z MG

Zajazd „Pod szczęśliwą gwiazdą” płonął wielką łuną, grzebiąc w ogniu wspomnienia tego strasznego miejsca, co przyniosło choć odrobinę wewnętrznej ulgi. Szczególnie po tym, co trójka połączonych niezwykłymi wydarzeniami osób w nim przeżyła, oraz co odkryła. Miri szczególnie wstrząsnęło znalezienie wielu ubrań ofiar, w tym i małej, drewnianej lalki.

Ruszyli w dalszą podróż pieszo, prowadzeni przez znającego okolicę Seandera. Krasnal przestrzegał przed używaniem magii, co mogło przynieść kolejne niezbyt miłe niespodzianki, o wiele czasem gorsze niż ośle uszy Sary, nie pozostało więc nic innego jak dreptanie na własnych nogach. Brodacz w czasie podróży zabawiał obie kobiety barwnymi opowiastkami na wszelkie możliwe tematy, w których jednak przeważały opowiastki o dworach, magach, ambasadorach i królach, co dawało nieco do myślenia. Tak obeznany Krasnal nie był więc raczej zwykłym podróżnym, czy też raczej popularnie zwanym "awanturnikiem". Wspominał również wcześniej o posiadaniu majątku, ciekawe... .

Miri wtrącała się w opowiastki sporadycznie, z grzeczności bardziej niż zainteresowania, od czasu do czasu wypowiadając jakiś "suchy" komentarz. Seander był zapewne kimś więcej niż zwykłym Krasnalem, dla Mniszki nie było to jednak aaaż tak wielce intrygujące i konieczne do wyjaśnienia.

- ~~A niech jest sobie i jakimś królem, jak dla mnie świntuch z niego mały, ale honor ma i głowę na karku też~~ - Pomyślała sobie Miri, i własne myśli w głowie nieco ją rozbawiły, co wywołało na jej ustach drobny uśmiech, który owy Seander błędnie wziął za skierowany do niego. To doprowadziło do jeszcze większego rozbawienia Mniszki, i tym razem już uśmiechnęła się do niego.

Podróż przez coraz gęstszy las odbywała się bez jakichkolwiek atrakcji, choć pojawiła się mgła.

Jednak do czasu.

- "Cosik jest nie tak, las powinien się skończyć" - Odezwał się w końcu Seander, zatrzymując w miejscu. Zaniepokoiło to nieco i Sarę i Miri, Mniszka zaczęła się więc uważniej rozglądać.

Nagle pojawiła się sporych rozmiarów... czerwona kurtyna, wisząca w powietrzu. Jej poły rozwinęły się szybko na boki, ukazując dosyć dziwnie wyglądającego młodego mężczyznę. Miri zacisnęła pięści. Nieznajomy przemówił, a to co powiedział było wyjątkowo dziwne. Las był ponoć więzieniem, i rozpoczęła się jakaś gra.

- No żesz... - Miri nie dokończyła, przerwało jej głośne kobiece "Oni są moi!", gdy ujawniła się druga osoba, będąca dosyć skąpo ubraną kobietą o wyraźnych kocich cechach zarówno wyglądu, jak i charakteru. Dwójka obcych zaczęła... się wykłócać na temat Sary, Miri i Seandera, ciągle coś marudząc o jakiejś grze i o pionkach, jak bezczelnie ich nazywano. Oboje również zaczęli oczerniać się na wzajem, i przedstawiać swoje oferty mające skusić trójkę do podjęcia decyzji za kim się opowiedzieć.

Wszystko to zaczęło Miri z leksza denerwować.

- A co jeśli nie mam zamiaru wybierać czegokolwiek? - Warknęła Mniszka - Nie interesują mnie wasze gierki, nie interesujecie mnie wy, chcemy więc iść dalej.

- Zawsze tak jest...-zaczęła pochlipywać kobieta.-...Nikt nie stara się mi pomóc. Inni gracze się skupiają na spiskowaniu przeciwko mnie, a jak chcę kogoś uratować, to spotykam się z niewdzięcznością.

Nieznajomy mężczyzna zaś odpowiedział.- Myślisz że masz wybór Miri?. Nie ma trzeciej drogi. Możesz nas wyminąć, ale z lasu nie wyjdziesz. Las jest więzieniem, a kluczem do niego jest uczestnictwo w grze.

- Tylko uczestnicząc możesz się stąd wydostać. Myślisz, że chcę cię do czegoś zmuszać?. Ja nie mam wyboru.- płaczliwym głosem dodała kobieta, a krasnolud podszedł delikatnie głaszcząc ją po podstawie pleców.- Dobrze, już dobrze...nie ma się co mazać.

- Cholera... - Miri zgrzytnęła zębami - Nie macie naprawdę nic innego do roboty?. Grajcie w swoje gierki sami... . Hej Seanderze co ty wyprawiasz??.

Miri zacisnęła pięści ze złości, po chwili jednak je rozluźniła. Przejechała dłonią po twarzy w geście rezygnacji. Krasnolud już wykazał się brakiem rozsądku, już pocieszał nieznajomą, a oboje najpewniej stanowili zagrożenie...
- A ty coś powiesz panie szrama? - Mniszka odezwała się do tajemniczego mężczyzny.

- Jeśli jesteś mądra podejmiesz słuszną decyzję i wybierzesz mnie.- odparł zamaskowany mężczyzna.- Zresztą, nie mów mi, że ty masz coś innego do roboty. Miri ty nie masz celu w życiu, a ja...mogę ci go dać.

Mniszka słysząc swoje imię, aż zachłysnęła się powietrzem. Tego już było nieco za wiele, znów zapewne używano na niej jakiejś magii, do tego jeszcze "metalowy brzydal" dopiekł jej już bardziej osobiście.
- Co do kur... - Warknęła spoglądając wrogo na zamaskowanego - Nie będę się przed tobą z niczego tłumaczyć!.

Miri uniosła nieco ręce i stanęła do mężczyzny bokiem, wyraźnie przyjmując postawę bojową. Jej umysł pracował pełną parą, analizując zaistniałą sytuację. Dwójka nieznajomych, marudząca coś o jakiejś grze i chcąca ich w nią najwyraźniej wciągnąć, do tego owa dwójka znała się z pewnością na magii. Walka z nimi byłaby z pewnością bardzo ciężka, jeśli nie z góry skazana na porażkę. Zapewne walczyłaby z Sarą i Seanderem dzielnie, Czarodziejka jednak już użyła wcześniej wielu zaklęć, do tego nie było dokładnie wiadomo z jaką potęgą mają tu do czynienia. Sam Krasnal zaś z kolei już stał bezpośrednio przy dziwnej kobiecie-kocie, co również było dosyć frapującą sprawą... .

Cofnęła się o krok w tył, bliżej nieznajomej kobietki, Czarodziejki i Krasnala, nie odrywając wzroku od nieznajomego. Każde z dwójki mówiło coś innego, oskarżało drugiego, przekonywało ich na swoje sposoby, by do nich dołączyć w owej "grze". Mężczyzna był jednak w pewien sposób bardziej agresywny, do tego ta jego dziwna twarz. Tajemnicza kobietka z kolei mogła również okazać się jakąś wyjątkowo okropną osobą, jednak jak na razie nie sprawiała takiego wrażenia.

Mętlik... .

Miri znowu cofnęła się o krok w tył, w stronę swoich towarzyszy i kociej kobiety. Najwyżej będzie bliżej by pomóc Senaderowi.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 04-06-2009 o 00:10. Powód: Orty :P
Buka jest offline  
Stary 05-06-2009, 23:16   #125
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
Moment, w którym symbol rozbłysł jasnym, pokrzepiającym serca blaskiem, przeszywającym świętością tchnieniem Rosalithe, był dla kapłanki jedynym w swoim rodzaju zjednoczeniem z przekraczającymi zakres jej świadomego pojmowania siłami. Mogła je czuć, mogła je widzieć i doświadczać, mogła spamiętać każde doznanie, jakie powodował w jej wnętrzu ten strumień nadprzyrodzonego promienia, ale nigdy nie byłaby w stanie pojąć całkowitej istoty jego boskiej świetności. Nie była dla niej, by ją rozumiała, nie była dla niej, by nią władała - jeśli była dla niej w jakimkolwiek zakresie, to tylko po to, by móc skierować jej niebiańską potęgę w stąpające po tej ziemskiej powierzchni nieszczęścia. Nie w zasięgu bogów było trzymanie nad nimi pieczy - a w zasięgu śmiertelników, dla których stanowić mogły być albo nie być. Vivienne w pokorze przymknęła więc oczy i z modlitwą na ustach poddała się mocy swej Pani. Kiedy ponownie je otworzyła, powitały ją pustka i zalegająca w uszach cisza. To jedyne, co zostało z wypędzonych ku wieczności nieumarłych.
Tajemnicza mgła wycofała się jak skarcony pies, lecz jak dużo mieli czasu, nim ponownie przedrze się przez ich obronę?
- Nikomu nic się nie stało? - głos dziewczyny przerwał chwilowe milczenie. Na moment wszyscy mogli odetchnąć z ulgą, lecz nie wolno było tracić cennego czasu - zbyt szybko mógł im zostać ponownie odebrany. Kapłanka z troską zwróciła się więc przede wszystkim do nimfy, bowiem uleczenie wszelkich ran było teraz kluczowe, lecz gdy poczyniła w jej kierunku pierwszy ruch, sama złapała się za własny bok. Pomimo wciąż sterczącej z ciała strzały, Vivienne zupełnie zapomniała o ranie. Zanim jednak zdołała się jej przyjrzeć, zza pleców usłyszała:
- Brawurowy plan Vivienne, aczkolwiek wolałbym byś nie narażała, aż tak bardzo swego życia, to stresuje mojego pająka.
- Jak na zestresowanego, spisał się brawurowo - przez twarz kapłanki przemknął delikatny uśmiech. - A nawet, jeśli przez nerwy straci panowanie nad jedną parą nóg, to ma do dyspozycji jeszcze trzy. Miałeś zatem rację, wybierając pająka. O kucyka poproszę przy innej okazji - zażartowała. Dobry nastrój Raetara ponownie zaraził i kapłankę. Ale przecież cóż lepszego w czarnej godzinie pokrzepiało strudzone serca, niż odrobina humoru?
- Dziękuję za twą pomoc - skinęła mu potem głową. Jeśli nie podzieliliby swoich wysiłków, cała karczma mogła paść, nim w ogóle zdołaliby się do niej dostać. Nie rozwiązywało to, co prawda, całego problemu - w zasadzie ledwie tylko go muskało - lecz dawało przynajmniej szansę, by przygotować się na następną falę. Plany i propozycje Taeliora rysowały się w tym względzie najbardziej obiecująco.
- Może ściana lodu nie powstrzyma całkowicie zombie, ale powinna ochronić nas przed mgłą - powiedziała w odpowiedzi Vivienne. - Jeśli zabarykadujemy się z wszystkimi na piętrze, będą nas od zombie dzielić schody. To powinno im utrudnić wspinaczkę, a dodatkowo możemy zawalić je meblami, czymkolwiek, tak, żeby nie mogły przejść. Ścianę lodu można postawić wtedy tuż przy wejściu na piętro, jako ostatnią barierę. Chyba, że byłbyś w stanie wytworzyć dwie - spojrzała pytająco na półelfa. - Jedną na dole, jedną tutaj. Przed nami cała noc, ale o ile nie dopuścimy do siebie mgły i będziemy trzymać zombie z daleka, powinniśmy do świtu dotrwać. Jeśli tylko podejdą za blisko, potęga mej Pani przyjdzie nam z pomocą.
Kapłanka nie uśmiechała się już, kiedy to mówiła. Na jej obliczu nie dałoby się dostrzeć ani cienia poprzedniej pogody ducha, a w jej głosie dosłyszeć ani grama wcześniejszej żartobliwości. Poważna, opanowana i spokojna, wypowiadała się łagodnie i powoli, jak gdyby to słowa kierowały nią, a nie ona kierowała słowami. Patrząc na nią niełatwo dałoby się powstrzymać myśl, iż niejeden już raz znajdować się musiała w takim niebezpieczeństwie; jakby nie było to dla niej nic nowego. Nie drżały jej ręce, nie wahała się mowa, oczy nie zdradzały rosnącej wewnątrz paniki. Rodzić wręcz mogło się pytanie, czy to bliskość boskiego wsparcia dawała jej taką siłę, czy też to właśnie ona, ta siła, skierowała dziewczynę na kapłańską ścieżkę. W obecnej chwili jedynie pot na czole, bladość wywołana upływem krwi i wystająca z boku, groteskowa w świetle tych wrażeń strzała świadczyła o grobowym znaczeniu zaistniałej sytuacji. A to był przecież dopiero początek...
Na wspomnienie o Tawroku, spojrzenie Vivienne skierowało się na okno, przy którym czuwał ogromny pająk.
- Powinniśmy zebrać ich wszystkich tutaj - kapłanka popatrzyła po twarzach zebranych. - Sami w tej mgle nie mają szans, nie przez całą noc. Tak długo, jak będziemy poruszać się po dachach, możemy dotrzeć do nich w miarę bezpiecznie. Mam nadzieję, Reatarze, że razem ze mną narazisz w tej eskapadzie życie. W twoim towarzystwie pająk może nieco się rozluźni - posłała starcowi pogodny uśmiech. - Będę gotowa, jak tylko zrobię coś z tą strzałą...
Gdy jednak przyjrzała się jej dokładnie zrozumiała, że w pojedynkę nie byłaby w stanie nic zdziałać. Nic, w każdym razie, pożytecznego...
- Taeliorze, obawiam się, że twoja pomoc będzie mi niezbędna - zwróciła się do półelfa. Niezręczność sytuacji postanowiła rozpatrzeć kiedy indziej - chociaż niezręczność była być może tylko po jej stronie. Myśli i rozważania na temat sposobu bycia mężczyzny nie przedarły się chyba przez bezpieczną osłonę jej umysłu, i nikt poza nią nie był świadomy z ich zaistnienia. A braku okazania szczerej wdzięczności Taelior z pewnością nie mógł się po niej spodziewać.
Przygotowanie do operacji trwało krótko - tyle, ile wymagało ściągnięcie płytowego napierśnika i wypowiedzenie w myślach modlitwy o rychłe powodzenie. Nietrudno było zdawać sobie sprawę, że wyciągnięcie strzały przysporzy dziewczynie sporego bólu, ale mimo tego zwykły, ludzki strach nie ominął jej całkowicie. Powodzenie wymagało bowiem poszerzenia rany za pomocą skalpela, a na to kapłanka przygotowana nie była... Rana, co prawda, do poważnych nie należała, strzała bowiem uniknęła zahaczenia o poważne organy, ale mimo wszystko - blady uśmiech, który wykwitł na twarzy dziewczyny sam za siebie mówił, że jego właścicielka wolałaby znajdować się teraz w innej sytuacji. Zacisnęła jednak zęby, wstrzymała oddech, zwarła dłonie w pięści - i tylko na moment jej gardło opuścił zduszony jęk. A wraz z nim, wyszarpnięty z jej ciała grot. Niestety, magia przywołana modlitwą tym razem zawiodła i musiał wystarczyć jedynie zwykły opatrunek. Po skończeniu, Vivienne, dysząc ciężko, lecz z pełnią ulgi, na moment bezwładnie oparła się o ścianę. Zagadkowy uśmiech błąkał się w kącikach jej ust.
- Dziękuję - rzekła do Taeliora.
I wtedy rozległo się:
- Pomocy!
W jednej chwili znikła cała aura chwilowego bezpieczeństwa. Poderwana na alarm, kapłanka podeszła do okna, i wystarczyło tylko szybkie wyjrzenie, by wszystkie mięśnie na jej ciele napięły się w gotowości do działania. Badawcze spojrzenie spoczęło na Reatarze. Vivienne nie musiała w zasadzie mówić, jakie korzyści mogły przyjść im w udziale, jeśli elfka Tagosai znajdzie się w po ich stronie barykady. I to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jedynie ich barykada mogła bowiem w jakimkolwiek stopniu stanowić ochronę przeciwko hordom nieumarłych istot...
- Trzymaj swych przyjaciół blisko, lecz wrogów - bliżej - wyszeptała, wymieniając ze starcem spojrzenie. Tylko chwilę zajęło jej jednak przejście od myśli do działań. Wskoczyła na pająka, włożyła w dłoń miecz i za moment już stała elfce prosto na drodze.
- Rzuć wszelką broń, jaką posiadasz - powiedziała stanowczym, choć spokojnym tonem. Widziała, jak przerażona była kobieta i wiedziała, tak samo, jak i ona, jak niewielkie szanse miała w pojedynkę z napierającymi zewsząd zombie, lecz wcześniejsze zderzenia z Tagosai nie pozwalały Vivienne zapomnieć o pozorach. Co, jeśli przyjmą ją do środka, a ona postanowi wyrżnąć ich wszystkich przy najbliższej okazji? Stąpać należało ostrożnie. Dlatego też wydawać się mogło, że coś zmieniło się w wyglądzie dziewczyny, że wyraz jej twarzy nabrał jakiegoś nowego blasku, jakiejś większej wyrazistości, wręcz magnetyzmu, ale jak dostrzec mogłaby to elfka, wszak pierwszy raz widząca kapłankę na oczy? Głos dziewczyny, gdy odezwała się znowu, brzmiał niemal jak pieśń:
- Nie stanie ci się krzywda, jeśli i ty nie skrzywdzisz nas. Nie znamy cię, tak samo ty nie znasz nas, a jednak gotowa byłaś odebrać nam życia bez mrugnięcia okiem. Pomożemy ci, ale musimy mieć pewność, że możemy ci zaufać. W przeciwnym razie możemy zakończyć twe cierpienia, zanim na dobre się zaczną - tu spojrzała za plecy kobiety, na gromadzące się za nią ściany zombiech. - Twoje bezpieczeństwo za nasze - zakończyła. Na próżno było w jej głosie szukać śladów gniewu.
I chociaż była pewna i w swej pewności niezachwiana, myślami była w czterech ścianach powyżej. Raetar i inni na pewno mieli jakieś sztuczki mogące utrzymać elfkę w ryzach...
 

Ostatnio edytowane przez Aeth : 05-06-2009 o 23:20.
Aeth jest offline  
Stary 08-06-2009, 11:57   #126
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Haradan z pewnym zdziwieniem przyjął zabiegi Płomyka. Nie było to co prawda nieprzyjemne, ale jej dłoń to już była przesada. Nie myślał w tej chwili o takich rzeczach i w zasadzie nie miał na to ochoty, co wcale nie przeszkadzało kocicy i jego własnemu przyrodzeniu, które żyło własnym życiem. Z drugiej strony kobiety dawno nie miał. Właśnie, kobiety, a nie pół zwierzaka. Płomyk wstała jednak niespodziewanie i zniknęła, zostawiając go samego, no, prawie samego. Gnom władował się do pomieszczenia, wygłaszając jakże błyskotliwą uwagę i nie ruszając Tarfura ani na jotę. Za to odgłosy, które się nagle pojawiły, podniosły go błyskawicznie i spodnie zakładał niemal w biegu. Ale i tak było już za późno, gdy wpadli do pomieszczenia, w którym wcześniej przebywała druidka, okazało się już zupełnie puste. Były tylko ślady walki. Haradan zaklął cicho, spoglądając na Mac'Baetha.
-Nie jest tu bezpiecznie, miejmy nadzieję, że udało się jej uciec. W końcu nie ma ani jej ani tego jej zwierzęcia. Nie wyglądała na dziewczynkę, poradzi sobie.
Pogładził trzonek topora, z którym wolał się teraz nie rozstawać.
-Spotkałem starego... znajomego. Nie wiem ilu tu jest graczy, ale stanowczo za dużo. Musimy się trzymać razem i nie rozdzielać. Gdzie jest Rasgan?
Wszedł do spopielonego pokoju, rozglądając się po jego wnętrzu nieco dokładniej. Magia, jak zwykle, była dla niego po prostu nie zrozumiała i nie potrafił odczytać co tu mogło się stać. Wyglądało jakby ktoś rzucił kilka kul ognia.
-Widzisz tu coś, gnomie? Bo jak dla mnie nie ma tu pożytecznych wskazówek. No i jeszcze Płomyk zniknęła. Cholera mnie trafi w tej pieprzonej bajce za chwilę.
Warknął i splunął na ziemię, wychodząc z pokoju.
-Będę u siebie, poczekam aż się coś wyjaśni. Nawet chodzenie po korytarzach jest tu śmiertelnie niebezpieczne.
 
Sekal jest offline  
Stary 08-06-2009, 14:48   #127
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Hyalieon
“Graiholm”


Raz po raz Aeterveris ciskała swój sztylet w kierunku zbliżających się nieumarłych. Trafione trupy nie wydając żadnych jęków rozmywały się i łączyły z mgłą, a na ich miejsce przychodzili kolejni wrogowie. Powracający oręż okazała się niezbyt skuteczny przeciw tak wielu przeciwnikom. Choć nimfa zabiła, a może raczej zniszczyła, już kilku nieumarłych, ci wciąż pozostawali zbyt liczni i z ponurą determinacją zbliżali się do swoich znienawidzonych, jeszcze żywych ofiar.

Sytuacja robiła się niebezpieczna, więc Aeterveris postanowiła zaryzykować. Skoncentrowała się na zaklęciu, jej dłoń mocniej uderzyła w struny, a nimfa rozchyliła ciemnoczerwone usta i wydała wysoki dźwięk idealnie łączący się z melodią. Tym razem dzika magia nie przeszkodziła kobiecie i czar zadziałał. Deski podłogi zatrzeszczały w proteście, gdy moc Aeterveris wprawiła je w drżenie. Niezdarni wrogowie nie byli wstanie ustać na nogach i padali na ziemie. Ich towarzysze, znajdujący się poza obszarem czaru, bez wahania szli dalej, depcząc po swoich sojusznikach, potykając się i również przewracając. Powstałe zamieszanie dało Aeterveris i jej towarzyszą nieco czasu.

Taelior zaatakował łańcuchem rozbijając czaszki przeciwników, a nimfa, wciąż rzucając sztyletem, przesunęła się o kilka kroków w bok. Teraz również jej magiczny rapier znajdował się w zasięgu dłoni i Aeterveris od razu poczuła się nieco pewniej.

Nieumarli za szybko, jak na gust nimfy, uporali się z problematycznym zatorem zbudowanym z ich własnych ciał i wznowili swój przerażający pochód. Podeszli już zbyt blisko, by dalej polegać tylko na powracającym sztylecie. Aeterveris wprawnym ruchem schowała oręż i wyciągnęła dłoń w kierunku większej ze swych broni. Rapier samoistnie wyskoczył z pochwy i wpadł wprost w oczekującą dłoń nimfy. Aeterveris wzięła zamach i dla próby cięła powietrze, by przekonać się na ile pozwoli jej niedawno otrzymana rana. Ból w plecach był silny, ale nie na tyle, by wyłączyć upartą kobietę z walki. Zaciskając zęby Aeterveris stanęła przed Taeliorem, tak by odgrodzić go od wrogów i pozwolić magowi na swobodne rzucanie zaklęć.

Na szczęście półelf nie próżnował. Nimfa wyczuła ponad ramieniem podmuch zimnego powietrza i po chwili Aeterveris mogła już podziwiać całkiem ładną, lodową rzeźbę, stworzoną przez maga z ciał ich przeciwników.

- Wybacz, ale jasne światło nie leży w repertuarze mych zaklęć.- wyjaśnił Taelior.
- Nic nie szkodzi. Widzę przecież, że masz w sobie duszę artysty – odparła z uśmiechem Aeterveris, z ciekawością przyglądając się zamrożonym stworom, jakby naprawdę były dziełami sztuki.

Chwila wytchnienia jaką zyskał dla nich Taelior nie trwała jednak długo. Kolejna fala umarłych roztrąciła swoich zamrożonych poprzedników i w końcu zdołała zaatakować. Uzbrojona w rapier Aeterveris odgrodziła ich od półelfa, by dać mu czas na rzucenie kolejnych zaklęć. Wrogów było jednak zbyt wielu, nimfa nie mogła swobodnie przemieszczać się po polu walki, a co za tym idzie, w pełni wykorzystać swoich podstawowych przewag jakimi była szybkość i zręczność.

Gdy sytuacja zaczynała wyglądać tragicznie, a Aeterveris była pewna, że nie zdoła już długo bronić towarzyszy, do pokoju przez okno wpadła Vivienne. Nagłe pojawienie się kapłanki tak zaskoczyło nimfę, że jeden z nieumarłych prawie zdołał chwycić ją za gardło. W ostatnim momencie kobieta zdołała odskoczyć do tyłu, omal nie wpadając przy tym na Taeliora. Chwilę później walka przybrała nieoczekiwany obrót. Część wrogów została opleciona przez sieć pająka, na widok którego Aeterveris odruchowo się wzdrygnęła, choć na ogół nie odczuwała strachu przed pajęczakami, nawet tymi bardzo wyrośniętymi. Zaraz później Vivienne wezwała na pomoc moce swojej bogini. Jasnoczerwone światło zniszczyło nieumarłych i mgłę, która znalazła się w zasięgu, a nimfa poczuła jak w jej serce wstępuje nowa nadzieja. Przez chwilę byli bezpieczni.

Zmęczona Aeterveris osunęła się na pobliski stół, na którym niedawno się obudziła. Jak przez mgłę widziała dalsze wydarzenia – przybycie Raetara, układanie planu dalszego działania i operacja wyciągania strzały z ciała Vivienne. Nimfa była tak zmęczona, że nawet zapomniała podziękować jasnowłosej kapłance za ratunek. Dopiero czyjś krzyk wyrwał Aeterveris z odrętwienia, jednak Vivienne zareagowała jako pierwsza. Nimfa podbiegła do okna i przez chwilę obserwowała wymianę zdań między kapłanką a przestraszoną elfką. Sytuacja jednak nie wymagała jej pomocy, biegnąca nieznajoma zdołała zostawić nieumarłych i mgłę dość daleko za sobą, więc jak na razie nie było żadnego bezpośredniego niebezpieczeństwa. Elfka była wyraźnie zbyt przestraszona, by zaatakować kapłankę, natomiast ta druga już kilka razy pokazała swoje dobre serce i Aeterveris wątpiła, by jasnowłosa wyrządziła krzywdę proszącej o pomoc nieznajomej.

- Mamy zamiar zabarykadować się na piętrze? – spytała pozostałe osoby obecne w gospodzie. – Jeżeli tak, to chyba nie ma na co czekać. Zaprowadzę ludzi na górę.
 
Markus jest offline  
Stary 08-06-2009, 22:31   #128
 
sara_mysterious's Avatar
 
Reputacja: 1 sara_mysterious nie jest za bardzo znany
- Te przedmioty najprawdopodobniej są magiczne. Mogę później je zidentyfikować, puki jednak nie odpocznę, nie mogę rzucić więcej czarów. Czy ty, mężny i silny krasnoludzie pomożesz mi je podnieść do czasu, gdy będę zdolna je rozpoznać? – zapytała Sara bez radości w głosie. Przymilanie się do bezbrodego krasnoluda nie przynosiło jej tyle radości co kiedyś. Dziewczyna była przybita tym co zrobiła. Choć jej sumienie i poczucie wartości cierpiało, wiedziała dobrze, że było to jedyne wyjście.
- Również te eliksiry i pierścienie mogą się przydać, chociażby jako środek płatniczy, poradzę sobie jednak z ich niesieniem.

Przypasawszy do pasa dwa nowe nabytki – miecz i sztylet – Sara zabrała swoje rzeczy i powoli zaczęła opuszczać karczmę. Wcześniej jeszcze wrzuciła do torby podróżnej znalezione pierścienie i eliksiry. Czarodziejka pomyślała również, że dziwna substancja – pozostałość po wampirzycy – może się przydać. Wzięła więc ją.

- Ty, Seanderze weź proszę tę zbroję i ponieś dla mnie, dobrze?

Niewiele ponad nastoletnia dziewczyna opuszczała miejsce swojego noclegu bez słowa, ze spuszczonym wzrokiem. Nie odwracała się za siebie, ani nie odpowiadała na słowa pozostałej dwójki. Na nic się zdały pocieszenia krasnoluda, na nic się zdała uroda Miri i na nic się zdała myśl o jedynym słusznym wyjściu. Sumienie gryzło i to bardziej, niż mogłaby to sobie wyobrazić.

* * *

Sara wyczuwała, że coś jest nie tak z laskiem,którym podążali. Nie zwróciła jednak na to dostatecznej uwagi. Miała na głowie poważniejsze rzeczy. Dwie dusze na sumieniu przytłaczały ją i otumaniały. Zmysły nie reagowały jak powinny. Uwaga, ostrożność, roztropność – cechy, które potrafiły uratować życie, dziś dla niej nie istniały. Dziewczyna szła jak widmo. Bez słowa, z opuszczonym wzrokiem, z czarnymi myślami w swej młodej, pięknej główce.

Dopiero po chwili dotarły do niej, jakby z oddali, słowa:
- W istocie zacny krasnoludzie, tamten las się skończył, a zaczęło się więzienie.--rzekł osobnik.-Więzienie dla mnie i dla was, lecz nie martwcie się. Razem odniesiemy zwycięstwo, w grze w której stawką jest nasza wolność. Zdobywając władzę nad tym miejsce uwolnimy się z krępujących nas okowów.
- Oni są moi!


Sara słyszała jeszcze jakieś słowa o grze, przegranych i wygranych. Zupełnie nie wiedziała o co chodzi, ale nie podobała jej się myśl, że może być kimś w rodzaju figury, że będzie musiała wypełniać polecenia jakiegoś dziwadła niezależnie od jego płci.

- Może najpierw, zanim dokonam wyboru, o ile w ogóle go dokonam, powiecie mi o co chodzi w tej grze? – odpowiedziała Sara powoli odzyskując trzeźwość umysłu.
- Nie sztuką jest podejmować decyzje, gdy nie zna się wszystkich za i przeciw. Zawsze rozważyć należy wszystkie za i przeciw. Postawić na jednej szali ciebie – wskazała głową na kocicę - i ciebie – tym razem pokazała na mężczyznę. - Taka jest moja odpowiedź jeśli chodzi o pozycję w grze. Nie będziecie mi mówić co mam robić. Nie będziecie rozkazywać, kto ma być poświęcony, a kto nie. Dajcie coś od siebie, wskażcie kierunek, a ja zastanowię się czy nasz kurs jest ten sam. W innym wypadku dajcie sobie spokój i pozwólcie mi kroczyć dalej swoją ścieżką i prowadzić własną grę.

Czarodziejka czekała. Nic więcej nie mówiła. Patrzyła tylko na Miri i Seandera zbliżających się bardziej ku kobiecie niż ku mężczyźnie. Ona zaś dalej stała nieruchomo pośrodku. Nie było jej bliżej ani do jednego ani do drugiego stworzenia. Pragnęła własnej gry i taką też miała zamiar urządzić dwójce „graczy”.

- Więc? Ja czekam, niecierpliwię się!
 
sara_mysterious jest offline  
Stary 09-06-2009, 10:24   #129
 
rasgan's Avatar
 
Reputacja: 1 rasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwu
- Zaczęło się, psia kość. - elf zaklął ogarniając pokój wzrokiem. Nie
zastanawiając się ani chwili elf spróbował zmienić postać. Miał zamiar obwąchać
pomieszczenie w celu znalezienia zapachu sprawcy całego tego bałaganu. W jego
odczuciu nie podlegało wątpliwości, że druidkę porwano.

- Co tutaj się do diabła stało? - zastanawiał się badając pokój.
Zniszczenia tylko jednego pomieszczenia sugerowały atak magiczny. Być może
dziewczyna próbowała się bronić, być może ktoś ją po prostu chciał
unieszkodliwić.

Elf nie znalazł jednak zwłok ani dziewczyny ani wilczycy. W grę wchodziło więc
tylko porwanie. Ktoś chciał wygrać, i to bardzo chciał wygrać. Szlachcicowi nie
wydawało się, by Płomyk miała z tym cokolwiek wspólnego. Sprawcą tutaj
był jeden z ich oponentów, a co za tym idzie, elf miał zamiar dołożyć wszelkich
starań, by wyrównać z nim rachunki.

* * *

Kilkanaście chwil później, gdy Rasgan tylko zobaczył Płomyk padł
przed nią na jedno kolano, wyciągnął miecz w geście hołdu i rzekł zimnym tonem:
- Pani. Jestem do twych usług. Spełnię twe każde pragnienie, by tylko wygrać
tę przeklętą grę. Dołożę wszelkich starań, by nasi przeciwnicy przeklinanli
dzień, w którym matki wydały ich na świat.
 
__________________
Szczęścia w mrokach...
rasgan jest offline  
Stary 09-06-2009, 23:52   #130
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Heartstone, zamek, komnata sypialna Luinëhilien

Zniszczona jak wybuchu kuli ognia i to sporych rozmiarów, komnata wzbudziła gwałtowne uczucia zarówno Rasgana jak i Tarfura. Jedynie gnom obrzucił pomieszczenie chłodnym spojrzeniem. W przypadku elfa, była to chęć zemsty, Haradan zdawał się kierować bardziej obawą o własną skórę.
Najemnik zaklął cicho, spoglądając na Mac'Baetha. Stary gnom spoglądał na ogrom zniszczeń, pocierając siwą brodę, pazurzastą dłonią.
-Nie jest tu bezpiecznie, miejmy nadzieję, że udało się jej uciec. W końcu nie ma ani jej ani tego jej zwierzęcia. Nie wyglądała na dziewczynkę, poradzi sobie.
Pogładził trzonek topora, z którym wolał się teraz nie rozstawać.
-Spotkałem starego... znajomego. Nie wiem ilu tu jest graczy, ale stanowczo za dużo. Musimy się trzymać razem i nie rozdzielać. Gdzie jest Rasgan?
-To chyba jest Rasgan.-
Mac’Baeth wskazał na wilka buszującego pod resztkami na wpół spopielonego łoża. Którego początkowo Haradan nie zdołał zauważyć. Następnie spojrzał na Tarfura, dodając.- Proponujesz ukrywanie się jak mysz pod miotłą, czekanie na cud...- gnom trącił kawałek spalonego drewna.- Jesteś chyba na tyle dorosły, by wiedzieć, że cudów nie ma. Je ze swej strony, nie zamierzam popełnić błędu, jakim jest pozwolenie przeciwnikowi na przejęcie inicjatywy.
- Odnajdźmy i skopmy im zadki. Czas by Vilgitz ukazał swą potęgę maluczkim.- odezwał się znienacka Mac’Baethowy miecz.
Najemnik wszedł do spopielonego pokoju, rozglądając się po jego wnętrzu nieco dokładniej. Niestety magiczne wybuchy starły wszelkie ślady...
-Widzisz tu coś, gnomie? Bo jak dla mnie nie ma tu pożytecznych wskazówek. No i jeszcze Płomyk zniknęła. Cholera mnie trafi w tej pieprzonej bajce za chwilę.
-Nie widzę...za to czuję. Siarka i coś jeszcze...zapach Dolnego Kręgu.-
przy tych słowach gnom skrzywił się.- Zatem w grze bierze udział przynajmniej jeden potężny czart.
Haradan warknął i splunął na ziemię, wychodząc z pokoju.
-Będę u siebie, poczekam aż się coś wyjaśni. Nawet chodzenie po korytarzach jest tu śmiertelnie niebezpieczne.
- Chowanie się przed zagrożeniem na niewiele ci się zda.-
wzruszył ramionami Mac'Baeth.- Ja zamierzam jeszcze rozejrzeć się po zamku i dowiedzieć czegoś więcej na temat tego miejsca.
Tymczasem Rasgan przeszukiwał zniszczony pokój. Jego wilczy nos czuł nim w mocny zapach siarki powiązany z innym paskudnym smrodem. Ale gdy wytknął wilczy nos poza pokój, to...nie czuć było tego zapachu. Nie mógł podjąć tropu, więc przestępca nie przybył drzwiami, tylko znalazł inny sposób na dotarcie do pokoju druidki.
Elf chciał Płomykowi złożyć swe „ślubowanie”, ale jak na ironię, Płomyk gdzieś przepadła.

Heartstone, zamek, komnata sypialna Tarfura

Haradan został sam w swej komnacie...Sytuacja był nieprzyjemna. W jednym gnom miał rację. Chowanie się w niczym nie pomoże. Wszak Luinëhilien zginęła we własnym pokoju.
Tarfur mógł być następny na liście potencjalnych zabójców. Plan, by trzymać się razem, spotkał się z całkowitym zignorowaniem, zarówno przez Rasgana, jak i Mac’Baetha.
Płomyk jakoś się nie zjawiała co powodowało kolejne nieprzyjemne podejrzenia.
Tarfur wiedział, że to ona go tu sprowadziła, i zapewne tylko ona jest w stanie go stąd wyciągnąć...Bez niej utknie tu na wieki, albo na krótszy czas, za to zakończony spektakularnym zgonem.
Pukanie do drzwi...Haradan spojrzał na nie. Pukanie powtórzyło się.
- Proszę pana ? Jest tam kto? Przysłał mnie sir Savarian Delacroix, podczaszy królewski. Przynoszę posiłek.- zza drzwi odezwał się głos młody, dziewczęcy.

Południowe Lasy, Graiholm, ulice

Budynek w którym toczył bój Ethan powoli zmieniał się w ognista pułapkę...żar stawał się coraz trudniejszy do zniesienia. Kłęby czarnego dymu utrudniały widoczność.
Lecz w tej chwili problemem rycerza była poparzona bestia tuż przed nim. Stwór skoczył, był szybki, półtoraręczny miecz Ethana zdołał wyprowadzić jedno celne cięcie pomiędzy szczeliny zbroi...Nic więcej. Choć ostrze wbiło się w ciało bestii, ta nic sobie nie robiąc z tego faktu skróciła dystans, chwyciła za ramię rycerza trzymające miecz, wyprowadzając zabójczy cios metalowymi szponami. Przycisnęła rycerza do ściany... cios nadszedł z góry i gdyby nie zbroja, rycerz by go nie przeżył. Bestia nie przejmowała się ranami, choć widać było, że oberwała mocno. Walka w zwarciu wydawała się być ulubioną taktyką stwora, o czym rycerz zdołał się przekonać.
Ethan sprężył się i wykorzystując całą swą energię odepchnął od siebie bestię, zdając sobie sprawę, że sukces zawdzięczał także temu, że i stwór był ciężko ranny, a przez to również osłabiony. Bestia osunęła się na cztery łapy szykując się do kolejnego skoku.
Rycerz krwawił obficie...bestia zostawiła mu pamiątkę w postaci czterech dość głębokich ran, zadanych żelaznymi pazurami.
Spojrzał za siebie... niziołek leżał w kałuży krwi. Garrack skupił magiczną energię, by jej strumieniem odrzucić od niego Ścigacza Tagosai. Również krasnolud, oberwał, lewy rękach jego szaty, barwił szkarłat krwi...Sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna. W dodatku kłęby dymu, stawały się coraz gęstsze, a Ethanowi coraz trudniej było oddychać. Nie tylko ze względu na rany w klatce piersiowej.

Południowe Lasy, Graiholm, Tawerna „Pod dwoma kilofami”

Taelior wysłuchawszy planu kapłanki rzekł.- Jeśli dopisze nam szczęście, postawię jedną lodową ścianę, niestety nie przygotowałem więcej tego typu czarów.
Kolejna uwaga o zebraniu wszystkich tutaj, wywołała konsternację na twarzach rozmówców. Nawet kapłanka zdawała sobie sprawę, jak niebezpieczne to i trudne będzie zadanie. Niemniej Raetar odparł szarmancko.-Któż odmówiłby tak ciekawemu zaproszeniu na wieczorny spacer w towarzystwie uroczej kobiety?
Starzec wydawał się być spokojny...choć spojrzenie jego było skupione.
Później nastąpiła operacja...Taelior wykazał się fachowością i zadziwiająco pewną ręką w tak trudnych czasach. W tym czasie spanikowana elfka Tagosai, przedzierała się w kierunku karczmy, używając swych dłoni do zadawania ciosów nieumarłym...Skuteczna to była broń, rozrywająca ścięgna, gardła, masakrująca twarze. Niczym szpony jakiegoś drapieżnika. Lecz przewaga liczebna wroga wystarczała, by te ciosy ze strony elfki Tagosai były niewystarczające.
Kapłanka z pająkiem ruszyła w kierunku...raetarowa bestia odnóżami odtrącała nacierających nieumarłych, chroniąc Vivienne przed zagrożeniem z ich strony.
- Rzuć wszelką broń, jaką posiadasz – powiedziała kapłanka stanowczym tonem.
- Oszałalaś?- rzekła zaskoczona tymi słowami elfka. Zaś Vivienne połączywszy się ze swą boginią niewidzialnymi więzami dodała.- Nie stanie ci się krzywda, jeśli i ty nie skrzywdzisz nas. Nie znamy cię, tak samo ty nie znasz nas, a jednak gotowa byłaś odebrać nam życia bez mrugnięcia okiem. Pomożemy ci, ale musimy mieć pewność, że możemy ci zaufać. W przeciwnym razie możemy zakończyć twe cierpienia, zanim na dobre się zaczną. Twoje bezpieczeństwo za nasze. –
Elfka pomarudziła pod nosem spuszczając głowę w dół niczym skarcone dziecko i sięgając po sztylet i odrzucając go wraz z sakiewką z komponentami, wprost w dłonie kapłanki.
Następnie podała jej krótki miecz i kostur. Potem zaś, nie bez pewnych oporów, wdrapała się na pająka i zajęła miejsce za Vivienne obejmując kapłankę w pasie, i dociskając się do niej...Drżała ze strachu. Czyżby obecność zombi, aż tak ją przeraziła?
-Essira...- szepnęła po chwili do ucha kapłanki, a Vivienne spytała odruchowo.- Co?
- Essira...tak mam na imię.- rzekł cicho elfka. Tymczasem pająk wyrzucił przed siebie sieć, oplatając kilku nieumarłych. Zombie bowiem zdołali otoczyć siedzące na pająku dziewczyny. I kapłanka musiała ponownie użyć odpędzenia nieumarłych. Tym razem symbol rozjarzył się mocniej i uderzenie czerwonego światła dokonało sporo zniszczeń, wśród mgły i ożywieńców. I w samą porę, bowiem stwory zaczynały wdzierać się do karczmy...A noc dopiero się zaczynała.
Podczas gdy kapłanka przekonywała (skutecznie zresztą), nimfa wraz z Taeliorem i jej pomocnicą udali się w głąb karczmy. Raetar bowiem stwierdził, że bardziej przyda się w odpieraniu ataków, wdzierających się przez okno zombi. A gdy ci się zbliżyli do starca, ten zaczął używać swej laski magicznej do walki wręcz z zadziwiającą jak na jego wiek... skutecznością. A potem moc kapłanki, uwolniła starca od przeciwników.
Nimfa i Taelior nie mieli większych problemów z wprowadzeniem cywili na górę... Zmęczeni ciągłym pościgiem i zrezygnowani górnicy i ich rodziny, nie potrafili wykrzesać z siebie iskier paniki.
Kapłanka, Essira oraz Raetar wzeszli po schodach na górę, pająk starca wolał wdrapać się po ścianie. W tym czasie górnicy pod wodzą Taeliora z pomocą muzyki granej przez nimfę, przygotowali skrzynie stoły oraz szafy do zrzucenia w dół. I gdy tylko cała trójka przeszła zaczęli zrzucać te przedmioty w dół, tworząc prowizoryczna barykadę.
Półelf wypowiedział zaklęcie, pod którego wpływem, zaczęła się formować ściana z lodu, rosnąca od podstawy i tarasująca schody.
Zgromadzeni na piętrze uciekinierzy byli bezpieczni, przynajmniej na razie.
Dzieci i kobiety skupiły się w jednym pokoju, mężczyźni, uzbrojeni w kilofy siekiery i pałki czuwali na korytarzu. Z dołu dochodził monotonny łomot, nieumarli dotarli do pierwszej bariery. I najwyraźniej próbowali ją sforsować...
Elfka Tagosai kucnęła w korytarzu i spoglądając przed siebie objęła ramionami swe kolana. Zagubiona i mocno przerażona Essira, nie przypominała tej butnej elfki w obstawie czterech rosłych strażników.
Trzymała się na dystans, z wzajemnością zresztą. Gdyż i mieszkańcy zaatakowanej kopalni pamiętali bezwzględność jej narodu. Nimfa podeszła i spytała się jej czy jest ranna, bądź czy spragniona...ale Essira roztargnionymi ruchami głowy zaprzeczyła.
Z tą samą ofertą leczenia Aeterveris zwróciła się do kapłanki, lecz Vivienne również grzecznie odmówiła argumentując iż rana nie jest tak poważna by wymagała dalszego traktowania leczniczą magią, a czar leczenia może się nimfie przydać.
Potem Aeterveris pocieszać załamanych...bo widać było że rozpacz powoli zaczyna się panoszyć wśród zgromadzonych. A gdy kapłanka zbierała się do drogi wraz z Raetarem, Aeterveris podeszła do nich ze słowami.- Graiholm to duże miasto z wieloma kryjówkami. Jeżeli nie wiemy, gdzie teraz jest Tawrok i jego ludzie, to znalezienie ich może zabrać wiele czasu. Może więc lepiej będzie, jeżeli to ja pójdę zamiast ciebie. Vivienne... bardziej przydasz się tutaj, by z pomocą swojej bogini ochronić tych ludzi. Ja na niewiele się tu zdam, ale łatwiej będzie mi odnaleźć Tawroka. Jako nimfa mam zmysły bardziej wyostrzone niż ludzie i łatwiej zdołam coś usłyszeć lub dostrzec w ciemności.
Starzec nic nie powiedział na te słowa, spoglądając to na kapłankę, to na nimfę.
- Jeśli czujesz się na siłach, nic co powiem, nie będzie zapewne mogło cię powstrzymać. - Vivienne posłała nimfie przyjacielski uśmiech. - Ale masz rację, moje zmysły nie dorównają w tej sytuacji twoim. W takim razie zgoda. Raetarze, będziesz mógł jej towarzyszyć? - zwróciła się do starca. - Twoje zaklęcia już nie raz uratowały nam karki.
Kapłanka miała przy tym nadzieję, że wcześniejsza wrogość, jaką zauważyła ze strony Aeterveris w stosunku do mężczyzny, zostanie w tym wypadku zepchnięta na dalszy plan.
Raetar zaś odparł.- Jakim byłbym dżentelmenem, gdybym pozwolił by jakiejkolwiek kobiecie stała się krzywda?
Po czym ruszył w kierunku okna mówiąc do nimfy.- Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, mogę już przywołać kolejnego wierzchowca.
I po chwili dwójka ta oddaliła się. Taelior podszedł do kapłanki mówiąc.- To co zrobiłaś tam na dole, było naprawdę...imponujące.
Następnie dodał.- Jesteś pewna że nimfa może iść w jej obecnym stanie. Co prawda ciąża nie jest zaawansowana, ale...zresztą nieważne. Skoro już pognała...jest pilniejsza sprawa do rozwiązania.
Po tych słowach wskazał na Essirę.- Co z nią zamierzasz zrobić?... W sumie wzięłaś ją do niewoli.

Południowe Lasy, dachy Graiholm

Nad miastem unosiły się dymy z płonących domostw, ulice skrywała zielona mgła w której roiło się od setek sylwetek, czarnych w mroku nocy. Gdzieniegdzie widać było i inne sylwetki zacięcie walczące o przetrwanie...Elfy Tagosai, których umiejętności i potęga przegrywały z nawałą przeciwników.
Raetar stał przez chwilę nieruchomo z zamkniętymi oczami, szczycie dachu, po chwili wskazał kierunek, mówiąc.- Tamten budynek.

Tajemniczy las

Krasnolud objuczony tym co na niego załadowała czarodziejka, pocieszał płaczącą „półkocicę”. Miri po ostrej wymianie słów, również zbliżyła się do owej kobiety.
Jedynie Sara stała po środku niezdecydowana.
- Może najpierw, zanim dokonam wyboru, o ile w ogóle go dokonam, powiecie mi o co chodzi w tej grze? – odpowiedziała czarodziejka powoli odzyskując trzeźwość umysłu.
- Nie sztuką jest podejmować decyzje, gdy nie zna się wszystkich za i przeciw. Zawsze rozważyć należy wszystkie za i przeciw. Postawić na jednej szali ciebie i ciebie .Taka jest moja odpowiedź jeśli chodzi o pozycję w grze. Nie będziecie mi mówić, co mam robić. Nie będziecie rozkazywać, kto ma być poświęcony, a kto nie. Dajcie coś od siebie, wskażcie kierunek, a ja zastanowię się czy nasz kurs jest ten sam. W innym wypadku dajcie sobie spokój i pozwólcie mi kroczyć dalej swoją ścieżką i prowadzić własną grę.
Przez chwilę obie istoty milczały zdziwione, aż Sara zaczęła się niecierpliwić.
- Więc? Ja czekam, niecierpliwię się!
-Zobacz więc co się stanie, jeśli nie wybierzesz żadnego z nas w ogóle.-
zamaskowany mężczyzna wykonał ruch dłonią i wokół czarodziejki otworzyła się ziemia na kilkaset metrów w dół....W krąg ognistej magmy, otaczający z każdej strony nieduży słup skalny na którym stała czarodziejka.

Sara spociła się nie tylko od żaru...To nie była iluzja. On rzeczywiście rozerwał ziemię aż do jej trzewi.
-Pionki są chronione od pozostałych graczy, przez graczy do których należą. –rzekł mężczyzna.- Pionki które nie mają właścicieli...cóż...to jest tylko drobny pokaz moich możliwości, naszych możliwości tutaj. Są jednak gracze, którzy lubią wyżywać swoją frustrację na żywych istotach. A ty czarodziejko...nie chroniona przez nikogo, jesteś łatwym celem. A jak zostaniesz złapana,wtedy śmierć stanie się dla ciebie wybawieniem.
Tymczasem kobieta rzekła do mniszki i krasnoluda.- Nie próbujcie go atakować. Póki należycie do mnie, on wam nic złego nie może zrobić, ale może się bronić. Nie dajcie się więc sprowokować.
Następnie pchnęła lekko Seandera i Miri mówiąc.- Tu będziecie tylko przeszkadzać...Nie martwcie się, uratuję waszą przyjaciółkę.
I popchnięci...mniszka i krasnolud znikli.
Następnie mężczyzna kontynuował.- Jak już wspomniałem, masz wybór. Albo ona, albo ja...Każde z nas walczy o wolność i władzę, władzę nad tym miejscem i zrzucenie skuwających nas kajdan. Wchodząc tu cała wasza trójka również stała się więźniami. Nie zdołasz opuścić tego miejsca sama. Musisz wybrać istotę, z którą zwiążesz swój los. Ja zwyciężę, a ona przegra. Chcesz walczyć u boku niej i zaprzepaścić szansę na wolność?

Heartstone, zamek

Świat wokół Miri zawirował i po chwili wszystko się uspokoiło, prawie...Mniszka podniosła się z marmurowej podłogi... Marmurowej ?! Przecież powinna być ściółka leśna!
Mniszka rozejrzała się i dostrzegła że znalazła się na loggii otaczającej jakiś wewnętrzny zamkowy dziedziniec.

Obok niej, z ziemi podnosił się krasnolud...a przed tą dwójką był ubrany w ciemne szaty ze złotym napierśnikiem, gnom, o siwej brodzie i czarcich cechach. Zaciskał on dłoń na drągu z czarnej stali i pokrytego złotawymi liniami splatającymi w dziwną sieć.
-No, no tego tom się nie spodziewał.- mruknął gnom patrząc na dwójkę.
Pierwszy zareagował Seander, obejmując gwałtownie gnoma i wołając.- Szefie, jak dobrze cię widzieć całym i zdrowym. Różne plotki dochodziły do mnie. Ale co tu szef robi?
- O to samo mógłbym spytać ciebie.- rzekł w odpowiedzi gnom.- I kim jest twoja towarzyszka?
- To jest Miri, zamierzam ją uwieźć.-
rzekł żartobliwym tonem Seander, po czym dodał.- Pomogła mi w potrzebie, więc zabrałem ją ze sobą, co bym mógł się odwdzięczyć.
-U ciebie jedno nie wyklucza drugiego.-
mruknął gnom spoglądając na Miri.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 12-06-2009 o 23:11.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172