Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2009, 09:34   #16
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Sytuacja na nadbrzeżu w Zaułku Bernarda ulegała szybkim zmianom. Dla wysłanników Larsa w sumie zmianom na lepsze. Choć to zawsze oznaczać mogło cokolwiek. Slumsy rządziły się swoimi prawami i czasem nawet prawa niezmienne ulegały tu odkształceniom, naciągnięciom lub nagięciom. Jednak tym razem nie chodziło o aż tak ulotne i wzniosłe sprawy. Chodziło o coś zwyczajnego i prozaicznego. O życie. Ci zaś, którzy tej pochmurnej nocy w Zaułku Bernarda postawili je na szali, nie mieli zamiaru poddać się bez walki.

- Czego kurwa żaden nie pobiegł za krasnoludem? - wykrzyczała Fay.

- Mamy gonić kurdupla czy ratować Famke? – rzucił Braciszek omiatając brzeg nie widzącym zbyt wiele wzrokiem. Słuch mu jednak dopisywał, więc nie miał problemów z ewentualną lokalizacją krasnoluda. Niskie basowe kurwowanie słychać było najmniej w promieniu kilkudziesięciu kroków.

- Tak… Lars… Jakim kurwa krasnoludem!? – wydyszał Lui, jak tylko zebrał się z pokładu. Poza kanałem pachniał czymś jeszcze. Czymś ulotnym, przypominającym zapach jaki unosi się po burzy. Nawet w kanałach. Mokry, lecz zadowolony z tego, że udało mu się uratować jedną z „siostrzyczek” spojrzał na nią, lecz ona wbijała wzrok w łódź oddaloną od nich ledwie kilkanaście kroków, gdzie widać było pomimo pochmurnej pogody sylwetkę zręcznie balansującej na łodzi jej drugiej połowy. Wbijała wzrok i wiosłowała zaciekle starając się jak najszybciej dostać do brzegu i łodzi gdzie trwała walka.

- Nie ma za co. – mruknął Lui rozumiejąc, że podziękowań raczej się teraz spodziewać od niej nie może. Z tej też przyczyny zajął się sobą pozwalając innym zadbać o to by łódź dobiła do brzegu. Walkę postanowił też zostawić innym. On nadawał się do spraw innych. Miał tylko nadzieję, że jego „szczęście” tym razem opuści go choć na chwilę.

Famke na sąsiedniej łodzi już jednak uporała się z zagrożeniem i nie było powodu do aż tak wielkiego pośpiechu. Fay wyraźnie z ulgą wypuściła powietrze dostrzegając jednocześnie fakt, że siostra pochyla się nad ciałem obszukując je zajadle. W sumie jej to nawet nie dziwiło. Tyle, że wciąż słychać było ujadanie Skurwysyna, jego charkot i czyjeś krzyki. I kurwy wznoszące się niskim barytonem ponad dachy okolicznych chałup i magazynów. W których jednak nikt nie zapalał kaganka. Jakby to co się dzieje nikogo nie interesowało. Albo też jakby okoliczni mieszkańcy nie mieli na kaganki. Obie wersje pasowały.

Famke nie traciła czasu na dokładne obszukiwanie trupa. Jednak nawet ta krótka chwila poświęcona na pieszczotliwe obmacanie gasnącego umarlaka wystarczyła, by zyskać pewność, że statuetki to on na pewno nie ma. Miał sakiewkę; którą zresztą szybko się zaopiekowała; miał jakiś pęk kluczy, miał zwitek pergaminów, przedniej jakości surdut skryty pod opończą, ale za cholerę nie miał tego na czym jej zależało. Zabrała wszystko i skoczyła na brzeg zręcznie łapiąc równowagę. Skoro Fay wiosłowała do brzegu na łodzi nie groziło jej nic złego. Skoro Skurwysyn charczał a Imrak kurwował to najwidoczniej na nadbrzeżu sprawy przybrały zgoła odmienny obrót.

Imrak zaś kuśtykał sapiąc wściekle i klnąc w kierunku człowieka, przewróconego człowieka, który desperacko starał się pozbyć kundla; Imrak zarzekał się czasem że to rodowity terier; uczepionego jego krocza. Skowyt psa i człowieka zlał się w jedno, lecz nad wszystkim i tak górował krzyk krasnoluda. - Zostaw ten pierdolony posążek i spierdalaj to nie odetnę ci tych skurczonych jaj, tchórzu! – Co w połączeniu z wyrzuconym z procy pociskiem musiało przekonać uciekiniera do argumentów krasnoluda. Musiało.

- Ałłłłaaaa! Ja go nie mam! Puszczaj burku! Został u mego Pana! Miałem zaprowadzić kupca do niego bo Pan mu nie ufał! Ałłłaaaa! Weź go! Weź tego kundla! – człowiek szarpany za krocze krzyczał ile sił. Starał się być przekonywujący. Tyle, że Skurwysyn miał to w dupie. Podobnie jak ciosy jego kułaka spadające na jego małą czaszkę.

Imrak zbliżył się do leżącego na tyle, by spojrzeć nań z góry. Skurwysyn tarmosił zajadle, ale musiały mu w pysku zostać same gacie, bo szarpiący się człek przestał skomleć. Gdyby wiedział, że dobiegająca właśnie niewiasta to nie mniej niż Skurwysyn krwiożercza bestia, pewnie wył by jeszcze głośniej.


=============================================
 
Bielon jest offline