Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2009, 13:51   #86
Aeth
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
Wspólny post mój, Raincallera, Leonidasa i Buki :)

Nawet, jeśli tropicielka była zaskoczona faktem, iż Rulius w ten czy inny sposób zaznajomiony był z alfabetem piekielnego, nie dała tego po sobie poznać - ot, zwyczajnie pokiwała w zrozumieniu głową, wciąż jednak była zamyślona i skupiona na układance. Niepowodzenie w odnalezieniu śladu mogącego ujawnić tożsamość tego potwora, monstrum czy jakiegokolwiek innego wynaturzenia, które Risha tylko z trudem mogła sobie wyobrazić, wyraźnie odbijało się na jej nastroju. Jako tropicielce, jej obowiązkiem było chronienie lasów przed takimi zwyrodnieniami natury. Kto sprawował pieczę nad tą puszczą, że dopuszczono się w niej tak brutalnego mordu? Druid. Do całkiem niedawna całkiem jeszcze żywy...
- Jeśli te lasy nie miały swoich opiekunów, mogło się do nich wedrzeć wszystko i nikt by nawet nie zauważył - powiedziała na głos z cierpkim wyrazem na twarzy. - Tutejszy druid musiałby wiedzieć, że pojawił się w okolicy jakiś nieznany przybysz, i być może byłby zdolny go przepędzić. Ale jeśli bestia przybyła tu już po jego śmierci, a Aramil sam sprawował nad tą puszczą pieczę, to nie było nikogo, kto mógły ich ostrzec - ruchem głowy wskazała na chatkę. - Trzeba się w Dębach dowiedzieć, kto tu mieszkał, ale dyskretnie. Wieści szybko się rozejdą, a dla dobra śledztwa lepiej uniknąć paniki. Dzisiaj mamy jeszcze czas, a ja chciałabym sprawdzić tamten ślad przy ścieżce. Tak czy inaczej, to wszystko działo się nie dawniej, niż dekadzień temu, więc gdziekolwiek ten potwór zniknął, zrobił to chyba skutecznie. Ciężko będzie go odnaleźć... - tu zawahała się na moment - jeśli nie trafimy na inną jego aktywność.

Wreszcie odezwał się Seraph:
-Z tego co mówisz to to coś skacze po drzewach, potrafi zadawać takie rany, rozniósł doszczętnie niemal cały dom zostawiając ślady dosłownie wszędzie. Obawiam się, że chodzenie po śladach nic na mnie da, on zapoluje wtedy na nas, z definicji śledząc go zawsze pozostaniemy za nim - a ja nie chce żeby to coś, czymkolwiek to jest miało nad nami przewagę większą niż ma teraz. Tu, o ile nie odczytamy runów chyba nic już nie znajdziemy, ślady, jeśli jakieś są, sugerowałbym pominąć, poznajmy przyczynę dla której to pojawiło się tutaj akurat teraz i dopiero wtedy zastawimy jakieś sidła na potwora.

Przez chwilę trwało milczenie - a w każdym razie milczała pogrążona w ponurych wizjach Risha. Wszystko jednak napotkało gwałtowny stop, kiedy do uszu zgromadzonych dobiegło prawie że radosne dziewczęce ćwierkanie. Tropicielka, odwróciwszy się powoli w kierunku roześmianej istotki, była przez moment zbyt zbita z tropu jej anielskim wręcz widokiem, by móc cokolwiek powiedzieć. Właściwie, odezwać się próbowała parokrotnie, ale za każdym razem przeszkadzała jej w tym sama dziewusia - kolejnym słowem czy gestem, które wydawały się wręcz parodiować powagę, jaka ogarniała wszystkich na tej polance...
Seraph słysząc głos zza siebie zerwał się energicznie lekko stawiając gardę. Mimo, że zobaczył drobną kobietę minimalnie tylko ją zmniejszył. Obserwował ją dokładnie, gotów w jednym momencie na nią ruszyć. Mimo, że sprawiała ona wrażenie istoty niemal całkowicie bezbronnej wojownik nie miał zamiaru jej zlekceważyć, to nie było miejsce w której chciałby sobie pozwolić na tego rodzaju błąd.

W końcu z ust dziewczyny padła jedna, krótka odpowiedź:
- To zapach zmasakrowanych do ostatniej kości ciał - rzuciła pozbawionym wyrazu głosem. Nie miała najmniejszego zamiaru bawić się w delikatne gładzenie po głowie, a już zwłaszcza, że dziewczę na mile wyglądało podejrzanie. - Dochodzi z tej chatki, o tam. Jeśli chcesz, możesz sama zobaczyć, ale nie radziłabym wchodzić do środka o bosych stopach.
Cóż... Wystrojona w sukienkę dziewczyna, z roześmianym i pełnym ufności obliczem, o zadbanym wyglądzie i w dodatku z butami, które trzymała w dłoniach, to nie był widok, którego można spodziewać się po samym sercu gęstej puszczy. A już tym bardziej, iż dziewczę pojawiło się znikąd - nawet szelest liści nie zdradził jej przybycia. "Nienaturalne" to pierwsze i najbardziej trafne słowo, jakie się Rishy nasuwało. I co więcej, czyżby dziewczyna nie odczuwała tego samego niepokoju, który spadł wcześniej na nich? Nie słyszała braku dźwięków? W takich więc okolicznościach czy mówienie jej, iż są z miasteczka, było rozsądne? Kto wie, jakim czartem mogła być pod maską tej porcelanowej laleczki...
Gdyby w ogóle miała czarne włosy, to tropicielka z miłą chęcią skutecznie by ją ogłuszyła...

Rulius pochłonięty odczytywaniem liter wyrytych na ścianie chaty dość późno zwrócił uwagę na nieoczekiwanego gościa. W zasadzie dopiero pierwsze słowa padające z ust panienki w wiśniowej sukni oderwały go od czytania. Zmierzył wzrokiem dziewczynę, oceniając dość bezczelnie jej prezencję, po czym rozbawiony nieco odpowiedzią Rishy skłonił się lekko przed przerażoną damą.
- Boso... racja. Nie polecam. Co prawda w normalnych okolicznościach chętnie usłużyłbym moim ramieniem, jednakże akurat w tej chwili jestem mocno niedysponowany. - uśmiechnął się ironicznie na wspomnienie biednego żołądka.
Pomimo ciężkiej i nieprzyjemnej atmosfery jaka otaczała to miejsce słowa Rishy rozbawiły wojownika. Jego usta ułożyły się w coś na kształt uśmiechu.
Ma dziewczyna łeb.. - pomyślał w duchu wojak. Odpowiedź tropicielki wyraźnie spodobała mu się. Z uwagą począł przyglądać się reakcji kobiety.

Ukradkowe, porozumiewawcze spojrzenie poszło od Rishy do Ruliusa i Serapha, kiedy blondynka spoglądała na chatkę. Bard ponownie uśmiechnął się, tym razem bez ironicznego grymasu. Wojak natomiast wzrokiem dał tylko znać, że rozumie i wrócił ze spojrzeniem na dziewczynę.

Do Juli najwyraźniej powoli zaczęła docierać powaga zaistniałej sytuacji, poparta do tego wyjątkowo brutalnymi słowami Rishy, na twarzy jasnowłosej bowiem zaszły wyraźnie widoczne zmiany. Dziewczyna pobladła, zniknął gdzieś drobny uśmiech na jej ustach, a w oczach pojawiły się narastające zły.
Równocześnie upuściła kwiatki i swoje butki, przykładając teraz trzęsące się dłonie do ust.
- Za... za... - Julia zaczęła się jąkać, oraz powoli cofać w tył - Zabiliście ich... - W końcu z siebie wydusiła.

Widząc reakcję dziewczyny Risha o mały włos nie złapała się za twarz i nie przejechała po niej dłonią w pełnym frustracji i niedowierzania geście. Nie powstrzymała się jednak przed kwaśnym wykrzywieniem się na ustach. Rulius wpatrywał się w tropicielkę wyraźnie rozbawiony. Nie dość, że mieli na głowie potworne, zwierzęce zabójstwo, to przypałętała się im jeszcze oskarżająca ich za ten czyn panikara. A wierzące w winę przypadkowych przechodniów na podstawie zerowych faktów panikary dopiero mogły im sprowadzić na głowy kłopoty. Skoro więc tropicielka zaczęła, to i ona powinna dziewusię powstrzymać. Chociaż widok jej gorzkich łez był dla niej po prostu śmieszny...
- Czym? - zadała płaczącej pytanie. - Tymi rękami? - podniosła dłoń. - W chatce jest milion śladów po pazurach, którym nasze ludzkie paznokietki nie mają co nawet do pięt sięgać. Widać je nawet stąd, jak się przyjrzysz. Tego, co zostało z ciał nie da się zrobić żadnym ostrzem, bo szczątki są zbyt drobne, wręcz posiekane. Więc nie, nie zabiliśmy nikogo - pełen oburzenia ton jasno sugerował, że oskarżenie było dla tropicielki kompletnie bezpodstawne. - Zjawiliśmy się tu kilka minut temu i pierwszy raz tę chatkę na oczy widzimy. W zasadzie może ty możesz nam powiedzieć, kto tutaj mieszkał.
Słowa te nie brzmiały jak pytanie, choć wypowiedziane były już bardziej łagodnym, jakby przygaszonym tonem. Było jasne, że skoro dziewusia mówiła w swych jąkaniach o "nich" to musiała chociaż po części wiedzieć, do kogo należał ten dom - bo na to, czy domyśliłaby się tego z "ciał" opisanych przez Rishę, tropicielka wolała nie stawiać. Gwałtowna reakcja dodatkowo przemawiała za tym, że dzieweczka albo musiała tych nieszczęśników znać, albo też wyjątkowo dobrze odgrywała swoją rolę.

Julia słuchając słów Rishy wciąż cofała się krok po kroczku w tył, wciąż również z dłońmi zasłaniającymi usta i potokiem łez zbierających się w jej oczach.
- Mordercy!! - W końcu wydobył się z niej wyjątkowo głośny ni to krzyk, ni to pisk, a Julia zrobiła "w tył zwrot", po czym rzuciła się do panicznej ucieczki.

W pierwszej chwili bard miał ochotę zerwać się za dziewczyną, żeby pochwycić ją i być może postarać się jakoś ją uspokoić. Szybko jednak wywietrzała mu taka idea i przystanąwszy obok Rishy zaczął jedynie energicznie klaskać.
- Brawo moja droga. Mówca z Ciebie przedni. - spoglądał na zadziwioną tym całym zajściem tropicielkę. - Szkoda tylko kochaniutka, że tak piękna mowa spełzła na marne.
Zachowanie i reakcja Julii świadczyły, że nie stanowi zagrożenia i, że faktycznie nie ma możliwości to ona była w jakimś stopniu odpowiedzialna za rzeź... chyba, że perfekcyjnie udaje toteż Seraph, będący ciągle w pogotowiu, rzucił się za nią krzycząc do towarzyszy:
-Jeśli ucieknie w las to odpuszczam!
- Niech sobie biegnie - rzuciła od niechcenia Risha, kiedy Seraph pognął za dzierlatką. - Życzę jej, by jej bose stópki zostawiły za sobą długi, charakterystyczny ślad.
Gwałtowna ucieczka dziewusi najwyraźniej nie zrobiła na tropicielce żadnego wrażenia - jeśli nie liczyć pełnego boleści westchnienia, które ze świstem opuściło jej płuca. Dziewczyna błagała chyba bogów o zlitowanie się nad nią i nie krzyżowanie jej dróg z rozhisteryzowanymi dziewczątkami, bo nie miała do nich absolutnie żadnej cierpliwości.
- Następnym razem ty z nią pogadasz - skierowała się w końcu w odpowiedzi dla Ruliusa. Potarła dłonią skroń. - Twoim zdolnościom dyplomatycznym ufam bardziej, niż moim. Ja bym ją, na przykład, najchętniej od razu zakneblowała, skoro słuchać i tak nie miała zamiaru.
Bard spoglądał na oddalającego się Serapha, który ruszył w pogoń za dziewczyną. Na słowa Rishy roześmiał się donośnie, wyraźnie lekceważąc wydarzenia w jakich przyszło mu uczestniczyć. Chociaż bardziej trafnym wnioskiem byłoby przypisanie takiego zachowania jego próbom uspokojenia się i rozładowania napięcia.
- Oj tam. Czasem knebel w zęby też dobry. - wyszczerzył zęby. - Poczekajmy co zdziała Seraph, może ją pochwyci i powtórzymy rozmowę. Jeśli nie to w przeciwieństwie do twoich zdolności dyplomatycznych w umiejętności tropienia nie wątpię. Znajdziemy ją. Chyba, że... - w tym momencie wyraźnie spoważniał. - Chyba, że ślady urwą się przed jakimś drzewem. Już chyba nic mnie nie zdziwi...
 
Aeth jest offline