Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2009, 19:55   #17
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Orczyca czuła się w swym żywiole, negocjując ceny, zachwalając jedne, a szkalując inne towary. I wciągała Tavarti w szał zakupów. Choć trzeba przyznać, że wszelkie zakupy Damarri dotyczyły Tavarti. Przy czym nie przeszkadzało to orczycy w zaciąganiu ją od czasu do czasu na pokazy grajków, iluzjonistów używających swej magii ku uciesze gawiedzi, czy też trubadurów których pieśni chwytały za serce. Niemal dosłownie.
Szkoda tylko, że przy okazji zrobiła z Tavarti muła noszącego wszelkie zakupy. Z drugiej strony, każda z tych rzeczy należała teraz do Tavarti. Szkoda, że razem ważyły dość sporo...
Tymczasem oko dziewczyny zatrzymało, się na chudym około 40-letnim mężczyźnie z rasy ludzi, o ogorzałej twarzy i ciemnobrązowych włosach związanych kucykiem.
Wydawał się nie być nikim szczególnym, kryjący się przed skwarem dnia w cieniu budynku siedział na trzcinowej macie, ubrany w strój barwy piasku...gdyż żywsze kolory z jego szat usunął czas...i częste prania.
-Powróżyć?- spytał mężczyzna, a jego para jasnoniebieskich oczu zdawała się przeszywać dziewczynę na wylot.
- Szukałam cię wszędzie, musimy jeszcze kupić...-rzekła orczyca, odciągając Tavarti. Przez chwilę szły, po czym Damarri spojrzała na Tavarti, westchnęła.- Wróżby są dla dzieci... ale skoro ci zależy.
Obie kobiety podeszły do mężczyzny, Damarri sięgnęła do sakiewki i rzuciła kilka srebrnych monet.
Chwycił monety szybkim ruchem dłoni, i potrząsnął ręką w której coś zagrzechotało, po szybkim ruchem puścił. Drobne kosteczki zwierzęce, pokryte malunkami, potoczyły się po ziemi.
Mężczyzna spoglądał na nie przez chwilę, po czym rzekł.- Czeka cię długa podróż.
- No , ba...to i ja sama mogłam wywróżyć z tych pakunków, które ma na sobie Tavarti.-
rzekła Damarri.
- Są...różne rodzaje podróży orczyco, w tej w którą wybierze się twa towarzyszka będzie jej towarzyszyło niebezpieczeństwo.- rzekł mężczyzna.
-Niech spróbuje, już ja temu niebezpieczeństwu wybiję z głowy zadzieranie z moją przyjaciółką.- żartobliwie wypowiedzianym słowom orczycy, towarzyszył gest zaciśniętej pięści.
-No to powróżyliśmy, a teraz czeka nas ostatni sklep, a potem mam dla ciebie niespodziankę.- rzekła na koniec Damarri ciągnąc Tavarti, do sklepu z szyldem „Magiczne skarby na każdą kieszeń”...podczas gdy siedzący przepowiadacz przyszłości sięgnął po skryty w cieniu budynku kostur zakończony rzeźbą głowy sowy i odprowadzał je wzrokiem pieszczotliwie głaszcząc drewno.
-Aaaa klienci...w czym mogę pomóc.- spytał bardzo młody krasnolud o gęstych bokobrodach (jako że brody jeszcze nie zdołał wyhodować).- Polecam samopodgrzewające się garnki, mam nową dostawę kryształów świetlnych. A może chcecie płaszcze świetnie chroniące przed chłodem. Albo eliksiry.
Damarri rzekła zaś.- Słyszałam że masz płaszcze z łusek espagry i elfie szaty prosto z Thery.
- Nie wiem czy cię zainteresują te towary pani. Elfie stroje nie są dla...hmmm...orków. Wiesz o tym chyba.-
odparł kupiec.
Gdy orczyca rozmawiała o szatach, oko Tavarti przyciągnęły małe przedmioty, ułożone równo w szafce. Różnego rodzaju niewielkie kryształy oraz perły zdobione drobnymi zlotymi srebrnymi drucikami, wygiętymi w fantazyjne kształty. Niektóre były wtłoczone w skórzane paski, zapewne służyły jako przepaski na oko.
- Proszę nie dotykać towaru.- rzekł krasnolud podchodząc.- Wątpię by głosicielki Garlen lubowały się w amuletach krwi.
- Bo nie interesujemy się. Tavarti, używanie amuletu krwi, oznacza zadanie sobie obrażeń, czasami trwałych.- rzekła orczyca.
- Drobnych obrażeń, zapewniam.- rzekł krasnolud.
- Nie nazwałabym utraty oka drobnym obrażeniem.- odgryzła się Damarri.
- Operacja jest bezbolesna, a profity, przewyższają tą małą niedogodność.- burknął kupiec.
- Tak, czy siak. Amulety krwi nas nie interesują. Chciałabym kupić jedną broszę ostrzeżenia, jedną elfią szatę z Thery, i płaszcz z espagry. Te trzy rzeczy dla niej.-rzekła orczyca.
- Już się robi.- rzekł kupiec i klasnął w dłonie.- Tanika, sprawdź wymiary ludzkiej kobiety.
Z zaplecza wyszła młoda krasnoludka, o długich równie gęstych i ciemnych włosach co kupiec i podobnych rysach twarzy. Musieli być rodzeństwem. Nieco zawstydzona, wzięła stołek i stanąwszy na nim zaczęła mierzyć. Od czasu do czasu, pomrukując pod nosem.
Gdy skończyła zeszła ze stołka, a kupiec rzekł do niej.- Jedna elfia tunika i jeden płaszcz z espagry dla pani.
Krasnoludzica dygnęła i obróciwszy się na pięcie pognała na zaplecze, by wrócić z lekką tuniką barwy ognia, zdobioną haftami rajskich ptaków. Szata była uszyta z delikatnego materiału, że wydawała się... nierzeczywista.
- Materiał prosto z Indrisy, wzmacniany esencją powietrza, przez wydaje się lekki jak puch i równie delikatny. Najlepsi elfi mistrzowie haftu ją ozdobili.- rzekł krasnoludzki kupiec, a po chwili zaś krasnoludzica wróciła z płaszczem wykonanym łusek szafirowej barwy. I oczywiście kupiec musiał o nim rzec parę słów.- Idealny na dyskretne przyjęcia, na których spodziewasz się sztyletu w plecy. Gustowny i bezpieczny niczym skórzana zbroja. Oczywiście stać was na te rarytasy?
- Tak, tak...-rzekła Damarri potrząsając trzosem.- Jeszcze brosza.
Krasnolud wyjął z jednej z gablot, broszę z miedzi w kształcie przymkniętego oka. Bogata w detale brosza, prezentowała się wspaniale, mimo tego, że wykonano ją z tak lichego materiału jakim jest miedź.
-Wystarczy spiąć nią płaszcz by jej magia pomagała uniknąć każdego skrytobójczego ataku, przynajmniej każdego w promieniu pięciu metrów.- rzekł krasnolud.
A następnie rozpoczął się „bój” na argumenty pomiędzy Damarri próbującą zbić cenę i krasnoludem, który tą cenę chciał utrzymać. Jednak z każdą chwilą cięty język orczycy powodował iż młody kupiec zdawał się maleć w oczach. Wreszcie sprzedał tunikę, płaszcz i broszę z 10 procentowym upustem. I do nabytków Tavarti dołączyły nowe szaty.
Opuściwszy sklep żegnani przez siostrę krasnoluda typowym kupieckim pożegnaniem „Polecamy się na przyszłość” dwójka kobiet ruszyła w dalszą drogę. Zbliżało się już południe.
-A tak mi się przypomniało.- rzekła uśmiechając się orczyca.- Może jesteś głodna? Tak się składa, że tu w okolicy jest luksusowa restauracja, prowadzona przez elfa. Nazywa się ”Leśny Dwór”.
Głód jeszcze tak nie dokuczał dziewczynie, jak obolałe ręce i nogi. Więc propozycję głosicielki, Tavarti przyjęła z wdzięcznością. Damarri zbliżyła swą twarz do twarzy Tavarti mówiąc z wesołym uśmieszkiem.- Tylko uważaj z tymi całusami moja droga. Bo mogą mi się za bardzo spodobać. A nie ma bardziej namiętnych kobiet od orczyc, wiesz o tym prawda ?
Po czym Damarri wybuchła śmiechem. Spojrzała na restaurację i rzekła.- Nigdy tam nie jadłam, to miejsce dla śmietanki towarzyskiej miasta, czyli snobów. A wokół zawsze kręci się mnóstwo pijawek.
I wtedy właśnie rozległ się głos donośny i dźwięczny.- Damarri, skarbie drogi!
- A propos pijawek, właśnie jedna nadchodzi.- mruknęła pod nosem orczyca.
W kierunku dwójki kobiet szedł dostojnym krokiem jaszczur ze grzebieniem o czerwonej barwie i soczyście zieloną skorą pokrywającą resztę ciała. Nosił brązową skórzaną zbroję, w którą dyskretnie wetknięte były sztylety do rzucania . Miał też krótki miecz przy pasie.
Biżuterii miał niewiele, złoty kolczyk w uchu i bransoletę uplecioną z trzciny, na ręku. Z trzciny która była zielona i soczysta, jakby dopiero dziś upleciono z niej bransoletę

- Tavarti poznaj T’salkina.- rzekła Damarri.
- Oczarowany, po prostu jestem oczarowany.- rzekł t’skrang biorąc dłoń Tavarti w swe dłonie. Mimo drobnych łusek na skórze, dłonie t’skranga wydawały się przyjemne w dotyku.
- A co cię sprowadza w te rejony T’salkin ? I trzymaj ogon przy sobie.- rzekła orczyca, a wtedy Tavarti zdała sobie sprawę, że skupiając jej uwagę na swych dłoniach, t’skrang ostrożnie wsuwał swój długi i giętki ogon pod jej szatę! Ale na groźny ton w głosie orczycy potulnie wycofał ogon, zaś Damarri szepnęła Tavarti do ucha.- A nie mówiłam, jak duże dzieci.
-Wybaczy panna...czasami wydaje mi się że mój ogon ma własny rozum.- rzekł uśmiechając się t’skrang.
- Na pewno ma go więcej, niż jego właściciel.- odparła orczyca.- Co więc cię sprowadza w te rejony Travaru. Straży znudziło się cię szukać?
- Och, po prostu walczę o dobro mojego aropagoi. Do miasta przybyli wysoko postawieni członkowie Domu Dziewięciu Klejnotów.-rzekł t’skrang.
-T’salkin, ty tępy jaszczurze, ty nie jesteś członkiem aropagoi, shivalahala wygnała cię z Domu V’strimon.- rzekła z pasją w głosie orczyca.
- To było tylko drobne nieporozumienie.- mruknął T’salkin, a orczyca rzekła gniewnie. - Próbowałeś ją okraść!
- Tylko poprzez kradzież wykazać, że przywiązuje za dużo uwagi do materialnych spraw.- odparł T’salkin.- Niektórzy nie potrafią doceniać duchowego daru od złodzieja.
Następnie potrząsnął bransoletą wykonaną z trzciny.-Poza tym nadal jest członkiem mojego aropagoi. Widzisz? Bransoleta to potwierdza.
- Pół roku temu ukradłeś ją jednemu ze swych pobratymców.-
odparła orczyca coraz bardziej zrezygnowanym tonem głosu.
- Ukradłem? Możliwe. Shivalahala mogła mnie pozbawić miejsca w szeregach mego Domu, ale nie może wyrwać miłości do aropagoi z mego serca.- odparł T’salkin.
- A więc przybyłeś tu by okraść członków konkurencyjnego Domu z czysto patriotycznych pobudek?- wzrok Damarri zdawal się prześwietlać na wylot jaszczura.
- No,... i mam małe długi tu i tam.- mruknął cicho T’salkin.- Ale stać mnie na ugoszczenie dwóch uroczych kobietek w „Leśnym Dworze”. Ja stawiam , co wy na to?-
- Czemu nie, tylko oddaj sakiewkę, którą mi ukradłeś, bezczelny gadzie.
- rzekła z irytacją orczyca, po czym dodała do Tavarti.- Wiem, jest irytujący, kłopotliwy i bezczelny. Ale musisz przyznać Tavarti. Nie sposób się przy nim nudzić.

"Leśny Dwór", Travar


Ostatecznie posiłek dla trojga zafundowała Damarri za pieniądze Tavarti. Leśny Dwór był urządzony z subtelnym przepychem. Podłoga wyłożona białym drewnem, na niej maty z zielonej trzciny (która jednak nie zachowywała świeżości jak bransoleta T’salkina) udające trawę. Stolik i krzesła udające pniaki drzew, acz wyłożone poduszkami dla wygody. Ściany pokryte freskami przedstawiające leśne ostępy. To tego elfi muzycy grający piękne melodie, wietrzniaccy tancerze z przyczepionymi małymi kryształami świetlnymi, przecinający powietrze w porywając pokazie powietrznego baletu. Oraz elfie i ludzkie kelnerki niewątpliwie dobierane pod kątem subtelnej urody, ubrane w piękne i obcisłe suknie.
Tavarti z ulgą dała odpocząć nogom.Po chwili zaś zjawiła się kelnerka z menu. Damarri zamówiła dla siebie i dla Tavarti uyglar therański, zaś t’skrangi pstrągi zapiekane w cieście obficie zroszone d’janduin.
Tavarti cicho spytała głosicielkę.- Co to jest uyglar?
A Damarri wzruszając ramionami odparła.- Nie wiem. Ponoć najwspanialsza potrawa jaką można zjeść w Barsawii. Ale o tym się dopiero przekonamy. Na pewno jest najdroższą.
Zanim jednak posiłek dotarli na stół, podano wino...i znalazł się czas na pogaduszki.
- T’salkin, a co właściwie te szychy Domu K’tenshin robią w Travarze?- spytała Damarri.
- Słyszałaś o tej katastrofie "Żelaznego Orła"? Tej, którą przeżył jeden pasażer, a którego tożsamość jest tajemnicą?- rzekł T’salkin nalewając wino.- Otóż wiedz, że wśród towarów, które spłonęły była też ważna przesyłka dla aropagoi Dziewięciu Klejnotów. Te t’skrangi przybyły zorientować się w sytuacji. I są naprawdę wściekli. A będą jeszcze bardziej, gdy się dowiedzą, że okradł...okradnie dopiero, T’salkin, najlepszy złodziej w Travarze.
- Raczej największy chwalipięta.- mruknęła orczyca, zaś t’skrang spytał.- A co u ciebie, ponoć przesunęłaś wczorajszy występ na dzisiaj.
- Wiesz, trochę się wydarzyło, i liczę że zachowasz to dla siebie...- rzekła orczyca i zaczęła opowiadać historię Tavarti. T‘skrang szczególnie domagał się szczegółów kąpieli Tavarti i pozostałych uzdrowicielek, ale prztyczek w grzebień jaki otrzymał od orczycy, wybiło mu te żądania z głowy...W międzyczasie przyniesiono posiłek. Po tajemniczą nazwą uyglar krył się deser: Lekki puszysty krem z lodami i bitą śmietaną, lekko unoszący się w powietrzu. I był pyszny, tym bardziej, że smak jego zmieniał się co kilka kęsów na nieco inny, acz zawsze smaczny... Tylko czemu wydawał się... znajomy? Tavarti była pewna, że już to kiedyś jadła, i to nie raz.
Gdy tak Tavarti jadła wysłuchując opowieści o swych losach, które Damarri streszczała t’skrangowi...nagle poczuła jak jej umysł odpływa. Wszystko znikło...Tavarti nic nie widziała i nic nie słyszała, jedynie ciemność była dookoła. Nagle coś się pojawiło
Deszcz kart, spadających i bladolica sylwetka, postać ni to kobieca ni to męska, trzymająca karty.

Z tych kart, dwie utkwiły w pamięci Tavarti, dziesiątka trefl i as pik ozdobiony czaszką. Bladolica osoba, z uśmiechem odwróciła karty trzymane w dłoni, tak by Tavarti mogła zobaczyć i wszystkie one były pokryte gęstą czerwoną cieczą... krwią.
Same asy pik z czaszką w centrum.

- Tavarti wszystko w porządku?- zaniepokojony głos Damarri przywrócił dziewczynę do realnego świata. Spojrzała na zaniepokojoną orczycę, Damarri uśmiechnęła się i mocno uścisnęła dziewczynę, przyciskając ją do siebie i mówiąc. -Aleś mnie przestraszyła. Nigdy więcej tego nie rób.
Dziewczyny dokończyły posiłek i pożegnały się z t’skrangiem. Damarri przez chwilę patrzyła w ziemię zanim rzekła.- Tavarti, Alweron zwolnił z obowiązków świątynnych powierzając cię pod moją opiekę, ale mam też drugiego pracodawcę.
Spojrzała na Tavarti i uśmiechnęła się.-I dziś wieczorem mam występ „Pod Ognistym Jaszczurem”. I zabieram cię tam ze sobą.
Orczyca podrapała się po głowie dodając.- Tavarti, „Pod Ognistym Jaszczurem” to dość...eeee...jak to określić. Mają tam odważne rozrywki i jest mnóstwo mężczyzn, którym się zdaje że są interesujący. Bądź dla nich zimna, to dadzą ci spokój. A jeśli nadal będą się naprzykrzać, zawołaj Graxa, on ci pomoże.
- A kto to Grax?- spytała Tavarti, a orczyca dodała.- Troll robiący za barmana i ochroniarza karczmy. Ma ciężką łapę, więc nawet doświadczeni adepci nie wchodzą mu w drogę. Pracował w straży, zanim złamał paskudnie nogę...I od tego czasu lekko kuleje.

Karczma "Pod Ognistym Jaszczurem", Travar

Karczma okazała się nieco lepiej wyglądać od przybytku prowadzonego przez Hralla. Ale nie trzeba było zbyt wiele, by wyglądać lepiej od karczmy Hralla. Budowlę zdobił czerwony smok buchający ogniem namalowany na sporym kawałku drewna. W ślepia miał wprawione świecące kryształy. Karczma była większa od karczmy Hralla, główna sala dorównywała wielkością „Leśnemu Dworowi”, choć była od niego bardziej zacieniona. Znajdowały się tu okrągłe stoliki do gier hazardowych, spory kontuar, oraz podest dla muzyków. No i karczma była prawie pusta, nieliczni klienci pili przy barze, obsługiwani przez gładko ogolonego osobnika, o gabarytach dwudrzwiowej szafy. Troll był wysoki i szeroki, miał potężne ramiona, oraz kwadratową szczękę, z której wystawały w górę ostre kły. Grube czarne zmierzwione włosy opadały na czoło z których wystawały dwa spore rogi rosnące na boki czaszki, acz lekko zakrzywiające się do tyłu. Spod krzaczastych brwi spoglądały bystre oczy. Miał na sobie koszulę, która na masywnym orku wisiałaby luźno, ale na trollu ciasno opinała mięsnie klatki piersiowej. Szeroki pas opinał skórzane spodnie. Troll oparł dłonie (każda wielkości dwóch dłoni Tavarti) i rzekł.- Witaj Damarri, dzisiaj będzie występ?
-Tak, będzie...-
uśmiechnęła się orczyca, po czym dodała.- Słuchaj, mam prośbę.
- Jaką?-
spytał Grax.
- Mógłbyś mieć oko na moją podopieczną?- spytała Damarri.- Wiesz, jakby ktoś był zbyt nachalny wobec niej?
- Nie ma sprawy, zostaje na pokaz?-
Grax spojrzał na Tavarti, a Damarri zażartowała.- Tak, za często mi się gubi, gdy zostaje sama. Muszę mieć na nią oko.
- Jak masz na imię?-
spytał troll Tavarti, a gdy ta odpowiedziała...
- A więc Tavarti, od teraz należysz do mojego klanu.- rzekł Grax biorąc trochę orzechów laskowych w dłoń.- Jak ktoś ci się będzie narzucał, to będzie obrażał mój kat’ral, a my trolle bardzo się denerwujemy, gdy ktoś obraża któryś z naszych honorów.- Grax uderzył pięścią w otwartą dłoń, słychać było trzask zgniatanych orzechów. Troll wysunął dłoń ze zgniecionymi orzeszkami w kierunku Tavarti mówiąc.- Więc nie wahaj się mnie wołać na pomoc... orzeszka?

Karczma "Pod Ognistym Jaszczurem", kulisy, Travar

Następnym punktem odwiedzania była przebieralnia, jak się okazało Damarri dzieliła ją z jeszcze jedną kobietą, relaksującą się przed występem.
Ciemnowłosą kobietą z rasy ludzi. Była już ubrana w sceniczny kostium...bardzo skąpy.

I bardzo podkreślający atuty jej urody. Spojrzała w kierunku wchodzących dziewcząt pytając. –Witaj Damarri, ta za tobą to nowy nabytek karczmy? Z tymi wszystkimi pakunkami wygląda jakbyś ją zatrudniła jako swą garderobianą.- Następnie uśmiechnęła się ciepło, dodając.- Jestem Sybilla Księżycowy Kwiat.
-To jej przezwisko sceniczne, naprawdę ma na imię Savira.-
rzekła orczyca, a potem przedstawiła swoją podopieczną.- To jest Tavarti, opiekuję się nią.
-To dobrze, że mną nie musisz.-
zażartowała Savira, zwracając się do Damarri, po czym rzekła do Tavarti.- Nie przejmuj się tym co tu wieczorem zobaczysz. Są gorsze siedliska rozpusty w Travarze od tej karczmy.
Tymczasem Tavarti szybko zrzuciła z siebie szaty i powoli otworzyła szafę, z kreacjami równie skąpymi jak te, które Savira miała na sobie. Wypinając nieświadomie pośladki do obu dziewcząt Damarri rzekła.- Tavarti, ty też się przebierz. Nie będziesz co prawda występować, ale niestosownie pokazywać się w takim przybytku w szatach uzdrowicielki ze świątyni Garlen.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 12-06-2009 o 15:30.
abishai jest offline