Emil nie słuchał ich wymiany zdań. Nawet gdy znaleźli tego trupa. A może coś docierało do niego. Przeglądał mapy, które porozkładał sobie na ziemi. Co wy wiecie... - pomyślał o ich kłótni. Przesunął prawą dłonią po lewym nadgarstku i z zaskoczeniem odkrył, że ma tam blizny. Tym bardziej musiał walczyć. Nic nie wiecie... jesteście bogaczami, których nic nie martwi, a na życiu zwykłych ludzi się nie znają... Gorzkie poczucie niesprawiedliwości popłynęło w żyłach wprost do serca. A potem znów ta oczywistość - przecież i tak nie zamierza już żyć. Matką się ktoś zajmie, na pewno. A może nie warto umierać?
Analizował mapę, która przestawiała Falvię. Nie widział w tym żadnych znaków szczególnych. Rozejrzał się i stwierdził, że są na cholernym pustkowiu. W oddali było jakieś miasto, ale to nie pomogło do końca. Owszem zawężało teren poszukiwań. To żadna pewność.
Dopiero pytanie kobiety wyrwało go z zadumy. Słowa pochodziły jakby z jakiejś bariery. Wtedy zauważył, że ma miecz, ale nie chciał się w to zagłębiać.
- Emilu, w którą stronę do miasta, o którym wspominałeś? - spytała.
Mężczyzna nie odpowiedział. Zwinął mapy w rulony i zebrał w rękach.
- Zapomnij o czym mówiłem - odrzekł cicho. - Nie mam pojęcia gdzie jesteśmy. To zupełne pustkowie, ale... Możemy iść w stronę tamtego miasta.
Wskazał ręką ruiny w oddali.
- Innej drogi chyba nie ma. Można skierować się w jakiekolwiek miejsce na horyzoncie, ale nie wiemy gdzie się znajdziemy i po jakim czasie. |