Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2009, 16:02   #15
Heero00
 
Heero00's Avatar
 
Reputacja: 1 Heero00 nie jest za bardzo znany
Woda i Ogień przecięte Piorunem

Kolacja u cioci Pinako była jak zwykle przepyszna. Ed i Al śmiali się przytrzymując woreczki z lodem na głowach. Windi na powitanie potraktowała ich obu kluczem francuskim. Gdy tylko ich zobaczyła od razu oberwali po głowach, a potem wysłuchali tyrady o tym jak się o nich martwiła i co sobie oni wyobrażając wracają bez zapowiedzi. Teraz jednak wraz z nimi jadła, rozmawiała i śmiała się.
Dobrze było znów być w domu. Szczególni, że Edward odkrył, że ich alchemia działa znów i jest potężniejsza niż kiedykolwiek. Pozostawało tylko pytanie, co teraz będą robić? Póki, co, on i Al zamierzali zostać Resembool, przynajmniej na jakiś czas. Nie mieli konkretnych planów i chyb po raz pierwszy w swoim życiu zdali się na to, co przyniesie przyszłość.

Minęło kilka spokojnych dni. Jednak wojsko, gdy tylko rozprzestrzeniła się informacja, iż bracia Elric znów pojawili się na horyzoncie natychmiast zaczęło drążyć sprawę. Tydzień po powrocie w domu cioci Pinako pojawiło się dwóch żołnierzy… i Roy Mustang.
Pinako trzymała żołnierzy za drzwiami usiłując ich odprawić. Wcześniej kazała Ed’owi i Al’owi zachować się w piwnicy. Teraz z uszami przyklejonymi do drzwi przysłuchiwali się rozmowie.
- Nawet, jeśli tu byli, to, dlaczego miałabym wam powiedzieć gdzie są teraz? Te dzieci dość się już wycierpiały przez was – oświadczyła mała staruszka.
- Te „dzieci” mają już po dwadzieścia lat. Czas najwyższy by przestali myśleć tylko o sobie – odpowiedział ostro Mustang. – Potrzebujemy ich zdolności. To sprawa wagi państwowej.
- Nie obchodzą mnie wasze podwody. Proszę opuścić mój dom! – Pinako, mimo iż mała miała silną osobowość i nie dawała łatwo za wygraną.
- Może sami powiedzą, co o tym myślą? – Pozwiedzał głośno Mustang. – Ale skoro Edward jest taki mały, że nie może nawet odpowiedzieć…
Al trzymał brata zakrywając mu usta. Ed szarpał się na całego z rządzą mordu w oczach. No tak, czas płynął, ale dalej wspominanie o niskim wzroście Ed’a było jak dolewanie oliwy do ognia. Jednak teraz, gdy Al nie był wielką zbroją nie był w stanie utrzymać brata. W końcu się uwolnił i wypadł jak burza przez drzwi.
- KOGO NAZYWASZ MAŁY?! –Wrzasną na Mustanga. – CO JA?! JAKAŚ FASOLKA, ŻE NIE MOZNA MNIE ZAUWARZYĆ, CO?!
- Tego nie powiedziałem – odparł spokojnie Mustang uśmiechając się. – Nic, a nic się nie zmieniłeś Stalowy.
- Braciszku! – Z piwnicy wypadł Al. – Oj…
- … i Al, jak zawsze jesteście nierozłączni – powiedział z wyraźną ironia Mustang. – I właśnie, dlatego jesteście potrzebni, tym razem jako cywile.
- Sir! Nie powinien pan mówić niczego przy osobach postronnych! – Odezwał się szybko jeden z żołnierzy.
- Nie widzę tu żadnych postronnych – warknął Mustang do podwładnego. – Co do sprawy, całkiem słynny alchemik, zwany Piorunem, ma dwie siostry bliźniaczki. Pół roku temu otrzymały licencje, ale zgodnie z ich przydomkami, Alchemik Wody i Ognia nie są w stanie współpracować z powodu różnic.
- Alchemik Ognia? Rośnie ci konkurencja Mustang – zakpił Ed.
- Nie pytałem o zdanie – odgryzł się półkownik. – Jacyś goście z nowego Parlamentu uparli się by wy dwaj pogadali z dziewczynami… i spróbowali je pogodzić.
Bracia spojrzeli na siebie. Co ciekawe Ed dalej nosił czerwony płaszcz, ale wymusił na Alu inny kolor. Padło na niebieski. Ciekawa zbieżność zdarzeń.
- To jak się nazywają?

- Una i Anna Logan – mówił Piorun prowadząc braci przez centrale. - A jestem Frank. Nasi rodzice uznali, że skoro są tak podobne ich imiona też powinny być zbieżne.
- Pewnie twoi staruszkowie się nie ucieszyli, że pod ich dachem wyrosło trzech Państwowych Alchemików, co? – Spytał Ed.
- Skąd, byli wniebowzięci. Mój staruszek jest emerytowanym sierżantem.
Piorun był wysoki, Ed ledwo sięgał mu do ramienia. Był rozczochrany i zarośnięty i miał wredne poczucie humoru. Jednak ktoś go musiał wcześniej uprzecie się o słabym punkcie Stalowego, po o wzroście słowem nie wspomniał. Za stroił żarty z jego protezach. Że rdzewieją, że panny na nie, nie lecą i że słychać jak idzie z daleka. Ed puszczał to mimo uszu, choć korciło go by dać Piorunowi nauczkę.
- A to tutaj siedzą – powiedział stając przed drzwiami o numerze 102. Jednak nie sięgnął po klamkę.
- Co się stało? – Spytał Al.
- Trochę jest za cicho.
W następnej sekundzie drzwi wyleciały z zawiasów za sprawą kuli ognia. Ed, Al i Frank przyklejeni do framugi przyglądali się uwalnianej mocy Alchemii.
- Ja?! JA JESTEM GŁUPIA?! MOJA ALCHEMIA JEST GŁUPIA?! – Wrzeszczała dziewczyna o rozwianych włosach sięgających pasa. Były ogniście czerwone. Jest strój był przerobiony z munduru, tyle, że był czarny, a prawy rękach i nogawkę zdobiły stylizowane płomienie. Uderzyła pierścienie na lewej dłoni o kanciastą bransoletę na nadgarstku drugiej ręki. Ed zdołał dojrzeć, że na obu przedmiotach znajduje się krąg transformacji.
Wybuch ognia przybrał postać kuli i pomknął ku przeciwniczce.
Druga dziewczyna ubrana w zawiewną niebieską tunikę, białe, luźne spodnie podniosła dłoń zaciskając ją w pieść. Na jej nadgarstku rozbłysła bransoleta oznaczona alchemicznymi symbolami.
Woda w powietrzu skupiła się tworząc tarczę. Wywołany transmutacją wiatr rozwiał włosy Alchemika Wody, czarne, z błękitnymi pasemkami częściowo splecione w warkocz. Jej twarz, identyczna jak u Alchemika Ognia była czerwona od złości.
- TY jesteś głupia, a alchemia nie ma tu nic do rzeczy, jedynie twojej nie douczenie – nie krzyczała, ale jej głos zwierał taka porcje wściekłości, że aż ciarki chodziły po plecach.
- Witajcie w moim życiu – powiedział Frank krztusząc się nagle osuszonym i podgrzanym powietrzem.
Założył białe rękawiczki z kręgami transmutacyjnymi. Pod jego dotykiem ładunki eklektyczne w pokoju gdzie trwała mała bitwa zbudziły się ze stanu spoczynku łącząc się wyładowaniami. W efekcie tego obie dziewczyny zostały lekko pokopane prądem i rzucone na kolana. To znacznie je ostudziło.

Wściekłe na siebie nawzajem szły nie patrzeć na siebie. Włosy Uny i Anny ciągle jeszcze falowały po porcji eklektyczności. Miedzy nimi dreptał Frank z kwaśną miną.
- Nie chce mi się wierzyć, że nas przegonili z koszar – westchnął ciężko. – Anna, o co poszło? - Ognista tylko mruknęła coś niewyraźnie. – Una?
- Pokłóciłyśmy się o to…, co jest silniejsze, który żywioł – powiedziała po chwili.
- Al, pamiętasz jak my się kłuliśmy? – Spytał Ed uśmiechając się współczująco. – Zawsze wygrywałeś.
- Ano, tylko, że my potrafiliśmy się pogodzić.
To była trafna uwaga. Co prawda kłótnia ucichła, ale w powietrzu czuło się napięcie miedzy dwiema młodymi kobietami. Dzieliły ze sobą tą sama pulę genów, ale różniły się od siebie jak… ogień i woda. Dosłownie i w przenośni - Anna miała ostry temperament, mówiła głośno, nie skrywała sowich myśli. Una, spokojniejsza, ale twarda i uparta. Była dość skryta.
- Biorę na siebie Annę – powiedział w końcu Ed. - Poradzisz sobie z Uną?
- Rajcze, tak… braciszku? Teraz za tym tęsknie.
-, Za czym?
- Za zbroja, szczególnie jak znów się pokłócą.
Ed tylko uśmiechał się współczująco.

Szli po obu stronach ulicy. Po jednej Una z Al’em, a po drugiej Ed z Anną. Pośrodku kroczył Frank z niepokojem spoglądając na dwie pary. Mówili ściszonymi głosami, a on niestety od wyładowań elektrycznych, które w kółko wytarzał miał nie, co uszkodzony słuch. Wada zbyt mała by się nią przejmować teraz odgryzała się za nie zwracanie niań uwagi.
W końcu zatrzymali się. Siostry spojrzały na siebie i wolnym krokiem zbliżyły się do siebie. Frank potarł parce ukryte w rękawiczce. Iskra posłusznie przeskoczyła.
- Ja… - zaczęła Una.
-… przepraszam – dokończyła Anna.
- Ja za starych czasów za nim zaczęłyśmy my się uczyć…
- …nasze słowa są takie same.
- Oni wiele przeszli, ale zawsze potrafili się pogodzić… my tez możemy? – Spytał Una patrząc na braci.
- Skoro oni mogli, to, czemu my nie?
Dziewczęta uściskały się serdecznie. Frank podszedł Ed’a i Al’a patrząc na nich podejrzliwie.
- Jak? Coście powiedzieli? – Spytał.
- Tylko przypomnieliśmy im, kim są dla siebie i opowiedzieliśmy pewną historię – odparł Ed.
- Jaką? – Drążył sprawę Piorun.
- Naszą. Ta prawdziwą, a nie plotki powtarzane przez ludzi – powiedział Al.
- Acha… no wiec będę musiał się z nimi dalej męczyć – westchnął Frank.
- Przecież się pogodziły! – Zdziwił się Ed.
- Widzisz stalowy…, gdy były małe zawsze jedna dopełniała zdanie drugiej. Zawsze razem, mimo różnicy charakterów. Miały swój tajemny język, który ja i moi starsi musieliśmy się nauczyć. Teraz najwyraźniej znów zaczynają… moja bieda głowa! Wiesz, jakie to było trudne?
Ed spojrzał na bliźniaczki. Rozmawiały bardzo szybko. Gdy zorientowały się, że na nich patrzy uśmiechnęły się i Una pomachała do niego.
- Mieliśmy tylko je pogodzić. Teraz mogę zabić Mustanga z czystym sumieniem – podsumował Ed i wybuchnął śmiechem.
Po chwili cała piątka stała obok siebie śmiejąc się aż brakowało im tchu. Ed z Mustanga, Al i Frank z niego, a dziewczyny z ich śmiechu. Przechodnie ze zdziwieniem patrzyli na roześmianych młodych ludzi.
W końcu zabrakło im tchu. Ed musiał się oprzeć o ścigane budynku żeby się nie przerzucić. Wtedy to usłyszał. Szczek metalu. Znał ten dźwięk… to był…
- Słyszeliście? – Zapytał odsuwając się od ściany.
Coś z ogromniał siłą uderzyło, co w prawe ramie i przerzuciło go na plecy. Rozległ się donośny dźwięk rykoszetu.
- Bracie nic ci nie jest?! – Zawołał spanikowany Al.
- Nie, trafił w zbroje… - umilkł nagle.
Frank przeciskał dłonie do klatki piersiowej. W okolicach serca rosła czerwona plama pochłaniała błękit mundur. Nagle na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Marnie… tak umierać… - wyszeptał i jego ciało zwiotczało.
Dziewczyny złapały go za nim upadł na ziemię. Żadnego płaczu, krzyku, nic. Tylko patrzyły na swego brata i nieme łzy płynęły po ich policzka. Anna wstała jako pierwsza. Poniosła głowę, a jej oczy śledziły okoliczne dachy i okna. Wyparzyła cel. Iskra wskrzeszona przez pierścieni i bransoletę dała wielką kule ognia, która pomknęła na dach jednego z budynków. Na ziemię spadł mocno przysmażony gość z pistoletem w dłoni. Lufa była owinięta jakimś rzecznikiem, okopconym i ciągle się tlącym. To musiało stłumić dźwięk wystrzału.
- Wybacz – odezwał się do Anny. O dziwo żal w jego głosie był szczery. – Zapłacono mi za Stalowego, nie Pioruna. Gdyby knypek się nie poruszył, ja bym załatwił zadnie, a ty dalej byś miała brata.
- Kim jesteś?! – Zwołała Una roztrzęsionym głosem. Tuląc do siebie brata. - Skąd nas znasz?!
- Jestem najemnikiem… mordercą na zlecenie – ciężko było powiedzieć coś o jego twarzy. Płomienie pochłonęły włosy i część skóry. Głos mówił, iż ma jakieś trzydzieści lat, ale błękitnie oczy, które nie ucierpiały od ognia należały do człowieka o wiele młodszego. – Robię to, za co mi płacą, ale nigdy nie zabiłem kobiety ani dziecka. Co do ciebie Stalowy, gdybym nie wiedział, że stuknęła ci dwudziestka, nie przyjąłbym zlecenia. Wyglądasz na jakieś 10 lat.
- Zamorduje… - warknął Ed.
- Bracie, to morderca, lepiej uważać – odezwał się cicho Al.
- Słuchaj młodszego brata, dałem Ognistemu Alchemikowi jej zemstę za brata, który nie miał zginać, a skoro o śmierci mowa… - Wstał wolno, a wszyscy cofnęli się o krok. - … Muszę się zająć moim pracodawcą. Moja kolejna zasada – tylko jedno podejście, potem usuwam pracodawcę, bo inaczej straciłbym na reputacji.
- Czekaj! – Zawołał Ed. – Kto cię wynajął?
- Nie znasz go, ale twoje przygody sprawiły, że stracił byt wiele pieniędzy, poza tym raz się może zdarzyć, że zawiodłem. Drugi raz - nie. Zatem jest chodzącym trupem. Dzięki za twarz Anno, bynajmniej zniknę na dobre.

- Pozwoliłeś mu odejść Stalowy? – Spytał Mustang.
- Ja i Al mieliśmy pogodzić siostry, nie było nic o najemnym zabójcy – powiedział Ed wzruszając ramionami.
Nie wiedział, dlaczego, ale uwierzył bezimiennemu najemnikowi na słowo, że nie będzie dalej go prześladował. Może, dlatego że nie był to pierwszy morderca, z którym miał do czynienia? Z resztą teraz to nieważne.
- Uważaj Stalowy, bo… - zaczął Mustang.
- Zapomniałeś, nie jestem już państwowym alchemikiem i nie podlegam tobie – powiedział Ed z wyraźnym jadem w głosie.
- Panie półkowniku! – Jakiś żołnierz wpadł do gabinetu Mustanga.
- Jestem teraz zajęty – warknął Płomienny Alchemik.
- Sir! Zwłoki Pioruna zniknęły z kostnicy! Siostry Logan też gdzieś zniknęły.
- Nie mogły…
- Ludzka Transformacja – Wyszeptał Ed.

Gdy dotarli do starego magazynu reakcja transformacji zaczynała się wzmagać. Teraz nic nie można było zrobić. Ed z Al, który zabrał ze sobą Mustang wołali imiona dziewcząt, ale bez rezultatu. Nie chciały, ale nie mogły ich słyszeć. Światło, jakie wywarzał krąg oświetlało dwie damskie sylwetki, a pośrodku kręgu leżało ciało Franka.
- Stalowy, można to zatrzymać! – Zawołał Mustang przekrzykując wiatr i wyładowania energii.
- Nie mogę… - powiedział Ed. - … jest za późno.

Gdzieś w miejscu poza czasem i przestrzenią trójka rodzeństwa stała przed Bramą. Wiedzieli, kim są teraz i kim będą musieli się stać. Brama musiała ich puścić. Nie byli dziećmi tego świata. Nie obowiązywały ich jego prawa. Narodzili się ze Światła a ich dusze stanowiły jedność z czymś większym.
- Wypada ich wszystkich przeprosić –powiedział Frank.
- Alej jak? Jestem Wodą, Anna Ogniem, a tym Piorunem, do póki nasza misja się nie wypełni nie możemy wrócić – Pozwiedzała smuto Una.
- Zróbmy latawiec, jak za starych dni, gdy bawiliśmy się jako dzieci. Brama go im odda – powiedziała Anna z lekkim uśmiechając się do rodzeństwa.
Złączyli dłonie. W tak utworzonym kręgu pojawił się prosty latawiec z szarego materiału. Tekst na nim był pięknie kaligrafowany.
- Jak się podpiszemy? – Spytała Una.
Napis sam się pojawił.
Latawiec jak by wiedziony własnym rozumem poderwał się w górę i przeleciał przez Otwartą Bramę. Przez moment wdzieli w niej odległe pola i dwie małe postacie siedzące na porośniętym trawą wzgórzu. Potem Brama ponownie się zamknęła.
-Musimy już iść – pozwiedzał Frank i wziął siostry za ręce. W tym szczególnym miejscu gdzie wszyscy są jednością już na nich czekano.

Edward i Alphonse Elric siedzieli na wzgórzu gdzie kiedyś stał ich dom. Rozmawiali o tym, co się stało tamtego dnia, miesiąc temu, gdy bliźniaczki próbowały przywrócić swego brata do życia.
- Po prostu zniknęły. Nie został po nich żaden ślad, jak by nigdy nie istniały – powiedział Ed wpatrując się w dal.
- Musiały go bardzo kochać – stwierdził Al. – poświęciły wszystko, co miały.
- I cięgle było za mało – westchnął Ed.
Coś sunęło w powietrzu. Al pierwszy zauważył szary latawiec, szybujący w ich stronę, mimo że wiatr wiał w przeciwną. Szturchnął brata i go wskazał. Latawiec zniżył lot i szorując po trawie poleciał do stóp alchemików.
Ed podniósł go i obejrzał dokładnie. Widniał na nim napis.

Brama nas nie zabrała, to my musieliśmy poznać nasze przeznaczenie. Kiedyś znów was odwiedzi. Niech wam szczęście sprzyja.
Pozdrówcie od nas Eldrest, jeśli się znów pojawi.

Woda i Ogień przecięte Piorunem


- Rodzeństwo Eldrest? – Zdziwił się Al.
- Najwyraźniej – spojrzał w niebo. – Gdziekolwiek są najważniejsze, że są razem.
- Dobrze mieć brata lub siostrę przy sobie – powiedział Al.
- Prawda…
Wiatr dmuchnął mocniej, ale latawiec już pozbawiony szkieletu tylko załopotał. Tkanina wydała z siebie dźwięk podobny do śmiechu dziecka.











Uf reszcie skończone. W nastepnym odcinku: Prolog "Świałto i Ciemność gdzie Wiatr wieje". Umieszczę go w... śwecie Natruto. Troche minie za nim to napiszę gdyż już dawno nie ogladałem tej anime i muszę sobie poprzypominać.
Pokornie proszę o komentarze.
 
Heero00 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem