Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2009, 09:40   #90
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Trzymając cały czas nóż gotowy, by wbić mu w plecy, Araia wemknęła się zaraz za Gruhem do komnaty. Dopiero, gdy zobaczyła bezgraniczne, niewolnicze wprost, oddanie na jego twarzy, schowała go do pochwy, krytycznie patrząc na szerokość jego ramion i wielkie jak bochny chleba dłonie.

- Wolałabym go związanego – spojrzała pytająco na czarodziejkę. - Możemy to zrobić bez przełamania czaru?
Erytrea przecząco pokręciła głową.
- Niestety nie, czar jest zbyt słaby.
Półelfka syknęła przez zaciśnięte zęby, posłała orkowi nieprzyjazne spojrzenie.
- Martho, mogłabyś przepytać go, kim...

- Brog! Wracaj! – Wrzasnął ile sił Eliot. – Zaraz za tobą rzucę czar!

Araia obróciła się na pięcie, patrząc na to, na co patrzył młody mag – na krasnoluda, który zasłaniając się tarczą, zaczął wycofywać się w kierunku ściany. A za nim podążały orki. Pamiętając ogniste piekło, którego byli świadkami niewiele wcześniej, nasunęła kaptur wełnianego płaszcza na głowę i jednym skokiem dopadła do ściany, osłoniętej dodatkowo otwartym skrzydłem drzwi.

- Schowajcie się – rzuciła odruchowo.

Słyszała inkantację wypowiadaną przez Eliota - ciche, zdecydowane słowa, rozchodzące się niewyraźnym echem po komnacie, do których pod koniec dołączył narastający, huczący dźwięk płomieni, który zagłuszył je, zagłuszył wszystko. Araia nie widziała, jak tarcza Broga wzmacnia i podsyca ogień, ale słyszała... Słyszała krzyk palących się ludzi, poczuła nagłe uderzenie gorąca i zobaczyła żarłoczne końcówki płomieni, które na moment otuliły Eliota, pełgając niespokojnie po jego ciele, gasnąc na wilgotnej skórze, umierając na ociekającym od wody ubraniu.

To było... silne...
Przełknęła ślinę i przejechała oblizała wyschnięte usta.

Gdy Gruh z twarzą pełną wściekłości i oczami pełnymi łez uderzył Eliota i ruszył w kierunku Erytrei, Araia wiedziała, że później będzie wyrzucać sobie tą chwilę nieuwagi.

- Lot moh groakh! Lot egh khaghor!

Nie powinna spuszczać go ani na moment z oczu. Powinna pamiętać – to słaby czar, skoro nawet związanie rąk, przerwałoby go. Już w biegu, wyrwała z pochwy Zahir i chwytając rękojeść oburącz, cięła orka przez plecy. I trafiłaby, gdyby Gruh zaalarmowany albo jej krokami, albo zgrzytem pośpiesznie dobywanej klingi, nie uskoczył w bok, unikając ciosu. Przemknęła obok niego i odepchnęła mocno Erytreę do tyłu, poza zasięg jego ramion. Kątem oka dostrzegła jasną twarz czarodziejki, ciemne, szeroko otwarte oczy i pobladłe usta. Sekundę później sama musiała uciekać przed pędzącą w kierunku jej twarzy pięścią. W ostatniej chwili opadła na kolano, ze sztychem Zahira skierowanym ku podbrzuszu orka. Głos czarodziejki za jej plecami i jaskrawe, białe światło eksplodujące w pojedynczym rozbłysku przez twarzą Gruha. Półelfka zmrużyła oczy, ork natomiast ryknął i zaczął trzeć palcami swoje ślepia.

Przynajmniej w tej sekundzie był bezbronny.

Przechyliła lekko głowę. Wcześniej chciała go żywego. Chciała wyciągnąć z niego informacje, chciała zatrzymać jako potencjalnego zakładnika. Chciała mieć z niego pożytek. Nie przewidziała jednak, że Brog pójdzie zwiedzać. A teraz... Ork stracił całą wartość, szczególnie, gdy nadbiegali jego wściekli pobratymcy. Podciąć mu wiązadła? Ręce pozostaną sprawne, a zasięg i siłę ma znaczną. Rozpruć brzuch? Normalny człowiek łapałby wtedy swoje wnętrzności, ale on?

Wszystko to niepotrzebny hazard.

Z zimnym namysłem wbiła mu miecz pomiędzy żebra.
Prosto do serca.

Szybko oceniła sytuację po drugiej stronie drzwi. Cofający się do nich Brog, zasłaniający się tarczą przed dwójką orków, Lurien zwierający się z kolejną parą.

- Falkon, wciągnij Eliota na drugą stronę – rzuciła, przeskakując nad nieprzytomnym magiem.

Nauczone respektu i bojaźni bożej przed ciężkim toporem Broga dwa pozostałe przy życiu orki, trzymały względem krasnolud pełen ostrożności dystans. Stały się atakować z doskoku, kąsać jak wilki, mając nadzieję, że ten zmęczy się, zarzuci ostrożność, odsłoni się choć trochę. Nic z tego. Brog konsekwentnie wycofywał się w kierunku drzwi.

Zbyt wolno jednak jak na gust Arai.

W kilku susach dopadła do jednego z atakujących krasnoluda, zostawiając mu na boku długą, krwawiącą szramę. Zbyt płytką jednak, by była śmiertelna. Odskoczyła szybko, cały czas na nisko ugiętych nogach, cały czas jakby zaraz zerwać miała się do kolejnego skoku. Obawa orka przed Brogiem, ułatwiała wszystko – bardziej niż do niej nie chciał odwrócić się plecami do niego. Zanim zdążył osunąć się i wyjść poza zasięg jej miecza, Zahir wbił się w jego ciało jeszcze dwa razy. Smukła klinga zakreślała w powietrzu szerokie łuki, tak jak Araia nigdy nie pozostając w bezruchu, nie zatrzymując się nawet na moment. Unikając, zwiększając i skracając dystans, atakując możliwie szybko i agresywnie.

Aż do momentu, gdy klinga nie wgryzła się głęboko w szyję przeciwnika.

Nie chcąc podchodzić po topór Brogowi, cofnęła się i stanęła niedaleko wejścia, obok Luriena. Popatrzyła na elfa i napotkała jego spojrzenie. Wskazała miejsce pomiędzy nimi i zaraz potem Broga. Elf natychmiast zrozumiał o co jej chodzi. Kiwnął głową, a Araia odruchowo uśmiechnęła się do niego po raz pierwszy. Zdyszana, z potarganymi włosami, odruchowo wycierając miecz z krwi, ożywiona walką, której jeszcze nie zaczęli przegrywać.

- Martha – krzyknęła przez ramię. - Ten w hełmie z podwójną kitą.

Jeszcze nie zaczęli. Brzęknęła cicho cięciwa, strzała ze świstem przecięła powietrze i wbiła się w ramię największego z biegnących ku nim orków. Ten jednak tylko ryknął wściekle, wyrwał ją z rany. Cięciwa zagrała raz jeszcze. Półelfka zatoczyła Zahirem szerokiego młyńca, przygotowując się na atak, mając nadzieję, że dziewczynie uda się ściągnąć najsilniejszego z atakujących. Niestety strzała nie dotarła do celu. Zerknęła przez ramię i syknęła przez zęby. Strzała wbiła się grunt, przybijając szatę – ciągniętego przez Falkona – maga do posadzki. Nie była pewna, czy na wciąż mokrym i czerwonym materiale nie pojawiła się także plama krwi.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 06-06-2009 o 15:54.
obce jest offline