Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2009, 09:56   #22
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Ktoś, kiedyś powiedział „Jak coś ma źle pójść, to pójdzie”. Z czasem rzecz urosła do rangi przysłowia, które zwłaszcza wśród Ludzi nabierało dużego znaczenia. I obrastało sporą liczbą rytuałów, przesądów i dziwnych zachowań. Jednak odarte z całej rytualności było wręcz banalne w swoim przesłaniu. Często, boleśnie często Ludzie przekonywali się o tym na własnej dupie. Bo życie w slumsach do lekkich nie należało a głupcom przychodziło zwykle płacić najwyższą cenę za chwile braku rozwagi.

Oni mieli tej nocy szczęście. Pomimo tego, że działali na obcym terenie, pomimo tego że włazili innym gangom w rewir, nikt ich nie spotkał a jedyni świadkowie całej rozróby byli wszak albo pod wodą, albo pod wodą zaraz być mieli, albo też podążał ku swemu przeznaczeniu niesiony przez siostrzyczki i ich kompanów. Plany na przyszłość, którymi niczym cyrkowy iluzjonista królikami z rękawa, sypała zawsze bardziej „planująca” Fay były dobrymi planami. Miały jednakże pewien drobny feler. Feler tkwił w założeniach…

Do nadbrzeża cała szóstka dotarła po krótkiej chwili ciesząc się, że pomimo rabanu jaki uczynili nadbrzeże jest wciąż puste a okna okolicznych domów toną w mroku. Jedyną niepokojącą rzeczą było permanentne powarkiwanie imrakowego kundla, którego się krasnoludowi uspokoić nie dawało, pomimo rzemieni pętlących jego pysk. Psina głucho z samych głębin swej gardzieli wydobywała charkot nerwowo zerkając w ciemność, co dodatkowo intensyfikowało ich ruchy.

Imrak, który jak nikt z nich doceniał wartość gotowizny, klnąc w myślach na kusznika ruszył w kierunku leżącego w zaułku ciała. Wiedział gdzie pozostawił zabitego przez jedną z „siostrzyczek” strzelca, więc i jego kusza powinna była leżeć gdzieś blisko. Inni szukali by ciała dłużej a czas był dla nich teraz najważniejszy. Głuche powarkiwanie stawało się coraz bardziej natarczywe. Krasnolud znał Skurwysyna na tyle długo, że nie gardził znakami, które przekazywała mu jego zwierzęca natura. Ostrożnie dobył broni przeczesując wzrokiem zaułek i sterty skrzyń.

„Siostrzyczki” i reszta szły wzdłuż nadbrzeża szukając ich łodzi. W ferworze bitki i pościgu nie zwrócili uwagi gdzie dokładnie ją cumują a że nadbrzeże oblepione było różnymi czółnami, łodziami i barkami niełatwym było znalezienie ich łódek. W sumie obojętnym było czyją odpłyną, ale że pozostałe zwykle właściciele zabezpieczyli grubymi łańcuchami na wypadek takich właśnie pożyczek, lepiej było by trafić na własną. Tym razem jednak przeszli już dobre pięćdziesiąt kroków brzegiem nigdzie nie natrafiając na swoje łodzie, co oznaczać mogło wiele rzeczy.

- Musieliśmy ją przeoczyć! – mruknął Gregor spoglądając z niepokojem na nadbrzeże, ciemne i milczące.

- Wracamy kurwa! – warknęła Fay, którą złe przeczucie nie raz ostrzegło przed nadchodzącym niebezpieczeństwem.

Ruszyli znów nadbrzeżem w kierunku Kazamatów. - Gdzie u diabła są te cholerne łodzie? – wysyczał zdenerwowany Lui nerwowo przeczesując okoliczne łodzie, szukając wśród nich tej „ich”. Jednak Fay dostrzegła już Imraka, który ostrożnie, krok za krokiem cofał się z zaułku w ich stronę. To wystarczyło.

Krasnolud dwóch drabów skrytych w zaułku dostrzegł dzięki Skurwysynowi, który szarpał się w jego uścisku chcąc skoczyć ku nim ujadając głucho, bezgłośnie, przez rzemień pętlicy jego pysk. Szczęściem miał już w garści kusze. Tyle, że nie nabitą. No i sakiewkę trupa, którą urwał szybkim, oszczędnym ruchem pochylając się nad nim tylko na ułamek chwili. To jednak i tak zdawało mu się zbyt długo. Podniósł się i wówczas ich dostrzegł. Silnych „byczków” z pałami w sękatych ramionach, którzy starali się kryć za stosem połamanych skrzyń, porwanych worków i innych rupieci. Oni, oraz dwie twarze, które mignęły mu w półmroku wyrwanych drzwi do magazynu oznaczały kłopoty o których musiał ostrzec resztę. Powoli zaczął cofać się krok za krokiem ku nadbrzeżu. Tyłem, by nie tracić ich z oczu. Wiedział, że ich to ostrzeże, ale lepsze to było niż odwracanie się do skurwieli plecami. Znał slumsy, tu nikt w strzałach w plecy nie widział nic złego. Do idących brzegiem kompanów doszedł, kiedy z mroku zaczęły wyłaniać się pierwsze sylwetki lokalnych patriotów, którzy przyszli tu dać dowód swego patriotyzmu. I walczyć o swoje.

- Się kurwa zbłądziliście! – warknął olbrzym, największy człowiek jaki w tej chwili stał na nadbrzeżu a który wyskoczył z jednej z łodzi. Lekko i zwinnie mimo rozsadzających mu skórznię mięśni i niewątpliwej tuszy. „Horne Góra” znany był w światku. Ze swej zwierzęcej siły, bezkompromisowości oraz „klientów” których miał na rozkładzie. „Czysty” Genn, „Szybki” Jose, „Rycerzyk”, „Drag Młot” to były tylko nieliczni z jego ostatnich ofiar. „Góra” umiał się bić, lubił się bić i bił się kiedy tylko miał okazję. W przerwach zaś w bójkach zabijał. Dla odmiany.

- Szefie! Jebnijmy im i wynośmy się. Głośno było… - jeden z trójki zbirów uzbrojonych w okute pałki, kastety, siekiery i długie noże nie grzeszył widać odwagą. Czwórka pozostałych, tych co nadeszli od zaułka nie gadała nic. Podobnie złowróżbna była dzierżona przez nich broń. Nic nie mówiąca a wymowna.

- Gości trza ugościć Rada! Zwłaszcza takich gości. „Siostrzyczki”, nieprawdaż? „Siostrzyczki Larsa” i hołota. – Horne widać przynajmniej je znał. – Albo po dobroci oddacie broń i pogadamy jak nam zapłacicie za to, że się na nasz teren wpierdalacie, albo…

Horne zawiesił głos sugestywnie. Jego ludzie zaś równie sugestywnie zaczęli postukiwać bronią w otwarte lewe dłonie. Gotowali się do krwawej rozprawy. Nic w slumsach szczególnego .

================================================== ===
 
Bielon jest offline