Łatanie dziur. Szczur asystował cyrulikowi. Rozpuścił po mieście dwójkę swoich, a reszcie kazał obserwować okolice wynajętej willi. Wolał osobiście towarzyszyć kapitanowi również w jego ostatniej podróży, jeśli do tego by doszło. Był mu to winien. Ale łatwiej by było, żeby
Helmut jeszcze trochę pożył. Jeśli
eiseńczyk zejdzie z tego świata, miano kapitana przypadnie
Szczurowi, co wcale mu się nie uśmiechało. Są ci, którzy urodzili się by wydawać polecenia i ci, którzy urodzili się by je wykonywać.
Szczur od zawsze zaliczał siebie do tej drugiej grupy i wolałby w niej pozostać.
Niebieski jak i
Helmut bezsprzecznie należeli do tej pierwszej. Zresztą czego spodziewać się po zepsutej krwi szlacheckiej, która krążyła w ich żyłach?
Cyrulik otarł dłonie, a
Szczur starał się odczytać cokolwiek z jego miny. Niczego nie zobaczył.
- I co? - postanowił więc zapytać.
-
Wyliże się. Musi dużo odpoczywać, a jak tylko się obudzi...
- Gdzie jest Saint-Treusse? -
Helmut otworzył oczy.
Szczur popatrzył na zaskoczonego cyrulika. Tak, bezsprzecznie czysta eiseńska krew szlachecka.
- Rozmawia ze Stonem -
Szczur uśmiechnął się paskudnie, pokazując na wpół tylko swoje własne zęby.
Helmut powoli usiadł.
- Nie powinieneś jeszcze...! - cyrulik zaprotestował słabo, uciszony przez zimne stalowe oczy rannego.
- Szwy pójdą.
Za wszelką cenę postanowił dociec, czemu nie wypolerował dzisiaj swoich butów i właśnie dlatego wbił spojrzenie w ich zabłocone czubki.
- Nie pójdą. - pewność w głosie
Helmuta, a głównie jego grobowy spokój powodowały, że traciło się wszelkie wątpliwości.
Wstał narzucił na siebie koszulę i kamizelkę.
- Jak wygląda sytuacja?
"Twardy sukinkot" -
Szczur obserwował powolne ruchy kapitana.
- Na razie spokój. - Znał wielu najemników, ale żadnego który z czymś takim byłby wstanie chodzić.
Helmut wziął szablę, na której podpierał się jak na lasce i zniknął w drzwiach pokoju.
-
Powinien leżeć. Taka dziura w boku to nie żarty. Jeśli wda się zakażenie... - cyrulik pakował swoje przybory.
-
Dla niektórych oddychanie to choroba najgorsza ze wszystkich. - uciął filozoficznie
Szczur, zadowolony że już nie będzie musiał bezpośrednio rozmawiać z
Niebieskim.
Korytarz zdawał się o wiele dłuższy, niż był.
Helmut oddychał ciężko, choć szedł nie za szybko. Ale mimo wszystko nogi go nie zawodziły i wykonywały polecenia. Nagle rozległ się krzyk. Przeraźliwie zapłakane błaganie o pomoc gdzieś tuż obok. Przyspieszył i ramieniem naparł na drzwi gabinetu
Błęktinego, za którymi jeden z jego ludzi dobierał się do dziewczyny - córki
Stone'a.
Helmut zdecydowanym ruchem odciągnął podwładnego za kołnierz silnym ruchem i przyłożył mu z zamachu klingą szabli.
- Mówiłem, nie dotykać. - wysyczał. Na jego opatrunku wykwitła czerwona plama. Podparł się o biurko, na którym chlipała dziewczyna zwinięta w kłębek. Dzięki Theusowi, do niczego jeszcze nie doszło.
Młody otarł krew z kącika ust, zapewne policzek od środka zdobiły ślady jego własnych zębów. Wstał powoli z podłogi.
-
Wracaj na posterunek. Załatwimy to później. - powinien od razu rozpłatać go na pół, jak zwykł był robić z nieposłusznymi. Jednak powaga sytuacji nie pozwalała. Teraz każda szabla była potrzebna.
Podczas "rozmowy" - Nie wiem. -
Stone oparł się o ścianę. -
Naprawdę nie wiem do czego służy ten artefakt. Z pewnością jest niebezpieczny, bo inaczej Towarzystwo nie zacierałoby śladów o jego istnieniu. Ale do czego służy, nie wiem. - poddał się. Niech się dzieje, co chce, byleby
Aniołkowi nic się nie stało. Przygryzł wargę.
-
Ale zanim odpowiem na pozostałe pytania, mogę ją zobaczyć? - jego głos błagał.
Zanim jednak
Saint-Treusse zdążył odpowiedzieć, usłyszeli krzyk.
-
Mówiłeś, że jej nic nie zrobisz! - wrzasnął
Stone, podrywając się i łapiąc za fraki
Błękitnego.
W międzyczasie po drugiej stronie
Chętnych zebrało się aż za dużo. Właściwie wszyscy chcieli ruszyć na ratunek Aniołkowi. Aza wraz z Siłą wybrali tych, co się nadawali najlepiej - których umiejętności pozwoliłyby ograniczyć niepotrzebne pogrzeby. 15 osób, w tym dwójka młodzików jako czujki, którzy podczas przygotowań już byli w miasteczku i starali się namierzyć rannego eiseńczyka. Każdy brał broń, z którą czuł się najwygodniej i którą zwykł nosić przy sobie, więc przygotowania szybko się zakończyły.
Luca i
Maike dostali to, o co prosili. Lekko przechodzone, powycierane, ale w stanie nadającym się do użytku.
Podzielono się na trzy grupy, żeby nie wzbudzać zbyt dużego zainteresowania i ruszyli.
Łasica i dwa psy zgubili trop na obrzeżach miasteczka.
Faktycznie kilkoro wieśniaków na granicy lasu potwierdziło, że widziało jeźdżca i dziewczynę, ale nie potrafili dokładnie określić kierunku, w którym tamci się skierowali. W miasteczku roiło się też od wszelkiej maści najemników, którzy albo podążali w stronę granicy, albo eskortowali ładunki z portu oddalonego o dwa dni drogi stąd. Jedno było pewne, ONI byli gdzieś w pobliżu.
Raport Callio zasalutował.
- Melduję, że rozpytują o najemnika z dziewczyną. - zwrócił się do wprost do
Błękitnego pomijając
Kapitana.