Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2009, 18:43   #30
Raincaller
 
Raincaller's Avatar
 
Reputacja: 1 Raincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znany
- Jeszcze się spotkamy, obdartusy!
Okrzyki wycofujących się flisaków rozpromieniły oblicze pijanego Deckarda. Schował garłacza pod połami płaszcza i rozbawiony spoglądał na towarzyszy. To skromne zwycięstwo wyraźnie poprawiło wszystkim humory.

- Całkiem nieźle, biorąc pod uwagę to, że ledwie stoicie na nogach. - Edgar, który po całym zajściu wyłonił się z zaciemnionego zaułka w geście uznania powoli klaskał w dłonie. - Potrzebny Wam będzie ktoś, kto Was poprowadzi. Chodźmy do mnie, do Buraczanego Zaułka.
Werth zmierzył wzrokiem kompana wyraźnie zniesmaczony uwagą o "prowadzeniu". Poklepał go po ramieniu chcąc nadać wypowiadanym słowom właściwy ton.
- Jasne przyjacielu... Bawi mnie zwrot "was", którego zapewne nieświadomie użyłeś. Pozwolę sobie skorygować na "nas"... ponieważ nie rozważam Twojej kandydatury na przywódcę. - uwaga, choć uszczypliwa, nie miała na celu prowokowania, bądź obrażania nowego towarzysza. - Jednakże to nie jest ani miejsce, ani czas ku temu, ażeby wybierać formalnie czy też nieformalnie jakiegokolwiek lidera. - po krótkiej chwili roześmiał się, po czym ruszył za pozostałymi.


Droga do przybytku wynajmowanego przez Edgara dała się pokonać bez dodatkowych atrakcji. Udało im się nawet zaopatrzyć w porządny alkohol, co w perspektywie parszywej jakości noclegu miało strategiczne znaczenie. Mały pokoik położony był na poddaszu, toteż wymagał od nieco pijanej grupki dozy gimnastyki, zważając zwłaszcza na stan schodów. Broniąc bezpieczeństwa niesionych trunków stanęli w końcu w małym pomieszczeniu.

- Witam w moich włościach. - mruknął Edgar, przepuszczając chwiejących się mężczyzn.
Po kilku chwilach cała trójka wybuchnęła śmiechem, co wprawiło "gospodarza" w niemałe zakłopotanie.
- No, kurwa co? Lepsze to niż nic, nie?
Werth zmierzył pokoik wzrokiem, po czym opierając się o jedną ze ścian zsunął się na podłogę. Tak siedząc wyjął spod płaszcza butelczynę, a po uporaniu się z korkiem podniósł ją nieco ku górze. Skinął głową do Edgara po czym pociągnął kilka łyków.
- Kwatera pierwsza klasa. Chociaż nie obraźcie się, jak z rana wybiorę się na poszukiwania nowego lokum. - uśmiech powoli znikał z jego twarzy, ustępując zmęczeniu. - Starczy już emocji jak na ten jeden smętny dzień...

Z rana Deckard czuł się okropnie. Obudził się z twarzą przyklejona do ściany, a buty pokryte czyimiś wymiocinami wyraźnie utrudniały utrzymanie równowagi po wstaniu na równe nogi. Ból głowy i przerażający smród nie pozwalał wytrzymać dłużej w pokoju. Werth postanowił wybrać się do magazynu, gdzie pozostawił powóz. Po wyjściu z przybytku zatrzymał dzieciaczka biegającego tam i z powrotem po uliczkach i dopytał się o drogę na Plac Przemysłowy. Magazyn, w którym pozostawił swój powóz i w którym został pochwycony przez zbirów Bauera świecił pustkami.

"Cholerni złodzieje! Widać wykalkulowali, że mogę zniknąć "na dłużej" i zarekwirowali dobytek."

W zasadzie powóz nie był mu do czegokolwiek niezbędny, nie pozostawił tez na nim jakiegoś cennego dobytku. Najważniejsze przedmioty miał przy sobie i ludzie Bauera wszystko mu zwrócili. No może z wyjątkiem szczęśliwych kości do gry, które zaginęły wraz z wozem. Roześmiał się sam do siebie na to durne wspomnienie tak błahej straty i podążył na Plac w celu rozglądnięcia się za nowym kompletem kości.

Dochodzące z każdej strony okrzyki kupców prezentujących i zachwalających swe towary wyraźnie denerwowały Deckarda. Udało mu się dowiedzieć kilku rzeczy odnośnie samego Nuln i dzielnicy, w której przyszło mu działać. Nasłuchiwał także nazwisk, jakie padały z ust rozmawiających, miał nadzieję posłyszeć coś odnośnie samego Klausa Holma i jego córek. Z ciekawszych miejsc dotarły go słuchy o Warsztatach Artyleryjskich niedaleko Placu Przemysłowego i Odlewni Richthofena na południe stąd. Wizytację tego drugiego miejsca wyraźnie mu odradzano, gdyż mieściło się blisko bardzo niebezpiecznej części dzielnicy Smrodliwej, a mianowicie Ost Quartier.

Przysłuchując się plotkującym obywatelom Nuln, Werth przystanął przy małym kramie z błyskotkami, przy którym pewien staruszek zabawiał dzieciaki sztukami ze znikającymi monetami. Pachniało hazardem...

"Może tutaj dostane kości" - myśląc o nowym zakupie podszedł do kupca stojącego obok staruszka.
 
__________________
"Tylko silni potrafią bez obawy śmiać się ze swoich słabostek." - W.Grzeszczyk

Ostatnio edytowane przez Raincaller : 07-06-2009 o 18:52. Powód: Drobne literówki xD
Raincaller jest offline