Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2009, 00:02   #344
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
YouTube - Nox Arcana - Pandora's Music Box
Bieg nie przyniósł oczekiwanego rezultatu, Szamil nie dogonił Barbaka. Dziwne... Ork powinien posuwać się lękliwie i wolno a Szamil idąc szybkim krokiem powinien go dogonić już dawno. A biegł ile miał sił. Ork musiał żyć, inaczej Kruk poinformowałby ich o przegranej. Szamil powtarzał to sobie cały czas.
Zatrzymał się i dobył miecza.
Lewa ręka zaczęła swędzieć, domagać się swego. Szamil zacisnął pięść powstrzymując ogień.
„Podpalenie się na środku drewnianego mostu, który wisi nad przepaścią nie jest dobrym pomysłem.”
Mgła zwykle kojarzy się z potworami wyskakującymi z niej. Szamilowi też się podobnie kojarzyła. Miał dziwne przeczucie, że zaraz zobaczy przed sobą postać. Srebrnowłosy, wysoki, ubrany na czerwono mężczyzna. Na miejscu Berithiego by teraz zaatakował. Po pierwsze nie mógł tu używać swojej mocy. Po drugie łatwo było spaść a on w przeciwieństwie do Berithiego nie potrafił się teleportować. Po trzecie nie miał czasu na walkę, musiał jak najszybciej przejść.
Ruszył, tym razem nie biegł. Szedł szybkim i równomiernym krokiem oszczędzając tym samym organizm. Miecz zwisał po prawej stronie.
Kroki dudniły we mgle, wydając się nieznośnie głośne. Na pewno był tu sam, a przynajmniej nie było na moście innego śmiertelnika. A już na pewno nie było ciężkiego orka, w płycie i z lękiem wysokości. Jeśli jego kroki tak dudniły to co dopiero kogokolwiek innego.
Coś czerwonego na ziemi. Jego kurtka, którą zabrał Barbak. Serce szybciej zabiło. Nerwy napięły się jeszcze bardziej.

Schował miecz i teatralnie eksponując każdy ruch założył kurtkę. Wyjął z kieszeni rękawiczki i założył je na dłonie. Następnym teatralnym gestem je poprawił. Wyłamał palce i ruszył głową na boki. Znów dobył miecz i przełożył go do lewej ręki.
Wznowił swój marsz. Nie modlił się do Światła. Barbak bardziej zasługiwał na jego pomoc a jej nie otrzymał. Nie wołał o pomoc do Chaosu. Miał go w sobie dostatecznie dużo by walczyć z demonem.
Był elfem. Czy zabije swego ojca, który dał mu życie? Bez którego by go nie było.
Był demonem. Czy okaże litość dla kogoś kto chce go zniszczyć?
Nie wiedział. Chciał się przekonać.

Ruszył. Całe życie przed nim. Miał nadzieję, że to oznaczało więcej niż kilka najbliższych minut.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline