Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2009, 09:41   #6
Toho
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
2028, Pflugzeit – Altdorf

Anna pomyślała sobie, że ten werbunek u Kanclerza to prawdziwe błogosławieństwo. Gdzieś podświadomie czuła, że sprawy Kanclerza i Michaela de Tröbe z pewnością mają wiele wspólnego, nie wiedziała tylko jeszcze co. Ale przeczucie zostało …

Mimo swoich niezwykłych umiejętności, wdzięku i powabu kobiecego ciała, umiejętnie dobieranych pytań Anna w Kancelarii nie zdołała dowiedzieć się niczego nowego. W trakcie rozmowy dotarło do niej, że żaden z werbujących tu skrybów nie ma bladego pojęcia o zadaniu jakie przeznaczy przyszłym najemnikom Kanclerz, mało tego – nie są tego ciekawi i świadomość dobrze wypełnionego werbunku zupełnie im wystarcza. A to ciekawe pomyślała w duchu wychodząc na zewnątrz działają bezmyślnie niczym tryby w jakiejś krasnoludzkiej machinie, pewnie przeszli niezłe przeszkolenie ... pomyślała z pewną dozą uznania dla skrybów i metod działania Kancelarii.

Zamyślona zignorowała licznych mężczyzn gapiących się bezczelnie na jej falujące piersi najemników. Do jednego z nich mrugnęła zalotnie – zauważyła że rozdziawił usta niczym karp wywalony na brzeg i patrzył się bezmyślnie. Anna ucieszyła się na ten widok – lubiła wiedzieć, że jej kobiecość robi dobre wrażenie na mężczyznach.

Po chwili zadecydowała, że skoro ma się zatrzymać u Kamili Reinmar jako dama to, nawet jeśli jest się damą uzbrojoną i w pełni samodzielną, to nie wypada jej podróżować samotnie. Takie zachowanie budziłoby zbyt wiele plotek, a tego Anna wolała uniknąć. Bawiąc się w drobnej, zwinnej dłoni pozłacanym naszyjnikiem, zdobiącym dekolt, Anna Maria wybrała się do domu tym razem nieco okrężną drogą, zahaczając o skromny przybytek Rhyi w północnej części miasta. Tutaj, jak przypuszczała, na schodach niewielkiej świątyni, siedziała żebraczka, prosząc o datek. Jak się spodziewała – pierwsze wejrzenie było słuszne – Thersa okazała się być odpowiednią osobą. Jej opowieść zrobiła na Annie pewne wrażenie, chociaż Anna wiedziała, że w razie potrzeby poświęci Thersę bez chwili wahania.

- Więc Therso, czy zgadzasz się służyć mi wiernie, dopóki taka będzie moja wola, aby zatrzymać cię u siebie?
– Ależ panienko czcigodna! Nie jestem godna takiej służby, ale jeśli takowa Twa wola to możesz rozporządzać moją osobą, zdrowiem i życiem. Będę Ci służyć jak najlepiej umiem i w miarę moich niemłodych sił! Thersa ostatnie zdanie rzuciła dumnie.
Anna uśmiechnęła się do siebie, dumna że dobrze oceniła żebraczkę.
– Jak mam Cię nazywać, panienko? zapytała po chwili Thersa.
– Zwij mnie Anną. A teraz chodź Therso, postaramy się Cię nakarmić i nieco odziać.
W oczach żebraczki zaszkliły się łzy. Widocznie, aż do tego momentu nie wierzyła w swoje szczęście. Z pewnością nie raz różni ludzie czynili sobie z niej żarty.
– Panienko Anno … czy … czy … zacukała się niepewnie Thersa, chciała widocznie o coś zapytać, ale brakowało jej odwagi i sił. Anna domyśliła się, że chodzi o pieniądze – w sumie nic dziwnego.
– Nie martw się Therso, nie dam Ci zginąć. Będziesz służyć mi wiernie – sowicie wynagrodzę Twe usługi. Nie będziesz musiała więcej żebrać.
– Dziękuję panienko! odetchnęła z ulgą Thersa.

Thersa całkiem sprawnie jak na swoje lata i żebraczy żywot zebrała się do drogi. Szła za Anną pewnie i dość szybko nie tracąc jej z oczu. Anna pierwsze kroki skierowała do łaźni publicznej znajdującej się dwie przecznice dalej. Tam wręczając dwa srebrne szylingi nakazała Thersie umyć się i pozbyć się łachmanów. Sama w międzyczasie odwiedziła kilka pobliskich kramów i wybrała z nich najlepsze ubrania jakie mogła nosić osoba służąca od wielu lat szlachciance. Po krótkim namyśle do listy zakupów dołączyło kilka świecidełek o przeciętnej wartości, ale odpowiednim wyglądzie. Anna za każdym razem targowała się twardo nieraz robiąc użytek ze swojego powabu i wdzięku. Przy jednym z kramów ostudziła zapały niemłodego już kupca, który próbował obłapić to i owo z jej młodego ciała. Celne kopnięcie posłało go na ziemię bez tchu. Anna Maria w ramach reparacji za straty moralne wzięła bez wahania z jego straganu kilka drobiazgów.

Po powrocie zastała w łaźni czystą i pachnącą Thersę rozglądającą się niepewnie wokół. Wzrok miała niczym porzucony szczeniak wypatrujący powrotu swego pana. Na widok Anny Thersa skłoniła się, całkiem, jakby czyniła to od wielu lat. Anna podała jej zakupione ubrania i błyskotki.
– Przebierz się Therso. Zakupiłam dla Ciebie nieco fatałaszków i błyskotek. A i tu masz nieco drobnych na własne potrzeby dodała Anna, podając mieszek zawierający kilkanaście srebrnych miedzianych monet. Na mieszku znajdował się monogram, który bardzo spodobał się Annie. Postanowiła uczynić zeń swój herb.

– Henna! zaordynowała dla Thersy Anna. Tamta niepewna co się stanie patrzyła na Annę pełna obaw.
– Zmienimy nieco Twoje włosy Therso. Będziesz wyglądać o dobre kilkanaście lat mniej. Thersa na słowa Anny uśmiechnęła się.

Po wykonaniu hennie włosy Thersy prezentowały o wiele lepiej. W ogóle cała Thersa prezentowała się o wiele lepiej. W krwisto czerwonej sukni z dodatkiem kilku świecidełek sama mogła spokojnie uchodzić za osobę szlachetnego rodu.




Annie wpadł do głowy pewien pomysł. Skinęła na Thersę, ta podeszła. Anna kazała się jej obrócić, Thersa ruszała się w sukni, całkiem jakby była dlań uszyta, ruszała się swobodnie i delikatnie.
– Od dzisiaj nazywasz się Thersa Løwhe. Jesteś czwartą, nie – piątą córką ubogiego szlachcica z południa. Co Ty na to, Therso Løwhe?
– Jakkolwiek sobie panienka życzy. odparła Thersa starając się nadać głosowi nieco lepszy ton. Udało się jej to nawet nieźle.
– A teraz reszta zakupów. Wybieram się w krótką podróż i będziesz mi w niej towarzyszyć.
– Oczywiście, panienko. Zrobię co w mej mocy by okazać się pomocną.

W drodze do domu Anny nabyły spory kufer podróżny, nieco ubrań, świecidełek i butów na różne okazje. Oczywiście Anna samodzielnie, bez Thersy zakupiła kilka przedmiotów, które uznała za stosowne. Jednym z nich był sztylet z mocnego żelaza o wąskiej klindze – tzw. mizerykordia, zdolna przebić kółka w kolczudze.

– To dla Ciebie. Do obrony swojej i ewentualnie mojej. Chociaż wiedz, że sama sobie z tym poradzę. powiedziała Anna podając Thersie ostrze.
– Jeśli będzie trzeba, oddam za Ciebie me nędzne życie ... odparła z powagą Thersa.

W czasie powrotu do domu Anna miała uczucie, że jest śledzona. Zwiększyła swą czujność i niby prowadząc rozmowę z Thersą ruszyła między kramy na ulicy rzeźników. Dokonała kilku zakupów upewniwszy się, że Thersa umie gotować. Przy okazji dyskretnie sprawdziła czy rzeczywiście ktoś ją śledzi. Owym ktosiem okazał się kot.




Kot był zwykłym kotem jakich pełno w zaułkach Altdorfu. Annie ulżyło, ale przez całą drogę do domu zachowała swą czujność. Dziwne uczucie bycia obserwowanym nie zniknęło. Ale Annie nie udało się nikogo nie zauważyć.

Wieczorem w czasie, gdy Thersa przygotowywała posiłek z zakupionych przez Annę towarów. Do drzwi domu ktoś zapukał. Tym kimś okazał się posłaniec. Bez słowa przekazał liścik i zniknął w mrokach nocy. Annie nie bardzo chciało się go śledzić, a z pewnością nie wiedział nic ciekawego. Zresztą wszystko wyjaśniał sam list.
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline