Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2009, 13:20   #21
Callisto
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
Oślepiający blask. Gorąco. Meave rozglądała się dookoła przymrużając oczy. Nie miała pojęcia, gdzie była i jak się tam znalazła. Rozejrzała się dookoła podejrzliwie. Nagle dostrzegła dziwnie znajomą męską sylwetkę. Podeszła bliżej, osłaniając oczy od tego okropnego blasku. Nagle stanęła jak wryta. Rozpoznała tego mężczyznę. Nie mogła zapomnieć tych blizn, zbyt wiele czasu studiowała je podczas długich, bezsennych nocy. Dotknęła jego ramienia, a serce zaczęło jej kołatać mocno w piersi. Mężczyzna jednak, zdawał się nie tego zauważyć, bowiem ruszył przed siebie. Meave zmarszczyła brwi zdumiona. „Dokąd idziesz? Hourun, zaczekaj!” Krzyknęła biegnąc za nim. Hourun jednak nie miał zamiaru się zatrzymać. Kobieta przyspieszyła kroku. „Stój!” wołała ile sił w piersiach, jednak zdawało się nie mieć to wpływu na mężczyznę. Zupełnie jakby nie słyszał. Biegła i biegła, nie zważając na to, co dzieje się dookoła…

- AAAAAAaaaaaaa!!! – krzyk młodej kobiety wybudził ją ze snu. Meave usiadła na swoim posłaniu gwałtownie. Przetarła oczy i rozejrzała się dookoła. Pierwsze promienie słońca leniwie wpadały do pomieszczenia, oświetlając ludzi, którzy w nim przebywali.
-Niech Sune ma nas w opiece! Ado leć do sołtysa, niech natychmiast tu przyjdzie z ludźmi…- usłyszała przerażony głos karczmarza. Wszyscy, jak na komendę poderwali się próbując schwytać swoje rzeczy. Jedynie Kael zgrabnym ruchem chwycił swoją broń. „Zupełnie jakby był na coś takiego przygotowany” pomyślała Meave marszcząc brwi. Pozornie leniwie przewiązała chustę dookoła głowy, naprawdę jednak obserwowała, co dzieje się dookoła. Rang uderzył głową w wystającą belkę. Meave usłyszała jak cicho przeklina i uśmiechnęła się pod nosem. „Piękny poranek” pomyślała złośliwie, wstając powoli i przeciągając się niczym kot. Po chwili zamieszanie udało się opanować i wszyscy zeszli na dół.

Meave stanęła jak najbliżej pokoju jak się dało. Chciała na własne oczy zobaczyć, co się stało. Nie było to trudne, ponieważ drzwi do pokoju Hallusa otwarte były na oścież. To, co widziała sprawiło, że zaczęła myśleć, kto mógł to zrobić. Wiedziała jedno – osoba, która to zrobiła nie była profesjonalistą. Gdy Kael odmówił uwierzenia własnym oczom rudowłosa uszczypnęła go ze złośliwym uśmiechem.
- Teraz wierzysz? – szepnęła cicho, tak, że dosłyszeć to mógł jedynie Kael.
Meave obserwowała, jak Jakob usiłuje dostać się do pokoju. Pokręciła głową. „Co za głupiec. Może zniszczyć wszystkie ślady. Tak jakby mu naprawdę na Hallusie zależało. Chyba tylko na jego pieniądzach.” Pomyślała przyglądając się mężczyźnie z wyraźnym niesmakiem. Nawet nie usiłowała ukrywać, co o nim myśli.
- Nikt tam nie wejdzie… - drogę zagrodził Jakobowi karczmarz. - Dopóki sołtys i reszta mężczyzn nie przyjdzie – powiedział drżącym głosem. Meave założyła ręce na piersi w oczekiwaniu. Na szczęście, nie trwało to długo. Sołtys, wraz z niemal całą wsią, pojawił się szybko.
- Przepuście mnie! Przepuście mnie! – Krzyczał przepychając się przez tłum gapiów. Kobieta odsunęła się na bok, nie spuszczając wzroku z przybysza. Był to niewysoki, barczysty mężczyzna, ubrany nieznacznie lepiej niż pozostali mieszkańcy. Gdy w końcu przepchnął się do drzwi zdążył wykrztusić z siebie jedynie słowo „co…” gdy zamarł na chwilę. Widok zdawał się szokować wszystkich dookoła, jedynie nie rudowłosą, która stała nieporuszona. Nie był to pierwszy tak drastyczny widok w jej życiu i
zapewne nie ostatni.
- Rozumiem – powiedział sołtys zafrapowany. – Gard kiedy to się stało – zwrócił się do karczmarza.
- Verna, moja druga córka, miała obudzić kupca tuż przed świtem, ponieważ chciał wyruszyć z pierwszymi promieniami. Poszła, więc i zastukała cicho, tak by nie budzić reszty gości, jednak nikt jej nie odpowiedział... Wyjęła, więc zapasowy klucz i otworzyła drzwi. Następnie usłyszałem jej krzyk, pobiegłem na piętro i zobaczyłem go… Nie upłynęło nawet jedno uderzenia dzwonu – stwierdził.
Bystre spojrzenie sołtysa spoczęło na Meave i jej towarzyszach. Kobieta
przyjęła wystraszoną minę, nie chcąc być posądzona o zamordowanie kupca.
- A kim są ci ludzie?– Zapytał. Kobieta zmarszczyła brwi. „No to pięknie. Podejrzewa nas.” Pomyślała wytrzymując spojrzenie mężczyzny.
- To pomocnicy kupca. Przybyli z nim wczoraj– odpowiedział niepewnie karczmarz.
- Co wieźliście? – zapytał się sołtys.
Zaskoczeni pytaniem wszyscy spojrzeli się po sobie.
- A żebyśmy my to wiedzieli, panie. Nie pozwolono nam nawet spojrzeć na towary. – Powiedziała Meave siląc się na grzeczność. Zdziwiło ją tylko, że Rob i Jakob milczeli. Przekonana była, że z nich wszystkich to oni będą wiedzieli, co kupiec wiózł ze sobą. Ciekawe, czy było to warte oddania życia...
- W takim razie zaraz się przekonamy. A was prosiłbym o oddanie nam swojej
broni i zejście na dół.

- Ale.. – zaprotestował Rob.
- Żadnego, ale dopóki nie wyjaśnimy tego mordu i dopóki nie przekonam
się na własne oczy, że nie mieliście z tym nic wspólnego – odpowiedział
szybko.
- Podejrzewasz nas? – wykrzyknęły niemal równocześnie Tua i Elena. –Przecież my nic nie zrobiłyśmy.
Meave przewróciła oczami. Dla niej to było oczywiste, że są podejrzani.
Nie było innych, których mogli podejrzewać.
- Być może, wolę jednak nie ryzykować. Zrobicie to po dobroci czy też mam wam pomóc?

Słowa te były jawną groźbą, biorąc pod uwagę, że za nimi stali lokalni chłopi. „Jeden fałszywy ruch i po nas” pomyślała rudowłosa schodząc na dół. Ciekawa była, co też uda się sołtysowi odkryć…

***

- Powtarzam po raz dziesiąty – powiedział Tuyr – nie zabiłem Hallusa
i nic mu nie ukradłem.

Meaveprzyglądała się uważnie tej wymianie zdań. Dla niej oczywiste było, że Tuyr nie zabił kupca, jednak dowody świadczyły przeciwko niemu.
- To jak wytłumaczysz, że w twojej torbie znaleźliśmy przedmioty należące do niego, co potwierdził Rob?
- Nie wiem… - odpowiedział chłopak. Jego oczy zdradzały, że naprawdę nie wiedział. Meave przewróciła oczami zirytowana. „Przeklęty Rob. Zapewne to on był mordercą. To jedyne wyjaśnienie na to, że w naszych rzeczach znalazły się rzeczy i pieniądze Hallusa. Usiłuje nas wrobić.” Pomyślała i zaklęła cicho. Była pewna, że ma on coś wspólnego z morderstwem. W końcu to on rozpoznał wśród ich rzeczy nóż swojego szefa. To dzięki niemu przed ostatnich kilka godzin bezskutecznie usiłowali przekonać mieszkańców wsi i starszyznę, że są niewinni.

- To bez sensu, idą w zaparte – powiedział cicho, jednak nie na tyle by nie słyszeli, sołtys Gregor do pozostałych ławników. – Proponuję przekazać ich władzom. Niech zdechną w więzieniu, gdzie ich miejsce.
Meavezacisnęła mocno pięści. „Zdechnąć w więzieniu?! Za co?! Za niewinność i mówienie prawdy? Toż to się ktoś tu bardzo pomylił jeśli myśli, że ja się dam. Oj, srogo pomylił” Pomyślała ze złością. Jej bursztynowe oczy przybrały gniewny wyraz. Przez chwilę wydawała się być niczym dzikie zwierzę, które ktoś sprowokował do ataku.
- To nierozsądne – powiedział Fardan, lokalny zielarz. Ten stary człowiek, z długą brodą był jednym z nielicznych, którzy nie wierzyli w ich winę. Meave nazywała go w myślach „Jedynym rozsądnym człowiekiem pośród bandy głupców”.
Ściągniesz na nas straż i zainteresowanie okolicznych władców, którzy przypomną sobie o nas. – Oczy Meave zabłysły niebezpiecznie. „A więc mieszkańcy tej wsi też mają swoje sekrety. Wspaniale” pomyślała przybierając ponownie swoją najbardziej niewinną minę.
- Co więc proponujesz? Powiesić ich? Przebaczyć i puścić wolno?
- Nie – odpowiedział zdecydowanie Fardan, zamykając oczy, jakby musiał coś rozważyć.

Kobieta nagle poczuła ogarniającą ją ciekawość. Och, co by dała za to, by móc wejrzeć w myśli tego starego mężczyzny, gdy ten próbuje zadecydować o ich losie.
- Czy w księgach prawa nie jest zapisane, że za morderstwo kupca należy zapłacić 100 złotych talarów? Niech, więc zapłacą, a że nie mają pieniędzy to proponuję by odzyskali dla nas pewien przedmiot…

Rudowłosa wyprostowała się na krześle nadstawiając uszu. „Pewien przedmiot? To brzmi ciekawie” pomyślała. Przez tłum przeszedł pomruk. Trudno było określić, czy oznacza on niezadowolenie czy też zdziwienie.
- Chyba nie chcesz… - odezwał się Jens, trzeci z ławników.
- Owszem – przerwał mu Fardan. – Zgadzacie się? – zapytał się
- Tak – odpowiedział Gregor.
- Nie. Uważam, że powinni zgnić w więzieniu, ale skoro jestem w
mniejszości nie mam wyboru.

Meave obserwowała tą wymianę zdań z rosnącym zainteresowaniem. Zawsze
była żądna przygód, a ta zapowiadała się wyjątkowo interesująco. Uwielbiała tajemnice, które mogła rozszyfrować. Wtedy czuła, że żyje.
- A więc ustalone – powiedział cicho.- Niech wszyscy powstaną by
poznać wyrok ławy – mówił wyraźnie, tak by każdy go usłyszał.–
Ponieważ nasze prawo pozwala by morderca spłacił swoją zbrodnię dajemy wam

zwrócił się do przybyszów – taką szansę. Wiedzcie jednak, że jeżeli odmówicie przekażemy was władzom, a one nie będą tak hojne… Udacie się do Zapomnianej Fortecy, miejsca przeklętego i niebezpiecznego, i odszukacie człowieka imieniem Margat. To wiejski mag, który mieszkał tu przez ostatnie trzy lata. Dwa tygodnie temu Margat oszalał. W swym szaleństwie ukradł pierścień z statuetki - Fardan wskazał na niewielką kapliczkę, która znajdowała się w rogu placu. Przedstawiała Galian, boginię płodności, a także dobrych plonów – i ukrył się w Zapomnianej Fortecy. Od tego czasu
na wioskę zaczęły spadać kolejne nieszczęścia. Chcemy byście odzyskali dla nas ów pierścień. Zgadzacie się?

„Jakże miałabym się nie zgadzać?” Pomyślała Meave podekscytowana. To wszystko brzmiało wyjątkowo interesująco. Wszyscy zgodnie pokiwali głowami, a na twarzy Meave pojawił się lekki uśmiech.

- Dobrze… Ponieważ nie ufamy wam, dwoje spośród was zostanie w wiosce jako zakładnicy. – popatrzył się po podróżujących i wskazał na Elenę i Tuyra. – Reszta uda się do Fortecy. Oczywiście nie jesteśmy potworami i dostaniecie cały swój ekwipunek. – Następnie zwrócił się do mieszkańców wioski – Sąd wydał wyrok, a wy wszyscy jesteście świadkami, że był on sprawiedliwy. Możecie się rozejść.
Chłopi zaczęli się powoli rozchodzić do swoich zajęć, do was zaś poszedł Fargan. Popatrzył się po was i powiedział do strażników:
- Rozwiążcie im ręce i zaprowadźcie do mojej chaty.

***
Chata zielarza znajdowała się na brzegu wioski. Nie trudno było odgadnąć, że jej właścicielem jest zielarz bowiem, pod domem rosły najróżniejsze zioła. Meave uśmiechnęła się lekko. Wiele z nich rozpoznawała, Hourun nauczył ją, że niektóre z nich mogą być przydatne dla ludzi takich jak oni. Gdy weszli do domu kobietę od razu uderzył ostry zapach ziół. Izba była pusta, ewidentnie nieznająca kobiecej ręki. Jedynym domownikiem, który ich przywitał był szarobury kot, który miaucząc ocierał się o ich
nogi. Meave przyklękła i podrapała kota za uchem. Przypominał on jej zwierzę, które miała jako mała dziewczynka, zanim zdecydowała się odejść z domu.
- Rozgośćcie się – powiedział Fardan. – Wiem, że macie wiele pytań i obaw, dlatego postaram się na nie odpowiedzieć… O ile tylko potrafię i nie przerasta to mojej wiedzy.
Meavewysłuchiwała pytań innych nie potrafiąc spuścić wzroku z kota. Budził w niej stare, dobre wspomnienia. Wspomnienia związane z domem...
Gdy pytania się skończyły zielarz powiedział:
- Mam nadzieję, że odpowiedziałem na wasze pytania. Wiem, że sytuacja jest dla was trudna... - powiedział cicho, jakby się wstydząc - ale nic na to nie poradzę. Prawo jest prawem... Im szybciej wyruszycie, tym szybciej wrócicie i tym szybciej wasi towarzysze i wy zostaniecie uwolnieni. Proponuję byście to czego nie chcecie dźwigać na własnych plecach zostawili u mnie. Godzina powinna wam starczyć na przygotowania? - zapytał się niespodziewanie.
Podróżnicy pokiwali głowami.
- Świetnie - odpowiedział Fardan - spotkamy się więc tu za godzinę, jak
już podejmiecie decyzję co chcecie z sobą zabrać... Wtedy też zostanie wam oddana wasza broń.

Meave od razu wiedziała, co będzie chciała ze sobą zabrać. Jej ekwipunek jednak był skromny, nie posiadała żadnej broni, jeśli nie liczyć jej sakiewki z najbardziej potrzebnymi, w jej mniemaniu, rzeczami.
- Jeśli można… Nie przywiozłam ze sobą żadnej broni, do tej pory nie była mi potrzebna. Jednak wnioskując z twoich słów, panie, wyprawa będzie niebezpieczna, więc chciałabym mieć się czym bronić. Czy wiesz może, czy mogłabym zdobyć jakiś sztylet lub nóż? Coś niedużego, co mogłabym łatwo schować? – Zapytała grzecznie uśmiechając się lekko. Na jej twarzy wypisana była żądza przygody.
 

Ostatnio edytowane przez Callisto : 09-06-2009 o 00:56. Powód: drobna korekta;)
Callisto jest offline