Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-06-2009, 13:20   #21
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
Oślepiający blask. Gorąco. Meave rozglądała się dookoła przymrużając oczy. Nie miała pojęcia, gdzie była i jak się tam znalazła. Rozejrzała się dookoła podejrzliwie. Nagle dostrzegła dziwnie znajomą męską sylwetkę. Podeszła bliżej, osłaniając oczy od tego okropnego blasku. Nagle stanęła jak wryta. Rozpoznała tego mężczyznę. Nie mogła zapomnieć tych blizn, zbyt wiele czasu studiowała je podczas długich, bezsennych nocy. Dotknęła jego ramienia, a serce zaczęło jej kołatać mocno w piersi. Mężczyzna jednak, zdawał się nie tego zauważyć, bowiem ruszył przed siebie. Meave zmarszczyła brwi zdumiona. „Dokąd idziesz? Hourun, zaczekaj!” Krzyknęła biegnąc za nim. Hourun jednak nie miał zamiaru się zatrzymać. Kobieta przyspieszyła kroku. „Stój!” wołała ile sił w piersiach, jednak zdawało się nie mieć to wpływu na mężczyznę. Zupełnie jakby nie słyszał. Biegła i biegła, nie zważając na to, co dzieje się dookoła…

- AAAAAAaaaaaaa!!! – krzyk młodej kobiety wybudził ją ze snu. Meave usiadła na swoim posłaniu gwałtownie. Przetarła oczy i rozejrzała się dookoła. Pierwsze promienie słońca leniwie wpadały do pomieszczenia, oświetlając ludzi, którzy w nim przebywali.
-Niech Sune ma nas w opiece! Ado leć do sołtysa, niech natychmiast tu przyjdzie z ludźmi…- usłyszała przerażony głos karczmarza. Wszyscy, jak na komendę poderwali się próbując schwytać swoje rzeczy. Jedynie Kael zgrabnym ruchem chwycił swoją broń. „Zupełnie jakby był na coś takiego przygotowany” pomyślała Meave marszcząc brwi. Pozornie leniwie przewiązała chustę dookoła głowy, naprawdę jednak obserwowała, co dzieje się dookoła. Rang uderzył głową w wystającą belkę. Meave usłyszała jak cicho przeklina i uśmiechnęła się pod nosem. „Piękny poranek” pomyślała złośliwie, wstając powoli i przeciągając się niczym kot. Po chwili zamieszanie udało się opanować i wszyscy zeszli na dół.

Meave stanęła jak najbliżej pokoju jak się dało. Chciała na własne oczy zobaczyć, co się stało. Nie było to trudne, ponieważ drzwi do pokoju Hallusa otwarte były na oścież. To, co widziała sprawiło, że zaczęła myśleć, kto mógł to zrobić. Wiedziała jedno – osoba, która to zrobiła nie była profesjonalistą. Gdy Kael odmówił uwierzenia własnym oczom rudowłosa uszczypnęła go ze złośliwym uśmiechem.
- Teraz wierzysz? – szepnęła cicho, tak, że dosłyszeć to mógł jedynie Kael.
Meave obserwowała, jak Jakob usiłuje dostać się do pokoju. Pokręciła głową. „Co za głupiec. Może zniszczyć wszystkie ślady. Tak jakby mu naprawdę na Hallusie zależało. Chyba tylko na jego pieniądzach.” Pomyślała przyglądając się mężczyźnie z wyraźnym niesmakiem. Nawet nie usiłowała ukrywać, co o nim myśli.
- Nikt tam nie wejdzie… - drogę zagrodził Jakobowi karczmarz. - Dopóki sołtys i reszta mężczyzn nie przyjdzie – powiedział drżącym głosem. Meave założyła ręce na piersi w oczekiwaniu. Na szczęście, nie trwało to długo. Sołtys, wraz z niemal całą wsią, pojawił się szybko.
- Przepuście mnie! Przepuście mnie! – Krzyczał przepychając się przez tłum gapiów. Kobieta odsunęła się na bok, nie spuszczając wzroku z przybysza. Był to niewysoki, barczysty mężczyzna, ubrany nieznacznie lepiej niż pozostali mieszkańcy. Gdy w końcu przepchnął się do drzwi zdążył wykrztusić z siebie jedynie słowo „co…” gdy zamarł na chwilę. Widok zdawał się szokować wszystkich dookoła, jedynie nie rudowłosą, która stała nieporuszona. Nie był to pierwszy tak drastyczny widok w jej życiu i
zapewne nie ostatni.
- Rozumiem – powiedział sołtys zafrapowany. – Gard kiedy to się stało – zwrócił się do karczmarza.
- Verna, moja druga córka, miała obudzić kupca tuż przed świtem, ponieważ chciał wyruszyć z pierwszymi promieniami. Poszła, więc i zastukała cicho, tak by nie budzić reszty gości, jednak nikt jej nie odpowiedział... Wyjęła, więc zapasowy klucz i otworzyła drzwi. Następnie usłyszałem jej krzyk, pobiegłem na piętro i zobaczyłem go… Nie upłynęło nawet jedno uderzenia dzwonu – stwierdził.
Bystre spojrzenie sołtysa spoczęło na Meave i jej towarzyszach. Kobieta
przyjęła wystraszoną minę, nie chcąc być posądzona o zamordowanie kupca.
- A kim są ci ludzie?– Zapytał. Kobieta zmarszczyła brwi. „No to pięknie. Podejrzewa nas.” Pomyślała wytrzymując spojrzenie mężczyzny.
- To pomocnicy kupca. Przybyli z nim wczoraj– odpowiedział niepewnie karczmarz.
- Co wieźliście? – zapytał się sołtys.
Zaskoczeni pytaniem wszyscy spojrzeli się po sobie.
- A żebyśmy my to wiedzieli, panie. Nie pozwolono nam nawet spojrzeć na towary. – Powiedziała Meave siląc się na grzeczność. Zdziwiło ją tylko, że Rob i Jakob milczeli. Przekonana była, że z nich wszystkich to oni będą wiedzieli, co kupiec wiózł ze sobą. Ciekawe, czy było to warte oddania życia...
- W takim razie zaraz się przekonamy. A was prosiłbym o oddanie nam swojej
broni i zejście na dół.

- Ale.. – zaprotestował Rob.
- Żadnego, ale dopóki nie wyjaśnimy tego mordu i dopóki nie przekonam
się na własne oczy, że nie mieliście z tym nic wspólnego – odpowiedział
szybko.
- Podejrzewasz nas? – wykrzyknęły niemal równocześnie Tua i Elena. –Przecież my nic nie zrobiłyśmy.
Meave przewróciła oczami. Dla niej to było oczywiste, że są podejrzani.
Nie było innych, których mogli podejrzewać.
- Być może, wolę jednak nie ryzykować. Zrobicie to po dobroci czy też mam wam pomóc?

Słowa te były jawną groźbą, biorąc pod uwagę, że za nimi stali lokalni chłopi. „Jeden fałszywy ruch i po nas” pomyślała rudowłosa schodząc na dół. Ciekawa była, co też uda się sołtysowi odkryć…

***

- Powtarzam po raz dziesiąty – powiedział Tuyr – nie zabiłem Hallusa
i nic mu nie ukradłem.

Meaveprzyglądała się uważnie tej wymianie zdań. Dla niej oczywiste było, że Tuyr nie zabił kupca, jednak dowody świadczyły przeciwko niemu.
- To jak wytłumaczysz, że w twojej torbie znaleźliśmy przedmioty należące do niego, co potwierdził Rob?
- Nie wiem… - odpowiedział chłopak. Jego oczy zdradzały, że naprawdę nie wiedział. Meave przewróciła oczami zirytowana. „Przeklęty Rob. Zapewne to on był mordercą. To jedyne wyjaśnienie na to, że w naszych rzeczach znalazły się rzeczy i pieniądze Hallusa. Usiłuje nas wrobić.” Pomyślała i zaklęła cicho. Była pewna, że ma on coś wspólnego z morderstwem. W końcu to on rozpoznał wśród ich rzeczy nóż swojego szefa. To dzięki niemu przed ostatnich kilka godzin bezskutecznie usiłowali przekonać mieszkańców wsi i starszyznę, że są niewinni.

- To bez sensu, idą w zaparte – powiedział cicho, jednak nie na tyle by nie słyszeli, sołtys Gregor do pozostałych ławników. – Proponuję przekazać ich władzom. Niech zdechną w więzieniu, gdzie ich miejsce.
Meavezacisnęła mocno pięści. „Zdechnąć w więzieniu?! Za co?! Za niewinność i mówienie prawdy? Toż to się ktoś tu bardzo pomylił jeśli myśli, że ja się dam. Oj, srogo pomylił” Pomyślała ze złością. Jej bursztynowe oczy przybrały gniewny wyraz. Przez chwilę wydawała się być niczym dzikie zwierzę, które ktoś sprowokował do ataku.
- To nierozsądne – powiedział Fardan, lokalny zielarz. Ten stary człowiek, z długą brodą był jednym z nielicznych, którzy nie wierzyli w ich winę. Meave nazywała go w myślach „Jedynym rozsądnym człowiekiem pośród bandy głupców”.
Ściągniesz na nas straż i zainteresowanie okolicznych władców, którzy przypomną sobie o nas. – Oczy Meave zabłysły niebezpiecznie. „A więc mieszkańcy tej wsi też mają swoje sekrety. Wspaniale” pomyślała przybierając ponownie swoją najbardziej niewinną minę.
- Co więc proponujesz? Powiesić ich? Przebaczyć i puścić wolno?
- Nie – odpowiedział zdecydowanie Fardan, zamykając oczy, jakby musiał coś rozważyć.

Kobieta nagle poczuła ogarniającą ją ciekawość. Och, co by dała za to, by móc wejrzeć w myśli tego starego mężczyzny, gdy ten próbuje zadecydować o ich losie.
- Czy w księgach prawa nie jest zapisane, że za morderstwo kupca należy zapłacić 100 złotych talarów? Niech, więc zapłacą, a że nie mają pieniędzy to proponuję by odzyskali dla nas pewien przedmiot…

Rudowłosa wyprostowała się na krześle nadstawiając uszu. „Pewien przedmiot? To brzmi ciekawie” pomyślała. Przez tłum przeszedł pomruk. Trudno było określić, czy oznacza on niezadowolenie czy też zdziwienie.
- Chyba nie chcesz… - odezwał się Jens, trzeci z ławników.
- Owszem – przerwał mu Fardan. – Zgadzacie się? – zapytał się
- Tak – odpowiedział Gregor.
- Nie. Uważam, że powinni zgnić w więzieniu, ale skoro jestem w
mniejszości nie mam wyboru.

Meave obserwowała tą wymianę zdań z rosnącym zainteresowaniem. Zawsze
była żądna przygód, a ta zapowiadała się wyjątkowo interesująco. Uwielbiała tajemnice, które mogła rozszyfrować. Wtedy czuła, że żyje.
- A więc ustalone – powiedział cicho.- Niech wszyscy powstaną by
poznać wyrok ławy – mówił wyraźnie, tak by każdy go usłyszał.–
Ponieważ nasze prawo pozwala by morderca spłacił swoją zbrodnię dajemy wam

zwrócił się do przybyszów – taką szansę. Wiedzcie jednak, że jeżeli odmówicie przekażemy was władzom, a one nie będą tak hojne… Udacie się do Zapomnianej Fortecy, miejsca przeklętego i niebezpiecznego, i odszukacie człowieka imieniem Margat. To wiejski mag, który mieszkał tu przez ostatnie trzy lata. Dwa tygodnie temu Margat oszalał. W swym szaleństwie ukradł pierścień z statuetki - Fardan wskazał na niewielką kapliczkę, która znajdowała się w rogu placu. Przedstawiała Galian, boginię płodności, a także dobrych plonów – i ukrył się w Zapomnianej Fortecy. Od tego czasu
na wioskę zaczęły spadać kolejne nieszczęścia. Chcemy byście odzyskali dla nas ów pierścień. Zgadzacie się?

„Jakże miałabym się nie zgadzać?” Pomyślała Meave podekscytowana. To wszystko brzmiało wyjątkowo interesująco. Wszyscy zgodnie pokiwali głowami, a na twarzy Meave pojawił się lekki uśmiech.

- Dobrze… Ponieważ nie ufamy wam, dwoje spośród was zostanie w wiosce jako zakładnicy. – popatrzył się po podróżujących i wskazał na Elenę i Tuyra. – Reszta uda się do Fortecy. Oczywiście nie jesteśmy potworami i dostaniecie cały swój ekwipunek. – Następnie zwrócił się do mieszkańców wioski – Sąd wydał wyrok, a wy wszyscy jesteście świadkami, że był on sprawiedliwy. Możecie się rozejść.
Chłopi zaczęli się powoli rozchodzić do swoich zajęć, do was zaś poszedł Fargan. Popatrzył się po was i powiedział do strażników:
- Rozwiążcie im ręce i zaprowadźcie do mojej chaty.

***
Chata zielarza znajdowała się na brzegu wioski. Nie trudno było odgadnąć, że jej właścicielem jest zielarz bowiem, pod domem rosły najróżniejsze zioła. Meave uśmiechnęła się lekko. Wiele z nich rozpoznawała, Hourun nauczył ją, że niektóre z nich mogą być przydatne dla ludzi takich jak oni. Gdy weszli do domu kobietę od razu uderzył ostry zapach ziół. Izba była pusta, ewidentnie nieznająca kobiecej ręki. Jedynym domownikiem, który ich przywitał był szarobury kot, który miaucząc ocierał się o ich
nogi. Meave przyklękła i podrapała kota za uchem. Przypominał on jej zwierzę, które miała jako mała dziewczynka, zanim zdecydowała się odejść z domu.
- Rozgośćcie się – powiedział Fardan. – Wiem, że macie wiele pytań i obaw, dlatego postaram się na nie odpowiedzieć… O ile tylko potrafię i nie przerasta to mojej wiedzy.
Meavewysłuchiwała pytań innych nie potrafiąc spuścić wzroku z kota. Budził w niej stare, dobre wspomnienia. Wspomnienia związane z domem...
Gdy pytania się skończyły zielarz powiedział:
- Mam nadzieję, że odpowiedziałem na wasze pytania. Wiem, że sytuacja jest dla was trudna... - powiedział cicho, jakby się wstydząc - ale nic na to nie poradzę. Prawo jest prawem... Im szybciej wyruszycie, tym szybciej wrócicie i tym szybciej wasi towarzysze i wy zostaniecie uwolnieni. Proponuję byście to czego nie chcecie dźwigać na własnych plecach zostawili u mnie. Godzina powinna wam starczyć na przygotowania? - zapytał się niespodziewanie.
Podróżnicy pokiwali głowami.
- Świetnie - odpowiedział Fardan - spotkamy się więc tu za godzinę, jak
już podejmiecie decyzję co chcecie z sobą zabrać... Wtedy też zostanie wam oddana wasza broń.

Meave od razu wiedziała, co będzie chciała ze sobą zabrać. Jej ekwipunek jednak był skromny, nie posiadała żadnej broni, jeśli nie liczyć jej sakiewki z najbardziej potrzebnymi, w jej mniemaniu, rzeczami.
- Jeśli można… Nie przywiozłam ze sobą żadnej broni, do tej pory nie była mi potrzebna. Jednak wnioskując z twoich słów, panie, wyprawa będzie niebezpieczna, więc chciałabym mieć się czym bronić. Czy wiesz może, czy mogłabym zdobyć jakiś sztylet lub nóż? Coś niedużego, co mogłabym łatwo schować? – Zapytała grzecznie uśmiechając się lekko. Na jej twarzy wypisana była żądza przygody.
 

Ostatnio edytowane przez Callisto : 09-06-2009 o 00:56. Powód: drobna korekta;)
Callisto jest offline  
Stary 10-06-2009, 15:09   #22
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
- Czy wiesz może, czy mogłabym zdobyć jakiś sztylet lub nóż? Coś niedużego, co mogłabym łatwo schować? – Zapytała grzecznie uśmiechając się lekko. Na jej twarzy wypisana była żądza przygody.
- Odpowiedni nóż mogę ci sprzedać za kilka miedziaków. Nie jest to może najlepsza broń, jaką znam, ale służył mi dość wiernie w czasie moich podróży – powiedział. – Oczywiście możemy się udać do Lago, naszego kowala, ale nie wiem czy będzie miał coś odpowiedniego - stwierdził przyjaźnie.

*

Pakowanie się, nie zajęło wam dużo czasu i po godzinie byliście gotowi do drogi. Nie była to najprzyjemniejsza godzina w waszym życiu, bowiem każdy wasz ruch był śledzony przez mieszkańców Podkosy, a przynajmniej przez tych, którzy nie mieli nic innego do roboty. Na dodatek, zgodnie z przewidywaniami Fardana, nie wszyscy chcieli wam sprzedać swoje towary; część, jak kowal Lago, ustąpił dopiero po rozmowie z zielarzem. Jedynie nielicznie spośród Podkosian byli wobec was życzliwi i otwarcie to okazywali - o dziwo jedną z takich osób był karczmarz Gard.

Zostawiliście zbędne rzecz - choć tych, jak się okazało mieliście wyjątkowo niewiele - pod opieką Fardana oraz jego kota. Następnie pożegnaliście się z swoimi towarzyszami Tuyr’em i Eleną, którzy zostali zaprowadzeni do niewielkiej chaty, gdzie związano im – niezbyt mocno – nogi, a której pilnowało dwóch lokalnych chłopaczków uzbrojonych w krótkie, zjedzone przez rdzę miecze. Sprawdziwszy jeszcze raz czy wszystko jest na miejscu, wyruszyliście w kierunku Zaginionej Fortecy.

*

Zgodnie z tym, co powiedział Zielarz pierwsze dwa dni szliście przez równinę. Gdzie nie spojrzeliście rozciągały się wysoka trawa i dzikie zboże. Pogoda póki co wam sprzyjała; było nie za ciepło, ale i nie za zimno, a na dodatek ku waszej uldze nie padało. Jedynie coraz chłodniejsze noce przypominały, że lato ma się ku końcowi.
Rankiem trzeciego dnia na horyzoncie zobaczyliście niewielką, jak się wam wydawało, górę – cel waszej podróży. Zachęceni tym widokiem zwinęliście szybko obozowisko i ruszyliście przed siebie. Jedynie Rob i Jakob ociągali się, ale nie było to dla was nic nowego. Pomocnicy Hallusa wyraźnie was się bali i nie ufali wam, a przed ucieczką powstrzymywał ich tylko to, że nie mieli, dokąd uciec. Patrząc się na obu mężczyzn doszliście do wniosku, że nie mogli oni stać za morderstwem Hallusa. Rob, starszy z nich, był na to zwyczajnie za głupi, zaś Jakob wydawał się zbyt zagubiony.

Trzeci dzień okazał się znacznie cięższy niż dwa poprzednie, ponieważ przez cały dzień lało z czarnych chmur. Przemoczeni i źli przeklinaliście pogodę, pokonując pagórek za pagórkiem w kierunku Zapomnianej Fortecy. Najgorsze było jednak dopiero przed wami, bowiem koło południa doszliście do niewielkiej doliny, którą przecinała, leniwie płynąca rzekę. Nie była ona zbyt szeroka, ale wystarczająco by nie można było jej przeskoczyć. Była też głęboka. Jej woda była krystalicznie czysta, tak że widzieliście kamieniste dno, a także liczne ryby pływające w niej.Na obu jej brzegach rosło parę drzew i drzewek, a po drugiej strony dostrzegliście też kilka wysokich kamieni wystających z ziemi.

Zmęczeni postawiliście pakunki na ziemię. Rob i Jakob usiedli i korzystając z przerwy wyjęli jedzenie i picie. Pozostali rozglądali się za rozwiązaniem. Zaoponowała cisza, którą w końcu przerwała Maeve’a pytając się:
- Jakieś propozycje?
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 15-06-2009, 08:40   #23
 
Bażna =^^='s Avatar
 
Reputacja: 1 Bażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumny
... polała się krew, zginęło dwóch tutejszych, w tym mój syn… - gdy Fardan wyrzekł te słowa, reszta jakoś nie była tak istotna dla Lidii. Poczuła smutek. Była zła na siebie, mogła się nie pytać. Starzec – ojciec osierocony przez syna, został sam. Jakże ludzka głupota i pazerność może kogoś skrzywdzić i to nieodwracalnie. Przypomniała sobie znowu tego kupca, o którym opowieści sięgają jeszcze sprzed jej narodzin. On także nieomalże zniszczył życie jednej osobie. Patrzyła smutnym wzrokiem na starego zielarza. Człowiek mimo wszystko jest kruchą istotą a takie zło może zmienić jego postrzeganie świata. I nie jest się już wtedy tą sama osobą. Lidia przecież nie znała Fardana wcześniej, ale jakoś tknęło ją, że ten stateczny i poważany przez mieszkańców wioski człowiek, miał kiedyś trochę blasku w oczach.

„Rodzice nie powinni grzebać własnych dzieci…” - pomyślała.

- Wybacz mi, że przeze mnie ożyły bolesne wspomnienia … - powiedziała prawie szeptem. Na szczęście Tua szybko zaczęła zadawać starcowi swoje pytania i po chwili na jego twarzy pojawił się nawet lekki uśmiech. Łuczniczka rozmyślała o tajemniczym Margacie, który ukradł ów magiczny pierścień. Niepokoił ją też fakt, że tak naprawdę to nikt wiarygodny wcześniej nie szedł omówionym przez Fardana szlakiem. Popatrzyła po swoich towarzyszach. Pozostało jej mieć nadzieję, że bogini Solane będzie nad nimi wszystkimi czuwać.

Kiedy Lidia odzyskała swoja broń i pozostałe rzeczy, niepostrzeżenie wsunęła rękę do torby aby upewnić się czy wszystko jest w jednym kawałku. Nie posądzała mieszkańców, bo nie miała w środku nic co sami nie mieliby w swoich chatach. Miała jednak wątpliwości co do sposobu z jakim się obchodzono z ich rzeczami, biorąc pod uwagę, że wieśniacy nie spodziewali się widzieć ich swobodnie oddalających się od wioski…

Nie wszyscy mieszkańcy wsi byli chętni aby sprzedać młodym podróżnikom swoje wyroby. Właściwie to większość w ogóle nie była chętna do jakiej kolwiek współpracy z nimi i ułatwienia im podróży. Z jednej strony Lidia im się nie dziwiła. Nie miała jednak zamiaru dać im tej satysfakcji, że robią łaskę przybyszom. Nie była winna śmierci Pankracego Hallusa, więc nie pozwalała aby mieszkańcy patrzyli na nią jak na winowajcę. Każde ich spojrzenie odpierała swoim, bacznie się im przyglądając. W jej złotych oczach nie było skrępowania ani tego zawahania, które czasem człowiek stara się ukryć, kiedy ma coś na sumieniu. Kowal Lago przyglądał się „winowajcom” z pogardą i chęcią wymierzenia „sprawiedliwości” na jaką jak sądzono, obcy zasługiwali. Łuczniczka spojrzała na kowala, kiedy wyczuła jego wzrok na sobie. Z oczu barczystego mężczyzny wyczytała, że jest on prawy, jednak nawet tacy ludzie czasem dają się uwieść krótkowzroczności i niestety… „podążają za tłumem.”
I temu osądzającemu spojrzeniu Lidia dała do myślenia. A przynajmniej takie miała intencje. Fardan zdołał jednak przekonać jego i każdego kto mógł za niewielka opłatą uzupełnić zapasy na te podróż. Podobnie Waren, chyba najwyższy z mieszkańców Podkosy, patrzył się nachalnie. Lidia nie kazała mu długo czekać i jak tylko wyłowił jej spojrzenie to przeszyła go nim na wylot. Skupiła się na jego źrenicach i niezauważalnie uśmiechnęła, bo Waren nie był wstanie wytrzymać świdrujących go lśniących oczu.
- To ile Wać pan za te linę chcesz? – zapytała lekko pochylając się w jego stronę. Waren wymamrotał pod nosem kwotę i niby nie spiesznie wrócił do swoich zajęć. Po chwili cofnął się i chwycił należne mu miedziaki, które cały czas czekały na rozłożonej dłoni dziewczyny.

Do wymarszu została niespełna godzina. Lidii już tylko brakowało prowiantu. Rozejrzała się po wiosce. Wieśniacy obserwowali każdy krok niedoszłych skazańców.
„Ludzie czy Wy zaiste nie grzeszycie ani krztą rozumu? ” - pomyślała z irytacją. „Toż to ino łeb zakuty by został aby go nakryto na zbrodni” pokiwała głową i weszła do karczmy. Żona karczmarza była zajęta sprzątaniem za barem. Gard, jej mąż akuratnie schodził ze schodów. Kiedy zobaczył dziewczynę uśmiechnął się nie zatrzymując . Był to taki serdeczny uśmiech. Lidia ledwo mogła ukryć swoje zdziwienie. W ten przypomniała sobie słowa Fardana mówiące o tym co się tu działo te dwa lata temu. Spojrzała na wiadro z wodą i mokre szmaty, które dźwigał staruszek.
- Czy ciało kupca, już pochowane? – spytała biorąc od niego pełne wiadro.
- Ja nie wiem panienko – odparł i zamrugał patrząc z zaskoczenie na jej gest. – Mnie sołtys nic nie mówił, ale pewnie tak zrobią. Wszak umarłych trzeba chować… - popatrzył jeszcze i dodał - …dziękuję Ci dziecko za pomoc.
- Mości panie Gard, czy nie sprzedałby mi pan trochę sera?
- Sera? Na daleką podróż to trzeba mięsa wędzonego i chleba – rzekł położywszy mokre szmaty w kąt i wytarł spracowane dłonie w fartuch – Ale sera też pannie znajdę, prawda moja droga? – zwrócił się do żony, która ciepłym głosem odparła – Prawda, znajdzie się.

Po czasie Lidia była już spakowana. Przełożyła pas skórzanej torby przez lewe ramię zaś pełna torba spoczęła na prawym biodrze. Długi łuk, zdobiony rzeźbionymi ornamentami oraz kołczan ze strzałami tradycyjnie zajęły swoje miejsce na jej plecach. Bukłak podczepiła pod pas zaś wysłużony ciepły koc zwinęła i obwiązała sznurem po obu końcach przekładając go przez drugie ramie. Zaś sztylet… schowała w sobie wiadomym miejscu. Mając jeszcze chwile czasu skierowała swe kroki ku chacie Fardana, która znajdowała się na granicy wioski. Nie wchodziła do środka. Podeszła do wielkiej lipy co roztaczała swe gałęzie na jego domem. Zdawało się być tu spokojnie.


Oby było Twoją wolą, Selune, Nasza Matko i Bogini
naszych przodków, że powiedziesz nas ku pokojowi i dasz nam
kroczyć pośród harmonii Twego serca o Selune! W swym
bezgranicznym miłosierdziu doprowadzisz nas do urzeczywistnienia
naszych pragnień dla życia, radości i pokoju.
Ocal nas z rąk każdego wroga i od zasadzki, od duchów złych
i dzikich zwierząt na drodze, i od wszelkich nieszczęśliwych
wypadków, które spadają na świat. Ześlij błogosławieństwo
na wszystkie dzieła naszych rąk i obdarz nas przychylnością,
łaskawością i życzliwością w oczach wszystkich, którzy nas widzą.
Wysłuchaj naszego błagania, bo Ty jesteś Bogini Matka, która
wysłuchuje modlitw i próśb. Najświętsza i Najukochańsza jesteś
Ty, Selune, która wysłuchuje modlitwy...

– wyrzekła Lidia po czym zacisnęła lewy palec wskazujący i przyłożyła do niego kciuk. W takim geście dotknęła czoła i serca swego. Szary kot zielarza zakręcił ósemkę wokół jej nóg. Wzięła go na ręce, zaczęła głaskać i przytuliła. Miała wiarę, że wszystko skończy się szczęśliwie. Przypomniała sobie słowa starszych "Co nas nie zabija czyni nas silniejszymi". Mimo to wolała być w drodze do Srebrnej Rzeczki bo tam mogło być to co od dawna pragnie odszukać. Zwróciła się ku wiosce wypatrując towarzyszy. Wtedy przypomniało jej się, że chciała się jeszcze zobaczyć z Tuyr’em i Eleną...
 

Ostatnio edytowane przez Bażna =^^= : 18-09-2009 o 16:15.
Bażna =^^= jest offline  
Stary 15-06-2009, 20:10   #24
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
- Czy wiesz może, czy mogłabym zdobyć jakiś sztylet lub nóż? Coś niedużego, co mogłabym łatwo schować? – Zapytała grzecznie uśmiechając się lekko. Na jej twarzy wypisana była żądza przygody.
- Odpowiedni nóż mogę ci sprzedać za kilka miedziaków. Nie jest to może najlepsza broń, jaką znam, ale służył mi dość wiernie w czasie moich podróży – powiedział Fardan. – Oczywiście możemy się udać do Lago, naszego kowala, ale nie wiem czy będzie miał coś odpowiedniego - stwierdził przyjaźnie. Meave uśmiechnęła się lekko, z podzięką.
- Jestem pewna, że skoro tobie, panie, służył dobrze i mnie będzie. – Powiedziała ważąc każde słowo. Nie miała ochoty sprawdzać, czy kowal ma coś odpowiedniego. Zewsząd dało się wyczuć wrogość mieszkańców. Nie dziwiła im się. Po tym, co według słów Fardana, się wydarzyło sama byłaby nieufna. Wyciągnęła sakiewkę i po ustaleniu z zielarzem rozsądnej ceny dała mu tyle ile zażądał.
***

Pakowanie się nie zajęło kobiecie i jej towarzyszom czasu. Bo niby czemu miałoby zająć? W końcu zbyt wiele własnych bagaży nie mieli zbyt wiele. Godzina spędzona na tej czynności z trudem mogła zostać nazwana choćby dobrą. Czujne oczy mieszkańców wsi śledziły każdy ich ruch, rejestrowały najmniejsze drgnięcie. To wszystko wyjątkowo deprymowało rudowłosą, która nie znosiła być kontrolowana. Miała ochotę powiedzieć coś, zbuntować się, jednak czuła, że jeden niewłaściwy ruch może pozbawić ją życia. Co jak, co ale nie była na tyle silna by mierzyć się samodzielnie z całą wioską.

Przewidywania zielarza i rudowłosej okazały się słuszne. Większość mieszkańców wyjątkowo nie paliła się do sprzedawania bandzie obcych posądzonych o morderstwo kupca.
Morderstwo…Meave ciągle nie mogła dojść do tego, kto to zrobił. Uważnie przyglądała się każdemu członkowi „bandy”, jak zwykła ich nazywać, w myślach, próbując dostrzec u któregokolwiek z nich choćby cień zachowania, który zdradziłby jej kto jest mordercą. W tamtym momencie była to sprawa, która ciekawiła ją najbardziej. Pakowanie przy tym było nudne i monotonne. Nigdy nie lubiła tego robić, co zawsze śmieszyło Houruna. Wiele jej nawyków powodowało rozbawienie u mężczyzny. Meave uśmiechnęła się smutno do wspomnień. Czasem ogarniała ją tęsknota za towarzyszem. Nikt nie rozumiał jej tak jak on i wątpiła, by ktokolwiek kiedykolwiek zrozumiał. To, co łączyło ją z tym starszym od niej mężczyzną było zdaniem kobiety wyjątkowe i nie do powtórzenia. Przeżyli razem tyle przygód, tyle bezsennych nocy spędzili na rozmowie…Ruda westchnęła ciężko. Podjęła decyzję, że jak tylko zakończą tą wyprawę wyruszy na poszukiwanie dawnego towarzysza. „Albo to, albo ta niepewność mnie kiedyś zabije” pomyślała zasępiając się na moment. Cała ekscytacja spowodowana podróżą i nowym wyzwaniem nagle minęła, a twarz młodej kobiety spoważniała. Nagle dostrzegalne stało się doświadczenie i smutek, które tak głęboko ukrywała. Jej twarz wyglądała na starszą niż w rzeczywistości, widać było każde drobne zmartwienie, które się na niej odcisnęło. Bystre brązowe oczy zdawały się zasnuć na moment mgłą, a ona sama jakby psychicznie była zupełnie gdzie indziej. Pakowała właśnie prowiant, który dostała od karczmarza Garda. Był to jeden z nie wielu przychylnych im ludzi w całym tym „przybytku radości”

Ciągle zamyślona zostawiła niepotrzebne rzeczy pod opieką zielarza i jego kota. Mimowolnie uśmiechnęła się do zwierzęcia. Nie do końca panując nad tym, co robi wylewnie jak na siebie pożegnała się z Eleną i Tuyrem, którzy pozostawali w Podkosach. Gdy już upewniła się, że wszystko jest w porządku była gotowa wyruszyć. Powoli nostalgia zaczęła ustępować i Meave ponownie poczuła ogarniającą ją żądzę przygody.

***
Droga przebiegała zgodnie ze słowami mężczyzny. Pierwsze dwa dni upłynęły podróżnikom na pokonywaniu równiny. Dookoła nich rosła tylko trawa i dzikie zboże. Była to na pewno miła odmiana po wcześniejszym podróżowaniu po raczej podmokłych terenach z Hallusem. Pogoda zdawała się być idealna do podróży – było ciepło, jednak nie upalnie, deszcz nie padał, a jedynie chłodne noce przypominały o tym, że lato miało się rychło ku końcowi.
Krajobraz uległ zmianie dopiero rankiem trzeciego dnia, kiedy to oczom kobiety i jej towarzyszy ukazała się niewielka góra, a przynajmniej tak wyglądała z daleka. Rudowłosa domyśliła się, że to musi być cel ich podróży. Przeczuwając bliskość celu podróżnicy podekscytowani szybko zwinęli obozowisko i ruszyli na przód. Jedynie dwaj leniwce, tak zwani pomocnicy Hallusa, Rob i Jakob, się ociągali. Nikt jednak nie był tym zaskoczonych.

Po pierwsze, ci dwaj nigdy nie garnęli się specjalnie do roboty, a po drugie wyraźnie bali się swoich współtowarzyszy. Widać było, że najlepiej jak mogli starali się unikać zbyt bliskich kontaktów z nimi. „Zapewne gdyby mogli uciekliby gdzie pieprz rośnie, ale wielkiego wyboru nie mają” Pomyślała Meave uśmiechając się złośliwie do siebie. Nie lubiła tych dwóch i pomimo wszelkich starań – polubić nie potrafiła. Jednak jedno musiała przyznać – nie mogli zamordować swojego szefa. Rob był na to stanowczo za głupi i zbyt tchórzliwy, z kolei Jakob był zagubiony, niczym dziecko, budził litość w rudowłosej. Dla niej każdy, kto decyduje się wyruszyć w podróż powinien być przygotowany na wszelkie wydarzenia, a okazywanie słabości było cóż…nie do pomyślenia. Powszechnie wiadomo było, że to nigdy nie kończy się dobrze. Dla nikogo. Wiedziała to z własnego doświadczenia, z czasów kiedy była jeszcze głupią gąską. Z czasów gdy jej uczuciowość pakowała ją w kłopoty. Szybko nauczyła się, że w tym wielkim, okrutnym świecie zagubienie najczęściej postrzegane jest jako słabość. Z drugiej strony, często bywało również doskonałą przykrywką. Nie sądziła, żeby Jakob udawał. Wręcz przeciwnie, wierzyła, że naprawdę jest zagubiony. Mogła mylić się w wielu rzeczach, ale zawsze uważała się za znawcę ludzkich charakterów.

Podczas dalszej wędrówki kobieta obserwowała Jakoba, na wypadek gdyby jej ocena okazała się niewłaściwa. Dewizą Meave było „lepiej uważać niż żałować” i nią kierowała się całą drogę. Dopiero trzeciego dnia jej uwaga została odwrócona, między innymi przez pogodę, która zdecydowanie się pogorszyła. Z czarnych chmur nieprzerwanie lał się deszcz i wszyscy podróżnicy byli przemoczeni. Rudowłosa wściekle przeklinała pogodę, gdy usiłowali pokonać drogę do Zapomnianej Fortecy. Nagle ta, wydawałoby się łatwa, droga stała się wyjątkowo trudna do przebycia z powodu panujących warunków. Z ust kobiety ciągle słychać było ciche przekleństwa. Jednak to było nic w porównaniu z tym, co działo się w jej głowie. Gdyby ktoś potrafił czytać w myślach najprawdopodobniej szczerze zdumiałby się, że ta drobna istota zna tyle niewybrednych słów i nie waha się przed użyciem każdego z nich. Ba! Zdawało się jej to sprawiać swego rodzaju przyjemność.
Jednak, jak się później okazało, pokonywanie pagórka za pagórkiem w tej paskudnej pogodzie było niczym w porównaniu z tym, co dopiero miało ich czekać.

Mniej więcej koło południa doszli do rzeki. Nie była to może najbardziej rwąca z rzek, ale była na tyle szeroka, że przeskoczenie jej było niemożliwe. Była ona również dość głęboka, co nie zachęcało do prób przejścia jej. Z gardła kobiety dobyło się głośne i szpetne przekleństwo. Myśli zaczęły kłębić się w jej głowie jedna po drugiej. Rozejrzała się po okolicy po czym zrezygnowana zrzuciła z siebie swój bagaż i usiadła na ziemi. Rob i Jakob wyjęli swój prowiant, a inni zaczęli poszukiwać rozwiązania. Zapadła cisza, która z niewiadomych powodów zaczęła irytować Meave.
- Jakieś propozycje?- Zapytała mając nadzieję, że przerwie milczenie towarzyszy. Sama zbyt rozmowna nie była, ale to nie oznacza, że miała ochotę siedzieć w kompletnej ciszy.
- Jedyne co mi przychodzi do głowy to wykorzystanie tych drzew do przejścia. Zrobienie czegoś w rodzaju mostu. Jakieś sugestie? – Spytała poprawiając chustę na głowie. Jej długie rude włosy były przemoczone od deszczu i zdawały się być wyjątkowo ciężkie…
 
Callisto jest offline  
Stary 16-06-2009, 14:55   #25
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
Kalel z każdym wypowiadanym przez Fardena słowem popadał w coraz większą melancholię. Przyjął jakże mizerną ofertę Hallusa tylko z jednego powodu - chciał jak najszybciej ruszyć w drogę tam gdzie oczy poniosą. Ten plan już się zawalił. Nieoczekiwana śmierć pryncypała, a w jej następstwie fałszywe oskarżenie na podstawie podrzuconych dowodów wepchnęły go w ręce zarośniętego, śmierdzącego zielskiem na kilometr starucha. "A i to przecież dzięki wielkiej łaskawości szacownych sędziów." - pomyślał z przekąsem. Ponieważ jednak zawsze trzymał się zdania, że lepiej stąpać po kruchym lodzie niż od razu skakać w przerębel, to z ulgą przyjął propozycję zmierzenia się z magicznym pierścieniem niejasnej mocy, szalonym magiem władającym żywiołami i nie dość, że Zapomnianą, to jednocześnie Przeklętą Fortecą. Trzeźwo oceniając fakty to i tak była zdecydowanie lepsza oferta niż zmierzenie się ze "sprawiedliwym" osądem lokalnego możnowładcy, który w swej łaskawości niechybnie by uznał, że jego poddani zasługują na godziwą rozrywkę, jaką w sposób łatwy i tani zapewni publiczna kaźń.

Uważnie się wsłuchiwał w pytania zadawane Fardenowi i udzielanym przez niego odpowiedziom starając się wyrobić w sobie jak najlepszy osąd sytuacji i jednocześnie ocenić czego może się spodziewać po swoich kompanach. "Być może kompanach" - poprawił się w myśli - "Przecież tak naprawdę Elana i Tuyr są mi całkowicie obcy, znani z imienia dopiero od wczorajszego wieczora - jaki jest sens nadstawiać za nich karku? Mógłbym zniknąć zanim by ktokolwiek się zorientował.". Jednak ku swemu zaskoczeniu zauważył, że im dłużej ta myśl krążyła po jego głowie, w tym większe przygnębienie go wprawiała. "Dziwne, wygląda na to, że w jakiś sposób, wspólne nieszczęście zbliżyło mnie do nich" pomyślał przyglądając się po kolei twarzom współtowarzyszy niedoli. W końcu przełamał się i wahającym się głosem powiedział - Wygląda na to, że nie mamy wyboru... wchodzę w to - i skinął potwierdzająco głową.

Gdy udali się z powrotem do wsi, żeby przygotować zapasy do dalszej drogi, cieszył się że nie spędzili tu wcześniej więcej czasu. Mieszkańcy zrzucili maski z twarzy i pokazali swoje prawdziwe oblicza. Gdy przechodzili matki zasłaniały niemowlętom twarze, a ojcowie robiąc srogie miny wskazywali palcami starszym pociechom. "Dzięki nam chyba wszyscy tutaj poczuli się lepszymi ludźmi" pomyślał Kalel i się krzywo uśmiechnął. Niestety ten grymas zauważyło jedno z podążających za nimi dzieci - jasnowłosa dziewczynka tak na oko 6-7 letnia, która z tego powodu tak serdecznie się rozpłakała, że po chwili cała była w spazmach. Z niebieskich ocząt łzy płynęły niczym górskie potoki, żłobiąc jasne ścieżki na umorusanej buzi. Gdy dziecko tak zanosiło się szlochem Kalel kątem oka zauważył na twarzy Lidii dziwną zmianę, przebłysk jakiegoś uczucia. Jego towarzyszka najpierw z wahaniem, a z każdym krokiem coraz pewniej ruszyła w stronę dziecka, tak jakby chciała je pocieszyć. Jednak zanim cokolwiek zdążyła zrobić już przy beksie znalazła się matka. Rzucając gniewne błyskawice w kierunku bogu ducha winnej dziewczyny utuliła ona swoje maleństwo do obfitej piersi nie zapominając również o kreśleniu odpędzających złe uroki znaków. To wydarzenie, choć zabawne w swojej istocie, zaowocowało jednak kwaśnymi owocami. Podkosianie coraz otwarciej zaczynali okazywać swą przeradzającą się we wrogość niechęć, tak że przekonanie ich do sprzedania czegokolwiek coraz bardziej zakrawało na cud. Całe szczęście, że Fardan okazał się jeśli nie cudotwórcą, to na pewno niezłym mediatorem, dzięki czemu udało im się zgromadzić liche, ale jednak wystarczające zapasy, choć podsłuchanie szeptem wypowiedzianych przez niego słów - Co wy ludzie wyprawiacie? Kupią zapasy i pojadą - co nam tutaj po nich? A może i nasze sprawy uda się im załatwić... jak nie zginą" nie podniosło na duchu.

W końcu po zebraniu wszystkiego ruszyli w drogę. Każde obciążone niewielkim tobołkiem z prowiantem, ale odarte z godności. Chociaż pogoda dopisywała, to szli markotni, zamyśleni nad tym jak to się stało, że tak łatwo zostali wciągnięci w intrygę i że wystarczył jeden dzień, a właściwie noc, by mieli śmiertelne kłopoty. Kalel nie potrafił z początku dzielić się swoimi przemyśleniami, przede wszystkim dlatego, że wciąż nie był pewien intencji pozostałych. Znali się od tak niedawna, a przecież ktoś musiał podrzucić te przedmioty, czy to mogło być któreś z nich? Czy powinien obawiać się ciosu w plecy z najmniej oczekiwanej strony, czy też po prostu zaufać im i dać z siebie wszystko?

Kolejne dni wędrówki nie rozwiały wątpliwości poza jedną: Roba i Jakoba nie dało się lubić.

Podróż była przyjemna przez pierwsze dwa dni. Pogoda dopisywała a trasa nie dość że łatwa, to na dodatek przyjemna dla oka. Niestety zmieniło się to trzeciego dnia, gdy zalały ich potoki deszczu. Strugi zimnej wody wymyły z nich całą radość podróżowania, a co gorsza rozmiękczyły podłoże, które nagle zmieniło się w oślizgłą breję, na której rozjeżdżały się nogi. Musieli teraz uważać na każdy krok by się nie poślizgnąć i do znudzenia wysłuchiwać nieustających przekleństw Jakoba i Roba, które po prostu eksplodowały szlamem, gdy okazało się, że dalszą drogę przed nimi zamyka co prawda niezbyt szeroka, ale niełatwa do przebycia rzeczka. Kalel spojrzał z pogardą na eks sługi Hallusa i odwracając głowę splunął na ziemię.

Podszedł do brzegu rzeczki i spojrzał w dół, na leniwie płynący nurt. "Nie dość nam kłopotów? Teraz trzeba wymyślić jak pokonać tą wodę" - pomyślał i odwrócił się do pozostałych pytając: Jak u was z pływaniem?
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.

Ostatnio edytowane przez Epimeteus : 16-06-2009 o 15:19.
Epimeteus jest offline  
Stary 18-06-2009, 13:55   #26
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
- Świetnie - powiedział Fardan - spotkamy się więc tu za godzinę, jak już podejmiecie decyzję co chcecie z sobą zabrać...

Tua, nie zwlekała i niedługo po słowach zielarza wyszła z jego domu. Po dość długim czasie spędzonym w duszącym aromacie ziół z ulgą przywitała powiew świeżego powietrza. Z każdym wdechem czuła jak powoli się uspokaja i nabiera dystansu do całej sytuacji.
„No dobra. Może i jestem oskarżona o morderstwo, ale po tej wyprawie już nikt nie będzie o tym mówił. Co prawda odwlecze to moje dotarcie do odpowiedniego miasta, ale czy nie może mi pomóc w zdobyciu mojego celu, mimo, że w sposób inny, niż planowałam?”

Tak rozmyślając dziewczyna szła do karczmy. Mijała różnych mieszkańców wsi. Wszyscy patrzyli na nią z niechęcią, a niektórzy wręcz z nienawiścią. Gdy mijała grupki wieśniaków ci zaczynali między sobą szeptać wskazując ją palcami. Jedna z kobiet, w sędziwym już wieku, z włosami skrytymi pod chustą, nie siląc się na szept powiedziała do swej przyjaciółki w podobnym wieku:
- Patrzaj tylko. Taka młoda dziewka, a już takie zło się w niej zalęgło. Cóż z tym światem się dzieje, że dziecko jeszcze, a już pomiotem zła się staje! Nie do wiary!
Tua słysząc to tylko bezgłośnie westchnęła siląc się na spokój ducha. Bezcelowy byłby teraz wybuch agresji wobec tej starej kobieciny, więc nie oglądając się weszła do gospody.

Przelotnie rzuciła okiem na zamknięte drzwi do pokoju, w którym zginął Hallus i wspięła się po schodach na strych, gdzie miała swoje rzeczy. Jej skórzana torba nie była zbyt wielka, ani zbyt ciężka. Dziewczyna nie miała ze sobą zbyt wielu ruchomości. U Fardana postanowiła zostawić tylko jedną zbędną rzecz – odświętną suknię. Odnalazła swój mieszek z niewielką ilością pieniędzy, która została jej po tym, jak okradł ją pewien kupiec i przełożyła go do zewnętrznej kieszeni. Następnie zeszła ze strychu z całym swoim dobytkiem.

Ale sera też pannie znajdę, prawda moja droga? Tua usłyszała niski i głęboki głos męski. Rozpoznała, że należy on do karczmarza. Schodząc z ostatnich stopni schodów usłyszała jeszcze odpowiedź żony Garda. Wchodząc wreszcie do sali ujrzała właściciela karczmy, a za nim Lidię. Uśmiechnęła się do niej i zagadnęła mężczyznę.
- Mości gospodarzu! I mnie trzeba prowiantu. Rada bym była móc się u pana zaopatrzyć.
Karczmarz chętnie sprzedał prowiant. Nie okazywał im niechęci. Był bardzo miły i serdeczny w przeciwieństwie do jego sąsiadów. „Wierzy w naszą niewinność. Jeden mądry. Miła odmiana.” myślała Tua. Jego uśmiech pokrzepił dziewczynę.
- Dziękuję panu bardzo. Życzę zdrowia i niech się panu powodzi. – powiedziała wdzięczna bardziej właśnie za ten uśmiech niż za jedzenie.
- Proszę dziecko. I tobie też szczęścia. Żebyś żywa wróciła. – odpowiedział.

Dziewczyna odeszła na bok, wpakowała do torby jedzenie, pieniądze. Wyjęła mały, niepozorny sztylecik w pochwie i przywiesiła go u pasa. Założyła swoją torbę, przełożyła przez ramię suknię, planując ją zostawić u Fardana i tak wyszła z karczmy gotowa na wyprawę.


Tui wędrówka bardzo się podobała. Słońce często wyglądało zza chmur i miło przygrzewało. Powietrze było rześkie, pachniało świeżością. Nocami było chłodniej, co jednak nie przeszkadzało dziewczynie zbytnio, bo chłód nie był dotkliwy. Podróżując przez tą równinę nieraz przypominał jej się rodzinny dom, gdzie okolica wyglądała podobnie.

Trzeciego dnia tuż po pobudce ktoś krzyknął: „patrzcie!”. Tua spojrzała w kierunku, który jej wskazywano. Delikatny, odległy zarys góry, „To tam zmierzamy” pomyślała. Rozejrzała się po niebie. Ciemne chmury sunęły w ich stronę niechybnie zapowiadając ciężki deszcz i to już niedługo. W krótkim czasie wszyscy byli już gotowi do kontynuowania podróży.
Dobry humor prysł wraz z pojawieniem się pierwszych kropel deszczu. Woda lała się z chmur nieustannie przez cały dzień. Ochłodziło się. Wszyscy szli ze spuszczonymi głowami klnąc na pogodę. Schodząc z kolejnego pagórka wszyscy dostrzegli rzekę. Tua miała nadzieję, że nie będzie większego problemu z jej przemierzeniem.

Kiedy dotarli do rzeki jasne się stało, że jej nie przeskoczą. Była szeroka na jakieś 6-7 metrów i dość głęboka, co uniemożliwiało przejście po jej dnie. Zdawała się jednak płynąć dość spokojnie, pomimo iż cały czas padało.

- Jakieś propozycje?- zapytała Meave.
Towarzysze rozejrzeli się dookoła. Widać myśleli nad rozwiązaniem
-Jedyne, co mi przychodzi do głowy to wykorzystanie tych drzew do przejścia. Zrobienie czegoś w rodzaju mostu. Jakieś sugestie? – Meave ponowiła pytanie.

Lidia ściągnęła swoją torbę i koc z ramion. Odpięła mokrą pelerynę i położyła wszystko na ziemi. Chwyciła swój długi warkocz i próbowała wycisnąć z niego choć część wody. Rozejrzała się po okolicy. Jej uwagę skupiły wysokie kamienie po drugiej stronie brzegu.
- Myślę, że Meave ma racje - odparła nie spuszczając wzroku z drugiego brzegu - Zrobienie mostu może być jedynym wyjściem, aby przeprawić się na drugą stronę.
Popatrzyła na Meave i wzrokiem wskazała jej owe wysokie kamienie.

- Ale może też zająć zbyt wiele czasu, – odezwał się niespodziewanie Ranga wieśniacy z Podkosów nie będą czekać w nieskończone. Z drugiej strony… - zająkł się na chwilę – chyba nic innego nam nie pozostało, nie?
- Tak, tylko jest jeden problem: jak to zrobić. Wątpię by ktoś miał siekierę - powiedziała Meave wyżymając włosy. Rang ze złożonymi rękami lekko się uśmiechał. W myślach wojownika pojawił się obraz jego długiego miecza wykorzystywanego jako siekierka. Ku zdziwieniu wszystkich takowa się znalazła. Rob miał siekierę. Kiedy chciał się zabrać do roboty okazało się, że żadne drzewo nie nadawało się aby posłużyć za most.

Kalel podszedł do brzegu rzeczki i spojrzał w dół, na leniwie płynący nurt. Odwrócił się do pozostałych pytając: Jak u was z pływaniem?
Zaproponował, aby przepłynąć z bagażami, lecz Meave zdecydowanie odradziła mu ten pomysł, obrazując to gestem pukania się po głowie.

- Czy ktoś z was ma linę? – Zapytała Meave.
- Ja mam - odparła Lidia - i popłynę.
Domyśliła się jaki plan miała Meave. Zdjęła cięciwę ze swojego łuku i zawinęła ją delikatnie wokół sakiewki, którą wyciągnęła z torby.
- Proponuję, żebyś obciążyła to kamykami - odezwał się Kalel. - Wtedy będę mógł łatwo to przerzucić na drugi brzeg.

Tua, stała do tej pory z boku nie wiedząc jak może pomóc. Teraz podała Lidii kamienie, która zrobiła jak radził Kalel i dodatkowo owinęła pakunki płóciennym paskiem z torby, po czym wyciągnęła jeszcze parę mniejszych sakiewek i zapakowała je jak te pierwszą. Podała większy węzełek chłopakowi mówiąc:
- Celuj dobrze, bo od tego zależy, czy będzie ognisko na drugim brzegu.
- Nie chybię. Już teraz marzę o ogniu.
- odpowiedział chłopak.
– Cieszę się, że to mówisz, bo w tych sakiewkach – podała mu kolejne – są zioła, które także nie mogą zmoknąć – odparła dziewczyna.

Następnie dziewczyna zdjęła buty i obwiązała się w pasie wcześniej wyciągnięta długą na kilkanaście metrów liną. Rang zaoferował się żeby zawiązać drugi koniec przy jednym z drzew. Lidia weszła powoli do wody, która okazała się być bardzo zimna.
– Jak lód! - zasyczała gdy jej gołe stopy zanurzyły się w rzece. Szła powoli płycizną. Jak poziom wody sięgnął jej pasa towarzyszom na brzegu zdało się, że jęknęła. Po chwili zaczęła płynąć w stronę drugiego brzegu. Kiedy wyszła z wody widać było, że jest odrętwiała z zimna. Trzęsąc się rozejrzała się wokół. Zabrała się za wiązanie jednego końca liny przy jednym z drzew. Spojrzała w stronę kompanów. Po chwili Kalel zaczął rzucać jej jedno po drugim przygotowane wcześniej zawiniątka. Lidia pozwoliła, aby spadły one na ziemie, po czym je chwyciła i ułożyła w suchym miejscu pod drzewem. Zaczęła szukać w miarę suchych patyków, co przy nieustannie padającym deszczu było trudne. Po chwili rozwinęła jeden z węzełków i zabrała się za rozpalanie ogniska.

W tym czasie reszta drużyny widząc powodzenie Lidii zaczęła ściągać buty i z jękiem oraz przekleństwami wchodzić do zimnej wody.
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"

Ostatnio edytowane przez Lynka : 18-06-2009 o 14:24. Powód: nie jedno zawinitko tylko kilka
Lynka jest offline  
Stary 22-06-2009, 20:42   #27
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Zapomniana Forteca. Podwzgórze

Zmarznięci i wściekli przykucnęliście wokół marnej imitacji ogniska, jaką udało się zrobić Lidii. Wilgotne gałęzie strzelały i dymiły jak diabli, ale po jakimś czasie płomień rozpalił się bardziej, szybko susząc dorzucane później drewno. Mężczyźni obłamali trochę martwych gałęzi z okolicznych drzew - nie starczy to na długo, ale udało Wam się przynajmniej w miarę wysuszyć odzież. Ku Waszemu zdumieniu Rob i Jakob również przyłączyli się do szukania opału - najwyraźniej zaczęło do nich powoli docierać, że bez współpracy wszystkich niewiele zdziałacie. Albo po prostu chcieli zapewnić sobie miejsce przy ognisku... Rozcierając zlodowaciałe członki zjedliście część Waszych kurczących się zapasów, po czym ruszyliście dalej stwierdzając, że tak samo zmarzniecie siedząc czy idąc, a dzień jeszcze młody.

Kolejny dzień obudził Was bladymi promieniami słońca przedzierającymi się przez gęstą warstwę chmur. Nie padało już, ale rozciągający się przed Wami zamglony krajobraz nie nastrajał Was optymistycznie. Z miejsca Waszego postoju forteca widoczna była już wyraźnie: prosta, niemal kwadratowa, górująca ponuro nad okolicą.

Gdy późnym południem podeszliście wreszcie pod wzgórze pachołkowie Hallusa zrobili taki gest, jakby chcieli uciekać; a Wy musieliście przyznać, że ciarki przeszły po plecach. Wysoko nad Wami, na szczycie stromego wzgórza wznosiły się proste, kamienne ściany twierdzy. Dziwi Was, że to zamczysko zostało porzucone - wzgórze samo w sobie stanowi doskonały element obronny, a mury wyglądają na niemal wbudowane w podłoże. Bliskość rzeki i duże obszary rolne - choć teraz zarośnięte - również świadczą na korzyść lokalizacji. Gdyby wieśniacy tu mieszkali nie musieli by się bać zbrojnych napadów... Jednak twierdza wygląda na opustoszałą od dobrych kilkuset lat: potężne mury skruszały, w wielu miejscach ziejąc dziurami po brakujących kamieniach. W szczelinach po zaprawie rosną rośliny, wszędzie pnie się bluszcz i powój; w okienkach strzelniczych widać resztki ptasich gniazd. W środku z pewnością znajdziecie wiele mniejszych zwierząt, które opuszczone komnaty i lochy obrały sobie za nową siedzibę.


Ruins by ~Rosenkreutz

Do Zapomnianej Fortecy prowadzi stroma, kręta droga o szerokości przejazdu dwóch wozów - teraz zarośnięta wysoką trawą i krzewami, których korzenie przez lata wypatrzyły kamienną nawierzchnię. Na widocznych spod warstwy darni nawierzchni płytach widać stare wgłębienia po kołach karet i wozów. Niepokoi Was jednak, że ta droga właśnie nosi (nieznaczne co prawda) ślady niedawnego użytkowania. Trawy miejscami są połamane, a w rozmokłym po deszczu gruncie widać ślady stóp... a raczej czegoś, co bardzo byście chcieli uznać za stopy. Nie trzeba wytrawnego tropiciela by dostrzec, że odciski te zostawiły stworzenia o wiele cięższe niż ludzie - lub niosące jakiś ładunek. Gdzieniegdzie widać że miały one problemy w wejściu pod górę - długie odciski pazurów są tego niezbitym dowodem.

Do zachodu słońca pozostało jeszcze kilka godzin, jednak dzień powoli ma się ku końcowi. Chłodny wiatr owiewa Was swoimi podmuchami - na razie nie pada, jednak nie wiadomo co będzie w nocy. Po raz kolejny przeklinacie głupich wieśniaków, którzy, ratując własną skórę przed obecnością okrótnego władyki, wysłąli Was na tę karkołomną misję. Musicie jednak wybrać: czy wspiąć się po stromej drodze i nocować pod osłoną grubych murów twierdzy, czy tez zostać na równinie, a wnętrza porzuconej siedziby spenetrować za dnia.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 22-06-2009 o 20:48.
Sayane jest offline  
Stary 25-06-2009, 08:00   #28
 
Bażna =^^='s Avatar
 
Reputacja: 1 Bażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumny
Lidia ogarnęła wzrokiem mury twierdzy a jej ciałem wstrząsnął dreszcz. „To na pewno przez te przeklętą kąpiel w rzece i ten chłód…” zapewniała samą siebie w duchu. Wiatr rozwiewał jej długie szkarłatne włosy, które wreszcie się osuszyły. Dziewczyna patrząc na ponurą budowlę nie mogła się oprzeć ważeniu zła, które z niej emanowało. Po chwili nader szybko i sprawnie zaplotła warkocz sięgający kolan. Jeszcze raz spojrzała na przedziwne ślady jakie napotkali na drodze. Ukucnęła, niemal dotykając policzkiem glebę, aby ponownie zbadać odciski stóp. Sięgnęła w głąb swych wspomnień przypominając sobie wszystkie opowieści, ballady i legendy zasłyszane w dzieciństwie. Próbowała odgadnąć cóż za plugawe stworzenia kierowały się do twierdzy.

- Cokolwiek by to nie było na pewno nie będzie nam przyjazne – zwróciła się do swych towarzyszy. Jej spojrzenie wędrowało od twarzy do twarzy. W zasadzie sama nie była pewna czego szukała. Może jakiegoś błysku, a może mądrego spojrzenia lub po prostu oblicza przepełnionego pewnością siebie. Niestety nie znalazła nic z tych rzeczy.

– Proponuję – odezwała się wreszcie zniecierpliwiona i zawiedziona – aby nie zbliżać się do twierdzy dopóki nie okryją nas ciemności nocy.

Na te słowa Jakob wytrzeszczył oczy a Rob drgnął gotowy do biegu. Dziewczyna chwile na nich popatrzała po czym ciągnęła dalej zwróciwszy się do reszty towarzyszy – Na pierwszy rzut oka nie widać nikogo na straży bo i też się nikogo nie spodziewają. I jeżeli szczęście nam sprzyja nie wiedzą jeszcze o naszej obecności tutaj. Co daje nam istotny w tym wypadku element zaskoczenia.

Wypowiadając te słowa Lidia nie próżnowała. Energicznymi ruchami wiązała cięciwę na swym długim łuku.
- Mimo to powinniśmy spędzić trochę czasu na obserwacji twierdzy. Upewnić się, że nie ma straży lub czegokolwiek podejrzanego. Możemy spróbować obejść wzgórze, przyjrzeć mu się z innej strony - poprawiła sztylet przy pasku raz po raz spoglądając złowrogo złotym spojrzeniem w stronę wzniesienia - A o zmroku zrobimy swoje.

Zarzuciła torbę na ramie wraz z zawiniętym kocem i ostrożnie rozpoczęła obchodzenie twierdzy. Po kilku krokach zatrzymała się i ponownie spojrzała na towarzyszy.
- No to jak? Idziecie do twierdzy teraz czy czekacie tutaj? Czy idziecie ze mną? Wybierajcie. – rzekła spokojnym głosem.

Czekając na ich odpowiedź Lidia wspomniała całą podróż ze swymi towarzyszami. Ciężką przeprawę z kupcem Hallusem, morderstwo i bezpodstawne oskarżenia. „Jesteśmy tu przez te ich bezsensowną misje a dwoje naszych kompanów czeka na jej pomyślne zakończenie...” Nie znała dobrze Tuyr’a i Eleny, ale starała się podtrzymać ich na duchu tam w chacie i obiecała, że po nich wróci. Nie wiedziała na ile jej słowa zdołały ich pokrzepić, ale jednego była pewna. Nie darowałaby sobie gdyby trafili w ręce Gardara Tulipa. Snuła dalej myśli aż do przeprawy przez rzekę tylko po to aby stanąć przed ostatnia próbą. Była ciekawa na ile silne okażą się więzi, którymi związali się podczas tych wszystkich przygód.
 
Bażna =^^= jest offline  
Stary 25-06-2009, 21:15   #29
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
Po tym jak Kalel pomógł Lidii z bagażem tak się jakoś złożyło się, że i inni podchodzili po kolei do niego przekazując rzeczy, które nie powinny zamoknąć a on przerzucał to na drugi brzeg. Obserwował jak jedno za drugim przechodzili przez lodowatą wodę kurcząc się i sztywniejąc od zimna, dygocąc coraz bardziej z każdą chwilą aż wychodzili na brzeg, gdzie niemalże rozpaczliwie szukali sposobu by się wysuszyć. W końcu pozostał samotnie po tej stronie rzeki i natychmiast poczuł się oddzielony od reszty, a nawet.... samotny. Deszcz i wiatr jakby wyczuwając jego stan uderzyły z większą siłą starając się odepchnąć go od wody, od myśli o podążeniu za pozostałymi. Poprzez szum głosy pozostałych na drugim brzegu zdawały się przytłumione i odległe niemalże jakby pochodziły z innego świata. Wzdłuż kręgosłupa Kalela przebiegł dreszcz spinając po drodze wszystkie mięśnie. „Dość tego” pomyślał, zamachnął się po raz ostatni i ledwie jego rzeczy spadły po drugiej stronie wszedł w lodowatą wodę, starając się rozgrzewać energicznymi ruchami.

Na drugim brzegu było tak samo deszczowo i zimno, a lodowata woda ściekająca stróżkami po skórze sprawiała, że w głowie Kalela pojawiła się przewrotna myśl "Gorzej już chyba być nie może". Prawie parsknął śmiechem zdając sobie sprawę z jej fałszu, jednocześnie tak jak poprzednicy robiąc wszystko by pozbyć się z ubrań wilgoci. Gdy ujrzał pierwsze płomyki na przygotowywanym przez Lidię ognisku pomyślał, że w końcu szczęście zaczęło się do nich uśmiechać. Dzięki żarowi jaki dawał mocny ogień nie trzeba było czekać na efekty. W miarę jak wysychały ich ubrania pojawiał się apetyt i wszyscy raźnie zabrali się za wcinanie resztek swoich zapasów.

Po tym krótkim ale treściwym wypoczynku humory poprawiły się niemal wszystkim, oczywiście za wyjątkiem Roba i Jacoba, którzy wciąż nie mogli przestać narzekać, tak jakby jeszcze ktokolwiek sobie nimi zawracał głowę. Po krótkiej, niemalże jednogłośnej dyskusji, zostało ustalone, że ruszają dalej i będą szli aż do zmierzchu. Wszyscy marzyli o jakimś dachu nad głową, tak że nawet tajemnicza forteca, do której zmierzali zaczynała się jawić jak przytulne i całkiem miłe miejsce oferujące dach nad głową. Wrażenie to znikło zaraz gdy tylko dostrzegli cel swojej podróży, który im bardziej się do niego zbliżali, tym bardziej rozwiewał wszelkie złudzenia, że może mieć cokolwiek wspólnego z zamkiem z bajki.

W końcu stanęli pod murami ponurego zamczyska, a Kalel z cichym westchnięciem uniósł głowę przesuwając wzrokiem po odpychających kształtach celu ich podróży. "I tu mamy wchodzić?, przecież Farden musiał wiedzieć jak to wygląda, czemu nas w ogóle tutaj przysłał?" - pomyślał nagle zmieszany . Rozejrzał się sprawdzając jakie wrażenie forteca zrobiła na jego kompanach i dostrzegł po ich twarzach, że nie inne niż na nim. Dopiero po dobrej chwili ochłonął na tyle, by powróciła jego naturalna ciekawość i mógł zwrócić swój uważny wzrok w kierunku fortecy i jej otoczenia. Pierwsze co zwróciło jego uwagę to fakt, że miejsce wydawało się idealne zarówno do obrony jak i do osadnictwa, co potwierdzały wciąż obecne ślady pól uprawnych i innego zagospodarowania, teraz już bezludne i zaniedbane, porośnięte coraz bujniejszą dziką zielenią. "Jak to się stało, że nikt tutaj nie mieszka?" nie mógł przestać się zastanawiać nad tym pytaniem.

Starając się wtopić w otoczenie skierował się w kierunku prowadzącej do zamczyska drogi, niegdyś wystawnej, wykonanej z kamiennych płyt, z widocznymi nawet spod błocka i porastających ją kęp traw śladami intensywnego niegdyś użytkowania. Nagle, po kolejnych kilku krokach, wzrok Kalela przykuły ślady inne niż te pochodzące z przeszłości. Na rozmiękłej ziemi widniały odciski stóp niemalże ludzkich, lecz sądząc po zagłębieniu, niosących masę zdecydowanie większą niż zwykły człowiek. Młodzieniec zatrzymał się i obrócił by porównać ślady jakie sam zostawił, z tymi na drodze. Wstrząsnął go widok różnic w wielkości i kształcie, w oczywisty sposób zaprzeczających ich ludzkiemu pochodzeniu. Kalel już chciał się wycofać, gdy dostrzegł kolejny szczegół i to taki, na widok którego przeszły go ciarki. W miejscu gdzie stworzenie idące tędy wcześniej się poślizgnęło dostrzegł ślady pazurów. Przełknął ślinę przez ściśnięte gardło. Szybko powrócił do pozostałych i zdał im relację z tego co widział. Wiecie... to z pewnością nie człowiek. Myślę, że te ślady mógłby pozostawić niedźwiedź, ale żadnej pewności nie mam, tropiciel ze mnie nie najlepszy. Zawahał się jeszcze na chwilę i dodał: Rozejrzę się jeszcze w terenie dookoła wieży, a wy zastanówcie się co robić dalej. Gdy chciał ruszyć, za rękę złapała go Lidia: Czekaj, ja się im przyjrzę. Mam trochę doświadczenia w tych sprawach. Pozostał więc w grupie z ciekawością przyglądając się poczynaniom długowłosej dziewczyny.

Tropy pochodzą od więcej niż jednego osobnika - powiedziała łuczniczka po powrocie do swoich kompanów. A z tego co wiem, to niedźwiedzie nie chodzą stadami i choć nie znam stworzenia, które mogłoby pozostawić ten ślad, to uważam że powinniśmy zachować maksymalną ostrożność. Moim zdaniem najpierw zróbmy rekonesans a do środka wejdziemy po zapadnięciu zmroku. No chyba, że wolicie poczekać do świtu, ale to byłoby marnowanie szansy jaką daje nam element zaskoczenia. Lidia nie czekała na ich reakcję i po wypowiedzeniu tych słów od razu ruszyła. Gdy jednak nikt nie poszedł w jej ślady, zaraz zwolniła i oglądając się na towarzyszy zatrzymała po kilku krokach i zapytała: No to jak? Idziecie do twierdzy teraz czy czekacie tutaj? Czy idziecie ze mną? Wybierajcie.

Kalel nie mógł przestać się wahać, więc teraz on odezwał się do towarzyszy: Skąd pewność, że już nie zostaliśmy dostrzeżeni? Ktokolwiek by tam nie był ma doskonałą widoczność na całą okolicę. A poza tym do nocnej roboty trzeba mieć odpowiednie kwalifikacje. Ja mam ale wolę pójść sam niż z kimś kto od razu przyciągnie uwagę poruszając się z brakiem wprawy.
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.

Ostatnio edytowane przez Epimeteus : 25-06-2009 o 21:22.
Epimeteus jest offline  
Stary 27-06-2009, 14:49   #30
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Działania Lidii i Kalela wywołały w Waszej grupie skrajne reakcje. Większość z Was milczała, niepewna co robić, gdy przyszło Wam w końcu skonfrontować się z zadaniem, od którego zależały losy Eleny i Tuyra. Choć niektórzy z Was mieli już doświadczenie w walce, w większości stanowiliście jednak bandę nieopierzonych młodzików, którzy dopiero teraz mają okazję zmierzyć z się z prawdziwie mroczną stroną tego świata. Nie trzeba było być jednak mędrcem, by stwierdzić, że ślady na ścieżce nie wróżą Wam najlepiej. Niejedno z Was widziało już myśliwych poszarpanych mocnymi pazurami niedźwiedzia - a to, co zostawiło ślady z pewnością było gorsze niż potencjalna potrawka.

Chyba doszczętnie postradaliście rozum! - z rozmyślań wytrącił Was podniesiony głos Jakoba.- Ta twierdza jest przecież przeklęta! Prze-klę-ta! Już sama wędrówka tu była idiotyzmem, a wspinaczka pod górę - i to w nocy! - to czyste szaleństwo! Nie wiecie, że wszelkie strzygi, upiory, duchy i inne plugastwo wychodzi na żer własnie po zmroku? Równie dobrze od razu możemy poderżnąć sobie gardła - przynajmniej nie skończymy tak, jak one. Nie ma znaczenia, czy zostalibyśmy we wsi, czy przyjęli zadanie w obu wypadkach to pewna śmierć. Powinniśmy brać nogi za pas, póki jeszcze możemy. Ci we wsi tak czy siak zginą; poza tym wcale nie mamy pewności, że któreś z nich - albo oboje - nie są mordercami. Nic im nie jestem winny i c h c ę żyć!! - perorował roztrzęsiony, a Rob przytakiwał mu tak intensywnie, że mieliście wrażenie, że głowa zaraz odpadnie mu od szyi. - Poza tym te trawy i krzaczyska nas zasłaniają, i na pewno nikt nas jeszcze nie dojrzał, zwlaszcza przy takiej pogodzie. Ratujmy się póki mamy jeszcze szansę!!
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 27-06-2009 o 14:54.
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172