Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2009, 17:14   #91
Aeth
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
Fakt ucieczki nieszczęsnej krzykaczki niespecjalnie wydał się zaciążyć Rishy na sercu. Ze sceptycznym wyrazem na twarzy tropicielka patrzyła na poruszenie, jakie przez chwilę wywoływał wśród liści goniący dziewusię Seraph, lecz to, że nie oczekiwała żadnych pozytywnych rezultatów dało się wyczytać chociażby po pełnej znudzenia pozie, w jakiej zastygła. Ściśnięte jak w zniesmaczeniu rysy nie pozwalały wątpić, że całe to zdarzenie, cała ta polana, chatka, smród i wiszący w powietrzu niepokój z trudem umożliwiały dziewczynie wysilenie się na jakiekolwiek pogodne myślenie. Nie było się co dziwić, skoro skóra na ciele jeżyła się niemal z każdym, wciągającym w nozdrza śmierć oddechem.
- O ile nic jej po drodze nie zje, jak dla mnie - odpowiedziała Ruliusowi. - Narobi za sobą takiego hałasu, że bogowie wiedzą, co nie zechce za nią pogonić. Tak czy inaczej, jeśli nie znajdziemy jej po śladach stąd w las, to na pewno po tych, którymi tu przyszła. Ciekawa jestem, skąd się w środku puszczy wzięła. Boso. Musi nie być z osady, skoro nie wiedziała, kim jesteśmy, a wyglądała na dość zadbaną, powiedziałabym, że cywilizowaną, by żyć na stałe w lesie. Równie dobrze możemy znaleźć więcej takich chatek i jeszcze więcej mieszkańców, którzy pojęcia o tej masakrze nie mają najmniejszego. Co jest tym bardziej... interesujące.
Ostatniego zdania Risha nie wytłumaczyła - jak tylko wrócił Seraph odwróciła się, by rozejrzeć się jeszcze po pobliskiej szopie, ale to, co miała na myśli większych wyjaśnień nie potrzebowało. Puszcza pełna gnolli, rozszarpanych na strzępy ofiar, tajemniczych blondynek, które wybierają się po niej na bose spacery, i do tego martwych druidów, którzy na straży jej bezpieczeństwa stać już nie mogli - w tej układance zbyt wiele było nie pasujących do siebie elementów. A dopasowywanie ich po kolei mogło zająć zbyt wiele czasu, w którym spaść na ich głowy mógł kolejny bestialski atak. Bo czy nie miał się powtórzyć? Czy bestia przestała w tych lasach grasować? Dokąd poszła i skąd się wzięła? I, nade wszystko, czym była? Nie dalej, niż dekadzień temu... Tropicielka wiele mogła w ten czy inny sposób sobie wytłumaczyć, ale nie wierzyła, by po jednym mordzie bestia miała zadowolić się krwią. Skoro od wydarzeń na polance minęło więc co najmniej pięć dni, jak sugerowały ślady, dlaczego mieszkańcy Dębów nic o tym nie wiedzieli? W gruncie rzeczy chatka nie znajdowała się od osady aż tak daleko. Nikt nie zainteresował się zniknięciem kilkorga leśników? Bestia nigdzie nie zaatakowała ponownie? Nikt o niczym nie wiedział? Z najwyższym trudem przyszłoby Rishy z miejsca w to uwierzyć, a niewiedza ta, zarówno jej własna jak i ją otaczająca, tym bardziej powodowała w niej gniew. Takie rzeczy nikomu nie powinny się zdarzać, takie wynaturzenia nie miały prawa stąpać po powierzchni tego świata...! A jeśli potwór nie zaatakował nigdzie ponownie, to czy ktoś zdołał go już zlikwidować?
I te runy w nieznanym języku... Może Astearia, Tengir albo Babcia Danusia będą w stanie w jakimś stopniu je odczytać. O ile tylko godziło się zmuszać sędziwą staruszkę, by oglądała ślady po tak makabrycznym morderstwie...

Tymczasem oględziny stojącej samotnie szopy nie przyniosły żadnych nowych odkryć, czego w zasadzie można było się spodziewać. Czego natomiast nie można było - ani też na co tropicielka ze wszech miar nie była przygotowana - to niespodziewanego ataku serca, jakiego omal nie dostała przez jej własną sowę. W jednej sekundzie całe życie stanęło tropicielce przed oczami! Zanim przez osnuty białością wzrok do jej umysłu zdołał przedrzeć się obraz oszalałej Margot, Risha tylko ostatnim wysiłkiem woli powstrzymała napływającą do głowy krew.
- Margot, spokojnie... - wysapała, kiedy zdołała zapanować nad oddechem. Adrenalina w jej żyłach zawrzała tak, że dziewczyna na całym ciele poczuła się spocona jak mysz. - Nic ci nie grozi, to tylko uczucie, już w porządku...
Delikatnie słowa bardziej chyba jednak uspakajały tropicielkę. Sowa zachowywała się jak oszalała, ale nie było w tym nic dziwnego, skoro powietrze wokół przesycone było tym dziwnym zapachem. Nie trzeba było zwierzęcych instynktów, by wyczuwać przenikający przez tkanki niepokój, lecz jeśli oni swymi prymitywnymi zmysłami byli w stanie go doświadczać, to co dopiero zwierzę! Margot nie wiedziała, co tak panicznie ją przerażało, ale Risha doskonale rozumiała ją w każdym calu. Żadne leśne stworzenie słusznie nie zapuszczało się na tę polankę...
Gdyby tego było mało, po wyjściu przed chatkę tropicielka zastała obu mężczyzn praktycznie słaniających się na kolanach. Serce w jej piersi momentalnie podskoczyło jej do gardła. Zostali zaatakowani? Niczego wokół nie dostrzegła!
- Co się stało? - zapytała, kiedy tylko podbiegła. Seraph, cały blady, spocony i drżący, leżał bezpośrednio na trawie, a stojący obok Rulius wyglądał, jakby zaraz miał się na nią przewrócić. W gardle dziewczyny zrobiło się sucho, jakby nigdy, przez całe swoje życie, nie czuła w ustach wody.
- Lepiej wynośmy się stąd. To to przeklęte powietrze. Im dłużej tu marudzimy, tym bardziej z nami igra. Dasz radę iść? - Seraph, jeszcze chwilę temu hasający po krzakach za dziewusią, teraz wydawał się niemal zupełnie powalony przez jakąś chorobę.
 
Aeth jest offline