Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-06-2009, 17:14   #91
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
Fakt ucieczki nieszczęsnej krzykaczki niespecjalnie wydał się zaciążyć Rishy na sercu. Ze sceptycznym wyrazem na twarzy tropicielka patrzyła na poruszenie, jakie przez chwilę wywoływał wśród liści goniący dziewusię Seraph, lecz to, że nie oczekiwała żadnych pozytywnych rezultatów dało się wyczytać chociażby po pełnej znudzenia pozie, w jakiej zastygła. Ściśnięte jak w zniesmaczeniu rysy nie pozwalały wątpić, że całe to zdarzenie, cała ta polana, chatka, smród i wiszący w powietrzu niepokój z trudem umożliwiały dziewczynie wysilenie się na jakiekolwiek pogodne myślenie. Nie było się co dziwić, skoro skóra na ciele jeżyła się niemal z każdym, wciągającym w nozdrza śmierć oddechem.
- O ile nic jej po drodze nie zje, jak dla mnie - odpowiedziała Ruliusowi. - Narobi za sobą takiego hałasu, że bogowie wiedzą, co nie zechce za nią pogonić. Tak czy inaczej, jeśli nie znajdziemy jej po śladach stąd w las, to na pewno po tych, którymi tu przyszła. Ciekawa jestem, skąd się w środku puszczy wzięła. Boso. Musi nie być z osady, skoro nie wiedziała, kim jesteśmy, a wyglądała na dość zadbaną, powiedziałabym, że cywilizowaną, by żyć na stałe w lesie. Równie dobrze możemy znaleźć więcej takich chatek i jeszcze więcej mieszkańców, którzy pojęcia o tej masakrze nie mają najmniejszego. Co jest tym bardziej... interesujące.
Ostatniego zdania Risha nie wytłumaczyła - jak tylko wrócił Seraph odwróciła się, by rozejrzeć się jeszcze po pobliskiej szopie, ale to, co miała na myśli większych wyjaśnień nie potrzebowało. Puszcza pełna gnolli, rozszarpanych na strzępy ofiar, tajemniczych blondynek, które wybierają się po niej na bose spacery, i do tego martwych druidów, którzy na straży jej bezpieczeństwa stać już nie mogli - w tej układance zbyt wiele było nie pasujących do siebie elementów. A dopasowywanie ich po kolei mogło zająć zbyt wiele czasu, w którym spaść na ich głowy mógł kolejny bestialski atak. Bo czy nie miał się powtórzyć? Czy bestia przestała w tych lasach grasować? Dokąd poszła i skąd się wzięła? I, nade wszystko, czym była? Nie dalej, niż dekadzień temu... Tropicielka wiele mogła w ten czy inny sposób sobie wytłumaczyć, ale nie wierzyła, by po jednym mordzie bestia miała zadowolić się krwią. Skoro od wydarzeń na polance minęło więc co najmniej pięć dni, jak sugerowały ślady, dlaczego mieszkańcy Dębów nic o tym nie wiedzieli? W gruncie rzeczy chatka nie znajdowała się od osady aż tak daleko. Nikt nie zainteresował się zniknięciem kilkorga leśników? Bestia nigdzie nie zaatakowała ponownie? Nikt o niczym nie wiedział? Z najwyższym trudem przyszłoby Rishy z miejsca w to uwierzyć, a niewiedza ta, zarówno jej własna jak i ją otaczająca, tym bardziej powodowała w niej gniew. Takie rzeczy nikomu nie powinny się zdarzać, takie wynaturzenia nie miały prawa stąpać po powierzchni tego świata...! A jeśli potwór nie zaatakował nigdzie ponownie, to czy ktoś zdołał go już zlikwidować?
I te runy w nieznanym języku... Może Astearia, Tengir albo Babcia Danusia będą w stanie w jakimś stopniu je odczytać. O ile tylko godziło się zmuszać sędziwą staruszkę, by oglądała ślady po tak makabrycznym morderstwie...

Tymczasem oględziny stojącej samotnie szopy nie przyniosły żadnych nowych odkryć, czego w zasadzie można było się spodziewać. Czego natomiast nie można było - ani też na co tropicielka ze wszech miar nie była przygotowana - to niespodziewanego ataku serca, jakiego omal nie dostała przez jej własną sowę. W jednej sekundzie całe życie stanęło tropicielce przed oczami! Zanim przez osnuty białością wzrok do jej umysłu zdołał przedrzeć się obraz oszalałej Margot, Risha tylko ostatnim wysiłkiem woli powstrzymała napływającą do głowy krew.
- Margot, spokojnie... - wysapała, kiedy zdołała zapanować nad oddechem. Adrenalina w jej żyłach zawrzała tak, że dziewczyna na całym ciele poczuła się spocona jak mysz. - Nic ci nie grozi, to tylko uczucie, już w porządku...
Delikatnie słowa bardziej chyba jednak uspakajały tropicielkę. Sowa zachowywała się jak oszalała, ale nie było w tym nic dziwnego, skoro powietrze wokół przesycone było tym dziwnym zapachem. Nie trzeba było zwierzęcych instynktów, by wyczuwać przenikający przez tkanki niepokój, lecz jeśli oni swymi prymitywnymi zmysłami byli w stanie go doświadczać, to co dopiero zwierzę! Margot nie wiedziała, co tak panicznie ją przerażało, ale Risha doskonale rozumiała ją w każdym calu. Żadne leśne stworzenie słusznie nie zapuszczało się na tę polankę...
Gdyby tego było mało, po wyjściu przed chatkę tropicielka zastała obu mężczyzn praktycznie słaniających się na kolanach. Serce w jej piersi momentalnie podskoczyło jej do gardła. Zostali zaatakowani? Niczego wokół nie dostrzegła!
- Co się stało? - zapytała, kiedy tylko podbiegła. Seraph, cały blady, spocony i drżący, leżał bezpośrednio na trawie, a stojący obok Rulius wyglądał, jakby zaraz miał się na nią przewrócić. W gardle dziewczyny zrobiło się sucho, jakby nigdy, przez całe swoje życie, nie czuła w ustach wody.
- Lepiej wynośmy się stąd. To to przeklęte powietrze. Im dłużej tu marudzimy, tym bardziej z nami igra. Dasz radę iść? - Seraph, jeszcze chwilę temu hasający po krzakach za dziewusią, teraz wydawał się niemal zupełnie powalony przez jakąś chorobę.
 
Aeth jest offline  
Stary 08-06-2009, 18:11   #92
 
Raincaller's Avatar
 
Reputacja: 1 Raincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znany
Reakcja Serapha dość mocno zaskoczyła samego barda. Nie spodziewał się, że zakuty w zbroję wojak ruszy w pościg za tą niewiastą. Nie miał jednak ochoty w jakiś złośliwy, bądź uszczypliwy sposób komentować takiego obrotu spraw. Samą tajemniczą dziewczynę wyraźnie średnim uczuciem darzyła Risha, która nie szczędziła uwag pod jej adresem. To akurat szczerze Ruliusa bawiło. Wyczekując powrotu rycerza tropicielka i bard rozmyślali w ciszy nad tym wszystkim, co wydarzyło się tego ranka. Rulius nie miał ochoty o cokolwiek pytać, nie miał ochoty słuchać jakichkolwiek opinii. To wszystko wydawało się być zbyt chaotyczna układanką, by cokolwiek, bądź ktokolwiek mógł od tak znaleźć rozwiązanie.

Po jakimś czasie, zapewne zgodnie z przewidywaniami zarówno barda, jak i tropicielki, Seraph wrócił samotnie porządnie wyczerpany pościgiem. Risha udała się do małej szopy, by zbadać jej wnętrze, wojak natomiast przysiadł koło drzewa chcąc złapać oddech. Bard spoglądał jedynie na domostwo, raz po raz odwracając głowę w przypływie odrazy do tego miejsca.

Wstał, chcąc rozprostować kości i złapać nieco powietrza w płuca. Żołądek ciągle dawał się we znaki i upraszał się o zmianę otoczenia. Nagle, niczym rażony piorunem bard zachwiał się w miejscu. Smród wydobywający się z chaty wraz z wdychanym powietrzem wypełnił jego nozdrza. Pulsujący ból w skroniach i zawroty głowy coraz bardziej utrudniały mu utrzymanie równowagi. Nie rozumiał co się z nim dzieje. Przerażający chłód wstrząsnął jego ciałem, sprawiając, że zaczął pocierać rękami ramiona, jakby stał w środku śnieżnej zamieci. Potężne zawroty głowy i przerażający jazgot wypełniający myśli rozsadzały jego czaszkę. Wydawało mu się, że słyszy wycie, jęk bólu, dźwięki wydawane przez cierpiących katusze. Złośliwa podświadomość wypełniła natychmiast jego umysł wizją płonącego namiotu cyrkowego. Krzyk, płacz... Strach i bezsilność wobec śmierci najbliższych. Wszystko na raz, wywołane tym niezwykłym uczuciem strachu eksplodowało w jego głowie sprawiając, że ledwie żywy chwiał się na nogach. Był na skraju wytrzymałości...

- Co się stało? - pytanie podbiegającej Rishy wyrwało go z uścisku tych mrocznych wizji.
Bard walczył sam ze sobą, by nie runąć na dziewczynę niczym kłoda. Oparł się jedną ręką o pień drzewa i spojrzał na nią zagubionym wzrokiem. Zapewne nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo w tej chwili szczęśliwy był, iż to właśnie ją ujrzał i usłyszał. Nie zamierzał jednak odpowiadać. Po prostu spuścił głowę i przetarł czoło zlane potem. Chciał jedynie opuścić to miejsce.
 
__________________
"Tylko silni potrafią bez obawy śmiać się ze swoich słabostek." - W.Grzeszczyk
Raincaller jest offline  
Stary 09-06-2009, 08:11   #93
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
.

-Do cholery jasnej! Żyj! - pomyślała paladynka gdy w jednej chwili ciało Sedary opuścił oddech, a przez opartą na piersi dłoń tryskała krew, coraz słabiej i słabiej. Riviella spojrzała bezradnie na walczących jeszcze z Amrą.

- Czemu musiała odejść akurat ona? Jaki sens miała ta śmierć? - pytania bez odpowiedzi..

Napastnik się wycofał. Walcząc w ten sposób szalona elfka mogła wystrzelać ich wszystkich. Riviella brzydziła się nią, nic nie usprawiedliwiało hańbienia tak znanej z dobroci i współczucia elfiej krwi. Amra - renegat swej nacji musiała odpokutować już za swoje winy, a w głowie paladynki rodził się plan...

Rozbiegane oczka Riv błądzące po niebie schowały się nieco ukryte za zmrużonymi powiekami.

Wyrwana z zamyślenia dostrzegła spojrzenie Kruka i dalej klęcząc przed dziewczyną spojrzała się nieco dziwnie na niego.

- O co chodzi? - zatopiła wzrok w jego oczach z małym grymasem na twarzy.
Tengir kucnął przed Riviellą, pocierając bliznę i spoglądając na nią.- O nic, po prostu wydawało mi się...Nieważne zresztą. Dobrze się czujesz? Wszystko w porządku?

- Jaa? - nieco zbita z tropu zająknęła się - ależ oczywiście jestem cała i zdrowa czego nie można powiedzieć, niestety o niej.. Ja starałam się jak mogłam ale chyba nie zdążyłam... - głos jej mimowolnie lekko zadrżał, spojrzała na twarz dziewczyny i przejeżdżając palcami przez nią zamknęła martwe powieki, po czym westchnęła słabo.

-Bezsilność to paskudne uczucie.- Tengir spojrzał na martwą przewodniczkę, przed elfką, po czym rzekł spoglądając w oczy Rivielli.- Jej już nie pomożesz. Ale nadal jesteś potrzebna nam...mnie. Poradzisz sobie z bezsilnością?

- Myślisz że to pierwszy raz? - spróbowała się uśmiechnąć jednak nie specjalnie jej to wyszło, po chwili odzyskując silny jej wyraz - Dam sobie radę, gdybym nie umiała iść dalej mimo porażek nie osiągnęłabym tego co mam.

- Choć to zawsze boli w jakimś stopniu. - spojrzała na cała czerwoną od zakrzepłej krwi lewą dłoń i wstała zerkając na boki po leśnych gąszczach jakby upewniając się że nie ma tam już Amry.

-No to wstań i bądź czujna...- Tengir schylił się nieco i szepnął paladynce do ucha.- ...wbrew temu co ci się zdaje, niebezpieczeństwo wcale nie minęło.

Przez chwilkę przeszedł ją dreszcz gdy poczuła jego oddech na swoim uchu, ale postarała się nie dać po sobie tego poznać.

- Wiem, ale nie boje się tego. - odsunęła się nieco, pozwalając Tengirowi i Nilvenowi wrócić do rozmowy. Była tuż z tyłu przysłuchując się jej przebiegowi, a gdy wreszcie dobiegła ona końca co wykorzystała i podeszła do druida.

- Szary Liściu czy użyczysz jakiś koc, aby okryć nim godnie naszą zmarłą przewodniczkę?

Druid zgodził się, a gdy podszedł z zawiniątkiem Riviella spojrzała na niego ciekawsko, badając oczy wzrokiem. Spojrzała prosto na nagą duszę druida i nie zobaczyła w nim zła... nie mógł więc być elementem tej układanki chyba że nieświadomie.

- Pomożesz mi? Trzeba ją podnieść. Owiniemy ją a potem już sama zrobię prowizoryczne nosze. - zaczęła cicho.

- Oczywiście. - powiedział spokojnie mężczyzna - Z noszami też mogę pomóc jeśli trzeba.

Riviella zaczęła okrywać zmarłą razem z druidem, gdy nagle zapytała miękko.

- A Ty nie obawiasz się o swoje życie? Czy to jeszcze boli? - elfka spojrzała na ramię druida.

- Jedyne o co się martwię, to o mieszkańców wioski oraz lasu. Tą kobietę trzeba złapać i unieszkodliwić. - spojrzał na elfkę znacząco. - Co do rany, to faktycznie trochę dokucza, ale moc natury mi pomoże, więc nie trzeba się o to martwić.

- Pokaż mi ją. - Czy chciał czy nie chciał podeszła i spojrzała na jego ranę chcąc mu pomóc.

- Nie potrafiłabym mieszkać w cudzym domu, osoby która została zamordowana... nie przeszkadza Ci to?

Gdy elfka podeszła do niego poczuła charakterystyczny zapach piżma jakichś ziół. Raczej nie był to zapach przyjemny.

- Podejrzewam, że Aramil więcej czasu spędzał w lesie niż w chatce. Ja przynajmniej mam taki zamiar. Poza tym moim obowiązkiem jest tu zamieszkać. Nie ma tu nic do rzeczy czy mi się to podoba czy nie.

- uwaga, może zaboleć... - w tym momencie pozbyła się strzały i wyładowała magię leczącą lekko gojącą ranę. - Hmm.. a jak sądzisz, czemu elfie serce może być tak spaczone nienawiścią?

Gdy usuwała mu strzałę on nawet nie syknął z bólu, jedyne co zrobił to lekko zmrużył oczy .

- Czemu? Tak jak już wspominałem. Jest wiele możliwości. Do tego co już mówiłem wcześniej dochodzi jeszcze ułuda wyobcowania czy inności, do tego wrodzona agresja, bunt czy iluzoryczne wrażenie własnej wielkości oraz tego, że się jest lepszym od innych.

- Ale to elfka.. we krwi mamy dobroć... - urwała na chwilkę - Nie rozumiem jak mogła upaść tak nisko... szkoda że nie obyło się bez ofiar.

- Musisz wybaczyć Liadonowi, sądzę że jest zestresowany tą sytuacją. - dodała jeszcze na koniec.

- Dobroć? We krwi? Bo jest elfką? - Nikt, powtarzam, nikt nie rodzi się z natury dobry, lub z natury zły. Chyba, że mówimy o istotach niebiańskich lub piekielnych o istotach z innych sfer. Jednak wśród ludzi, elfów, krasnoludów czy jakiejkolwiek istoty nie ma nikogo, kto rodzi się dobry lub zły. Nikogo. Elfy nie są pod tym względem żadnym wyjątkiem. Wszyscy rodzą się neutralni ni to dobrzy, ni to źli. Dopiero późniejsze czynniki takie jak społeczeństwo, rodzina czy doświadczenie życiowe i cechy charakteru kształtują kim jesteś. - Druid mówił spokojnie, jak nauczyciel, który wykłada dziecku oczywiste prawdy. - Czym poza tym jest dobro, zło? Niczym innym jak subiektywnym spojrzeniem na okoliczność czy postępowanie. Bo czy zła jest kobieta, która kradnie na rynku owoce dla głodnych dzieci? Czy dobrzy są mężczyźni chcący zabić wilki, które porwały im owce? Czy zaś wilki są złe, bo chcą nasycić głód? Czy zły jest zabójca, który na chleb zarabia morderstwami, a dobry jest król, który posyła ludzi na wojnę o kilometry ziemi?

- Cel nie uświęca środków Nilven, przestępstwo jest nim bez względu na motywy. Można tylko złagodzić opory własnego sumienia...

- Mylisz prawo z dobrocią. To jest zupełnie inna sprawa. Czy jakbyś była wychowana wśród kanibali, uważałabyś, że jedzenie ludzi z innego plemienia jest złe? Czy uważałabyś, że jest to przestępstwo? Czy wilk, który popełnia przestępstwo napadając na owce pasterza jest zły? Czy patrząc z drugiej strony, czy mężczyzna, który chce zabić takiego wilka zgodnie z prawem społeczności w której żyje, może mieć czyste sumienie?

- Trzeba unikać takich sytuacji druidzie, a Amra miała okazję takiej właśnie sytuacji uniknąć. Dokonała jednak innego wyboru, na szczęście nie wychowali mnie kanibale. Jednak masz racje, trudno jest dokonać prawidłowego osądu.

Puki wszyscy byli względnie blisko Riviella zaciągnęła lekko na bok członków swojej drużyny i przedstawiła im swój pomysł.

- Słuchajcie, chyba także sądzicie że szaleństwo Amry trzeba skończyć.. Zaś szukanie tajemnic zajmie na nam jeszcze sporo czasu. Jak widać elfka bardzo lubi dręczyć druida, być może jest tu coś dla niej ważnego.. w każdym razie. Mam taki pomysł - wykorzystajmy to jako zasadzkę, zwabmy ją znów.. niech nasza elfka postara się jeszcze troszkę pokrzyczeć i postrzelać. Część z nas zostałaby na polance w formie przynęty. - Riviella spojrzała, troszkę skrępowana swoim wzrostem - Reszta, która dobrze buszuje po lesie i potrafi się maskować będzie czekać aż Amra sama wpadnie w zasadzkę. Wykopiemy wilcze doły, zastawimy też inne pułapki... sądzę że to najlepiej wyjdzie Tobie - spojrzała na Carmellię - Jeśli wpadnie w wilczy dół zapewne złamie sobie nogę, nie ucieknie. Osaczymy ją i schwytamy żywą. Wtedy dowiemy się więcej, gdyż ona jest w tej zagadce ważna, jak i to za nią nam płacą. Ważne aby zasadzka była dobra i aby nie było widać jej przygotowań. Co prawda druid może sprzeciwiać się rozkopywaniu okolicy jego domu, ale sądzę że to dobry pomysł. Amra wraca tu bez skrupułów tak więc znów przyjdzie, to kwestia czasu. Jak sądzicie? - spojrzała po reszcie ciekawsko licząc na ich komentarze.

- ah jeszcze jedno... nie sądzicie że to co najmniej dziwne że Amra dokładnie wiedziała kiedy wybierzemy się w odwiedziny do Druida? Musi mieć informatora, albo nas ktoś śledzi.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 09-06-2009 o 09:02. Powód: Dodane krótkie zdanie na końcu.
Kata jest offline  
Stary 09-06-2009, 20:57   #94
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Liadon utkwił wzrok w miejscu, w którym zniknęła Amra.

- Gonimy ją? - spytał.

Tengir pokręcił głową.

- Może nas poprowadzić w pułapkę - powiedział - ale jeśli ktoś chce iść, to go na siłę zatrzymywać nie będę.

Liadon skinął głową.

- Aż tak mi nie zależy - powiedział. - Poza tym i tak obiecała nam spotkanie.

W pułapkę niezbyt wierzył, ale pościg za elfką przypominałby gonienie wiatru w polu. Amra znała las lepiej niż oni. Poza tym w każdej chwili mogła wspiąć się na drzewo i ruszyć dalej po konarach. Były zatem niewielkie szanse, by w takiej sytuacji odnaleźć jej trop.

Spojrzał na Nilvena.
Co skłoniło druida do złożenia takiej propozycji? Trudno było się domyślać.
Tengir miał rację - to rodzina powinna decydować o miejscu pochówku. Ale skoro Nilven się nie upierał, nie było o czym dyskutować.

- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, bym obejrzał Krąg? - spytał Nilvena.

- Skoro pozwoliłem wam spenetrować dom, to czemu miałbym się sprzeciwiać obejrzeniu ogólnie dostępnego miejsca? - spytał Nilven

Liadon skinął głową na znak podziękowania i ruszył w stronę Kręgu.
Krąg był, powiedzmy, standardowy.
Duży kamień, otoczony przez liczne, mniejsze. Żadnych nowych znaczków, nacięć, symboli.
Krąg jak krąg.
Z jednym małym wyjątkiem...
Liadon schylił się i podniósł z ziemi dwa kawałki metalu.

- To chyba nie należy do standardowego wyposażenia Kręgu - powiedział, pokazując ułamany grot strzały i czubek ostrza, wyglądający na kawałek sztyletu. Oba przedmioty sprawiały wrażenie, że nie leżały w tym miejscu zbyt długo...

- No raczej, a nawet na pewno nie.

Liadon wyciągnął z kołczana strzałę Amry.
Oba groty były podobne, ale nie można było z całą pewnością stwierdzić, że to ta sama ręka je stworzyła.
Schował oba znalezione przedmioty do sakiewki.



Domek druida było dość nietypowy i to wcale nie z powodu braku podłogi, ani z powodu materiału, z jakiego został zbudowany. Najbardziej rzucającym sie w oczy i godnym podziwu elementem dekoracyjnym była wspaniała płaskorzeźba, zajmująca pół ściany i prawie cały sufit, a przedstawiająca wielki dąb.
Tworzący ją snycerz musiał włożyć nad wyraz dużo czasu i serca w tą pracę. Gałęzie i liście odwzorowane były z wielką starannością, podobnie jak zwierzęta, chowające się wśród liści oraz wyrzeźbione na ścianach. Całość świetnie komponowała sie z niewielkim krzaczkiem, rosnącym u stóp wyrzeźbionego dębu, oraz z porastającym ściany bluszczem.

Liadon stał przez chwilę, podziwiając to arcydzieło, oświetlane słonecznymi promieniami wpadającymi przez dwa duże okna.

- Wspaniałe - powiedział. Ciekaw był, kto jest twórcą tej rzeźby, ale, przynajmniej na razie, nie zamierzał wypytywać. Mieli coś innego do roboty.

Druid pewnie uważał tak samo, bowiem nawet nie zaproponował, by usiedli na chwilkę przy okrągłym stole, znajdującym się na środku izby. A może po prostu nie był gościnny...

Liadon podszedł do paleniska.
Leżące tam kawałki spalonego papieru z pewnością leżały tutaj od dawna. Kominek był zimny, poza tym temperatura panująca w tej porze roku raczej nie zachęcała do dodatkowego ogrzewania pomieszczeń. Niestety ze strzępków papieru nic nie dało się odczytać - pierwszy dotknięty przez Liadona rozsypał się na jeszcze drobniejsze kawałeczki.
Dalsze oględziny kominka nic nie przyniosły. Żaden kamień nie był ruchomy, w kominowym przewodzie nie kryła się żadna tajemnica.

Ruszył w stronę znajdującego się po prawej stronie łukowatego przejścia.
Znalazł się w niewielkiej izdebce, będącej najwyraźniej sypialnią, o czym świadczyło leżące na ziemi posłanie. Tutaj, podobnie jak w poprzednim pomieszczeniu, okno było bardzo duże, ale wystrój pomieszczenia stanowiły jedynie dwa rzeźbione w liscie kufry i wiszące na ścianach łuk, kołacz, włócznia i kilka strzał.
Trudno było sobie wyobrazić, by druid ukrył coś w tym miejscu. Bo i gdzie?

Liadon sięgnął po kołczan. W środku, prócz bursztynu wielkości brukselki i obrażonego pająka, który uciekł błyskawicznie przebierając nóżkami, niczego nie było.

- Ciekawe miejsce na chowanie ciekawych przedmiotów - mruknął. Postanowiwszy później pokazać druidowi zatopionego w stężonym złocie owada wyszedł z izby.


Przejście prowadzące do kolejnej izdebki było symetryczne do tego, przez które wcześniej przeszedł Liadon. Pokoik w zasadzie był dość podobny, przynajmniej jeśli chodzi o kształt pomieszczenia. Zasadnicza różnica polegała na głównym lokatorze tej izby.
Ogromny wąż, zajmujący prawie całą podłogę, spojrzał na intruzów z wyraźnym brakiem sympatii.

- Spokój, Kieł - powiedział Nilven. - To goście. Chociaż w jego głosie nie dźwięczał nadmiar entuzjazmu, wąż posłuchał druida. Niechęć, widniejąca w jego postawie, zniknęła.

Kieł - pomyślał Liadon. - Spodziewałbym się wilka... Dziwne imię, jak na węża. Czyżby nie dość, że wielki, to jeszcze jadowity?

Jedynym, prócz węża, elementem wyposażenia wnętrza była szafka. Tak bogato zdobiona, jakby była robiona na zamówienie dla bogatego kupca czy barona. Pasowała tu jak wół do karety. Albo raczej rycerski rumak do chłopskiego wozu.

- A to skąd się tu wzięło? - spytał Liadon.

- Szafka i jej zawartość była już tutaj zanim przybyłem - odpowiedział Nilven. - W szafce są 2 butelki drogiego wina, jedna butelka brandy oraz antałek krasnoludzkiego piwa.

Szafka wyglądała wspaniale i sugerowała mnóstwo możliwości... Niestety, tylko sugerowała.
Szuflady nie miały drugiego dna, zaś naciskanie różnych fragmentów rzeźb nie spowodowało otwarcia żadnego schowka.
Całkowite rozczarowanie.


Znajdujące się obok szafki drzwi prowadziły do kolejnego pomieszczenia.
I, ku zaskoczeniu Liadona, nie była to mroczna piwnica.
Wielka izba, większa niż 'frontowe' pomieszczenie, nie posiadała co prawda okien, ale była oświetlona setkami fosforyzujących grzybów.
Na ścianie naprzeciw wejścia królował wielki malunek. Jednak tu, w przeciwieństwie do płaskorzeźby w pierwszej izbie, królowały rośliny i zwierzęta, które swe życie spędzały pod ziemią. I chociaż artysta miał mniejsze pole do popisu, to i tak jego dzieło przykuwało uwagę.

W znajdującej przy ścianie szafie znaleźć można było 'różne różności' - od roślinek w doniczkach, owoców, warzyw, zasuszonych korzeni, liści, przez piórka, fragmenty kości po skóry i futra. A po co druidowi były potrzebne zasuszone odchody, tego Liadon nawet nie starał się domyślić.
Stojąca po drugiej stronie wejścia szafa była nieco mniejsza i zawierała parę ksiąg oraz różnej wielkości puste i pełne słoiki i probówki. Obok niej, za plecioną zasłoną, kryła się wnęka, pełniąca rolę magazynu i podręcznej spiżarni równocześnie, o czym świadczyły licznie tu zgromadzone zapasy - jagody w glinianym garnku, ryż, pszenica, suszone i wędzone ryby. Te ostatnie były chyba tutejszym produktem, bowiem następna wnęka stanowiła coś na kształt niewielkiej wędzarni.

Jeśli ktoś miał ochotę się napić, to woda była tuż obok. Falowała w maleńkim, kamiennym baseniku. Zimna, co można było zauważyć nawet nie mocząc rąk. I kryształowo czysta.


Na środku pomieszczenia królowała pomniejszona kopia Kręgu Druidów. I od razu było widać, że znajdujące się tu kamienie były o wiele starsze, niż te znajdujące się na zewnątrz, zaś znajdujące się na nich znaki były o wiele mniej wyraźne. Odpowiedź na pytanie, ile lat liczy sobie ten obiekt musiało trochę poczekać, bowiem druid nie wszedł z nimi do środka.


Liadon nie miał pojęcia, czemu jeden z kamieni Kregu zwrócił jego uwagę. Nie był ani najwyższy, ani najgrubszy... Ale jakieś przeczucie kazało mu się przy nim zatrzymać.
U podnóża tego właśnie kamienia znajdowała się mała skrytka, zamaskowana porośniętym porostem kamieniem.
Starając się nie niszczyć roślinki Liadon otworzył skrytkę.
Jego oczom okazały się mały i bardzo stary toporek, ozdobiony runami, krasnoludzkimi bodajże, jakiś stary pierścień, piszczałka oraz...złamany wytrych.
Ciekawe zainteresowania, jak na druida - Liadon uśmiechnął się w myśli.

Wszystko wyglądało na bardzo stare. Wytrych, podobnie jak pierścień, pokryte były rdzą. Ostrze toporka również nosiło ślady rdzy, zaś drewniany trzonek, podobnie jak piszczałka, był po prostu spróchniały.

- Jest wśród tego coś magicznego? - Liadon spojrzał na Tengira.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-06-2009, 17:46   #95
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Amra uciekła, choć Aria wiedziała, że to jeszcze nie koniec. Elfka wcale nie musiała wykrzykiwać swoich gróźb. Przecież to było takie oczywiste.

Aasimarka opuściła powoli ręce i odwróciła się do Rivielli, która klęczała obok martwej przewodniczki. Wydawała się być równie wstrząśnięta tą nagłą śmiercią co Aria. To, co się stało sprawiło, że kobieta zwątpiła w niewinność Amry. Wydawało się, że istotnie elfka jest obłąkana albo, co gorsze, do szpiku kości zła.

Tylko dlaczego umrzeć musiała ich rudowłosa przewodniczka? Sedara była przerażona tym, co stało się z druidem i w żaden inny sposób nie była zamieszana w tą sprawę. Aria zacisnęła pięści w ataku bezsilnej złości. „Życie nie jest sprawiedliwe” pomyślała ze smutkiem.

Przysłuchiwała się rozmowie paladynki Sune z druidem lustrując jednocześnie skraj lasu, w którym zniknęła Amra. Chyba nie tylko ją zastanawiało to, jakim cudem elfka znalazła się właśnie tutaj. Czyżby czegoś szukała? A może przeszkodzili jej w czymś?
Z zamyślenia wyrwały ją słowa Rivielli o pułapkach. Spojrzała na paladynkę ze zmarszczonymi brwiami.

- Pomysł jest dobry, ale… Nie zapominajmy, że Amra wychowała się w tym lesie. Mieszka tu – stwierdziła spokojnie, przesuwając wzrokiem po twarzach towarzyszy. – Nie jestem pewna czy da się złapać na taką sztuczkę. Takie jest moje zdanie, jednakże jeśli większość uzna, że warto zaryzykować… cóż mogę wtedy zgłosić się na przynętę.

Wypowiadając ostatnie słowa Astearia uśmiechnęła się nieśmiało, jakby niefrasobliwie.
- W lesie moja sztuka jest bezużyteczna – dodała ciszej jakby chciała jakoś uargumentować swoją decyzję.

- A co do twojego drugiego pytania, Riviello – podjęła wątek, który i ją bardzo niepokoił – to wydaje mi się, że istotnie możemy być śledzeni. Nie można też wykluczyć zwykłego przypadku. Amra mogła czegoś tu szukać i próbowała nas odstraszyć… jednak bardziej skłaniam się do teorii, że ona ma w pobliżu swoją kryjówkę.
Aasimarka znów uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała z ciekawością w stronę chatki druida.

- Skorzystajmy z pozwolenia gospodarza i rozejrzyjmy się w domku – zaproponowała. – Choć coraz mniej wierzę w to, że coś tam znajdziemy. Równie dobrze Amra mogła zabrać najważniejsze przedmioty ze sobą. Miała na to dużo czasu.

Wraz z Liadonem i Tengirem poszła do chatki druida. Po raz pierwszy miała okazję zajrzeć do siedziby druida, więc to, co zobaczyła wprawiło ją w niemałe zdumienie. Całą ścianę naprzeciw drzwi zajmowało rzeźbo podobne wyobrażenie Dębu o rozłożystej koronie, której liście i gałęzie uwiecznione zostały na suficie chatki. Resztę ścian i sufit porastał soczyście zielony bluszcz. Wśród liści i konarów Dębu dostrzegła wyobrażenia najróżniejszych zwierząt. U stóp malowidła wkopany w ziemię był mały krzaczek, który oświetlało światło wpadające przez dwa duże okna izdebki.

W pokojach ukrytych za ozdobnymi łukami po obu stronach pnia Dębu nie znaleźli nic godnego uwagi. Za to piwniczka wydała się Astearii trochę dziwnym miejscem.
- Po co druidowi kopia Kręgu? – bezwiednie wypowiedziała na głos swoje myśli. Jednak Liadon szybko znalazł dla niego zastosowanie. Aria uniosła lekko brwi przyglądając się ciekawie skrytce pod kamieniem. Jeszcze dziwniejsza była jej zawartość.

Pytanie Liadona wprawdzie nie było skierowane do niej, lecz z ciekawości wyszeptała formułę zaklęcia wykrywającego magię, choć nie sądziła by cokolwiek to dało. Jednak kiedy wyczuła moc płynącą z toporka uniosła brwi w zdziwieniu.

- Zabawne… Toporek jest magiczny - stwierdziła sięgając do sakiewki przy pasie, z której wyciągnęła flakonik z przygotowaną zawczasu miksturą. Przełknęła dziwny w smaku napój, po czym dotknęła toporka mrucząc pod nosem kolejną formułę. I tym razem była zaskoczona. – Wygląda na to, że ten toporek zawsze będzie wracał do swojego właściciela.

Spojrzała po swoich towarzyszach zdziwiona.
- Sama już nie rozumiem o co tu chodzi – stwierdziła niepewnie odrzucając włosy na plecy.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)

Ostatnio edytowane przez Penny : 11-06-2009 o 00:14. Powód: Malutka popraweczka ;)
Penny jest offline  
Stary 10-06-2009, 22:17   #96
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pomysł Rivielli z zasadzką miał kilka poważnych wad, wynikających z dwóch faktów. Po pierwsze Amra znała każdy piędź okolicznej ziemi znacznie lepiej niż ktokolwiek w inny, włączając w to Nilvena, nerwowego druida. zapewne bez problemu wypatrzy założone wnyki, a tym bardziej wykopany dół. Po drugie, Amra mogła mieć szpiegów zarówno w osadzie jak i w lesie. I raczej przygotowanie pułapki nie umknie jej oczom. Inną sprawą byłoby, gdyby w dłonie drużyny wpadła przynęta której elfka by się nie oparła. Owa bransoleta na przykład...Niemniej nawet wtedy zapewne uniknęłaby wnyków.
Zaś pomysł czarodziejki by robić za przynętę, wręcz przerażał czarnoksiężnika. A co by się stało, gdyby Astearia skończyła jak ich przewodniczka? Tengir nie zamierzał do tego dopuścić.
Tengir potarł bliznę mówiąc.- Pomysł...dobry. W najgorszym razie udowodnimy burmistrzowi, że wykonujemy zleconą robotę. Sukces jednak w dużej mierze zależy od dobrania sera do pułapki na myszy. A Nilven, co tu dużo mówić, jest marną przynętą. Wątpię by druid obchodził Amrę, ona chce zemsty na mieszkańcach Południowych Dębów i chyba tylko na nich. Zabiła wszak jedynie ...-Tengir zamilkł na moment by przypomnieć sobie imię kobiety.-...Sedarę. Dlatego też nie sądzę, by Astearia, by ktokolwiek z nas znalazł się na jej liście celów. Jeśli coś może skusić Amrę do zaryzykowania, to tylko bransoleta, albo ktoś z Południowych Dębów, burmistrz na przykład.
- Możliwe nawet że Nilven jest z nią w zmowie. Amra bowiem pojawiła się w bardzo wygodnym dla druida momencie.- pomyślał czarnoksiężnik, następnie dodał.- Ale czy podjąć tak spory wysiłek? Cóż...Potrzebujemy się rozmówić z resztą, przyda się każda pomoc przy ewentualnej zasadzce.
Po tych słowach zgodził się z czarodziejką.- A teraz bierzmy się za przeszukanie chatki Aramila
Następnie wyjął z bandoletów okulary z szkłami wykonanymi z górskiego kryształu i założywszy je, rozpoczął poszukiwania.
ściany i klepisko, drewniany sufit ozdobiony gałęziami i liśćmi wychodzącymi z płaskorzeźby przedstawiającej dąb z jakimiś napisami. Tengir był pewien że ten dąb był symbolem bóstwa Aramila, ale czarnoksiężnik jakoś nie mógł sobie przypomnieć co to za bóstwo mogło być...cóż...las nie był miejscem w którym czarnoksiężnik czuł się...komfortowo.
Tengir przesunął dłonią po klepisku szukając pozostałości plam krwi... i innych śladów gwałtownej śmierci poprzedniego druida. Obojętnym wzrokiem obrzucił okrągły stół i cztery krzesła stojące na środku. Wydały mu się zbyt...oczywiste. Podszedł do ścian pokrytych bluszczem i powoli je obszukiwał. Kolejnym punktem przeszukiwania było palenisko z kominem i małym rusztem, a na koniec płaskorzeźba. Co prawda Liadon już je przeszukał, ale ...druga inspekcja nie zaszkodzi.
Sprawdziwszy je udał się na przeszukanie szafek i kredensu, znajdujących się w tym pokoju. Na koniec zaś został stół. Może coś jest napisane pod nim? Co prawda, niewielkie były na to szanse, ale...warto sprawdzić każdy trop. Potem zaś przeszedł przez jedno z dwóch łukowych przejść. Przez prawe przejście...I znalazł się w izdebce która niewątpliwie musiała należeć do Amry. Dwa spore kufry, posłanie na ziemi. Stary łuk, kołczan ze strzałami oraz włócznia wisiały na ścianach...Niedobrze, Amra nie potrzebuje zbyt wielu wygód. Zatem to poszerza ilość możliwych kryjówek. Tengir sprawdził i kufry i samo posłanie, a także obszar pod posłaniem. Kolejnym jego celem był kołczan, chciał sprawdzić czy oprócz strzał, nie znajduje się tam coś jeszcze.
Potem zaś jego celem była izdebka po lewej, podobna do poprzedniej...zapewne należąca do zmarłego druida, lecz teraz gościł w niej spory wąż leżący na posłaniu. Na szczęście Tengir nie bał się węży, choć obecność Kła wzbudzała w czarnoksiężniku dyskomfort. Ciekawość Tengira wzbudziła szafka, ozdobna, bogata...nie pasująca do całego tego domu. W takich szafkach często są tajne skrytki.
Były tuż drzwi które prowadziły do jakiegoś podziemnego pomieszczenia. Owo pomieszczenie było „mrocznodruidzkie”...fosforyzujące grzyby nadawały pomieszczeniu upiorną poświatę. Był tu kamienny basenik z zimną wodą...w którą czarnoksiężnik włożył dłoń i zanurzyła rękę szukając szczelin...a przede wszystkim tej jednej, która w jego mniemaniu doprowadzała wodę. Przypuszczał bowiem, że basenik jest zasilany przez podziemne źródło wody...Oczywiście mógł się mylić, ale...jakoś w to wątpił. Kolejnym obiektem była stara szafa pełna „eksponatów”. Tengir potarł bliznę zastanawiając się nad ich sensownym roślin w doniczkach, korzeni, pnączy, kwiaty, grzyby, owoców i warzywa, a także szmelcu w postaci piór ptaków, zasuszone odchodów, skórek, futer, kostek różnych małych zwierzątek. O ile roślin można było użyć do leczenia, o tyle resztę uznał czarnoksiężnik za niezdrowy przejaw fanatycznego uwielbienia natury...Ale czego innego można było spodziewać się po druidach?
Tengir przejrzał pobieżnie zgromadzone księgi w drugiej, mniejszej szafie. Zajrzał do wnęki pełniącej rolę spiżarni i drugiej pełniącej rolę magazynu, a pełnego jagód, ryżu, pszenicy, narzędzi, suszonych owoców, ryb solonych ...Co do końca obaliło mit, że elfy i druidy jedynie zieleniną się opychają. Krąg był ciekawym ozdobnikiem, podobnie, jak malunek podziemnych stworzonek na przeciwległej ścianie.
Przy kręgu debatowali, Astearia oraz Liadon, spojrzał na znalezione przez elfa przedmioty i rzekł.- Zostawmy może wszelkie debaty o znaleziskach, na miejsce z dala od...na inne miejsce. Znaleźliśmy co znaleźliśmy, okryliśmy co udało się odkryć, dziś. Proponuję wracać do Południowych Dębów. I tak nas czeka ciężka przeprawa przy wyjaśnianiu mieszkańcom, co się stało naszej przewodniczce. A przy okazji, Liadon poniesiesz jej zwłoki. Głupio by było by to dziewczynę nimi obciążać, nawet jeśli to paladynka. A ja, co tu kryć, krzepą pochwalić się nie mogę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 10-06-2009 o 22:46.
abishai jest offline  
Stary 11-06-2009, 10:11   #97
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Paladynka zmrużyła oczka zamyślona, po czym zerknęła na Tengira.

- Według mnie ona nie wybiera najsmakowitszych kąsków na atak, z tego co wiem to już trzeci który tu miał miejsce... wcześniej strzelała do Liadona w lesie. - Przejechała dłońmi po korpusie pancerza, łapiąc lekki wdech.

- Jeśli chodzi zaś o to że zna okolicę, macie rację.. jednak wygląda na dość nie roztropną, roztrzepaną i mało skupioną na doszukiwaniu się pułapek.. pycha.. zdaje się jej że wszystko ma pod kontrolą i dobrze gdyby dalej tak myślała.
Jeśli pułapkę będą zastawiać profesjonaliści to wątpię aby Amra ją dostrzegła. Czuje się tu za pewnie by doszukiwać się zasadzek, to moje zdanie no ale możemy stworzyć coś innego.

- Jednak ja wątpię aby Amra znalazła się tu przypadkiem.. fakt lubi to miejsce widocznie nie jest trudno się tu dostać, jednak nie minęło nawet pół godziny gdy zaczęła strzelać. Co znaczy że była tu dokładnie na czas lub czekała już na nas.. przecież ona nie siedzi tu dniami i nocami wpatrując się w pustą chatkę... Używając troszkę sprytu będziemy mogli się przekonać czy ma informatorów, lub.. czy jesteśmy śledzeni. Wszystko w naszych rękach.

- Obejrzycie chatkę.. ja zerknę na nią tylko pobieżnie na końcu.
Riviella poszła w stronę kręgu i usiadła opierając się lekko o jeden z kamieni...
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
Stary 12-06-2009, 13:45   #98
 
Leonidas's Avatar
 
Reputacja: 1 Leonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znany
Wojak sam nie wiedzieć czemu ruszył za dziewczyną. Ona jednak żwawa niczym gazela znikła mu szybko za linią drzew. Może i mógłby ją wziąć na wytrzymałość jednak zdecydowanie nie było to czas i miejsce na takie rzeczy bo nie wydawała się zbyt istotna dla ich misji i prawdę powiedziawszy perspektywa dalszego biegu nie przyprawiała go o dobry humor. Tak więc zatrzymał się gdy osiągnął ścianę drzew i powoli zaczął wracać ku chacie gdzie stali jego towarzysze.
Zupełnie nie zwrócił na to uwagi, zbliżając się do grupy każdy krok wykonywał z nienaturalnie siłą, jak gdyby musiał pokonywać niewidzialne przeszkody. Żar słońca i wszechobecna spiekota dokuczały niemiłosiernie daleko bardziej niż wtedy podróżował przez Anauroch bo spotęgowane przez coś czego nie dało się nazwać. Seraph zdawał się ignorować te wszystkie sygnały. Gdy doszedł do Ruliusa i Rishy usiadł by odpocząć na moment. Zanotował kątem oka fakt, że tropicielka udała się w stronę szopy. To było ostatnie co pamięta. Ogarnęło go znużenie i zasnął.
Potem przyszedł sen... nie, nie sen, już od lat nie śnił. Cokolwiek to było w jednej chwili Seraph zobaczył więcej bólu i cierpienia niż niejeden przez całe swoje życie. Czas przestał istnieć, była tylko agonia, nie dające się opisać cierpienie i ból tak silny, że pragnęło się śmierci, ale ta nie przychodziła. Chciał zamknąć oczy ale czuł, że nie ma powiek! Beznadzieja, rozpacz, nie było ucieczki. Wreszcie pośród wrzasku wyłowił słowa wypowiedziane nienaturalnym językiem:
Uciekaj stąd człowieku, póki jesteś w stanie...
Słońce raziło go w oczy, Rulius stał obok jak przed chwilą, Risha zjawiła się znikąd, usłyszał tylko jej pytanie. Czyżby to był sen? Wojownik był bardzo zdezorientowany. Spróbował wstać, ale na początku ręce odmówiły mu posłuszeństwa, nie potrafił się dźwignąć.
Co jest...? – pomyślał w duchu dziwiąc się reakcji swojego ciała. Zebrał się w sobie i wstał z impetem. Odzyskał wolę, szybko rozejrzał się po okolicy i odezwał się do Rishy:
-Tak. Nie będziecie musieli mnie dźwigać – zdobył się na dowcipniejszą uwagę mimo, że do śmiechu wcale mu nie było – chodźmy stąd czym prędzej i jeśli wrócimy to w całej drużynie. Tu dzieją się dziwne rzeczy – ruszył w kierunku z którego zapamiętał, że przyszli by przyśpieszyć podjęcie decyzji, zatrzymując się parę kroków później w geście wyczekiwania na drużynę.
Był nienaturalnie zmęczony, ale nie chciał dać tego poznać, coś mogło ich obserwować, a okazywanie słabości nie było cechą właściwą dla wojaka. Poza tym chciał jak najszybciej stąd zniknąć.
 
Leonidas jest offline  
Stary 14-06-2009, 12:01   #99
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
List od Gregora Shemova nie był zbyt ciekawy, bo poza nazwiskiem i zawodem zaginionych nie zawierał nic więcej. Babcia pokiwała głową z niedowierzaniem, że burmistrz może być tak niedomyślny. "A miejsce zamieszkania? Miejsca w którym zaginęli? Będę musiała porozmawiać z burmistrzem, a jeszcze lepiej z Stalowym Butem. Może on powie mi coś więcej" pomyślała, po czym podała list niziołkowi, który szybko go przeczytał i oddał Babci, która schowała go to swojej torby. Hobbit nie mając co ze sobą zrobić podszedł do Mervina, młodego mężczyzny, któremu wczoraj uratowali życie i zaczął rozmawiać. Babcia nie wsłuchiwała się zbyt uważnie w rozmowę, czekając aż przyjmie ich Fiara.
Dopiero pół godziny później przyszła Maten i powiedziała:
- Matka Fiara na was czeka.
- Dziękuję - odpowiedziała Babcia, powstrzymując się przed dodaniem zgryźliwego "w końcu" i nie czekając na Mago ruszyła w stronę wskazaną przez młodszą z kapłanek.

Po chwili weszła do niewielkiego pokoju, znajdującego się na tyłach kapliczki, który służył jako prywatna komnata kapłanek. Dwa łóżka, biurko, krzesło, szafka oraz modlitewnik stanowiły cały ich majątek. Fiara siedziała przy biurku pisząc coś. Co? Tego Babcia nie widziała.
- Witaj kapłanko - powiedziała Babcia.
- Witaj.
- Chciałam ci zadać kilka pyt...
Babcia nie dokończyła, gdy twarz kapłanki zesztywniała. Fiara odłożyła przybory do pisania i z nieskrywaną złością, ale także zmęczeniem, odpowiedziała:
- Wszyscy o wszystko tylko cholera wypytują i wypytują, daj mi spokój i spytaj się własnych towarzyszy - Burknęła.
- Jak chcesz kapłanko - odburknęła Aldana nie otwierając przy tym nawet ust. W złości potrafiła bowiem korzystać z swej magii nieświadomie. - Ale nie sądzę by wiedzieli o szóstce zaginionych w tym miasteczku... Skoro jednak los twoich współobywateli cię nie obchodzi to żegnaj - powiedziała cicho, po czym nie czekając na odpowiedź kapłanki wyszła i trzasnęła drzwiami.

Wróciła do głównej hali kaplicy i gdy zobaczyła Mago powiedziała:
- Idziemy stąd. Nie sądzę by kapłanka była skora do współpracy z nami - dodała.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 14-06-2009 o 15:21.
woltron jest offline  
Stary 14-06-2009, 13:32   #100
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Po krótkiej rozmowie z Maten Mago przeprosił grzecznie Babcię Danusię i poszedł w kierunku Morvina. Stanął przy nim, skrzyżował ręce na piersi i zaczął tupać nogą. Brew chłopaka powędrowała w zdziwieniu do góry. Chłopak nie wiedział czy ma się bać, czy cieszyć z odwiedzin małego znajomego.
- Cześć..? - bardziej zapytał niż przywitał niziołka.
- Powiedz mi jedno - rzekł Mago bez przywitania. - A raczej wyobraź sobie. Siedzi sobie spokojny niziołek przy stole w karczmie. Nagle przychodzi pewien krasnolud i stawia mu piwo, tłumacząc to uratowaniem życia jego - krasnoluda podopiecznego przez niego - niziołka. Widzisz to?
- Chyba nawet dość dobrze - powiedział ciągle zmieszany Morvin, na którego Leatherleaf spojrzał spode łba.
- A jak się taki niziołek może czuć?
Chłopak podrapał się po nosie i powiedział, a właściwie po raz kolejny zapytał.
- Nieszczęśliwy, bo nie lubi piwa, a głupio mu było odmawiać?
Na te słowa Mago westchnął ciężko, pokręcił głową, a na jego usta wstąpił uśmiech. Po chwili siedział już na podłodze obok posłania Morvina, zanosząc się cichym śmiechem.
- Lepiej powiedz, kto jeszcze wie - powiedział po chwili.
- Znając Dazzaana? To pewnie cała wioska. On zawsze mówi, że czyny, a nie słowa są najważniejsze, choć zdaje mi się, że to nie są tylko jego słowa. W każdym razie, jak tylko ktoś zrobi coś… godnego w jego oczach na uznanie, to daje odczuć to wszystkim Południowcom. Tak samo jest, jeśli z czymś się wybitnie nie zgadza.
Jego rozmówca schował twarz w dłonie, opierając łokcie na kolanach. Spojrzał na chłopaka między palcami.
- Jesteś niemożliwy, chłopie.
- Ale co ja znowu zrobiłem? Widać, że nigdy Stalowy But nie brał Cię na spytki – zawołał Morvin z wyrzutem.
- A sądzisz, że miał powody?
- Myślę, że nie. Mnie brał dzisiaj rano. On jest straszny jak się uprze, wierz mi.
- Dobra, nic się nie stało – niziołek machnął ręką. – Jakoś to wszystko zniosę. Powiedz lepiej, jak się czujesz.
- Lepiej - strażnik westchnął. - Ja chciałem już dzisiaj wstać, tego samego chciał kapitan. Wiesz, magia potrafi naprawdę zdziałać cuda, a ja czuję się znacznie lepiej. Jednak Matka Fiara nie pozwoliła mi się ruszyć.
- Nie pozwoliła? Przecież Ty się zmarnujesz, leżąc w miejscu. Poza tym gdzie byłoby Ci lepiej niż w domu z rodziną?
- W domu? Ja myślałem raczej o służbie. Choć fakt, Katie nie pozwoliłaby mi jeszcze iść na wartę, ale wolałbym dom niż mury tego przybytku.
- Służba - syknął przez zęby - poczeka. Szanuj czas i formę, owszem. Ale zdrowie jest ponad tym, pamiętaj.
Chłopak pokręcił głową zrezygnowany.
- Mówisz zupełnie jak Matka Fiara
- No to Matce Fiarze trzeba będzie pogratulować rozsądku - szepnął, po czym się roześmiał. Zamilkł po chwili, uciszony - drugi dzień z rzędu - gniewnym syknięciem kapłanki. Morvin znowu pokręcił głową z lekkim uśmiechem.
- Słuchaj, ten drugi, co mnie uratował. On jest trubadurem, prawda? Nie wiesz, czy umie pisać... wiersze? - zapytał cicho, lekko się rumieniąc.
- Rulius? Tak, chyba umie. Tak mi się przynajmniej wydaje - w oku Mago pojawił się wesoły błysk. - A dla kogo?
- Eeeee... - chłopak zarumienił się jeszcze bardziej i spuścił wzrok - powiedzmy, że dla tej, która mnie nigdy nie dostrzega.
Nachylił się do chłopaka.
- Nikomu nie powiem, a może jakoś nawet uda mi się pomóc - mrugnął porozumiewawczo. Oczy Morvina zrobiły się wielkie i pojawił się w nich błysk.
- Dobrze, będę Twoim dłużnikiem, jeśli mi jakoś pomożesz. Ta dziewczyna nazywa się... - imię wybranki powiedział niziołkowi na ucho. Wielkość oczu chłopaka była niczym w porównaniu z tym, co stało się z oczyma niziołka. Wpatrywał się zdziwiony w chłopaka, kącik ust mu drgał.
- Wiesz... co?... Ja... tu chyba... eee... nie... yyy... pomogę... Przynajmniej nie bezpośrednio - zatarł dłonie. - Ale to i owo mogę podłapać o niej.
- Będę Ci bardzo wdzięczny. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy – nawet nie zwrócił uwagi na jąkanie niziołka i jego podenerwowanie. Nie wiedziałem, że miłość jest aż tak ślepa - zaśmiał się w duchu. Przed oczyma pojawił mu się widok dziewczyny o brązowych oczach, długich, brązowych włosach i przepięknym uśmiechu.
- Możliwe, że wiem - wyszczerzył zęby. - Słyszałem, że kilkoro ludzi zniknęło - rzucił jakby od niechcenia, dla podtrzymania jakiegoś tematu. Twarz sierżanta się odmieniła. Zrobiła się szara i smutna.
- Tak. To dobrze, że już wiecie. Kapitana strasznie to niepokoi. W połączeniu z gnollami wygląda to naprawdę źle.
- Co o nich wiesz? O tych ludziach?
- Totalnie przypadkowe osoby. Raczej ze sobą niepowiązane. Poza zniknięciami łączyło ich jedno. A właściwie dwójkę z nich. Dziwna choroba na dzień przed zniknięciem. Osłabienie, krew z nosa, dziwne i krwawiące chrosty na cały ciele. No i majaki. Z tego, co się też domyślamy, wszyscy znikają w nocy.
- Co za dwójka? – spytał Mago, starając sobie przypomnieć otrzymaną od burmistrza listę.
- Objawy tej choroby na pewno pojawiły się u pana Betza, naszego kowala, oraz u takiej starszej sklepikarki. Jak ona się nazywała? A właśnie, Renna "Fasolka".
- Nastarsi z zaginionych – szepnął niziołek po chwili ciszy. - Różne statusy społeczne. Dlaczego oni, a nie inni?
- Dobre pytanie. Zwróć tylko uwagę, że nie wiemy na przykład, czy zaginięcie Starego Lolo, czy choćby pana Vogela, mają jakiś związek. Ta dwójka bowiem była samotna. Za to pani Wietrzyk często znikała na trzy, czasem cztery dni. Nie wiemy więc, co się z nią stało i gdzie jest. To, że ta trójka zaginęła, mogliśmy się dowiedzieć nawet kilka dni po zajściu, prawda? Dlatego taka ciężka jest ta sprawa.
- I do czego to prowadzi? A burmistrz? Jak zareagował na to?
- Przestraszony, jak zwykle. Gdyby nie kapitan i Matka Fiara, to by nigdy nie wysłał ludzi z ogłoszeniem, że potrzebni są najemnicy. Przepraszam za to określenie - powiedział szybko, gdy zorientował się, co powiedział.
- Za najemników? Nie ma problemu, przecież nimi jesteśmy – odparł z uśmiechem.
- Ale jesteście znacznie inni, niż ci znad jeziora. Ci, którzy przybyli tu szybciej.
- Każda nowa grupa, jaką spotkasz, będzie inna. Inna od nich, od nas. Coś nas jednak łączy, tak samo, jak coś łączy te zaginione osoby. Tylko co?
- Nie mam pojęcia. Poza faktem, że zaginęli i wszyscy są mieszkańcami Dębów.
- Musi być coś głębiej. Musi! Powiedz mi coś o kapitanie, o jego stylu – poprosił po kolejnej chwili ciszy.
- O jego stylu? Nie za bardzo rozumiem, co masz na myśli. Wiem jedno. Jest twardym i nieustępliwym wojownikiem, mającym mocne poczucie wartości. Uważa, że jedynie przez czyny można pokazać swą prawdziwą wartość. Jestem też pewien, że w obronie swych ideałów, jak i mieszkańców Dębów byłby w stanie ryzykować życiem.
- A potrafi zachowywać się cicho? Naprawdę cicho?
Morvin parsknął śmiechem, gdy usłyszał słowa Mago.
- Dazzaan i ciche zachowywanie? O nie, to raczej jego przeciwieństwo. Nie potrafi siedzieć cicho, gdy idzie słychać go z daleka, nie ważne czy to las czy środek miasteczka.
- Cholera jasna... Potrzebuję osoby pewnej, cichej i stąd...
- Może, któryś z myśliwych? – zaproponował. - A co Ci chodzi po głowie?
- Nocny spacer, kolejny.
- Kolejny? - mężczyzna zmrużył oczy - W dalszym ciągu nie rozumiem.
- Wczoraj zrobiłem sobie nocny spacer po okolicy, taki bezcelowy - wyjaśnił. - Tym razem będę miał cel.
- Rozumiem - oczy chłopaka zajaśniały nagłym blaskiem - A może ja?
Szare oczy wpatrywały się podejrzliwie w leżącego.
- A jesteś w stanie? Nie chce, żeby coś Ci się stało.
Nie chcę, żeby Katie miała mi to za złe.
- Ja jestem w stanie iść nawet teraz. Pytanie czy mi Matka Fiara pozwoli. A czemu nie weźmiesz kogoś z towarzyszy?
- Potrzebny mi ktoś, kto zna to miejsce. Kogoś z towarzyszy też pewnie wezmę, chociaż nie chcę, żeby to się rozeszło
- Rozumiem. Czyli ja odpadam, bo musiałbym powiedzieć Matce Fiarze, żeby mnie zwolniła. Proponuję więc którego z myśliwych. Najlepiej z tej grupy, która poszła z kapitanem teraz. Tam są jego najbardziej zaufani ludzie.
- Jeśli się wypiszesz do domu, to się nie rozejdzie.
- Matka Fiara ma zamiar mnie puścić dopiero jutro wieczorem, albo jeszcze później. Postaram się jednak to załatwić.
- Wiesz, gdzie mnie szukać - z uśmiechem wstał, otrzepał spodnie i ruszył w kierunku Babci, która kończyła nieziemsko krótką rozmowę ze wspomnianą Fiarą. Chłopak tylko kiwnął głową z uśmiechem, na potwierdzenie, że wie. Mago zrównał się z wychodzącą kobietą.
- Kierunek: Ferdi, tak?
Babcia tylko kiwnęła głową w ciszy.
- Tyle jeszcze osób, tyle ciemności – westchnął cicho. – Tyle nieznanych ścieżek, którymi trzeba podążyć.
 
Aveane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172