Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2009, 21:04   #51
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Bitwa się zaczęła się. Linia obrony walczyła dzielnie. Jednak byli to tylko nie nawykli do walki cywile i garstka miejskich strażników. Dwóch lykanów zdołało przedostać się przez ich defensywę. Jakby patrzeć z drugiej strony to tylko dwóch.

Jeden z nich szczególnie zainteresował Sona. Wysoki na ponad dwa metry z włochatą głową wydawał się być dobrym trofeum jak na początek walki. Nie czekając na zaproszenie do uczty, wojownik wystrzelił do niego z niewielkiej kuszy. Pocisk mimo nie trafienia w punkt witalny zadowoliło człowieka. Zwrócił na sobie swoją uwagę.

Wilkołak rozdrażniony niewielkim ukłuciem rzucił się na sprawcę swego dyskomfortu. Widząc uciekającego człowieka znacznie mniejszego i lżejszego od siebie wziął go za idealną przekąskę. Myślał, że stał się łowcą. Skrócił szybko dzielący ich dystans. Nawet nawykły do biegu Sonnillon nie mógł równać się z tymi dość mobilnymi monstrami. Jednak nie przejmował się tym. Wyczekał odpowiedniej chwili i gdy zwierzak był w powietrzu odwrócił się, spiął swe mięśnie do skoku i ciął go po brzuchu.



Pierwsze krople krwi napoiły zieloną klingę. Łak jednak przeleciał koło niego i z wciąż krwawiącą raną przywarł młodego chłopaka do muru. Nie cierpiał jednak zbyt długo. Koło ucha Sona śmignęła strzała która ukróciła żywota nieszczęsnego młodzieńca. Na dachu sąsiedniego budynku stał wampir dumnie dzierżąc łuk i miecz. Spojrzał tylko przelotnie na pierś białowłosego. W miejscu gdzie pod tuniką wisiał klejnot. Pamiątka po przyjacielu żołnierza. Spojrzał i jakby rozumiejąc więcej niż Son by chciał odszedł szukać innej zdobyczy. Człowiek ignorując go na chwilę odwrócił wzrok na niedoszłego bohatera. Leżał martwy ze strzałą w czaszce krwawiąc okrutnie. Sonnillonowi żal się zrobiło. Wilkołak mu uciekł.

Nie tracąc chwili dłużej wojownik ruszył przed siebie i znów fortuna się do niego uśmiechnęła. Oto nowy przeciwnik wyszedł zza zakrętu i ruszył przed siebie nie zauważając Sona. Zakapturzony humanoid prawdopodobnie wampir Nie zdawał sobie sprawy jaki los skrada mu się za plecami. Nie zdawał dopóki nie zobaczył ostrza wychodzącego mu z piersi. Upadł na ziemie.

Wojownik wyciągnął swój miecz i ze zdumieniem dostrzegł na nim krew. Czyżbyś już się najadł? Gdy odwrócił ciało jego zdumienie trochę wzrosło gdyż zobaczył twarz swego byłego kompana. Elf bledszy niż zwykle skonał mu u stóp. Kurwa... Jeden elf mniej to nic złego... Ale czemu dzisiaj? Tracę przez niego czas. Z jego twarzy nie dało się wyczytać nawet odrobiny smutku czy zakłopotania. Już dawno wyzbył się tych emocji. Jego pragmatyczna strona zadała jednak przeszukania trupa. I nie zwlekając Son pobieżnie obejrzał ekwipunek elfa. Zabrał sakiewkę i łuk. Złoto zawsze się przyda, a łuk... ładnie wyglądał i można było go jeszcze wykorzystać.

Son szukał dalej. Jak do tej pory nic nie zadowoliło go w zbyt dużym stopniu. A on lubił walczyć. Tylko na polu bitwy mógł zapomnieć się i czuć się jak... człowiek? Może. Teraz jednak szukał dalej. Łowca polował.
Nie musiał czekać długo. Na jego drodze stanął przeklęty wilczur. miał pecha. Stał plecami do Sona. Człowiek nie będąc całkiem fair i nie krzycząc swego herbu, a nawet nie zawiadamiając stworzenia o pojedynku podciął swym siewcą bestię. Tą po prostu ścięło z nóg. Dobicie i po sprawie. Zabawa się rozpoczynała. Son przypomniał sobie o wcześniejszym spotkaniu. Ów wampir może dać mu odpowiedź na parę nurtujących go pytań. I opcjonalnie zabawić na jakiś czas. Sonnillon podszedł do najbliższego budynku z zamiarem znalezienia łatwej ścieżki na dach. Jeśli nie znajdzie użyje linki z kotwiczką. Miał zamiar z góry znaleźć tamtego wampira. I pogadać....

Jednak gdy wszedł już na dach nie zobaczył nikogo ciekawego. Wampir musiał już się zmyć. No trudno. Kto inny zasłuży na moje zainteresowanie. Nie on to może... ten? Spojrzał na właśnie przebiegające wampira. Uzbrojony w miecz o jedną stopę dłuższy niż standardowy jednorak pędził w nieznanym Sonowi kierunku. Wydawał się być idealną ofiarą. Kucnąwszy zaczął zbliżać się w stronę krawędzi. Poruszał się w miarę cicho. Oczywiście jak na standardy jego rasy. Podczas swej służby często robił jako zwiadowca. Nauczył się tego i owego. Gdy wampir był już wystarczająco blisko, wojownik zeskoczył na niego. Jego biała czupryna mignęła w powietrzu. A zielone ostrze opadło na grzbiet truposzczaka.
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 09-06-2009 o 15:06.
andramil jest offline