Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-06-2009, 21:04   #51
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Bitwa się zaczęła się. Linia obrony walczyła dzielnie. Jednak byli to tylko nie nawykli do walki cywile i garstka miejskich strażników. Dwóch lykanów zdołało przedostać się przez ich defensywę. Jakby patrzeć z drugiej strony to tylko dwóch.

Jeden z nich szczególnie zainteresował Sona. Wysoki na ponad dwa metry z włochatą głową wydawał się być dobrym trofeum jak na początek walki. Nie czekając na zaproszenie do uczty, wojownik wystrzelił do niego z niewielkiej kuszy. Pocisk mimo nie trafienia w punkt witalny zadowoliło człowieka. Zwrócił na sobie swoją uwagę.

Wilkołak rozdrażniony niewielkim ukłuciem rzucił się na sprawcę swego dyskomfortu. Widząc uciekającego człowieka znacznie mniejszego i lżejszego od siebie wziął go za idealną przekąskę. Myślał, że stał się łowcą. Skrócił szybko dzielący ich dystans. Nawet nawykły do biegu Sonnillon nie mógł równać się z tymi dość mobilnymi monstrami. Jednak nie przejmował się tym. Wyczekał odpowiedniej chwili i gdy zwierzak był w powietrzu odwrócił się, spiął swe mięśnie do skoku i ciął go po brzuchu.



Pierwsze krople krwi napoiły zieloną klingę. Łak jednak przeleciał koło niego i z wciąż krwawiącą raną przywarł młodego chłopaka do muru. Nie cierpiał jednak zbyt długo. Koło ucha Sona śmignęła strzała która ukróciła żywota nieszczęsnego młodzieńca. Na dachu sąsiedniego budynku stał wampir dumnie dzierżąc łuk i miecz. Spojrzał tylko przelotnie na pierś białowłosego. W miejscu gdzie pod tuniką wisiał klejnot. Pamiątka po przyjacielu żołnierza. Spojrzał i jakby rozumiejąc więcej niż Son by chciał odszedł szukać innej zdobyczy. Człowiek ignorując go na chwilę odwrócił wzrok na niedoszłego bohatera. Leżał martwy ze strzałą w czaszce krwawiąc okrutnie. Sonnillonowi żal się zrobiło. Wilkołak mu uciekł.

Nie tracąc chwili dłużej wojownik ruszył przed siebie i znów fortuna się do niego uśmiechnęła. Oto nowy przeciwnik wyszedł zza zakrętu i ruszył przed siebie nie zauważając Sona. Zakapturzony humanoid prawdopodobnie wampir Nie zdawał sobie sprawy jaki los skrada mu się za plecami. Nie zdawał dopóki nie zobaczył ostrza wychodzącego mu z piersi. Upadł na ziemie.

Wojownik wyciągnął swój miecz i ze zdumieniem dostrzegł na nim krew. Czyżbyś już się najadł? Gdy odwrócił ciało jego zdumienie trochę wzrosło gdyż zobaczył twarz swego byłego kompana. Elf bledszy niż zwykle skonał mu u stóp. Kurwa... Jeden elf mniej to nic złego... Ale czemu dzisiaj? Tracę przez niego czas. Z jego twarzy nie dało się wyczytać nawet odrobiny smutku czy zakłopotania. Już dawno wyzbył się tych emocji. Jego pragmatyczna strona zadała jednak przeszukania trupa. I nie zwlekając Son pobieżnie obejrzał ekwipunek elfa. Zabrał sakiewkę i łuk. Złoto zawsze się przyda, a łuk... ładnie wyglądał i można było go jeszcze wykorzystać.

Son szukał dalej. Jak do tej pory nic nie zadowoliło go w zbyt dużym stopniu. A on lubił walczyć. Tylko na polu bitwy mógł zapomnieć się i czuć się jak... człowiek? Może. Teraz jednak szukał dalej. Łowca polował.
Nie musiał czekać długo. Na jego drodze stanął przeklęty wilczur. miał pecha. Stał plecami do Sona. Człowiek nie będąc całkiem fair i nie krzycząc swego herbu, a nawet nie zawiadamiając stworzenia o pojedynku podciął swym siewcą bestię. Tą po prostu ścięło z nóg. Dobicie i po sprawie. Zabawa się rozpoczynała. Son przypomniał sobie o wcześniejszym spotkaniu. Ów wampir może dać mu odpowiedź na parę nurtujących go pytań. I opcjonalnie zabawić na jakiś czas. Sonnillon podszedł do najbliższego budynku z zamiarem znalezienia łatwej ścieżki na dach. Jeśli nie znajdzie użyje linki z kotwiczką. Miał zamiar z góry znaleźć tamtego wampira. I pogadać....

Jednak gdy wszedł już na dach nie zobaczył nikogo ciekawego. Wampir musiał już się zmyć. No trudno. Kto inny zasłuży na moje zainteresowanie. Nie on to może... ten? Spojrzał na właśnie przebiegające wampira. Uzbrojony w miecz o jedną stopę dłuższy niż standardowy jednorak pędził w nieznanym Sonowi kierunku. Wydawał się być idealną ofiarą. Kucnąwszy zaczął zbliżać się w stronę krawędzi. Poruszał się w miarę cicho. Oczywiście jak na standardy jego rasy. Podczas swej służby często robił jako zwiadowca. Nauczył się tego i owego. Gdy wampir był już wystarczająco blisko, wojownik zeskoczył na niego. Jego biała czupryna mignęła w powietrzu. A zielone ostrze opadło na grzbiet truposzczaka.
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 09-06-2009 o 15:06.
andramil jest offline  
Stary 09-06-2009, 21:12   #52
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Niczym na jakimś makabrycznym wierzchowcu Grimr ruszał do walki. Demon kroczył przed siebie z dumnie uniesioną głową, ignorując zamęt wokół. Krzyki rannych i umierających, szczęk broni oraz ryki przeciwników tworzyły dla Pozyskiwacza prawdziwą muzykę. Krok demona stawał się coraz bardziej rytmiczny, a Grimr śmiał się radośnie na cały głos. Niestety, czy może raczej na szczęście niewielu było go w stanie usłyszeć poprzez bitewny zamęt, a ci którzy go usłyszeli brali to za majaki. W końcu niewiele osób śmiało się w trakcie bitwy tak radośnie, jak gdyby nie otaczała ich śmierć i zniszczenie tylko dobra zabawa i alkohol. Ucieszony Grimr rozglądał się na boki, ale nigdzie sytuacja nie była dostatecznie interesująca, by mógł się dołączyć. Co prawda ta walka nie była nawet namiastką tego, czego doświadczył na Polach Stali w dniu upadku Białego, ale także w tamtym wymiarze Podróżnik był nieskończenie silniejszy. W tym wymiarze bitwy były proporcjonalnie mniejsze go mocy, której nie był w stanie ze sobą przenieść. Dlatego ufał, że będzie to dla niego dobrą rozrywką.

Główne pole bitwy wydawało mu się nieciekawe. Owszem, pulsująca nad głową fioletowa kula oznajmiała, że tam mógłby zyskać najwięcej energii, ale Grimr nie lubił ścisku. Ludzie mogliby mu mieć za złe, gdyby w bitewnym zamęcie zabił część ludzkich żołnierzy jakimś przypadkowym atakiem. Wobec tego wybrał dla siebie jedną z bocznych uliczek, w nadziei na spotkanie tam przeciwnika. Nie przeliczył się, gdyż czekał już na niego gotowy do walki wilkołak. Grimr zaśmiał się ponownie i klepnął lekko demona w kark, dając mu sygnał do ataku. Demon podbiegł ciężko do wilkołaka i uderzył go pazurami. Bestia nie pozostała mu dłużna i odpowiedziała ciosem, który miotnął demonem o ścianę. Gdy Grimr wraz z wierzchowcem pozbierali się z ziemi okazało się, że ich przeciwnik już nie żyje. Grimr zwrócił głowę w stronę wojownika, który odebrał mu możliwość zabawy i zobaczył w jego oczach strach. Zdziwiło go to nieco, jednak zrozumiał o co chodziło gdy poczuł aktywację więzi męczennika i jego demon padł na ziemię martwy. W tym momencie Grimr zrobił się zły

Starał się dotąd być zawsze przyjacielski i uprzejmy wobec otaczających go stworzeń, chcąc zdobyć jak najwięcej kontaktów w tym świecie. Teraz jednak opadły z niego te pozory, odsłaniając irytację. Przez ten zdradziecki cios zadany wilczą łapą będzie zmuszony wezwać sługę od nowa, poświęcając jedną ze swych cennych dusz. Likantrop stojący za Grimrem był wyższy od niego, jednak nie przeszkadzało to w niczym. Pchany irytacją Pozyskiwacz wykorzystał ostre jak brzytwa metalowe pazury by rozciąć mu brzuch. Twarz potwora wykrzywił skurcz bólu, a wtedy Grimr zadał drugi cios, nieco powyżej. Jego lewa ręka przebiła się przez klatkę wilkołaka i zacisnęła się na jego sercu. Czuł przyjemne ciepło krwi na powykręcanych kikutach palców, ukrytych pod metalową rękawicą. Pozyskiwacz uśmiechnął się po raz ostatni do konającej bestii i szybkim ruchem wyrwał jej serce z piersi.

Fioletowa kula nad nim cały czas wyłapywała dusze w okolicy, jednak w tej chwili Grimr nie miał czasu policzyć ile ich zdobył. Wydobył jeden kryształ z sakiewki, uniósł go do poziomu oczu i wypuścił z ręki. Skrystalizowana dusza zawisła w miejscu, unosząc się nad ziemią. Następnie aktywował słowo rozkazu i jego grimuar posłusznie wyleciał z torby i także zawisł w powietrzu, otwierając się na odpowiedniej stronie



Kolejnym elementem było dziewięć czarnych świec, które otoczyły Grimra tworząc okrąg wokół Poszukiwacza, kryształu i księgi. Grimr wyszeptał kolejny rozkaz, i wysypał na ziemię odrobinę zielonego proszku, który zaraz uformował się w krąg przywołania



Grimr wykrzyknął kolejny rozkaz, po czym dobył rytualnego ostrza. Odsłonił na przedramieniu jeden z niewielu organicznych fragmentów w których wciąż płynęła krew i naciął skórę. Z rany popłynął strumyk krwi, barwiąc ostrze na szkarłatny kolor. Rana sama zasklepiła się po chwili, gdy ostrze zostało wystarczająco nasycone. Następnie końcem miecza Grimr dotknął unoszącego się w powietrzu kryształu. Z duszy dobiegł bolesny skowyt, a okrąg wokół niego wybuchł krwistym płomieniem. Świece rozbłysły nagle, wypalając się w jednej chwili



[Rzut w Kostnicy: 47]

Gdy ostatnia ze świec zgasła krąg rozwiał się a księga wróciła do Grimra w miejscu, gdzie chwilę wcześniej znajdowała się skrystalizowana dusza stał demoniczny sługa. Grimr podszedł do niego i mentorskim tonem upomniał demona

- No co to miało znaczyć, co? Powinieneś być ostrożniejszy, a nie zmuszać mnie do marnowania duszy. No - urwał, widząc zasmuconą minę demona - nie martw się, nic złego się nie stało. No, już dobrze malutki, to nic takiego. Pozabijamy zamiast tego kilka wilkołaków, to od razu humor ci się poprawi, dobrze?

Demon radośnie skinął głową, przygotowując się do dalszej walki. Grimr ponownie uaktywnił męczennika, zabezpieczając swoje istnienie. Tymczasem postanowił oszczędzać energię, obawiając się że może nie nadążyć z jej kanałowaniem ze sfery Akademii. Zamiast tego miał zamiar pokazać wszelkim wrogim siłą, że nie od parady nosi przy sobie krwiożercze rytualne ostrze. Demon miał stałe zadanie - siać pożogę i zniszczenie wśród wrogów Grimra.

Poszukiwacz i demon, ramie w ramie ruszyli w kompletnym milczeniu na wrogów
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 12-06-2009, 15:20   #53
 
Buzon's Avatar
 
Reputacja: 1 Buzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie coś
Goran

Po wyczerpującej walce jaką stoczyłeś z posłańcami mroku nadszedł czas na kolejną bitwę. Tym razem walczyłeś z instynktem, który przejmował nad Tobą kontrolę. Jednak i z tej bitwy wyszedłeś zwycięsko. Powróciłeś do swojej ludzkiej formy. Z nogi, a raczej uda wystawała Ci strzała. Ból był niemiłosierny. Oparty o ścianę miałeś nadzieje, że żaden wróg cię tutaj nie zaskoczy.

Łapał kolejny oddech aby uspokoić swoje tętno, kiedy w progu pojawił się Krwiopijca. Dobył on łuku. U bezczelnym uśmiechem wycelował w Ciebie strzałę. Spojrzeliście prosto na Siebie. W tej chwili byliście tylko wy i to się liczyło. Jego błękitne oczy przenikały przez Ciebie jak promienie światła. Poczułeś dreszcz na całym ciele. Stanąć oko w oko ze śmiercią. Teraz opowieści, które słyszałeś o odwadze tych, którzy stawili czoło śmierci i nawet nie drgnęły im powieki, były dla Ciebie bujdą. Teraz sam byłeś bohaterem takiej opowieści, ale ciebie w przeciwieństwie od takich opowieści różniło cię jedno: Strach.

Świst strzały rozdzierającej powietrze brzmiał dla ciebie jak wyrok śmierci. Następnie nastąpił ból a strzała która przeszyła ci bark wydała metaliczny dźwięk w kontakcie ze ścianą. Wampir napiął łuk ponownie. Tym razem postrzelił cię w drugą nogę. Upadłeś na ziemię. Śmiech twojego kata napawał cię lekiem coraz bardziej. Nie było mowy o żadnej pomocy, ani litości. Czekała cię pewna śmierć. Usłyszałeś jak wampir wyciągnął miecz z pochwy po czym rzekł:
A teraz giń śmieciu!!! Hahahaha!!
Spojrzałeś kątem oka na niego. W przed sobą ujrzałeś tylko ostrze miecza i dumny z siebie wyraz twarzy oprawcy.

Już czułeś jak jego miecz pozbawia cię głowy. Przed oczyma ukazało ci się twoje całe życie. Każdy rok był tylko chwilą, chwilą która teraz nie miała już żadnego znaczenia. Będąc pewny swojej śmierci zamknąłeś oczy i po cichu zacząłeś wypowiadać modlitwę.
Na twarzy poczułeś chłód. „Czy tak wygląda śmierć? Żadnego bólu? „ - te pytanie przemknęło ci przez myśl. Otworzyłeś oczy nad tobą stał wyskoki i umięśniony ork. Spojrzał na ciebie po czym odwrócił się na pięcie. Jedyne co zdołałeś zobaczyć przed utratą przytomności to jego dwa zakrwawione topory. Nie mogłeś nawet dostrzec ciała wampira, który cię zaatakował. Mgła powoli przesłoniła ci oczy a ty osunąłeś się w krainę snów.


Zorg

Twój cel jaki sobie wyznaczyłeś opuszczając swoją rodzinna wioskę okazał się być blisko. Kiedy miałeś zamiar odpocząć z zajeździe zaczęto nawoływać do obrony. Nie spieszyło Ci się. Dopiłeś piwo i wytarłeś usta. Ludzie z karczmy wylecieli jak by się za nimi paliło. Uśmiechnąłeś się. Kiedy miałeś już wychodzić przypomniałeś sobie o swoich toporach. Podszedłeś z powrotem do swojego stolika chwyciłeś dwa topory i skierowałeś się do wyjścia. Na zewnątrz ujrzałeś jak wszyscy kierują się do głównej bramy. Nie ruszyłeś za nimi. Wiedziałeś, że zanim się dobierzesz do kogoś to minie trochę czasu więc poszedłeś w uliczki kierując sie na prawo od bramy.

Po drodze nie spotkałeś żadnej żywej duszy. Kiedyś słyszałeś o Mroku ale nigdy nie miałeś z nimi do czynienia. Miałeś nadzieję, że będą oni ciężkimi przeciwnikami. Całą drogę do bramy myślałeś jak silni oni będą.

Dotarłeś do bramy. Nawet nie słyszałeś kiedy brama została zniszczona. Przez bramę wszedł wilkołak. Pociągnął on nosem i ruszył na Ciebie. „Nareszcie!”- ucieszyłeś się na jego widok. Biegł on do Ciebie uliczką. Kilka metrów przed tobą wskoczył on na ścianę i przebiegł po niej dwa może trzy metry nim rzucił się w twoją stronę. Nie tracą ani chwili dłużej podrzuciłeś swój topór lekko do góry. Chwyciłeś za koniec drzewca i miotnąłeś nim we wroga. Topór trafił go centralnie w pierś. Jednak nie zrobiło to na nim wrażenia i dalej nacierał w twoją stronę.
Twój topór został zablokowany przez jego silną łapę. Próbował uderzyć cię drugą łapą ale ty również zablokowałeś jego cios swoją ręką. Bestia próbowała wytrącić Ci twój topór z dłoni. Nie mogłeś sobie na to pozwolić. Siłowałeś się z bestią około minuty.

Olśniło cię. Wykorzystałeś siłę wilkołaka i puszczając swój topór jego lewa ręka, która parowała cios wygięła się do tyłu. Szybko chwyciłeś topór który w spoczywał w piersi przeciwnika. Puściłeś jego prawą łapę. Odskoczyłeś krok na bok. Tym razem trzymałeś topór oburącz. Wziąłeś zamach c całych sił i wymierzyłeś mu cios w plecy. Topór wbił na tyle głęboko by pozbawić bestię życia. Szybko podniosłeś topór i ruszyłeś w poszukiwaniach kolejnej zdobyczy. Przed Tobą przebiegła pantera. Nie uznałeś jednak tego za zły znak. Zwierzę wpadło do budynku przez drzwi. Widziałeś, że było ranne. Nie miałeś jednak ochoty mu pomagać. Miałeś przebiec do innej uliczki kiedy poczułeś, że coś ci tu nie gra. Obróciłeś się. W drzwiach do , których wpadła pantera widziałeś postać o blond włosach strzelającej do środka. Nie miałeś w interesie pomagać zwierzęciu ale widok ten wkurzył cię. - „Jeśli lubisz się znęcać się to ja ci pokaże jak się to robi”- rzekłeś po czym, udałeś się w jego stronę. Postać zniknęła w ciemnościach budynku. Przygotowałeś swój topór. Usłyszałeś śmiech i głos z środka. Wszedłeś tam niczym grom z jasnego nieba. Kiedy blondyn obrócił się w twoją stronę jedyne co zdążyłeś ujrzeć to jego błękitne oczy. Nie zawahałeś się. Odrąbałeś mu głowę. Krew rozlała się po pokoju. Zamiast czarnej pantery ujrzałeś na ziemi człowieka. Miał on strzałę w barku i dwie strzały w udach. Spojrzał na ciebie pustym wzrokiem. Obróciłeś się. Wychodząc z budynku zabrałeś łuk i strzały swojej drugiej ofiary. Opuściłeś budynek.

Mores

Po zabiciu swojego ostatniego wroga postanowiłeś podjąć się zadania utworzenia punktu obrony.
W swojej okolicy dostrzegłeś łucznika i dwóch halabardników. Zawołałeś ich do siebie. Podbiegli. Wytłumaczyłeś im swój plan. Zgodzili się oni na niego. Udało cię się jeszcze przywołać dwóch mieczników, którzy uznali twoje zwierzchnictwo. Pod twoją opieką znajdowało się pięcioro rycerzy. Utworzyliście coś na wygląd okręgu. Wasze plecy były bezpieczne. A każdy wróg, który stanął Wam na drodze szybko ginął albo od strzały, halabardy albo od miecza. Twój pomysł odniósł zamierzony sukces. Teraz ty i twoi nowi kompani rozkładaliście chaotycznie walczących przeciwników na łopatki.

Skierowaliście się do jednej z uliczek aby pomóc jednemu z obrońców. Bronił się on przed atakiem dwóch krwiopijców. Wasza odsiecz była zwycięska ale straciłeś miecznika oraz halabardnika. Na ich miejsce przyjąłeś kowala, który władał toporem dwu ręcznym. Znaleźliście się teraz złym położeniu. Będąc w uliczce zostaliście zamknięci z obu stron przez wampiry. Podkomendni czekali na twój plan działania. Czekali na twój rozkaz.


Sonnillon

Niestety nie udało ci się dopaść wampira, który nie strzelił do Ciebie. Wkurzyłeś się trochę. Ale zaraz ci przeszło kiedy ujrzałeś wampira biegnącego ulicą. Postanowiłeś, że zaatakujesz go z dachu.
Udało ci się niepostrzeżenie podkraść nad niego. Nie tracąc czasu zeskoczyłeś z dachu. Trafiłeś go prosto w kręgosłup. Ku rozczarowaniu walka nie trwała zbyt długo bo Krwiopijca się już nie podniósł.
Twoje dalsze plany łowów kończyły się fiaskiem. Zdobyliście przewagę nad agresorami. Ty nadal poszukiwałeś zwierzyny. Niestety jedyne co ci zostawało to dobijanie jeszcze dychających. Twoje serce uradowało się kiedy ujrzałeś Mores potrzebującego pomocy. Chcąc mu pokazać na co cię stać ponownie udałeś się na dach a po nim nad uliczkę w której bronił się Mores. W głowie miałeś kilka planów ale nie wiedziałeś który z nich wprowadzić w życie.

Grimr

Rytuał przyzwania udał ci się. Znowu miałeś swojego pupilka pod kontrolą. Po narzuceniu kilku klątw. Ruszyliście oboje do boju. Wyszliście z uliczki. Ku twojemu zaskoczeniu nie było z kim walczyć. Widziałeś jak napastnicy giną pod napływem sił obrońców. Jedyne co mogłeś zrobić to naładować swoje kryształy. Kiedy dokończyłeś dzieła ujrzałeś Synka biegnącego po dachach. Udałeś się za nim. Byłeś dużo w tyle ponieważ traciłeś go czasami z oczu i nie wiedziałeś gdzie teraz jest. Zauważyłeś, że zatrzymał się nad jaką uliczką ponad 100 metrów przed Tobą. Ruszyłeś w tym kierunku. Nim dotarłeś do miejsca widziałeś grupkę czterech wampirów i jednego wilkołaka wchodzących w tę uliczkę nad którą zatrzymał się Sonnillon. Poprawił Ci się humor gdyż ty i twój chowaniec zaszliście ich od tyłu. W uliczce ujrzałeś Moresa i trzech lub czterech broniących się z nim osób. Na dachu spostrzegłeś Sonnillona, który szykował się do ataku. Ty i twój sługa ruszyliście na wrogów.
 
__________________
" Przyjaciel, który wie za dużo staje się bardziej niebezpieczny niż wróg, który nie wie nic."
GG 3797824

Ostatnio edytowane przez Buzon : 12-06-2009 o 15:30.
Buzon jest offline  
Stary 15-06-2009, 16:00   #54
 
Artonius's Avatar
 
Reputacja: 1 Artonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwu
Po dotarciu do miasta pierwsze kroki skierowałem ku karczmie. Tam zamówiłem piwo. Jeszcze nie zdążyłem skończyć pierwszego łyku kiedy rozległ się donośny głos strażnika: „Pod bramę wszyscy! Atakują!” Wszyscy rzucili się w kierunku drzwi. Biegli chaotycznie, popychali się nawzajem. Patrzyłem na nich z lekką pogardą. „Przydałoby im się szkolenie.” Sam spokojnie dokończyłem w tym czasie piwo. Kiedy karczma opustoszała wziąłem swoje topory i wyszedłem. Wszyscy powiadomieni o alarmie biegli w kierunku bramy, tak jak w karczmie, chaotycznie, bez żadnego szyku. Idąc z nimi nic bym nie zdziałał. Dlatego też postanowiłem pójść inną drogą, wszedłem w uliczki na prawo od bramy. „Mrok, czy oni będą godnymi przeciwnikami dla mnie? Czy wreszcie będę mógł pokazać wszystko, czego się nauczyłem? Hmm… Zobaczymy na co was stać.”

Dotarłem do bramy. Była już zniszczona. Z zawalisk wyłonił się łeb wilkołaka. Z pyska leciała mu ślina, wlepiał we mnie swoje czerwone, przekrwione ślepia, warknął głośno i popędził w moim kierunku. „Nareszcie.” Złapałem topory mocniej w dłoniach. „Chodź do mnie”. Wilkołak pędził coraz szybciej. Kiedy przebiegał obok jednego z domów nagle wskoczył na niego i przebiegł 3 metry po ścianie budynku. Uśmiechnąłem się. „Może być ciekawie.” Nie zwlekając dłużej rzuciłem w niego swój topór z ogromną siłą. Wbił się on prosto w pierś bestii. Spowolniło ją to na moment jednak szybko odzyskała prędkość i nacierała dalej. „Tak, to będzie ciekawe doświadczenie.” Teraz i ja zacząłem biec w kierunku wilkołaka. „AAAgghh!!”Uderzyłem drugim toporem jednak mój atak został sparowany. Szybko zablokowałem nadchodzący kontratak wilkołaka. Zaczęliśmy się siłować. Widziałem teraz dokładnie jego oczy, pełne wściekłości, rządzy krwi, chęci niszczenia i zabijania. „Nie… pokonasz…. MNIE!!” Wykorzystałem siłę wilkołaka i puściłem swój topór. Jego lewa ręka, która parowała cios wygięła się do tyłu. Natychmiast wyrwałem topór z jego piersi, odskoczyłem na bok i uderzyłem w grzbiet zwierzęcia. Topór wbił się głęboko, krew rozprysła się na ziemię i na moją twarz. Wilkołak zawył i padł martwy. Otarłem twarz z krwi. Stałem nad ciałem pokonanego wroga. „Bez zadrapania, myślałem, że strać cię na więcej.” Wyciągnąłem topór z jego karku, podniosłem drugi topór, który leżał obok ciała i poszedłem na dalsze łowy.

Szedłem uliczkami kiedy nagle przebiegła przede mną ranna pantera. Była dość przerażona. „Pff, kolejny zwierzak.” Poszedłem szukać dalej. Usłyszałem za sobą trzask. Odwróciłem się. Zwierzę wyważyło drzwi pewnego domu i najwyraźniej skryło się w nim. „Nie warto tracić czasu.” Jednak zanim odwróciłem się ponownie, zauważyłem strzałę, lecącą do owego budynku i kogoś biegnącego tam. Usłyszałem śmiech dobiegający ze środka budynku. Nie było to zachowanie godne wojownika. Nie było to zachowanie godne podczas bitwy. Komuś trzeba pokazać jak to działa. „Lubisz sprawiać ból? Lubisz się znęcać nad kimś? Ha! Ja Ci pokaże jak to się robi!” Wbiegłem szybko do budynku, zobaczyłem postać o blond włosach. Stała do mnie tyłem. Bez wahania uniosłem topór aby zadać cios. W ostatniej chwili owa postać obróciła głowę i przez ułamki sekundy dostrzegłem przerażenie w jej błękitnych oczach. Głowa upadła obok ciała, potoczyła się i zatrzymała na ścianie. Ciało bezwładnie osunęło się w dół. W kącie pokoju leżało ciało człowieka ze strzałami w barku i w udach. Nie ruszał się. Krew wypływała z jego ciała, tworząc wokół niego coraz większą plamę. Jego oczy były skierowane prosto na mnie. Nie wyrażały żadnego uczucia, ani strachu, ani błagania. Były neutralne. „A więc człowiek… Druid… Uciekał przed swoim oprawcą.” Na moment spojrzałem na głowę leżącą pod ścianą, potem z pogardą na druida. „Cóż za haniebna śmierć.” Zabrałem jeszcze łuk oraz kołczan i wyszedłem szukać kolejnych przeciwników. Chodziłem uliczkami miasta mając nadzieję napotkać godnych rywali.
 
Artonius jest offline  
Stary 15-06-2009, 20:44   #55
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Skok i atak w przelocie. Miecz zabłysł zielenią zdradzając podstępny atak wojownika. Zdradzając, ale nie ofierze. Ten nawet nie zauważył gdy po raz drugi stanął przed Ojcem Śmiercią. Zginął zanim nawet padł na ziemię. Marny przeciwnik. Martwy przeciwnik. Czas poszukać czegoś silniejszego... Ich dowódca byłby wspaniałym wyzwaniem... Marzył idąc sam, ciemną uliczką, co chwila zanurzając miecz w ledwie dychających wojownikach. Skracał ich męki. Jak Anioł Śmierci z czarnymi skrzydłami idący i niosący ukojenie, tako i on szedł powiewając swą czarną peleryną, a kaptur zakrywał mu twarz. Jeno białe kosmyki wystawały mu spod cienia okrycia. Ino zielone ostrze migoczące co jakiś czas czerwienią krwi nadawało mu ludzkiego, a nie boskiego wyglądu.

Ta bitwa zmierzała ku końcowi. Sonnillon nie był zadowolony gdyż nie przyczynił się wielce do zwycięstwa zmagań Stronnictwa z Mrokiem. Nie tak jakby wymagał od niego jego mentor. Nie tak jakby sam chciał.

Idąc tak uliczkami i trapiąc się brakiem godnych rywali spostrzegł swego znajomego wśród paru strażników. Miał on małe problemy gdyż o to zostali oni zakleszczeni przez niewielki odział wampirów. Krwiopijcy jakby nie zdawali sobie sprawy z przegranego szturmu chcieli zabrać ze sobą jak najwięcej dusz. Son nie myśląc o niedawnej waśni z Moresem, a raczej myśląc o odcięciu kilku łbów postanowił mu pomóc. Wspiął się na dach najbliższego budynku i niczym assasyn skradał się do napastników. Za sobą usłyszał odgłosy. Wyciągając drugi, krótki miecz a Siewcę trzymając w ręku odwrócił się gwałtowni, acz cicho. To Grimr szedł wraz ze swym demonicznym towarzyszem tuż za nim. Nie wiele myśląc człowiek wprowadził dziwnego podróżnika do swojego planu. Gestem nakazał mu milczenie i wskazał drugi koniec uliczki. Sam podszedł do pierwszego.

Czekając, aż wampierze będą blisko ludzi Sonnillon w duchu modlił się do wszystkich bogów, by ten trochę nie rozgarnięty czarownik nie zawalił sprawy. Bogowie! Jeśli mnie słyszycie, dopomóżcie nam, byśmy się nie zbłaźnili przed tym "dziwnym" Paladynem. A zresztą! Gdy chwila była odpowiednia zeskoczył na plecy wrogów tnąc po ich tyłach. Używał do tego obu mieczy. Zwykle nie trudził się dobywaniem krótkiego, ale gdy wrogów jest trzech...
Zwykle też nie używał swych zdolności. Jednak teraz... Sięgnął głębiej do swej duszy przywołując pewną zdolność. Jego ruchu stały się szybsze niż normalnie. Zbyt szybkie jak dla zwykłego oka.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 22-06-2009, 12:24   #56
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Uliczki, nie licząc stosów poniewierających się ciał były dość opustoszałe. Choć zarówno Poszukiwacz i demon rozglądali się uważnie nie znaleźli żadnego, nawet najmniejszego przeciwnika. Dla zabicia czasu Grimr kontynuował napełnianie energią poległych swoich kryształów, wiedząc że kiedyś na pewno znajdą dla siebie zastosowanie. Nie śpieszył się z tym, wiedząc że w razie pojawienia się potencjalnego zagrożenia demon zapewni mu bezpieczeństwo. Zawsze dbał o swoje bezpieczeństwo wiedząc, że akademia nie może sobie pozwolić na stratę kolejnego Pozyskiwacza w czasie, gdy nikt nie mógł przekazać pełni wiedzy kolejnym pokoleniom. Grimr zdawał sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka na nim ciąży - był ostatnim, który posiadał sekrety tej profesji i po zakończeniu aktualnego zadania miał przyjąć swoich pierwszych uczniów.

Jednak tymczasem jego misja tkwiła praktycznie w martwym punkcie. Był zbyt zależny od sukcesów i porażek innych, co było mu wybitnie nie na rękę. Przywykł by polegać tylko na sobie i swoich demonicznych sojusznikach, a nie na żywych istotach. Teraz jednak musiał z nimi podróżować tak długo, jak nie doprowadzą go do ostatecznego celu. Musieli odnaleźć dziecko, a Grimr miał je doprowadzić do zwycięstwa. W jego rodzimej sferze już rodziła się armia, którą owo dziecko miało poprowadzić, a Grimr miał mu towarzyszyć aż do końca, niezależnie od tego, jaki on będzie

W pewnym momencie wyczuł w okolicy znajomą sobie aurę życia. Gdy podniósł wzrok zobaczył na dachu jednego z domów Synka. Wskazał go demonowi, a ten na potwierdzenie skinął głową. W chwilę później Grimr ponownie na demonicznym grzbiecie pędził uliczkami miasta w ślad za Sonem. Chwilami miał wrażenie, że stracił go z oczu, jednak demoniczne zmysły jego sługi pozwalały ponownie odnaleźć jego ślad. W końcu zatrzymał się w jednej z uliczek, w której najwyraźniej garstka obrońców przygotowywała się do walki. Wśród nich dostrzegł swojego znajomego paladyna, Moresa. Radośnie pomachał mu ręką na przywitanie, zastanawiając się czy powinien mu przeszkadzać w tej zabawie. Synek dawał mu jakieś znaki, przykładając palec do ust. Najwyraźniej chciał zrobić jakiegoś psikusa siłom mroku. Grimr postanowił, że nie będzie gorszy. Zszedł z pleców demona i dobył swojego ostrza, po czym wraz z demonem zakradł się najciszej jak mógł za plecy atakujących. Miał zamiar przebić jednego z wampirów mieczem z głośnym okrzykiem ,,niespodzianka!", podczas gdy demon miał uczynić do samo z drugim z wampirów. Po tej akcji miał zamiar wspomóc obrońców w dalszej walce
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 01-07-2009, 11:54   #57
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Oddział spełniał swoje zadanie. Łatwiej było coś zrobić mając nad sobą „kierownika” i nie będąc sam. Uliczka okazała się wyzwaniem bardziej „podbramkowym”. Strata dwojga ludzi była czymś haniebnym dla dowódcy. Ciasny zaułek nie dawał możliwości ucieczki, lecz kto myślał o ucieczce?! Sytuacje dało się wyciągnąć na korzyść obrońców.

Mores widząc zagubione miny kamratów postanowił nie złamać morale. Szybkimi gestami, i wyraziście wojskowym głosem wydał polecenia. Rzuciwszy spojrzenie na wejście, i wyjścia zaułka rzekł:

- Dobra panowie, teraz kurwa nam nie uciekną! Ustawić się w szyk. Ja z kowalem idę na jedną stronę. Halabardnik z miecznikiem stoją osłaniając nam tyły. Halabardnik z przykuca z dzidą do sztychu… jak kurwa na konnice ! Co się tak patrzysz? Do dzieła. Miecznik go obstawia, a łucznik napierdala strzałami z nad halabardnika.-kierując się w zamierzoną stronę rzucił przez ramię gwarnie- Tylko spróbujcie mnie zawieść, to kurwa tam na górze nie spierdolicie przede mną! Ja tam mam większe względy.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
Stary 13-07-2009, 14:39   #58
 
Buzon's Avatar
 
Reputacja: 1 Buzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie coś
Zorg

Wędrowałeś uliczkami spustoszonego miasta. Twoim celem było znalezienie godnego według Ciebie przeciwnika. Niestety jedyne co mogłeś znaleźć to rozszarpana albo pocięte ciała obrońców lub też zmasakrowane ciała napastników. Twoje orcze oręże nie miało szans na kolejne jego użycie.

Idąc uliczkami nieznanego Tobie miasta dochodziły do twoich uszu ubolewania kobiet nad stratą swoich mężów, synów i oblubieńców. Dziwiło cię tylko to, że te kobiety płaczą nie widząc nawet ich ciał. Parsknąłeś śmiechem i dalej przemierzałeś miasto. W jednym z zaułków zauważyłeś rannego halabardnika. Miał on rozciętą kolczugę spod której wypływała krew. Podszedłeś bliżej. Człowiek ten był blady na twarzy. Przy nim spoczywała strażnicza halabarda. Człowiek kurczowo trzymał się za miejsce gdzie miał ranę. Z każdą sekundą jego oddech był coraz płytszy. W mgnieniu oka nieszczęśnik wyginał się we wszystkie strony jakby jego ciało dostawało szybkich i mocnych skurczów. Wśród krzyków jakie wydawał usłyszałeś szaleńcze zdanie:
-" Dobij mnie!! Proszę dobij mnie!"
Na początku nie wiedziałeś co czynić. Zdanie które on wypowiedział wybiło cię z równowagi jaka panowała w Tobie nim tu dotarłeś. Szaleńcze krzyki bólu nie pomagały ci podjąć decyzji. Od Ciebie zależało czy ten człowiek zginie czy w męczarniach zafundowanych mu przez napastników czy też umrze szybką i bezbolesną śmiercią zadaną z twojej ręki.

Sonnillon
Kiedy miałeś pewność, że nie zostałeś zauważony a wrogowie stali idealnie do ciebie plecami walcząc z towarzyszami Moresa postanowiłeś wkroczyć. Byłeś w pełni skupiony. Kiedy dobyłeś oba swoje ostrza i spadałeś za plecami swoich wrogów czas spowolnił się dla Ciebie. Nim wylądowałeś dostrzegłeś małą nierówność tuż pod twoimi nogami. Zdążyłeś ją ominąć. Wylądowałeś bezpiecznie. A raczej tak ci się wydawało.

Pewny siebie ruszyłeś na napastników. Skierowałeś swój piecz prosto na plecy jednego z wrogów. Już wyobrażałeś sobie jak twoje ostrze rozcina mu plecy na pół kiedy omal nie upadłeś na ziemię wydając przy tym lekki okrzyk a raczej pisk bólu. Kiedy robiłeś krok do przodu Twoja lewa noga trafiła na jeden z kamieni który wystawała z rozwalonego bruku pod twoimi nogami. Noga ześlizgnęła się po nim i nawet twa zdolność nie miała szans ci pomoc w tej sytuacji. Ból przeszył Twoje ciało zaczynając od kostki a kończąc na czubku głowy. Przeszyły cię także ciarki. Podtrzymując się muru budynku pozostało ci tylko obserwowanie dalszego przebiegu walki. Byłeś na siebie wściekły. Dałeś się wyłączyć z walki jak jakiś pierwszoroczniak.

Obserwowałeś jak Mores i jego ludzie walczyli z Lyakninami. W szybkim tempie rozgromili dwóch z trzech wrogów. Zauważyłeś ze ostatni z nich zamierza uciec ale ty i twoje ostrze byliście szybsi. Kiedy bestia obróciła się zatopiłeś swój miecz tuż pod mostkiem. Pęd jaki bestia nadała sobie robiąc obrót przyczynił się tylko na twoją korzyść. Twoje ostrze gładko przeszyło bestię na wylot. Podniosła ona rękę na ciebie w celu zaatakowania ale ty przekręciłeś swoje ostrze a jej ciało wygięło się i po wyciągnięciu swojego ostrza pozwoliłeś bestii upaść na glebę.

Grimr

Udało ci się. Nareszcie znalazłeś przeciwników. Ale tym razem to ty miałeś nad nimi przewagę. Ostatnio ty zostałeś zaatakowany ciosem w plecy ale tym razem sytuacja uległa zamianie. Miałeś przed sobą dwóch Krwiopijców. Stojąc u boku demona wyprowadziłeś sztych, wypowiadając przy tym słowo: "niespodzianka!". Twój oręż wbił się między zebra wampira trafiając go prosto w jego serce. Jedyne co twój oponent zdążył zrobić to plunął w twarz człowiekowi, który stał przed nim. Twój demon chciał zrobić to samo ale jego słowo "niespodzianka!" bardziej przypominało ryk bestii co umożliwiło wampirowi uniknąć jego ciosu. Ale nic straconego ponieważ wampir leżał na ziemi. Spojrzałeś przed siebie zauważyłeś łucznika który sięgał po drugą strzałę. Spojrzałeś ponownie na wampira. Leżał na brzuchu. Z jego karku wystawał strzała. Na sam widok złapałeś się za kark czując dziwne mrowienie. Cieszyłeś się, że nie byłeś na miejscu tego wampira.

Przed Tobą stał już tylko oddział pod dowództwem Moresa. Miałeś nadzieje, że i on Sobie poradzi. Niepokoiło cię tylko to, że nie widziałeś aby Synek brał udział w walce. Przypuszczałeś już najgorsze. Najgorsze dla niego.

Mores

Wydałeś rozkazy. Ale twe groźby bardziej rozbawiły twych podkomendnych niż ich przestraszyły. Miałeś zamiar komuś przywalić. Ale twoje plany przerwał pisk bólu. Spostrzegłeś jak Sonnillon podpierał się o ścianę budynku. Parsknąłeś śmiechem. Zza twoich pleców gdzie był łucznik i halabardnik usłyszałeś krzyk. Brzmiało jak słowo "niespodzianka". Po tym słowie usłyszałeś krzyk bestii. Obróciłeś się za twoimi plecami zamiast dwóch wrogów stał Grimr i jego podopieczny. Zaskoczony myślałeś skąd on się tu wziął!?. Postanowiłeś to później wyjaśnić. Znów zrobiłeś pół obrót i skierowałeś się ku ostatnim wrogom.

Bestie napierały na twój oddział. Ale ty i twoi kamraci szybko zabiliście dwóch z trzech przeciwników. Ostatni wiedział, że nie ma szans rzucił się do ucieczki. Miałeś zamiar ruszyć za nim ale nie było już takiej potrzeby. Z pleców wystawało mu ostrze miecza należącego do Sonnillona. Bestia podniosła rękę do góry ale nim zdołała uderzyć jej ciało się wygięło a ty zauważyłeś jak ostrze w jej ciele przekręciło się. Byłeś pewny co uczynił Sonnillon. Ciało bestii opadło na ulicę. Czas walki dobiegł końca.

Wszyscy

Usłyszeliście róg wojenny. Każdy z was wiedział co oznaczał specyficzny dźwięk przez niego wydany. Oznaczał on odwrót. Resztki armii wroga uciekły z miasta. Odnieśliście kolejne zwycięstwo jako wy ale jako pierwsze jako drużyna. Każdy z was cieszył się, że zabił kilku wrogów.

Grimr, Sonnillon, Mores
Byliście prawie w komplecie. Brakowało wam tylko Dziewczyny, elfa i druida. Los jaki spotkał elfa zna tylko Sonnillon ale losy dwóch pozostałych były wam nieznane. Wiecie teraz jedno. Jeśli nie znajdziecie tej dwójki żywej to będziecie musieli uzupełnić waszą drużynę jedną osobę bo inaczej glejt straci swą moc jaką wam daje.
 
__________________
" Przyjaciel, który wie za dużo staje się bardziej niebezpieczny niż wróg, który nie wie nic."
GG 3797824
Buzon jest offline  
Stary 17-07-2009, 20:51   #59
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Plan był doskonały. No może jak na te kilka sekund namysłu. Wykonaniu też nic nie można był zarzucić. Skradanie się, skok, przyspieszenie i lądowanie. Ba! Nawet ominął zdradziecki wybój w chodniku. Wszystko szło gładko. Miecz unosił się już w powietrzu.

Jednak mrocznym bogom nie spodobało się to. A dlaczego śmiertelnikowi może iść tak prosto? Niech się męczy na tym ziemskim padole. No i nie dali mu wyjść z pełną godnością z tej potyczki.

Gdy człowiek unosił miecz do cięcia - paskudnego przez całe plecy niczego niespodziewającego się wilkołaka - jego lewa noga natrafiła na coś czego nie powinno tam być. Niewielka kostka brukowa wystawała ponad swe siostry. I za co płaci się podatki?! Niewyobrażalny ból jaki towarzyszył cienkiemu piskowi z ust wojownika przeszył jego całe ciało. Ból ten musiał oznaczać jakieś poważniejsze uszkodzenie nogi. Szlag by to. W takim momencie. Jak jaki gówniarz. Spojrzał tylko na plecy nieuszkodzonych wilczurów. No rzesz kurwa...

Tyle szczęścia, że Son nie był sam. Jego nowi towarzysze zaczęli rozgramiać potomków zła. Dwóch z trzech padło od razu z ręki paladyna. Trzeci jął imać się ucieczką. Napotkał śmierć z ręki rannego człowieka. Son nie zastanawiając się wyciągnął przed siebie miecz nie pewnie trzymany przez jego rękę. Ból nie pozwalał mu się skoncentrować do dobrego ciosu lecz pęd bestii nadrobił straconą energię. Wilkołak nadział się jak szaszłyk. Jednak te stworzenia nie miały by renomy przerażających gdyby ten nie próbował zabrać ze sobą czarnego dowódcy. Podniósł rękę do ciosu i już miał opuścić ją z tragicznym dla białowłosego skutkiem gdyby nie lata doświadczeń jego przeciwnika. Sonnillon uśmiechając się szyderczo przekręcił miecz w trzewiach stwora. Ten skonał w cierpieniu.
- Ból? Boli gnido? Bo ma boleć! - krzyknął prosto w twarz konającego. Wyszarpnął miecz i strzepnął krew. Nie było już więcej wrogów do zabijania. Nic tu po nich.

Wreszcie usłyszeli długo wyczekiwany dźwięk rogu. Mrok się wycofywał. Wygrali tę batalię. Obronili miasto. I po co? Son tego nie wiedział. Zresztą nie przejmował się tym był bardziej zmartwiony stanem swojej nogi. Upadł na tyłek i powoli zdjął buta by puchnąca noga nie zaklinował się w nim. Sprawdził dokładnie cóż to się stało z jego stopą.

- Mores! Mam problem taki. Znacie się trochę na pomocy medycznej? Nogę żem chyba uszkodził. Trza też nam pozostałą trojkę znaleźć. Bez nich nasz glejt jest gówno wart.

Jeśli paladyn spróbuje opatrzyć nogę:

- No dobra. Musimy się rozdzielić i poszukać naszych zgub. Za godzinę widzimy się pod bramą miejską. Tą którą na początku broniliśmy. Ja pójdę do strażnicy i pobliskich budynków znaleźć ich. Może elf tak jak w karczmie śpi gdzieś w bezpiecznym miejscu. Jakbyście ich martwych znaleźli to trza nowe mięs... nowych kompanów znaleźć. Jest nas trzech. Musi być czterech. Nie Tatko, demon się nie liczy. Pomóżcie wstać. Znajdzie się kostur jaki? Boję się o tą nogę. No dobra! To szukamy ich. jak znajdziecie jakieś sakiewki ze złotem bądź wierzchowce to też nie musicie zostawiać tego bez właściciela. No nie patrz tak na mnie. Wolisz kraść ze stajni? Idziemy! Pamiętajcie, za godzinę pod bramą.
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 17-07-2009 o 20:55.
andramil jest offline  
Stary 19-07-2009, 14:14   #60
 
Artonius's Avatar
 
Reputacja: 1 Artonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwu
Szedłem przed siebie. Nigdzie nie spotkałem żywej duszy. Tylko ciała poległych obrońców bądź napastników. Już wszystkich wybili?! Koniec walki? Czyżbym za długo siedział w karczmie i pił piwo? Na orczą tępą głowę! Ja chcieć tłuc!!
Szedłem dalej. Szedłem przed siebie. Cały czas szedłem i cały czas nic. Schowałem broń, zaczynając powątpiewać czy spotkam tu kogokolwiek. Wreszcie coś usłyszałem. Jakże błogo się poczułem słysząc w końcu oznaki życia w oblężonym mieście. Na nieszczęście były to tylko lamentujące kobiety. I wtem przez głowę przeleciała mi szatańska, orkowa myśl. Wyjąłem swe orcze topory i z rozpaczy myślałem o polowaniu. Poszedłem w kierunku słyszanych dźwięków, w kierunku lamentujących kobiet.

Moja broń nie jest prawie wcale zakrwawiona. Nawet nie ma po co jej myć po walce. Tak nie może być! Przecież to oblężenie! To wstyd pokazać się potem z taką bronią. Wszyscy pomyślą, że ja, Zorg, wojownik ork, uciekałem od walki! Że schowałem się jak tchórz! Tak nie może być! Zapolujmy na kobiety, krew to jak każda inna. Zapewne i tak chcą dołączyć do swych poległych mężów i kochanków, a ja nie odmówię damom w potrzebie. Zapolujmy! Może nawet na jakąś dziewice trafie.

Płacz był coraz głośniejszy, coraz lepiej słyszalny. Z każdym krokiem moja niepewność rosła. Zabijać kobiety? Przecież to nie godne prawdziwego wojownika. Co jeśli ktoś mnie zobaczy. Nie, nie mogę tego zrobić. Nie tego szukam w tym mieście. Powinienem się wstydzić takich myśli. Odwróciłem się i pobiegłem w innym kierunku. Biegnąc po nieznanym mieście trafiłem na ślepy zaułek gdzie zobaczyłem wykrwawiającego się obrońcę. Jeszcze oddychał, jednak z bólem. Grymas bólu wykrzywiał mu twarz. Widziałem, że rusza ustami. Podszedłem bliżej aby usłyszeć co mówi.
- Dobij mnie!! Proszę dobij mnie!
Stałem nad nim z moimi toporami. On błagał o to, żebym go zabił, żebym zakończył jego cierpienia. Byliśmy tylko my dwaj. Spojrzałem na wielką plamę krwi wokół niego. Tak, tego mi potrzeba. Podniosłem obydwa topory nad siebie i zamachnąłem się z całej siły. Wbiły się one głęboko w pierś konającego, przebijając się na wylot. Wyjąłem je mocnym szarpnięciem. Krew trysła z ciała. Odrzuciłem je na bok. Dokładnie wymoczyłem topory w plamie krwi. Teraz dobrze wyglądały.

Wtem rozległ się róg wojenny. Miasto zostało obronione, a ja stoczyłem zaledwie jedną walkę. Na dodatek znalazłem się w opustoszałej części miasta, nie miałem pojęcia, gdzie dokładnie jestem. Zgubiłem się w tych uliczkach. Wyszedłem ze ślepego zaułka próbując odnaleźć drogę z powrotem do karczmy.
 

Ostatnio edytowane przez Artonius : 19-07-2009 o 14:17.
Artonius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172