Wątek: Bad Company!
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2009, 22:43   #43
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Wybuchy i strzały karabinowe rozpętały chaos. Trzeba jednak przyznać, że plan okazał się skuteczny. W kilka uderzeń serca wszystkie rosyjskie pojazdy stanęły w płomieniach. Zdezorientowani soldaci, wysypujący się z pojazdów rozbiegali się na wszystkie strony próbując uniknąć ognia pozostałych dezerterów, szukając jakiejkolwiek prowizorycznej ochrony.

Jack spokojnie namierzał kolejne cele… nie potrzebował wypruwać całego magazynka, by likwidować przeciwników. Był spokojny, metodyczny, obserwował uważnie pole walki, oceniał zagrożenie ze strony poszczególnych Rosjan i zawsze likwidował te cele, które stanowiły największe zagrożenie.

Jednak wieżyczka jednego unieruchomionego pojazdu w jednej chwili plunęła ogniem. Ciężkie pociski wielkokalibrowego karabinu maszynowego przygniotły dezerterów do ziemi. Lufa wukaemu terkotała wypluwając z karbowanej lufy setki ołowianych posłańców śmierci, a lśniące czerwono w słońcu łuski wyskakiwały z brzdękiem.

Zauważył Adama w ostatniej chwili, kiedy ten desperacko zażartował z wiązką granatów na ostrzeliwujący się pojazd. Wszystko działo się jak na zwolnionym filmie. Klatka po klatce widział każdy krok Tyskiego… a krew, która bryznęła czerwienią powoli rozchodziła się w powietrzu.

Potem wszystko przyspieszyło… nie pamiętał jak szybko wystrzelał kolejny magazynek i jak szybko zlazł ze swojej kryjówki. Nie trwało to długo, ale jednak Olivier zdążył prowizorycznie zabezpieczyć funkcje życiowe Adama… musiał przyznać że cholerny żabojad był niezły.

Sam widok zakrwawionego Kurolenki był raczej nieprzyjemny, a dla Ortegi tym bardziej, bo zdążył zaprzyjaźnić się z Polakiem. Był facetem który miał głowę na karku, o ile takiego stwierdzenia można użyć w przypadku dezertera. Można powiedzieć, że miał głowę na karku statystycznie częściej niż przeciętny dezerter. Ale oni nie byli przeciętni..

- Dobra. Odleciał po morfinie. To, co zrobiłem to prowizorka. W tym stanie daje mu jeszcze kilka do kilkunastu godzin życia… Tutaj wiele dla niego nie zrobię. Prawda, jest taka, że potrzebujemy szpitala. Prawdziwego szpitala. Albo, chociaż sterylnego miejsca i trochę więcej narzędzi, niż to, co mam w torbie. Muszę mu zrobić transfuzje. Muszę wyciągnąć kulę. I poskładać mu bebechy. Musimy znaleźć szpital, chłopaki…

Ledwo skończył a AJ już podjeżdżał wozem pod ich pozycję. Pomógł Olivierowi i Rumunowi załadować drzwi z rannym dezerterem na wóz i wsiadł na miejsce pasażera….

Szybko znalazł mapę, chcąc wyszukać jakąś mieścinę w pobliżu, gdzie mógł się spodziewać szpitala…

- AJ pedał w podłogę…
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline