Kall`eha zamurowało, obserwuje wszystko jakby był nieobecny. Kiti rzuciła się do ucieczki, ale na drodze stanęło jej niecne nie-elfickie drzewo. Drow, kapłan i dwarf próbują tymczasem sowich sił w walce z przeznaczeniem. Mroczne Siły kibicują.
Nie stój nad mym grobem i nie roń łez.
Nie ma mnie tam; nie zasnąłem też.
Jestem tysiącem wiatrów dmiących.
Jestem diamentowym błyskiem na śniegu lśniącym.
Jestem na skoszonym zbożu światłem promiennym.
Jestem przyjemnym deszczem jesiennym.
Kiedy tyś w porannej ciszy zbudzony
Jestem ruchem - szybkim, wznoszonym,
Ptaków cichych w locie krążących
Jestem łagodnym gwiazd blaskiem nocnym.
Nie stój nad mym grobem i nie roń łez.
Nie ma mnie tam; nie zasnąłem też.
Nie stój nad mym grobem i nie płacz na darmo.
Nie ma mnie tam. Ja nie umarłem.
- Litość jest oznaką słabości... - powiedział drow, jednocześnie odskakując lekko w bok i zbijając jednym z sejmitarów dźgnięcie kapłana, a drugim tnąc w rękę, którą Blacker trzymał broń, aby zaraz potem pierwszym sejmitarem ciąć kapłana w bok brzucha.
Blacker poczuł ból, ale ból szybko minął. Poczuł ciepło, poczuł się bardzo zmęczony i niezdolny do jakiegokolwiek ruchu.
Śmierci, próżno się pysznisz; cóż, że wszędy słynie
Potęga twa i groza; licha w tobie siła,
Skoro ci, których — myślisz -jużeś powaliła,
Nie umrą, biedna Śmierci; mnie też to ominie.
Już sen, który jest twoim obrazem jedynie,
Jakże miły: tym bardziej więc musisz być miła,
Aby ciała spoczynek, ulga duszy była
Przynętą, która ludzi wabi w twe pustynie.
Losu, przypadku, królów, desperatów sługo,
Posłuszna jesteś wojnie, truciźnie, chorobie;
Łatwiej w maku czy w czarach sen znaleźć niż w tobie
I w twych ciosach; więc czemu puszysz się tak długo?
Ze snu krótkiego zbudzi się dusza człowieka
W Świetle, gdzie Śmierci nie ma; Śmierci, śmierć cię czeka.
Drow poczuł nagle, że coś ucapiło go za nogę. Pełzający dwarf. W drowa wstąpiło niemile zdumienie, dwarfowi zebrało się na macanie drowa, na skalanie sexownej hebanowej świątyni mrocznych sił! Polecą za to ucięte dłonie i nóżki...
- Blacker! Podpal mnie! Teraz!
Drow zrozumiał. Beczułka prochu która przebyła wraz z dwarfem tak daleką drogą i przeznaczona była na sprzedaż, posłuży Blackerowi i jego ognistemu Bogu, ale w nieco inny sposób niż początkowo zakładano...
- Kaboom drowie! – warknął dwarf.
Blacker skupił resztki sił i swej mocy. Ale podpalenie prochu czy samego dwarfa... podpalenie przyjaciela... świadomość, że i Ulfger zginie... Tylko demony nie mają wyrzutów sumienia i nie wahają się w takich chwilach...
Świeczka gasła. Delikatne, małe płomyczki zatańczyły wokół dłoni konającego Blackera.
Dirith; Obaj wrogowie nie są już groźni i zaraz piekło ich pochłonie, ale te płomyczki stanowczo ci się nie podobało! A nuż jakaś iskra...! Czujesz podświadomie, że czym prędzej musisz oddalić się od tej beczułki! Uścisk dłoni konającego dwarfa na twojej łydce nie powinien być problemem... Byle tylko...!