Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2009, 23:52   #130
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Heartstone, zamek, komnata sypialna Luinëhilien

Zniszczona jak wybuchu kuli ognia i to sporych rozmiarów, komnata wzbudziła gwałtowne uczucia zarówno Rasgana jak i Tarfura. Jedynie gnom obrzucił pomieszczenie chłodnym spojrzeniem. W przypadku elfa, była to chęć zemsty, Haradan zdawał się kierować bardziej obawą o własną skórę.
Najemnik zaklął cicho, spoglądając na Mac'Baetha. Stary gnom spoglądał na ogrom zniszczeń, pocierając siwą brodę, pazurzastą dłonią.
-Nie jest tu bezpiecznie, miejmy nadzieję, że udało się jej uciec. W końcu nie ma ani jej ani tego jej zwierzęcia. Nie wyglądała na dziewczynkę, poradzi sobie.
Pogładził trzonek topora, z którym wolał się teraz nie rozstawać.
-Spotkałem starego... znajomego. Nie wiem ilu tu jest graczy, ale stanowczo za dużo. Musimy się trzymać razem i nie rozdzielać. Gdzie jest Rasgan?
-To chyba jest Rasgan.-
Mac’Baeth wskazał na wilka buszującego pod resztkami na wpół spopielonego łoża. Którego początkowo Haradan nie zdołał zauważyć. Następnie spojrzał na Tarfura, dodając.- Proponujesz ukrywanie się jak mysz pod miotłą, czekanie na cud...- gnom trącił kawałek spalonego drewna.- Jesteś chyba na tyle dorosły, by wiedzieć, że cudów nie ma. Je ze swej strony, nie zamierzam popełnić błędu, jakim jest pozwolenie przeciwnikowi na przejęcie inicjatywy.
- Odnajdźmy i skopmy im zadki. Czas by Vilgitz ukazał swą potęgę maluczkim.- odezwał się znienacka Mac’Baethowy miecz.
Najemnik wszedł do spopielonego pokoju, rozglądając się po jego wnętrzu nieco dokładniej. Niestety magiczne wybuchy starły wszelkie ślady...
-Widzisz tu coś, gnomie? Bo jak dla mnie nie ma tu pożytecznych wskazówek. No i jeszcze Płomyk zniknęła. Cholera mnie trafi w tej pieprzonej bajce za chwilę.
-Nie widzę...za to czuję. Siarka i coś jeszcze...zapach Dolnego Kręgu.-
przy tych słowach gnom skrzywił się.- Zatem w grze bierze udział przynajmniej jeden potężny czart.
Haradan warknął i splunął na ziemię, wychodząc z pokoju.
-Będę u siebie, poczekam aż się coś wyjaśni. Nawet chodzenie po korytarzach jest tu śmiertelnie niebezpieczne.
- Chowanie się przed zagrożeniem na niewiele ci się zda.-
wzruszył ramionami Mac'Baeth.- Ja zamierzam jeszcze rozejrzeć się po zamku i dowiedzieć czegoś więcej na temat tego miejsca.
Tymczasem Rasgan przeszukiwał zniszczony pokój. Jego wilczy nos czuł nim w mocny zapach siarki powiązany z innym paskudnym smrodem. Ale gdy wytknął wilczy nos poza pokój, to...nie czuć było tego zapachu. Nie mógł podjąć tropu, więc przestępca nie przybył drzwiami, tylko znalazł inny sposób na dotarcie do pokoju druidki.
Elf chciał Płomykowi złożyć swe „ślubowanie”, ale jak na ironię, Płomyk gdzieś przepadła.

Heartstone, zamek, komnata sypialna Tarfura

Haradan został sam w swej komnacie...Sytuacja był nieprzyjemna. W jednym gnom miał rację. Chowanie się w niczym nie pomoże. Wszak Luinëhilien zginęła we własnym pokoju.
Tarfur mógł być następny na liście potencjalnych zabójców. Plan, by trzymać się razem, spotkał się z całkowitym zignorowaniem, zarówno przez Rasgana, jak i Mac’Baetha.
Płomyk jakoś się nie zjawiała co powodowało kolejne nieprzyjemne podejrzenia.
Tarfur wiedział, że to ona go tu sprowadziła, i zapewne tylko ona jest w stanie go stąd wyciągnąć...Bez niej utknie tu na wieki, albo na krótszy czas, za to zakończony spektakularnym zgonem.
Pukanie do drzwi...Haradan spojrzał na nie. Pukanie powtórzyło się.
- Proszę pana ? Jest tam kto? Przysłał mnie sir Savarian Delacroix, podczaszy królewski. Przynoszę posiłek.- zza drzwi odezwał się głos młody, dziewczęcy.

Południowe Lasy, Graiholm, ulice

Budynek w którym toczył bój Ethan powoli zmieniał się w ognista pułapkę...żar stawał się coraz trudniejszy do zniesienia. Kłęby czarnego dymu utrudniały widoczność.
Lecz w tej chwili problemem rycerza była poparzona bestia tuż przed nim. Stwór skoczył, był szybki, półtoraręczny miecz Ethana zdołał wyprowadzić jedno celne cięcie pomiędzy szczeliny zbroi...Nic więcej. Choć ostrze wbiło się w ciało bestii, ta nic sobie nie robiąc z tego faktu skróciła dystans, chwyciła za ramię rycerza trzymające miecz, wyprowadzając zabójczy cios metalowymi szponami. Przycisnęła rycerza do ściany... cios nadszedł z góry i gdyby nie zbroja, rycerz by go nie przeżył. Bestia nie przejmowała się ranami, choć widać było, że oberwała mocno. Walka w zwarciu wydawała się być ulubioną taktyką stwora, o czym rycerz zdołał się przekonać.
Ethan sprężył się i wykorzystując całą swą energię odepchnął od siebie bestię, zdając sobie sprawę, że sukces zawdzięczał także temu, że i stwór był ciężko ranny, a przez to również osłabiony. Bestia osunęła się na cztery łapy szykując się do kolejnego skoku.
Rycerz krwawił obficie...bestia zostawiła mu pamiątkę w postaci czterech dość głębokich ran, zadanych żelaznymi pazurami.
Spojrzał za siebie... niziołek leżał w kałuży krwi. Garrack skupił magiczną energię, by jej strumieniem odrzucić od niego Ścigacza Tagosai. Również krasnolud, oberwał, lewy rękach jego szaty, barwił szkarłat krwi...Sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna. W dodatku kłęby dymu, stawały się coraz gęstsze, a Ethanowi coraz trudniej było oddychać. Nie tylko ze względu na rany w klatce piersiowej.

Południowe Lasy, Graiholm, Tawerna „Pod dwoma kilofami”

Taelior wysłuchawszy planu kapłanki rzekł.- Jeśli dopisze nam szczęście, postawię jedną lodową ścianę, niestety nie przygotowałem więcej tego typu czarów.
Kolejna uwaga o zebraniu wszystkich tutaj, wywołała konsternację na twarzach rozmówców. Nawet kapłanka zdawała sobie sprawę, jak niebezpieczne to i trudne będzie zadanie. Niemniej Raetar odparł szarmancko.-Któż odmówiłby tak ciekawemu zaproszeniu na wieczorny spacer w towarzystwie uroczej kobiety?
Starzec wydawał się być spokojny...choć spojrzenie jego było skupione.
Później nastąpiła operacja...Taelior wykazał się fachowością i zadziwiająco pewną ręką w tak trudnych czasach. W tym czasie spanikowana elfka Tagosai, przedzierała się w kierunku karczmy, używając swych dłoni do zadawania ciosów nieumarłym...Skuteczna to była broń, rozrywająca ścięgna, gardła, masakrująca twarze. Niczym szpony jakiegoś drapieżnika. Lecz przewaga liczebna wroga wystarczała, by te ciosy ze strony elfki Tagosai były niewystarczające.
Kapłanka z pająkiem ruszyła w kierunku...raetarowa bestia odnóżami odtrącała nacierających nieumarłych, chroniąc Vivienne przed zagrożeniem z ich strony.
- Rzuć wszelką broń, jaką posiadasz – powiedziała kapłanka stanowczym tonem.
- Oszałalaś?- rzekła zaskoczona tymi słowami elfka. Zaś Vivienne połączywszy się ze swą boginią niewidzialnymi więzami dodała.- Nie stanie ci się krzywda, jeśli i ty nie skrzywdzisz nas. Nie znamy cię, tak samo ty nie znasz nas, a jednak gotowa byłaś odebrać nam życia bez mrugnięcia okiem. Pomożemy ci, ale musimy mieć pewność, że możemy ci zaufać. W przeciwnym razie możemy zakończyć twe cierpienia, zanim na dobre się zaczną. Twoje bezpieczeństwo za nasze. –
Elfka pomarudziła pod nosem spuszczając głowę w dół niczym skarcone dziecko i sięgając po sztylet i odrzucając go wraz z sakiewką z komponentami, wprost w dłonie kapłanki.
Następnie podała jej krótki miecz i kostur. Potem zaś, nie bez pewnych oporów, wdrapała się na pająka i zajęła miejsce za Vivienne obejmując kapłankę w pasie, i dociskając się do niej...Drżała ze strachu. Czyżby obecność zombi, aż tak ją przeraziła?
-Essira...- szepnęła po chwili do ucha kapłanki, a Vivienne spytała odruchowo.- Co?
- Essira...tak mam na imię.- rzekł cicho elfka. Tymczasem pająk wyrzucił przed siebie sieć, oplatając kilku nieumarłych. Zombie bowiem zdołali otoczyć siedzące na pająku dziewczyny. I kapłanka musiała ponownie użyć odpędzenia nieumarłych. Tym razem symbol rozjarzył się mocniej i uderzenie czerwonego światła dokonało sporo zniszczeń, wśród mgły i ożywieńców. I w samą porę, bowiem stwory zaczynały wdzierać się do karczmy...A noc dopiero się zaczynała.
Podczas gdy kapłanka przekonywała (skutecznie zresztą), nimfa wraz z Taeliorem i jej pomocnicą udali się w głąb karczmy. Raetar bowiem stwierdził, że bardziej przyda się w odpieraniu ataków, wdzierających się przez okno zombi. A gdy ci się zbliżyli do starca, ten zaczął używać swej laski magicznej do walki wręcz z zadziwiającą jak na jego wiek... skutecznością. A potem moc kapłanki, uwolniła starca od przeciwników.
Nimfa i Taelior nie mieli większych problemów z wprowadzeniem cywili na górę... Zmęczeni ciągłym pościgiem i zrezygnowani górnicy i ich rodziny, nie potrafili wykrzesać z siebie iskier paniki.
Kapłanka, Essira oraz Raetar wzeszli po schodach na górę, pająk starca wolał wdrapać się po ścianie. W tym czasie górnicy pod wodzą Taeliora z pomocą muzyki granej przez nimfę, przygotowali skrzynie stoły oraz szafy do zrzucenia w dół. I gdy tylko cała trójka przeszła zaczęli zrzucać te przedmioty w dół, tworząc prowizoryczna barykadę.
Półelf wypowiedział zaklęcie, pod którego wpływem, zaczęła się formować ściana z lodu, rosnąca od podstawy i tarasująca schody.
Zgromadzeni na piętrze uciekinierzy byli bezpieczni, przynajmniej na razie.
Dzieci i kobiety skupiły się w jednym pokoju, mężczyźni, uzbrojeni w kilofy siekiery i pałki czuwali na korytarzu. Z dołu dochodził monotonny łomot, nieumarli dotarli do pierwszej bariery. I najwyraźniej próbowali ją sforsować...
Elfka Tagosai kucnęła w korytarzu i spoglądając przed siebie objęła ramionami swe kolana. Zagubiona i mocno przerażona Essira, nie przypominała tej butnej elfki w obstawie czterech rosłych strażników.
Trzymała się na dystans, z wzajemnością zresztą. Gdyż i mieszkańcy zaatakowanej kopalni pamiętali bezwzględność jej narodu. Nimfa podeszła i spytała się jej czy jest ranna, bądź czy spragniona...ale Essira roztargnionymi ruchami głowy zaprzeczyła.
Z tą samą ofertą leczenia Aeterveris zwróciła się do kapłanki, lecz Vivienne również grzecznie odmówiła argumentując iż rana nie jest tak poważna by wymagała dalszego traktowania leczniczą magią, a czar leczenia może się nimfie przydać.
Potem Aeterveris pocieszać załamanych...bo widać było że rozpacz powoli zaczyna się panoszyć wśród zgromadzonych. A gdy kapłanka zbierała się do drogi wraz z Raetarem, Aeterveris podeszła do nich ze słowami.- Graiholm to duże miasto z wieloma kryjówkami. Jeżeli nie wiemy, gdzie teraz jest Tawrok i jego ludzie, to znalezienie ich może zabrać wiele czasu. Może więc lepiej będzie, jeżeli to ja pójdę zamiast ciebie. Vivienne... bardziej przydasz się tutaj, by z pomocą swojej bogini ochronić tych ludzi. Ja na niewiele się tu zdam, ale łatwiej będzie mi odnaleźć Tawroka. Jako nimfa mam zmysły bardziej wyostrzone niż ludzie i łatwiej zdołam coś usłyszeć lub dostrzec w ciemności.
Starzec nic nie powiedział na te słowa, spoglądając to na kapłankę, to na nimfę.
- Jeśli czujesz się na siłach, nic co powiem, nie będzie zapewne mogło cię powstrzymać. - Vivienne posłała nimfie przyjacielski uśmiech. - Ale masz rację, moje zmysły nie dorównają w tej sytuacji twoim. W takim razie zgoda. Raetarze, będziesz mógł jej towarzyszyć? - zwróciła się do starca. - Twoje zaklęcia już nie raz uratowały nam karki.
Kapłanka miała przy tym nadzieję, że wcześniejsza wrogość, jaką zauważyła ze strony Aeterveris w stosunku do mężczyzny, zostanie w tym wypadku zepchnięta na dalszy plan.
Raetar zaś odparł.- Jakim byłbym dżentelmenem, gdybym pozwolił by jakiejkolwiek kobiecie stała się krzywda?
Po czym ruszył w kierunku okna mówiąc do nimfy.- Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, mogę już przywołać kolejnego wierzchowca.
I po chwili dwójka ta oddaliła się. Taelior podszedł do kapłanki mówiąc.- To co zrobiłaś tam na dole, było naprawdę...imponujące.
Następnie dodał.- Jesteś pewna że nimfa może iść w jej obecnym stanie. Co prawda ciąża nie jest zaawansowana, ale...zresztą nieważne. Skoro już pognała...jest pilniejsza sprawa do rozwiązania.
Po tych słowach wskazał na Essirę.- Co z nią zamierzasz zrobić?... W sumie wzięłaś ją do niewoli.

Południowe Lasy, dachy Graiholm

Nad miastem unosiły się dymy z płonących domostw, ulice skrywała zielona mgła w której roiło się od setek sylwetek, czarnych w mroku nocy. Gdzieniegdzie widać było i inne sylwetki zacięcie walczące o przetrwanie...Elfy Tagosai, których umiejętności i potęga przegrywały z nawałą przeciwników.
Raetar stał przez chwilę nieruchomo z zamkniętymi oczami, szczycie dachu, po chwili wskazał kierunek, mówiąc.- Tamten budynek.

Tajemniczy las

Krasnolud objuczony tym co na niego załadowała czarodziejka, pocieszał płaczącą „półkocicę”. Miri po ostrej wymianie słów, również zbliżyła się do owej kobiety.
Jedynie Sara stała po środku niezdecydowana.
- Może najpierw, zanim dokonam wyboru, o ile w ogóle go dokonam, powiecie mi o co chodzi w tej grze? – odpowiedziała czarodziejka powoli odzyskując trzeźwość umysłu.
- Nie sztuką jest podejmować decyzje, gdy nie zna się wszystkich za i przeciw. Zawsze rozważyć należy wszystkie za i przeciw. Postawić na jednej szali ciebie i ciebie .Taka jest moja odpowiedź jeśli chodzi o pozycję w grze. Nie będziecie mi mówić, co mam robić. Nie będziecie rozkazywać, kto ma być poświęcony, a kto nie. Dajcie coś od siebie, wskażcie kierunek, a ja zastanowię się czy nasz kurs jest ten sam. W innym wypadku dajcie sobie spokój i pozwólcie mi kroczyć dalej swoją ścieżką i prowadzić własną grę.
Przez chwilę obie istoty milczały zdziwione, aż Sara zaczęła się niecierpliwić.
- Więc? Ja czekam, niecierpliwię się!
-Zobacz więc co się stanie, jeśli nie wybierzesz żadnego z nas w ogóle.-
zamaskowany mężczyzna wykonał ruch dłonią i wokół czarodziejki otworzyła się ziemia na kilkaset metrów w dół....W krąg ognistej magmy, otaczający z każdej strony nieduży słup skalny na którym stała czarodziejka.

Sara spociła się nie tylko od żaru...To nie była iluzja. On rzeczywiście rozerwał ziemię aż do jej trzewi.
-Pionki są chronione od pozostałych graczy, przez graczy do których należą. –rzekł mężczyzna.- Pionki które nie mają właścicieli...cóż...to jest tylko drobny pokaz moich możliwości, naszych możliwości tutaj. Są jednak gracze, którzy lubią wyżywać swoją frustrację na żywych istotach. A ty czarodziejko...nie chroniona przez nikogo, jesteś łatwym celem. A jak zostaniesz złapana,wtedy śmierć stanie się dla ciebie wybawieniem.
Tymczasem kobieta rzekła do mniszki i krasnoluda.- Nie próbujcie go atakować. Póki należycie do mnie, on wam nic złego nie może zrobić, ale może się bronić. Nie dajcie się więc sprowokować.
Następnie pchnęła lekko Seandera i Miri mówiąc.- Tu będziecie tylko przeszkadzać...Nie martwcie się, uratuję waszą przyjaciółkę.
I popchnięci...mniszka i krasnolud znikli.
Następnie mężczyzna kontynuował.- Jak już wspomniałem, masz wybór. Albo ona, albo ja...Każde z nas walczy o wolność i władzę, władzę nad tym miejscem i zrzucenie skuwających nas kajdan. Wchodząc tu cała wasza trójka również stała się więźniami. Nie zdołasz opuścić tego miejsca sama. Musisz wybrać istotę, z którą zwiążesz swój los. Ja zwyciężę, a ona przegra. Chcesz walczyć u boku niej i zaprzepaścić szansę na wolność?

Heartstone, zamek

Świat wokół Miri zawirował i po chwili wszystko się uspokoiło, prawie...Mniszka podniosła się z marmurowej podłogi... Marmurowej ?! Przecież powinna być ściółka leśna!
Mniszka rozejrzała się i dostrzegła że znalazła się na loggii otaczającej jakiś wewnętrzny zamkowy dziedziniec.

Obok niej, z ziemi podnosił się krasnolud...a przed tą dwójką był ubrany w ciemne szaty ze złotym napierśnikiem, gnom, o siwej brodzie i czarcich cechach. Zaciskał on dłoń na drągu z czarnej stali i pokrytego złotawymi liniami splatającymi w dziwną sieć.
-No, no tego tom się nie spodziewał.- mruknął gnom patrząc na dwójkę.
Pierwszy zareagował Seander, obejmując gwałtownie gnoma i wołając.- Szefie, jak dobrze cię widzieć całym i zdrowym. Różne plotki dochodziły do mnie. Ale co tu szef robi?
- O to samo mógłbym spytać ciebie.- rzekł w odpowiedzi gnom.- I kim jest twoja towarzyszka?
- To jest Miri, zamierzam ją uwieźć.-
rzekł żartobliwym tonem Seander, po czym dodał.- Pomogła mi w potrzebie, więc zabrałem ją ze sobą, co bym mógł się odwdzięczyć.
-U ciebie jedno nie wyklucza drugiego.-
mruknął gnom spoglądając na Miri.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 12-06-2009 o 23:11.
abishai jest offline