Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2009, 09:36   #30
Manni
 
Manni's Avatar
 
Reputacja: 1 Manni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputację
Chris stał na lotniku z kluczem i niewielką kopertą w ręku, dostęp do szafki o danym numerze był wzbroniony, przynajmniej dla niego, o ile w ogóle szafka o tym numerze istnieje... Nie sądził żeby ktoś kto napisał ten list, ten "przyjaciel" jak sam siebie określił, utrudniał w ten sposób dojście do szafki, która wydawała się tak ważna...
Adam spojrzał raz jeszcze na numer obok klucza, 651, nie sądził aby tyle szafek w ogóle istniało. "Myśl, Stone, myśl". Przeszedł się kilka razy między szafkami których numer kończył się na 84, reszta szafek, podobno cztery, znajdowały się poza jego zasięgiem.
- 651..
Powiedział cicho pod nosem. Nagle w jego umyśle pojawiła się pewna myśl, nie, raczej przypuszczenie. -Warto spróbować-. Podszedł do szafek szukając innego numeru. W końcu znalazł szafkę która była tuż nad ziemią na małych metalowych nóżkach. Niewielki czarny numer na nich głosił, że ma ona numer 12. Chris powoli wsunął klucz do dziurki z mieszanymi uczuciami. Czuł, że ręce mu się pocą. Powoli zaczął przekręcać klucz z lekkim zgrzytem zamka który chyba dość często nie był otwierany. Szybkie szarpnięcie i szafka stała otworem. Chris spodziewał się wszystkiego. Kolejnego listu, zagadki może nawet broni. To co znalazł w środku niewątpliwie go zaskoczyło. Oto co znalazł w środku.


Chwycił niewielki kamień wyciągając go z szafki, nie był większy od piłki pingpongowej.
- Kwarc..
Rozpoznał ten kamień od razu, przynajmniej to czym jest, rozpoznawał gatunki skał instynktownie, podobnie do ptaka który wie jakie prądy wietrzne użyć by wzlecieć wyżej.
Spojrzał do szafki raz jeszcze, upewniając się, że nic innego tam się nie znajduje. Stwierdził z rozbawieniem, że musi zabawnie wyglądać, cały w kurzu i błocie, z kamieniem w ręce przyglądający się pustej szafce. Zamknął ją ponownie na klucz, kluczki z numerem schował do tylnej kieszeni spodni. Sądził, że ten kryształ kwarcu musi coś znaczyć, choć to było coraz dziwniejsze. Cały czas myślał, że to wszystko to jakieś nieporozumienie, skąd antyterroryści w jego mieszkaniu, to nie miało sensu, jakiś głupi żart, lecz przestawało go to śmieszyć...
Poszedł w stronę ubikacji skupił się raz jeszcze na skalę którą trzymał w ręku, stwierdzając ze zdumieniem, że jednak się mylił, to JEST wiadomość, na kamieniu wyryte, nie, stworzone jest jakieś pismo, małe i niezrozumiałe, jednak Chris wiedział, że jest w stanie je rozszyfrować. Czuł to, czuł ten kamień. To go martwiło jeszcze bardziej. Cały czas myślał o tym wszystkim dość przyziemnie, teraz wiedział, że to coś więcej, to dotyczyło jego zdolności. Powoli przestawało mu się to mieścić w głowie, czegoś takiego się nie spodziewał, nie tak to miało wyglądać. Wszedł do toalety sprawdził, że nikogo nie ma po czym chwycił za klamkę jednej z ubikacji, zamknął oczy otwierając drzwi, za którymi pojawiła się znana błotna ścieżka która rozdwajała się w dwie różne strony. Chris przeszedł do swojej krainy ściskając kwarc w dłoni. zatrzasnął drzwi za sobą. Stał przez chwilę starając się zebrać myśli które z szybkością światła przemierzały jego umysł. Podniósł krzemień przed oczy, sam nie wiedział czy chce znać tą wiadomość, nie rozumiał tego dziwnego pisma, ale czuł, ze to coś ważnego. Po chwili zaczął rozumieć tą wiadomość, nie w postaci słów, wiedział co niesie ta wiadomość. Niemal zachwiał się, to było coś jak deja vi, lecz mocniejsze. Był pewien że zna treść tej wiadomości. Był tego pewien tak jak swoich mocy. A wiadomośc nie była optymistyczna. Głosiła ona, że dzieje się coś złego, że nie tylko jego domena jest zagrożona. Chris skupił się troch bardziej czując, jak pot spływa mu po czole.
-Rodion...Rodion Michajłow Marładow.
Był pewien, że to nazwisko tkrwiło w kamieniu, ktoś z mocą, odmienną od niego ma większe kłopoty niż on, wiedział na jakim obszarze się znajduje, była to Rosja, podświadomość podpowiadała mu miejsce niczym kropka na mapie, jak nawigacja. Jedno było pewne, musiał się z nim skontaktować, przerażało go to nieco, może nawet bardzo. Wszystko się paprało.
Wybrał drugie odgałęzienie przechodząc z błota na wyboistą drogę z kamieni, ostrych i niezbyt przyjemnych, ale jakże swojskich. Wyciągnął rękę znów wychodząc ze swojej krainy, tym razem wyszedł z kamienicy w jakimś mieście, dużym mieście. Nie zastanawiał się gdzie jest, wiedział to, szedł przed siebie prowadzony własną, niezawodną nawigacją kwarcu który ściskał w dłoni. Zobaczył budynek, biały i wysoki wyglądający jak przychodnia, były wokół niej chmary ptaków, psów, kotów i innych zwierząt, od małych po wielkie wszystkie usilnie starające się dostać do środka. Podszedł do budki telefonicznej, chwycił grubą książkę telefoniczną wiszącą na lekkim łańcuszku przymontowanym do budki. Szybko znalazł poszukiwane przez siebie nazwisko. Wybrał numer widząc, że dłonie, niemiłosiernie mu się trzęsą. Poczekał aż ktoś odbierze, mając nadzieję że to sen a on zaraz się obudzi.
Ktoś odebrał.
--Witam. Pan Rodion Marładow? Po tej stronie Adam Stone. Wszedłem po posiadanie pańskiego numeru w dziwnych okolicznościach... Jestem obecnie w Kaliningradzie pod jakimś gabinetem medycznym dziwnie obleganym przez zwierzyniec... Pan mieszka niezbyt daleko, jak mi mówiono. Może spotkać się za kwadrans?
Czekał cierpliwie na odpowiedź...
 
__________________
"If you want to know where your heart is,
look where your mind goes when it wanders"
Manni jest offline