Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2009, 09:56   #7
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
"Co za ceny!" - zżymał się elf w myślach, wspominając wizytę w składach i zdmuchując z rękawa kłaczek kociej sierści. Kocur nie miał najwidoczniej nic przeciw temu by Faethor wziął go w ręce i, choć niechętnie, dał się pogłaskać. A niewiele brakowało by elf wypruł mu wnętrzności, gdy zaczaił się w zaułku na tajemniczego ktosia. Gdy jednak poza dachowcem nikt się nie pojawił, zaciśnięta na rękojeści ciężkiego noża dłoń rozluźniła się a łagodny głos przywołał zwierzaka. Elf pogłaskał łeb o podartych uszach, znać poszarpanych przez inne kocury czy też nadzwyczaj liczne w Altdorfie i agresywne szczury. Ostre jak igły zęby nadal jednak wyglądały na zdrowe i mocne.
- Pomyślnych łowów, mały bracie - rzucił mu wtedy na pożegnanie. Bardzo lubił koty.

Teraz zaś siedział w Zakątku i za radą Galimeda zarzucił pomysł spaceru po zmroku. Zresztą mimo całej bezmyślności młodości sam Faethor wiedział że włóczenie się po nocy, tym bardziej mając w żyłach sporo alkoholu, jest proszeniem się o nieszczęście. Galimed miał zresztą w tym i swój interes - zajazd tej klasy przyciągał klientów spragnionych dobrej rozrywki. A że Faethor głos ma piękny i lubi się nim chwalić, nie trzeba go było wiele prosić by odśpiewał "Marsz Teclisa", opowiadający dzieje Wielkiej Wojny z Ciemnością i koleje losu w niej najpotężniejszego z Mistrzów Wiedzy Ulthuanu. Potem zaś przyszły elfie i ludzkie pieśni, popularne na północy Imperium czy rodem z Kislevu, do których elf czuł szczególne upodobanie. Śpiewał o nadziei wbrew wzbierającemu Mrokowi, o zabawie i dobrych łowach, o pięknie skrytym w gęstwinie lasu i w potoczku na łące...

Gdy w końcu Faethor odprowadził zmęczoną Danyę do kwater dla służby, sam bez ociągania legł na posłaniu w skromnym pokoiku na poddaszu. Przez chwilę układał plany na następny dzień, ale powieki zamykały mu się jakby obdarzone własną wolą. Z beztroską młodości elf pogrążył się we śnie...

Gdy kogut właśnie zaczynał swe pienia a sprawne oko odróżnić już mogło ciemną nitkę od jasnej (niezawodny to znak że noc w dzień przechodzi), młodzik był już na nogach, kierując swe kroki do pompy na dziedzińcu. Codzienny rytuał ablucji ciągle wzbudzał, nie wiedzieć czemu, może nie sensację, ale zainteresowanie wcześniej wstającej zmiany służby Galimeda. Skąd elf mógł się domyślać że w wieku tym zbytnie folgowanie ciału kąpielą było przez ludzi uważane za podejrzane i niezdrowe? Raz na dwa czy cztery tygodnie - tak, temu nowocześnie myślący adepci sztuki medycznej przyklaskują jako wskazane, ale częściej?? Dużo zdrowsze ich zdaniem jest wszak zmienianie bielizny połączone z okadzaniem czy traktowaniem ciała pachnidłami! Stąd tak powszechne u szlachty kule zapachowe, rzezane w srebrze czy brązie, wypełnione wonnymi ziołami i noszone na szyi. Tak więc codzienny rytuał obu elfów (bo i Galimed elfich zwyczajów nie porzucił w tym względzie) pilnie był obserwowany przez ludzką służbę. Zdecydowanie większe zainteresowanie wzbudzało to wśród kobiet, z jakiegoś powodu. Z jakiego - Faethor nie mógł się domyślić, wszak elfowie i elfki wspólnie korzystają z dobrodziejstw kąpieli. Nagabywany o to Galimed uśmiechał się tylko pod nosem, irytując młodziana. Ten zaś z zadowoleniem dostrzegał że pobratymiec z Sith Rionnasc'namishathir, choć silnie zbudowany, dużo gorzej znosi zimno i drży w porannym chłodzie. Zwykle pluskał się zapewne w balii i to pod dachem, jednak w obecności krewniaka nie mógł się mazgaić i z rezygnacją poddawał się chłodnej wodzie. Kpinom i docinkom nie było końca... Sam Galimed, dodajmy, również ku wielkiemu zadowoleniu Faethora, dawno temu zobowiązał swój personel do częstszych niż zwyczajowo przyjęte wśród ludzi wizyt w łaźni, co miało wielki wpływ na standard usług zajazdu...

Odświeżony, młodzian ruszył na podbój kuchni. Wiedział on że w zamian za pieśń czy żart (czy bezwstydnie rzucone pochlebstwo) naje się o wiele lepiej niż w samej karczmie. Tak więc nie żałował dowcipu i głosu a i sam jął się noża gdy zabrakło rąk do obierania. Po posiłku sprawdził czy Danya już wstała (niestety, śpi), odwiedził swą izdebkę, zwędzoną ze spiżarni butelkę owocowego wina wpakował do plecaka, zabrał płaszcz, miecz i sakwę i potruchtał w miasto. Nie omieszkał zapukać do Werner und Sohn - staruszek spał jeszcze najwidoczniej, sądząc po zamkniętych na cztery spusty odrzwiach - ostatecznie jednak stanął pod składem krewniaka Natlaniela. Zielony Spichlerz z daleka można było zidentyfikować, oczywiście przez osobę nie pozbawioną całkowicie węchu, bowiem od rozpościerającej się stamtąd różnorodności zapachów ziół, kwiatów, drewna czy żywicy kręciło wręcz w nosie. Co niezmiernie cieszyło Laure, biorąc pod uwagę jego biegłość w wyszukiwaniu wszelakich ziół i przetwarzaniu ich w lecznicze specyfiki.

Tuż przed wejściem na myśl przyszła mu klinga z Hirchenstein - nie wiedzieć czemu, jednoręczny miecz utkwił mu w pamięci. Zapamiętane, okrutne krzywizny ostrzy i nieznane mu wcześniej zdobienia w dziwny sposób zmroziły Faethora. Otrząsnął się z tego uczucia.
- Morai-Heg, Starsza Siostro, prowadź mnie - wyszeptał.
Wszedł do składu by rozmówić się z Natlanielem i uprzedzić przyjaciela o możliwym zatrudnieniu przez Kancelarię. Lojalność jednak wymaga by zapytać pobratymca czy nie wymaga usług Laure, toteż z ukłonem przywitał dużo starszego elfa. Widząc zaś że przydałaby się Natlanielowi dodatkowa para rąk przy ucieraniu składników i przerzuceniu paru skrzyń, chętnie zrzucił płaszcz i przyłożył się do pracy. Żartując i dowcipkując pomagał dłuższy czas, by zająć się czymś do południa.
- Natlanielu, mam zamiar zatrudnić się w cesarskiej Kancelarii. Wiązałoby się to z podróżą do Hirchenstein. Gdybyś potrzebował jakichś ziół - a mam nadzieję że w drodze udałoby mi się coś zebrać - z miłą chęcią dostarczyłbym ci je...

Przed południem Faethor ruszył na plac Ulryka... Zastanawiał się jeszcze przez chwilę nad enigmatycznym zadaniem, ale wkrótce wzruszył beztrosko ramionami a wrodzony optymizm wziął górę:
- Cokolwiek to będzie, poradzę sobie!
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline