Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2009, 22:57   #4
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Młoda czarnowłosa kobieta w prostej lnianej sukience z dużym dekoltem odsłaniającym połowę niezwykle pięknych piersi, dekoltem nieadekwatnym, tak jak i brak płaszcza, do pory roku, wychodziła z Banku Krasnoludzkiego. Marszczyła czarne brwi i chyba nawet mamrotała coś pod nosem, zupełnie nieelegancko mimo, że okolica była z tych najlepszych. A i bez tego dziewczyna przyciągałaby wzrok. W przejściu przepuścił ją bogato ubrany szlachcic, kilku innych odprowadzało wzrokiem. Prosta sylwetka, lekki chód i coś dzikiego w wyglądzie niepokoiło obie płcie, choć tylko mężczyznom zapadało w pamięć na bardzo długo.

Ale Margot Beranger wrażenie jakie robiła, w tej chwili było całkowicie obojętne. Lubiła skupić się na jednej sprawie całkowicie. Nawet jeśli powodem koncentracji było coś tak nudnego jak finanse.

Jak to się działo, że wszystko wiedziały małe przechery? „Dzień dobry wielmożna czarodziejko. Czego wielmożna czarodziejka sobie życzy? Po raz pierwszy w naszym banku? Z Bretonii? Jesteśmy zaszczyceni”. Co do cholery? Ma ten glejt na czole? Warknęła więc na kurdupla z głębi gardła. Trochę zmiękł. A Margot z satysfakcją patrzyła na niepewną minę i w pół urwany gest przywołujący kogoś na pomoc. Uśmiechała się. Teraz mogłaby z wielkodusznością zwycięzcy wylizać krasnala po pysku. Obejrzało się kilkanaście osób, gdy Margot szczerzyła białe zęby czując jak ghur wokół niej narasta. W końcu roześmiała się. Głośno, gardłowo. Tego chyba nawet Julie nie przewidziała. Metropolia czy głusza sama Margot potrafiła emanować taką silną energią jakby była źródłem wiatru. Pierdolić konwenanse. Kiedyś wybuduje sobie chatkę w wielkim mieście.
Donośny śmiech dziewczyny zaniepokoił krasnoluda chyba jeszcze bardziej niż wcześniejsze warczenie.

A potem wpłaciła te swoje marne 60 koron.

***

Bowiem 40 wydała na pierścień, który lśnił na jej prawej dłoni. Nie był tyle wart, ale chciała go na za godzinę i tyle wytargował jubiler. O, ten mężczyzna się jej podobał. Czekając, patrzyła na muskuły niczym u gladiatora i zwinne palce operujące precyzyjnymi urządzeniami, i czuła narastające podniecenie.
W końcu dostała pierścień. Herb kuł w oczy. Przynajmniej ją. Prawie zapomniała o tym swoim prawie, ale miasto budziło dawne wspomnienia, a dodatkowo ten chłystek Lorraine wkurzył ją niebotycznie i zachciało jej się lilii, żeby dupkom w oczy świecić, albo między oczami odciskać, wszystko jedno, choć nokaut na ambasadorze Bretonii pewnie miałby swoje konsekwencje.
Wzięła od gladiatora pierścionek, założyła na palec i ściągnęła sukienkę. Pod którą nie miała zwyczaju nic nosić.

Ale to było wczoraj teraz szła się zapisać na głośną wyprawę.

***

- Pójdę z wami – wyłowiła wzrokiem najlepiej ubranego mężczyznę. Na jego dłoni również błyszczał szlachecki pierścień. Już wcześniej słyszała jego bretoński akcent.
-Niektóre zasady mi umykają. – Przerwała mężczyźnie rozpoczynane zdanie – Kobiety też je noszą? Zrobiłam sobie. Mój ojciec nie miał synów.
- Margot Berenger. Czarodziejka. Takie wąsy są obrzydliwe. Zapach pomady drażni mi nozdrza. Będę cię trzymać od zawietrznej.
Przez chwilę w namiocie było cicho. Czarodziejka zamknęła oczy. Zaszumiała knieja. Gdy je otworzyła właściciel wypielęgnowanego zarostu bez zawstydzenia wpatrywał jej się w tatuaż.
- Runa ghur wpleciona w węża – powiedziała. – Za 50 koron pokażę ci całą.
Wygrała potyczkę. Jej ponura mina stopniała. Usiadła na krześle przed mężczyznami.
- Zbyt długo robię takie same rzeczy. Wybaczcie mi, panie. Ja jestem jak łania. Dla przyjaciół. Tak przynajmniej myślę. W wyprawie na koniec świata powinnam być przydatna.

***

Oczywiście celowo spóźniła się na spotkanie organizacyjne. Nic nie mogła na to poradzić. Pozwoliła żeby odebrano jej pewność samodzielnej decyzji i choć wyprawa całkowicie odpowiadała jej gustom, drażniący cierń niepewności, czy zdecydowałaby się na nią bez okoliczności zewnętrznych, pozostał.
Weszła z rozmachem, trzaskając drzwiami. Werbujący ja Bretończyk przemawiał akurat i znowu zdawał się oglądać ten sam tatuaż. Aż posłała mu całusa.
- Pięćdziesiąt –wyszeptała tak, że połowa zgromadzonych mogła ją usłyszeć. I usiadła na najdalszym wolnym miejscu. Ocierając się po drodze o przynajmniej o dwóch mężczyzn i jedną kobietę.
Ale dokładnie słyszała słowa Le Beoufa
- Trzy korony? Tyle samo dla każdego? –przemówiła dopiero gdy wygodnie rozpostarła się na krześle - Ja nie jestem drażliwa. Mimo, że mam zdolności spotykane najrzadziej w świecie, które uczyłam się wykorzystywać 10 lat, dostane zapłatę jak byle obwieś? – uśmiechnęła się do siedzącego najbliżej niej mężczyzny. – Dziwne zasady - Naprawdę była rozbawiona prawie do łez.

Nie po raz pierwszy przyszło jej do głowy, że ludzie są dziwni.
Jakby sama nie należała do tego gatunku.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline