Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2009, 02:16   #111
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Amx i Bruggbuhr

Morze splugawionych istot zamknęło się wokół przedzierającego się korytarzem Amxa. Pazury i poczerniałe zęby raz po raz wystrzelały z mroku, starając się dosięgnąć tętniącego życiem mięsa. Trafione ze strzelby fragmenty ropiejącego ciała, tryskały na wszystkie strony, wypełniając powietrze mgiełką krwi i gorących tkanek. Kolba z impetem trafiała w rozszalałe w furii istoty, łamiąc z głośnym trzaskiem kości i stawy. Jednak to nie mogło wystarczyć. Po paru sekundach krąg zacieśnił się i zdeformowane ręce dosięgnęły słabnącej już ofiary. Potężne poczerniałe dłonie chwyciły ramiona i nogi mechanika, zwalając go na podłogę. Fala istot, z opętańczym rykiem, rzuciła się na bezbronną, starającą zasłonić się bronią, ofiarę. Rozszarpana skóra na boku Amxa, niespodziewanie puściła, wylewając na ziemię purpurową zawartość. Po dwóch uderzeniach rozszalałego w grozie serca, światło lamp zasłoniły gnijące, groteskowe twarze potępieńców, sięgających zębiskami odkrytej szyi technika.

Gdzieś z oddali rozległ się bojowy ryk voroksa. Morze chwytających zdobycz rąk, nagle się przerzedziło. Metalowy pręt z potężnym impetem wbił się w grupę umarłych, przebijających ich, tryskające czarną krwią ciała i przyszpilając je do pobliskiej ściany. Za prętem podążyła matowo-biała broń, odcinając ręce i głowy, oślepionych głodem istot. Grupa splugawionych, na chwilę przerzedziła się, pozwalając mechanikowi dojść do zmysłów. Akurat by zauważyć, jak jedna z maszkar, rzuca się w szale na voroksa, rozszarpując mu szponami udo i wgryzając się w nie, długimi zębiskami. Kolos zawył wściekłe, chwytając atakującą istotę za kark i miażdżąc jej zdeformowaną czaszkę o pobliską metalową ścianę. Po chwili potężne futrzaste, zalane krwią ramiona, uniosły inżyniera na nogi. Voroks zaryczał ponownie, dostrzegając następną pędzącą na siebie maszkarę. Z zaskakującą szybkością, odwinął się i będąc pozbawionym wolnej ręki, wgryzł się potężną paszczą w ramię opętanego, rozrywając jego bark i szyję jednym potężnym klapnięciem paszczy. Amx zatoczył się na nogach. Krew z rany broczyła obficie, mieszając się na jego spodniach z czarną posoką splugawionych. Oparł się ciężko o voroksa i odpalił ze strzelby, wyjąc z bólu, gdy odrzut wstrząsnął jego rozszarpanym ciałem. Bruggbuhr w tym czasie raz po raz, uderzał łapami i glankeshem w stojących im jeszcze na drodze potępionych, odcinając członki i łamiąc stawy. Poranione i połamane ciała mrocznych istot wiły się bezsilnie na ziemi, starając się dosięgnąć ofiar uszkodzonymi, bądź oderwanymi kończynami. W końcu udało się przebić. Voroks zarzucił słabnącego inżyniera na plecy i utykając, ruszył wgłąb statku. Za sobą pozostawili szeroką smugę czerwono-czarnej posoki.

Mesto i Duncan

Seria z karabinu z impetem uderzyła w pulsujące, poczerniałe cielsko olbrzyma, odwracając jego uwagę od uciekającej dwójki. W powietrzu rozległ się głęboki, dudniący okrzyk bólu. O dziwo nie dochodził jednak z paszczy stwora, a spod jego skóry. Wyłoniły się z niej skrzywione w agonii, wrzeszczące ludzkie twarze. Nim stwór zdążył się otrząsnąć, w jego stronę ruszył już Mesto. Cicha modlitwa, zdawała się wypełniać powietrze, przedzierając się przez ryk i wycie potępionych istot. Srebrne ostrze zabłysło w powietrzu, kosząc z precyzją, stojących kapłanowi na drodze, potępieńców. Wokół niego świszczały precyzyjnie wystrzelone pociski, odrzucając, atakujące w szale bestie. Koszmar, widząc zbliżającą się ofiarę, wyskoczył na potężnych nogach, mocno odbijając od pobliskiej ściany i runął na zakonnika. Potężne pazury z ogromną siła wbiły się w kark kapłana, ochlapując jego zbroję szeroką karminową smugą. Ten zachwiał się, lecz po chwili odzyskał równowagę, wirując, niczym srebrna śmierć, w zbierającym się ponownie tłumie. Piękna klinga zagłębiła się w poczerniałym mięsie koszmaru, wypalając w nim szeroki pas syczącego mięsa. Bestia zawyła wściekle, gdy w tym samym czasie dosięgła ją pełna seria z karabinu Pośrednika. Zakonnik, wykorzystując sytuację, ponownie zawirował wokół wroga, odcinając przy okazji wyrzuconym za plecy mieczem, ręce próbujących pochwycić go istot. Bestia, otumaniona bólem, nie zdołała w porę zasłonić się przed atakiem. Miecz ponownie rozorał jej poczerniałe ciało, rozcinając, próbujące wydostać się spod skóry, twarze. Smolista posoka, wystrzeliła z rany, ochlapując niespodziewanie zbroję i twarz kapłana. Dało to bestii okazję do ataku. Całym ciężarem przygwoździła zakonnika do ziemi, rozrywając jednym klapnięciem paszczy jego napierśnik. Potężne pazury boleśnie zagłębiły się w klatce piersiowej.

W powietrzu rozległ się ogłuszający terkot broni maszynowej. Duncan nagle pojawił się przy bestii. Potężna seria z lufy, przystawionej maszkarze do głowy, rozszarpała czaszkę i znajdujący się w środku mózg, ochlapując całe otoczenie syczącą brązowo-czarną mazią. Bezgłowy potwór zachwiał się na nogach i runął na ziemię, pękając jak przegniły owoc. W powietrzu rozległ się rozdzierający bębenki jazgot potępionych dusz, wydostających się na zewnątrz przez jego rozerwane ciało. Poczerniałe ręce małych, jakby dziecięcych istot, błagalnie uniosły się w stronę Mesta i Duncana. Inne maszkary na chwilę zamarły.

Amx i Bruggbuhr

Biegliście ile sił w nogach. Wydawało się, że ze wszystkich korytarzy wokół was, dochodziły zwierzęce ryki potępionych dusz. Odwracając się za siebie, ciągle dostrzegaliście cienie, przemykających w mroku istot. Byliście pewni, że co najmniej dwa razy wybraliście złą drogę, lądując z w nieznanych wam pomieszczeniach. Po chwili zrozumieliście, że stwory kryły się też w szybach wentylacyjnych i otaczających was zewsząd pomieszczeniach. Wyły opętańczo i skrobały w drzwi i ściany, próbując wszystkimi siłami dostać się do was. W końcu wbiegliście do korytarza, prowadzącego do śluzy, którą dostaliście się na statek. Ponownie obejrzeliście się przez ramię. Były za wami. Całe morze maszkar wylało się z korytarzy, łącząc się w jedną wielką chmarę. Pośród nich było coś wielkiego. Runęliście przed siebie. Serca biły wam tak mocno, że pozbawiały was zmysłów. Płuca dusiło przerażenie, nogi voroksa poruszały się jakby w zwolnionym tempie. W końcu poczuliście metaliczny smak powietrza planety. Wypadliście na rdzawe pustkowie, a po chwili za wami wylała się czarna fala mrocznych dusz. Ze zrezygnowaniem spojrzeliście na odległą sylwetkę pajęczego pojazdu. Był za daleko...

Załoga Roriana

Cały czas odbieraliście przez radio morderczą kakofonię walki na statku. Nieludzkie wrzaski, jęki, chrzęst pękających kości i wycie bólu waszych towarzyszy towarzyszyły wam nieprzerwanie przez ostatnie 20 minut lotu. Na to nakładał się mrożący krew w żyłach, ciężki, paniczny oddech walczących desperacko o życie. Podkręcone do maksimum silniki Roriana wyły niemiłosiernie, trzęsąc całym kadłubem. Połowa kontrolek temperatury paliła się już na czerwono, bezskutecznie próbując zwrócić waszą uwagę na swój bliski zniszczenia stan. Cały kadłub drżał, jakby miał zaraz rozpaść się na drobne kawałki. Ale Rorian wytrzymał. Wystrzeliliście z nieba nad zebraną przed statkiem grupą. Potężna czarna, pająkopodobna bestia, wyrwała się właśnie z tłumu splugawionych istot i przebierając ośmioma kolczastymi kończynami, pognała za uciekającą z przerażeniem dwójką.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 16-06-2009 o 02:32.
Tadeus jest offline