Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2009, 15:50   #147
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Chwilę po krzykach i biadoleniu Wołoszki obaczył w drzwiach Jakyma srodze na nich łypiących. Winą Panów obarczając, że w spokoju niedane mu było posiłku dokończyć i nazad końmi musi się zajmować. Ale szybko się pomiarkował, że szlachcice z niego jak z księgi czytają tedy spuścił wzrok, otarł ręce w hajdawery i poszedł robić swoje.

Nie czekając reszty koroniarz udał się nad rzekę by śledzić przygotowania do przeprawy. Tam już trójka pachołków zajmowała się przygotowaniem promu. Pan Jerzy rad był z tego, że promem będzie im dane pokonać Psioł. Świeżo w pamięci miał jeszcze śmierć kompaniona swego Jeremiego Pachlińskiego co to z konia spadł w rzeczne tonie i już nie wypłynął. Pewnie, jakie utopce go porwały albo inne niespokojne dusze - pomyślał.


Pan Głodowski w dal się zapatrzył wspominając czasy minione, gdy na jego oczach teatrum, jakie poczęło się nad stepem rozgrywać. Oglądał na niebie zmagania myszołowa czy innego drapieżnego ptaka z wronami. Najwidoczniej, któreś z nich gniazda broniło, ale ni jak nie można było wyrozumieć, które. Ptaki to wznosiły się to opadały rysując przedziwne figury, a przy okazji tych tańców ogromny jazgot czyniły. Chwilę to trwało nim w końcu drapieżnik ucapił jedną z wron za skrzydło i nim inne w sukurs jej przyszły już pikowała jak kamień w stronę ziemi. Koroniarz za dobry znak to mając ochotnie do reszty dołączył. A widać było, iż pani Achmatowicz już fuczeć chciała – więc czas to był najwyższy.

Tak go to pochłonęło, iż nie widział jak reszta kompanii na przystań przybyła. Nie widział jak Sawa pośpiesznie szeptał do ucha Dymitryja jeszcze jakieś wieści. Nie widział również jak Litwin łypał na to z niezadowoleniem. Nie widział nawet jakie smakołyki Wołoszka zapakowała im na drogę. Ale jak mu się zdawało widział niechybny znak ich sukcesu.


Weszli na prom, który zdawał się być świadkiem niejednego wydarzenia. Jednocześnie przypominał starca chylącego się nad grobem, wybierającego w swoją ostatnią podróż. Koń Głodowskiego z niepokojem strzygł uszami jak go wprowadzał na sklecony z bali i desek rzeczny pojazd.

Przeprawa nad wyraz gładko poszła, pomimo tego, iż rzeka spokojna nie była. Wzburzona ostatnimi ulewami. Gdy konie kopyta na stepie postawiły zrazu spokojniejsze się stały. Po chwili natomiast radośnie zastrzygły uszami jakby wszystkim oznajmiając, iż i one gotowe do drogi są. Pożegnawszy się jak obyczaj nakazuje raz jeszcze podziękowali za gościnę i wzrokiem powłóczyli za powracającymi na drugi brzeg.

- Asan – zwrócił się do Litwina, ty sługiwałeś w lekkich znakach. To niechybnie i na śladów szukaniu się waść wyznawać musisz. Może byśmy odszukali miejsce przeprawy hultajstwa pierwej i ich tropem ruszyli?
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 12-06-2009 o 15:55.
baltazar jest offline