Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-04-2009, 21:44   #141
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Tatarzynka nachylona nad Jakymem za wąsiska go pociągła.
- A ty cóżeś spał jak zabity? Kozak na wyprawie tylko jedno oko naraz przymyka!

- ... i mówiłam, że pludrak to, nędzna stwora cudzoziemska, bez krzty honoru i z fantazyją pludracką, co to pozwala jeno na tyle, by do wspólnej strawy i butelki zasiąść, a jak czas w drogę ruszać, to już niesporo!

Poranek, choć rześki i piękny, źle się zaczął, gdyż w całej krasie objawił sromotną ucieczkę Vassa, co wprawiło Tatarzynkę w nastrój tak zgryźliwy i jadowity, że nawet resztka węgrzyna nie rozjaśniła jej twarzy.

Zaraz też czas pożegnań nastał, gdyż frater z panną Jakimowicz i rannym Michaiłem w drogę się zbierać poczęli. Kolejne uszczuplenie kompaniji nową zgryzotę Tatarzynce dołożyło, i tłukła się po obozowisku zła jak osa, szukając do zwady okazji.

***
- Wołoszka! Wołoszka! - Sawa Krasawiec wypuścił Dmitrija z silnego uścisku i wydarł się na połowicę. - A loszek ty otwórz, tacy goście! - i złapał się za łeb golony, poznaczony dziobami po ospie. Nijak jego miano nie pasowało do jego wzrostu mikrego, nóg jakby na beczce prostowanych, chudości niezmiernej i twarzy, co i bez blizn ohydnych żywo szczura na myśl przewodziła.


Połowica jego za to wszystkie spojrzenia ściągała. Wysoka i krągła w kształtach, wdzięczna w ruchach, wesoła w usposobieniu, smagła, z grubym czarnym warkoczem sięgającym pośladków, biegała po karczmie furkocząc spódnicami i zagadywała wesoło nielicznych gości. Urodę jej nieco psuł meszek czarniawy nad górną wargą, jaki zdarzał się u ciemnowłosych Wołoszek.


- Ty storyj czort! Do stołu proś, nie za głowę łap się! - Wołoszka przemknęła obok witających się mołojców i siarczyście pacnęła ślubnego w tył głowy.

Karczma nad przeprawą przez Psioł niewielka była, ale wielce zacna i sławna daleko - co źródło swoje miało we wszelakich specjałach, które z rąk żony Krasawca, znanej li tylko jako Wołoszka, wychodziły. Tuż obok przystani, do której prom był uwiązany, stały wędzarnie, z których tłusty i smakowity zapach rybek się dobywał. Zaraz też na ławie Wołoszka misę wędzonych węgorzy, parujący gar z rakami kamionkowy ustawiła i wódki, a zaznaczywszy, że to na smak jeno, zniknęła za płachtą wnętrze kuchni zasłaniającą.

- I było ci, Sawa, babę brać? - zaśmiał się Dmitrij. - Teraz ani na krok nie ruszysz się, na wyprawę nie pójdziesz, bo ci nie da, a i u siebie nie ty już panem!
- Na postronku przyprowadziłem, jak się słuchać nie będzie... - Sawa wyszczerzył połamane pniaki zębów.
- To ty jej posłuchasz, jako i ze ślubem było - zarechotała radośnie Nuszyk i przysunęła sobie bliżej gar z raczkami.
- Ty Sawa opowiedz, co tam u naszych... - Dmitrij nachylił się do dawnego towarzysza chadzek.

***
Nuszyk pode karczmą stała, o ścianę wdzięcznie oparta, i ręką gmerała w trzymanym pode łokciem dzbanie kamionkowym, pełnym wielce smakowitych borowików w marynacie. Nudzić ją trochę poczęła dysputa cała, a i zaraza jakowaś w trzewiach jej się zalęgła, co mdłości okrutne powodowała, to i musiała powietrza świeżego zaczerpnąć, a grzybków do towarzystwa sobie wzięła, gdyż wszak wszyscy to wiedzą, że nic, co marynowane, zaszkodzić nie może.

I kiedy tak stała, rękę w śluzowatej marynacie maczając, a twarz wystawiając na słoneczko wiosenne, rumor posłyszała tak straszliwy, że gdyby głosy markietanek słuchać było, ani chybi za tabory pospolitego ruszenia możnaby to uznać.

Już miała garncem cisnąć i do karczmy skoczyć, wrzaskiem kompaniję, co właśnie do mięs od ryb przeszła, postawić na nogi, kiedy na drodze wehikuł się niezwykły pojawił. Prosta to była dwukołówka, jeno tak wypakowana garnkami, nożami, rożnami i żelastwem wszelakim, że na każdym wykrocie rumor czyniła, jakby się niebo waliło. Do dwukołówki w charakterze zwierza pociągowego zaprzęgło się chude, ale młode jeszcze Żydzisko. Chałat powiewał wokół chudziutkich żeber, wielka czapa barania przytłaczała wąską czaszkę, a spod niej śmigały sprytne, czarne oczka.

Żydzina zatrzymał dwukołówkę przed karczmą. Odwiązał się od dyszla, wyprostował, i od razu wyższy się zrobił.

Nuszyk wydobyła z garnca szczególnie wielki kapelusz i zjadła go z głośnym ciamkaniem.

- A piękny dzionek, waćpanna - zagadnął Żydzina.
Nuszyk zmilczała, bo raz, że grzyb marynowany jakoś tak w ustach jej róść począł i znowu mdłości jej trzewia ścisnęły, a dwa, że kupować kociołka czy nożyc nie zamiarowała, tedy i nie miał o czym z nią Żyd rozmawiać.
- A waćpanna nie wie, czy tu jakie wojska polskie nie stoją?
- A co, liczysz, że kociołków nakupią?
- Nie, ale żem opowiedzieć chciał, że żem widział, jak Kozacy wpław przez rzekę szli...
- Niezwykłe!
- parsknęła Tatarzynka i jednak się do grzybków na powrót przekonała, bo znowu rączkę w marynatę wraziła. - A co, przelecieć mieli nad wodami jako ptaszęta niebieskie?
- Panny w więzach wiedli ze sobą.


 
Asenat jest offline  
Stary 30-04-2009, 15:40   #142
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Pan Jacek widząc że mu borowiki za sprawą Nuszyk umknęły za ogórkiem kiszonym sięgnął a słysząc hałas przede karczmę wyszedł zacne warzywko pogryzając i racząc się kwaśnym sokiem.
Nie słuchał zrazu Żyda cboć wiadomo że taki plecie byle co, ale gdy o Kozakach z pannami usłyszał mąło się kęsem ogórka nie zatchnął. Choc oczy mu z orbit malo nie wyszły jakoś pzremógl sie i przełknąl kęs, poczym do izraelity doskoczył.
- gadaj Żydzie coś widzial. Kiedy sie przprawiali i w ilu ? A gadaj prawde to czerwońca dam, zełżesz to przez plecy przesmagam...
Ściagnął Żydowina z kozła i teraz potrząsał chudziną jak snopkiem zboża.
 
Arango jest offline  
Stary 30-04-2009, 16:52   #143
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
- Ty Sawa opowiedz, co tam u naszych... - Dmitrij nachylił się do dawnego towarzysza chadzek.

Ale szybko się zorientował, iż jeszcze w towarzystwie imć Głodowskiego są tedy słowa w gardle mu utknęły.

- No Sawa, rzeknij to nam czy jakie wieści tu do ciebie ludziska nie przynoszą o karaniu buntowników przez wojska hetmańskie czy o jakowymś hultajstwie na Siczy się chowających. Podjął szybko szlachcic temat gdyż był wielce tym zainteresowany. A jako, że pierwsze pragnienie ugasił, a głodu jeszcze nie tedy ni jak mu było deliberować z pełną gębą i posłuchać nowinek chciał.

Kozak zerknął spode łba na Lacha potem na Dymitryja z pytaniem w oczach nim cokolwiek odrzekł. Pan Jerzy udając, iż jego konfuzji nie dostrzegł w misie z węgorzami szperać począł, a jak już znalazł to, czego szukał Sawa opowiastką go raczył.

- Eh panie, ślachcic bo to wyznasz co prawdą jest a co ludzisk jeno bajaniem. Jedni prawią, że czerń przeciw szlachcie staje a inni mówią, że jak pierwszych srodze pokarali to reszta spokojnie siedzi. Ale ja tam nie wiem, ostatnio mało podróżnych przez Psioł się przeprawia. Nie dalej jak kilka dni temu był tu jeden stary did co opowiadał mi jak widział na niebie jakoweś znaki tajemne, co wielkie nieszczęścia wróżyć mają… Tu przeżegnał się, znać było iż podobnym bajaniom wiarę dawał.

Raptem powstał i w stronę kuchni polazł bo jakieś pokrzykiwania jego lubej było słychać. A widać, że słuchał się jej Kozak tedy reszta go śmiechem pożegnała.

- oj zacnie nas tu goszczą, iście po królewsku. Nic to panie Kozak, natura mnie wzywa tedy wybacz waść. Głodowski ostawił Dymitra z własnymi myślami, a i miał nadzieję, że jak Kozaki same zostaną to może Sawa i co rozsądnego powie.
 
baltazar jest offline  
Stary 01-05-2009, 14:16   #144
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
- Aj waj, puśćcie, pane ślachcic, brodę wyrwiecie! - zatrajkotał kramarz, wyrwał się Litwinowi i schował się za swoją dwukołówką.


- Mordka dobry Żyd! - zaniósł się Żydzina jękliwie i rękoma machać począł jak wiatrak w czas burzy wiosennej. - Dobry Żyd i jego towary dobre, a nic ino za brodę szarpią i krzyczą! Ja od dworu do wioski, od wioski do hutoru jeżdżę i wszędzie jeno krzyczą... Konia mi ukradli jakoweś hultaje, jako że to tak... Bieda i rozpacz, rozpacz i bieda

Nuszyk skrzywiła się szpetnie. Okrutnie ją drażniły zawsze żydowskie wrzaski, załamywanie rąk i nadmierna gestykulacja. Ale i wiedziała, że trzęsienie Żydowiną nigdy pożytku nijakiego nie przyniesie, bo ten jeszcze rozpaczliwej swoje nieszczęścia roztrząsać zacznie i tak się wzruszy nad swą krzywdą, że pomyśleć by można, że większej nie znajdziesz pod słońcem.

- Ty Mordechaj nie jazgocz, my na Litwie Żydów nie jadamy. Konia nie masz? To gadaj, cożeś uwidział, a koń się znajdzie. Jak cenne to, co powiesz, to i na spyżę dla szkapy mieć będziesz.

Nachyliła się do pana Jacka i podsunęła mu garniec z borowikami.
- A skosztuj waści, specyjały prawdziwe! - zerknęła nagle do gara. - O! - oznajmiła, szczerze zmartwiona. - Wyżarte ze szczętem! Gadaj, Mordechaj, co ci tam na sercu leży.

Żydowin zza wozu wylazł, czapę ściągnął i pod pachę wraził.
- Mordka Żyd dobry, ode dworu do wsi, od wsi...
- Do sedna!
- warknął mości Bończa. Żyd pokiwał posłusznie głową, a tak energicznie, że niemal mu się urwała z wiotkiej szyi.
- Mordka sobie nocy poprzedniej obóz rozłożył nade Psiołem, w krzakach nadrzecznych. Ognia nie palił, bo to czasy niepewne, a Mordka towary ma dobre...
- Co żem mówił? - gruchnął pan Jacek, a Nuszyk poklepała go uspokajająco po ramieniu.
- Zaraz się zatchnie, jak mu waści będzie przerywał co chwila.
- Mordka słuch ma jako zwierz dziki
- pochwalił się Żydzina. - I sen lekki, bo ode małego z towarami wędruje...
- Ode dworu do wsi, od wsi do hutoru
- uzupełniła Nuszyk pogodnie.
- O, tak właśnie, jako waćpanna rzecze - ucieszył się Mordechaj. - Tedy zaraz się ocknął, kiedy konie i mowę ruską posłyszał, choć cisi mołojcy byli, aj waj, jakby w wielkiej tajemnicy skradali się. Mordka cicho siedział, bo strach miał, ale z krzaków patrzył. Prowadził ich wielki Kozaczyn, rosły jako dąb, z siwymi wąsiskami. Bardzo go słuchali inni mołojce. Batko Krepkij go wołali...
- Ilu ich było? - wtrącił pan Jacek.
- Mordka nie liczył, ale pięćdziesięciu będzie Szlachcic z nimi jechał stary, z gębą ponurą, czarno odziany. Ten pokrzykiwać zaczął, coby na toboły uważali, bo jak się księgi rozmoczą, to on im trzewia w supły powiąże. Tedy batko Krepkij pięścią go łupnął, tak że tamten z siodła zleciał jak zmieciony. Zlazł Kozaczyn z konia, do tego ślachcica podszedł, i coś tam mu jeszcze mówił, ale za cicho to było nawet dla Mordki, coby zasłyszeć. Rozmawiał też potem Krepkij trocha z jednym z mołojców, zaufanym swoim widać, drogę ustalali...
- Panny
- przypomniała Nuszyk.
- Panny dwie były, obie jasne jak anioły. Jedna dziecko prawie, kwiliła jak ptaszek maleńki. Ta druga starsza, wysoka, z twarzą dumną, czarnobrewa, suknię miała modrą z przedniej materii, ale zniszczoną strasznie. Wiozło ich dwóch Kozaków przed sobą na siodłach. Tę starszą w więzach. Rozcięli postronki jej, zanim w wodę weszli.
Żydowin nabrał oddechu i wzniósł oczy ku niebu.
- I potopiło się wielu mołojców tej nocy.
- E? - Nuszyk z wrażenia aż garniec upuściła.
- Psioł głęboki i zdradliwy, a wody jeszcze nie opadły po deszczach ostatnich. Niby się zdaje, że wody spokojne - ale takie miejsca są, co diabeł palcem nurt zakręca i wciąga nieostrożnych. Kiedy na środku byli, jeden z mołojców, co konia objuczonego wiódł, pode wodę poszedł, koń zbiesił się, powpadali na siebie. Ta panna starsza - tego nie widział żem już - ale nóż mieć musiała, albo wyrwać go mołojcowi, bo Kozak, co ją trzymał, broczyć czerwienią począł, a panna z nurtem popłynęła jako rybka. Część mołojców za nią się rzuciła, batko Krepkij krzyczał, ten siwy ślachcic krzyczał, konie toboły zaczęły gubić, rejwach, panie ślachcic
- Jak na żydowskim targowisku - podsumował pan Jacek, a Mordka spojrzał się na niego koso.
- Pannę tę dognali, co uciekła, konie połapali i na drugi brzeg wyleźli, ale dobytku potracić musieli co niemiara... - Żydzina załamał ręce.
- A ludzi ilu?
- Drugi brzeg daleko, ale nie więcej jak trzydziestu ich tam wyszło.

Na twarz pana Jacka uśmiech wypełzł okrutny.
- I co waćpan powie, panie Jacku? Bo mi coś się wydaje, że nasz dobry Żydek Mordka w dalszą drogę na wozie, nie przed wozem ruszy.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 01-05-2009 o 14:26.
Asenat jest offline  
Stary 11-05-2009, 13:13   #145
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
- I co waćpan powie, panie Jacku? Bo mi coś się wydaje, że nasz dobry Żydek Mordka w dalszą drogę na wozie, nie przed wozem ruszy.

Już od jakiejś chwili imć Głodowski przysłuchiwał się z progu, co też ma żydowina do powiedzenia. Ostawiając za plecami kozaków, którzy widać nie próżnowali i szybko poczęli wymieniać jakieś informację od czasu do czasu łypiąc czy jaki Lach za nadto się nie zbliża.

Koroniarz nie dał Litwinowi okazji odpowiedzieć sam zabierając głos.

- Jak te ten cap niechrzczony nie łże to i może, jaką dziewkę dorzucimy na ten wozik. Wprawdzie ozorem klepie i je wcale nie mało, ale niech ma aby mu w życiu za lekko nie było. To rzekłszy uśmiechnął się tylko pełną gębą do Nuszyk, która go piorunowała spojrzeniem. Na szczęście grzyb niemogący się zdecydować czy to trafić do żołądka czy udawać się w drugą stronę nie dał jej wybuchnąć.

- Bierz Żydzie tę siwą chabetę i pókim dobry z oczu mi zejdź.

Nie zaprzątając sobie głowy dalej parchem dał upust życzliwości ku Nuszyk

- Eh waćpanna taka przepadzista za tymi smakołykami, że już ich nie mieścisz w sobie a dalej pakujesz. A ojczulkowie mówią, że obżarstwo grzechem.

Ta już torsje opanowawszy cisnęła w niego glinianym naczyniem, w którym jeszcze przed chwilą było mnóstwo pysznych grzybków. Pan Jerzy uchylić się nie zdążył, więc chciał złapać naczynie. Niestety tak niefortunnie to uczynił, że zawartość na żupan mu wyleciała pozostawiając oślizgłą maź i zapach po sobie. Pokiwał głową z rezygnacją ocierając ręce. Ale zmilczał i do tej złośnicy nie gadał jeno do Litwina, zupełnie jakby sami tu byli.

- Nie ma, co tu czekać, bo nas ta czarnowłosa dziewka utuczy jak prosiaki tymi smakołykami. Trza nam gonić rezunów, póki my wypoczęci a oni zgonieni. Jeno weźmiemy jakie prowianty na drogę, aby gościnności nie urągać.

- Panie Jacku a zostawże naszych kozaków w spokoju – rzucił do Litwina, widząc, że wraca do gospody – widać ważne sprawy dla Siczy omawiają, a nasze szlacheckie uszy im w tym przeszkadzają. Miejmy nadzieję, że mości Czornyj rzeknie nam potem co nieco.

Po czym poszedł obmyć się nieco do studni i powiedzieć imć Łapskiemu co postanowili. Gdy do jego uszu dobiegły krzyki kobiety już wiedział, iż gospodyni wielce nie spodobał się ich szybki wyjazd. Ale nie zawracając sobie głowy zaczął kulbaczyć wierzchowca. Dopiero jak skończył, a krzyki nieco ucichły uznał, że czas wrócić i się pożegnać.
 
baltazar jest offline  
Stary 03-06-2009, 13:47   #146
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
- Może i racja, co waść prawisz o Kozakach, jeno by te obrady za długo nie trwały, bo nam rezuny uciekną.
Kiedy to było Źydzie -
zwrócił się do handlarza, a usłyszawszy odpowiedz skinął głową.

- No i mamy do nich tylko dwa dni straty, a wolno idą jako z pannami i tym starym szlachciurą.
Jeno cos mi sie widzi ze jak teraz stracili ludzi i toboły szybciej pojdą omijajac wsie i chutory.
Trzeba nam jak najszybciej iśc za nimi -
to mówiąc skierował sie do stajni by ekwipunku dogladnąć, bo juz mu powoli brzydło to siedzenie na zadku i chetnie by ruchu i bitki zażył. Był żołnierzem i sprawy polityki zwierzchnikom i hetmanom ostawiał, samemu tylko wojenkę sobie ostawując.
 
Arango jest offline  
Stary 12-06-2009, 15:50   #147
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Chwilę po krzykach i biadoleniu Wołoszki obaczył w drzwiach Jakyma srodze na nich łypiących. Winą Panów obarczając, że w spokoju niedane mu było posiłku dokończyć i nazad końmi musi się zajmować. Ale szybko się pomiarkował, że szlachcice z niego jak z księgi czytają tedy spuścił wzrok, otarł ręce w hajdawery i poszedł robić swoje.

Nie czekając reszty koroniarz udał się nad rzekę by śledzić przygotowania do przeprawy. Tam już trójka pachołków zajmowała się przygotowaniem promu. Pan Jerzy rad był z tego, że promem będzie im dane pokonać Psioł. Świeżo w pamięci miał jeszcze śmierć kompaniona swego Jeremiego Pachlińskiego co to z konia spadł w rzeczne tonie i już nie wypłynął. Pewnie, jakie utopce go porwały albo inne niespokojne dusze - pomyślał.


Pan Głodowski w dal się zapatrzył wspominając czasy minione, gdy na jego oczach teatrum, jakie poczęło się nad stepem rozgrywać. Oglądał na niebie zmagania myszołowa czy innego drapieżnego ptaka z wronami. Najwidoczniej, któreś z nich gniazda broniło, ale ni jak nie można było wyrozumieć, które. Ptaki to wznosiły się to opadały rysując przedziwne figury, a przy okazji tych tańców ogromny jazgot czyniły. Chwilę to trwało nim w końcu drapieżnik ucapił jedną z wron za skrzydło i nim inne w sukurs jej przyszły już pikowała jak kamień w stronę ziemi. Koroniarz za dobry znak to mając ochotnie do reszty dołączył. A widać było, iż pani Achmatowicz już fuczeć chciała – więc czas to był najwyższy.

Tak go to pochłonęło, iż nie widział jak reszta kompanii na przystań przybyła. Nie widział jak Sawa pośpiesznie szeptał do ucha Dymitryja jeszcze jakieś wieści. Nie widział również jak Litwin łypał na to z niezadowoleniem. Nie widział nawet jakie smakołyki Wołoszka zapakowała im na drogę. Ale jak mu się zdawało widział niechybny znak ich sukcesu.


Weszli na prom, który zdawał się być świadkiem niejednego wydarzenia. Jednocześnie przypominał starca chylącego się nad grobem, wybierającego w swoją ostatnią podróż. Koń Głodowskiego z niepokojem strzygł uszami jak go wprowadzał na sklecony z bali i desek rzeczny pojazd.

Przeprawa nad wyraz gładko poszła, pomimo tego, iż rzeka spokojna nie była. Wzburzona ostatnimi ulewami. Gdy konie kopyta na stepie postawiły zrazu spokojniejsze się stały. Po chwili natomiast radośnie zastrzygły uszami jakby wszystkim oznajmiając, iż i one gotowe do drogi są. Pożegnawszy się jak obyczaj nakazuje raz jeszcze podziękowali za gościnę i wzrokiem powłóczyli za powracającymi na drugi brzeg.

- Asan – zwrócił się do Litwina, ty sługiwałeś w lekkich znakach. To niechybnie i na śladów szukaniu się waść wyznawać musisz. Może byśmy odszukali miejsce przeprawy hultajstwa pierwej i ich tropem ruszyli?
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 12-06-2009 o 15:55.
baltazar jest offline  
Stary 13-06-2009, 21:21   #148
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Pytanie koroniarza przerwało parsknięcie Nuszyk. Tatarzynka wypluła skrawek twardawej kiełbasianej skórki i ruszyła w górę rzeki.
- A co tutaj tropić? Żyd ich podle brodu przy Czartowym Uroczysku widział. Tam jedźmy i tam ich śladów szukajmy... a nie przez całą drogę jak ta sobaka z nosem przy ziemi... Gdzie wam, Lachom, za tropienie się brać... Jakbyś koty iść w ordynku uczył...
Nuszyk pewnikiem i jeszcze jakowyś słodkości by mości Głodowskiemu poprawiła, ale zzieleniała na licu, nagły paroksyzm zgiął ją w pół w siodle, i Tatarzynka porzygała się rzęsiście, odchylając się z kulbaki, coby końskiego boku nie ubrudzić. Splunęła na koniec, a na trzymaną w dłoni kiełbasę z wielką podejrzliwością spojrzała, po czym w krze cisła. Na szlachciców jeno spode łba spojrzała.
- Nu i co wyślepiają się?
 
Asenat jest offline  
Stary 17-06-2009, 18:28   #149
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Eh ta niewiasta niczym, jaki zajadły giez uprzykrzać życie imć Godowskiemu za cel sobie obrała. Od rana samego widać było, że odkąd ich kompanijka ponownie się uszczupliła, aże żółć w niej się burzy.

Fakt faktem, iż pan Jerzy nigdy nadto uwagi do słów wypowiadanych przez chamstwo, łyczków czy żydowinów nie przykładał i tym razem inaczej nie było. Tedy nazw jakiś cholernych nie popamiętał, ale o jednym z tą przecherą przecie prawili. A ten sprośny handlarz rad powinien być, że go tak hojna nagroda spotkała.

- A może waćpani jak tak słabujesz to jakiego większego wywczasu zaznasz w gospodzie tego Kozaka i jak ta Wołoszka kobiecymi sprawami się zajmiesz. Bo widać, że gonitwy za hultajstwem to nie dla cię. A prawdziwym wojennikom słuszną sprawiedliwość dasz wymierzyć i o honor panienek zadbać.


Co powiedziawszy zaśmiał się sam ze swojej krotochwili ubódł konia ostrogami i pognał przed siebie. Dając się wierzchowcowi zmęczyć nieco, bo ten wypoczęty aż nadto niesfornym być się zdawał.

- Jedźmy!!
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 17-06-2009 o 18:31.
baltazar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172