Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2009, 17:08   #235
carn
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Wioska we mgle przy zejściu z Shiro Togashi, prowincja Yamatsuke, terytorium Klanu Smoka; wieczór trzeciego dnia miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.

Na Ogień i Wodę cóż to za nowe szaleństwo Los ustawił na jej ścieżce? Wioska potępionych? Cóż uczynili ci chłopi by narazić się na taką klątwę swego suwerena? Były to wszystko niewiadome, ale nie najistotniejsze: Dlaczego przeszli mieszkańcy tej wioski postanowili swe żale, prośby i klątwy skierować ku młodej Togashi? Kyoko łudziła się iż duchy atakują w ten sposób każdą napotkaną istotę żywą nie potrafiąc w swym szaleństwie rozróżnić ich od treści swych majak. Tylko czy wzywany przez nich z taką żarliwością suweren nie powinien mieć imienia? Wprawdzie chłop nigdy nie zwrócił by się do swego pana inaczej niż Mirumoto-sama ale czy wśród całej zawodzącej wioski nie powinna trafić się choć jedna bardzie zdesperowana dusza gotowa wykrzyczeć imię swego oprawcy? W końcu w historii istniał tylko jeden człowiek mieniący się tylko Mirumoto, ale na Fortuny, Kyoko nie zamierzała nawet wyobrażać sobie pierwszego z popleczników Kami Togashi jako posiadacza ziemskiego rzucającego klątwy na krnąbrnych poddanych. Poza tym cóż miało to oznaczać, nie licząc świadomości pogłębiającej się w umyśle dziewczyny paranoi? Nie była Mirumoto. Nie posiadała włości. Na dusze tej wioski w niebiańskim porządku była w zasadzie na poziomie tych ludzi. Zacisnęła dłoń na rękojeści miecza szukając samookreślenia. Nie pomogło. Nawet dla tego Daisho była jedynie powiernicą jeszcze długo, a może tak na prawdę nigdy, niezdolną do wypełnienia nałożonych na nie przyrzeczeń. Przed oczami stanęła mu twarz jednorękiego szaleńca, niegdysiejszego bohatera wojny z Klanem Lwa, który wręczając jej te miecze szydził z niej i jej dwóch dróg z których nie potrafiła żadnej odrzucić. On potrafił. Poświęcił dla swego talentu wszystko, zdrowie, przyszłość, sam talent, na honorze i chwale kończąc. Wrak, którego bawiło jej niezdecydowanie i drażniła gotowość do szukania innych niż jego ścieżek. Próbowała zaczerpnąć tchu by rozjasnić umysł lecz mroźne powietrze zamiast wspomóc okradało ją z kolejnych ochłapów ciepła. Należało odejść. Wprawdzie nie miała doświadczenia w radzeniu sobie z potepionymi duszami, ale jeśli duchy chciały czegoś tak niewielkiego jak jej odejście należało to zrobić. Być może przywiązane do tego miejsca nie zechcą podążać za nią...

Uciekaj, ty, która rozbudziłaś jego gniew!

Odeszła starając się nie słyszeć, co do niej wołają...
 
carn jest offline