Wątek: Wataha
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2009, 22:21   #501
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Ogień, choć palił niósł także oczyszczenie. Choć był siłą dogłębnie destruktywną, potrafił także nieść dobro. Ktoś kiedyś powiedział, że ogień jest jak chaos - może nieść pomoc lub szkodę w zależności od tego, kto nim operuje. W rękach niektórych mógł posłużyć do spalenia miasta, podczas gdy ten sam ogień innej osobie mógł pomóc w rozświetleniu mroku lub ogrzaniu posiłku. Ogień nie był więc ani dobry, ani zły. Był po prostu... ogniem. Jak wiele innych wartości nie mógł zostać bezpośrednio zakwalifikowany po jednej ze stron barykady. Dokładnie tak samo było ze sługami Ognistego Pana, który sam był niczym ogień. Byli dobrzy i źli, szlachetni i niegodziwi. Wszyscy byli po prostu... ludzcy. To właśnie dlatego przyszło w tej chwili Blackerowi umierać

Od dziecka marzył o czynach heroicznych, walkach z bestiami bądź ludźmi, w ochronie wyższego dobra bądź zwykłych jednostek. Nade wszystko chciał do końca pozostać człowiekiem, by gdy i jemu zabije dzwon móc umrzeć ze świadomością dobrze przeżytego życia. Pragnął nieśmiertelności, jednak nie jako istota żywa. Chciał przetrwać w pamięci innych, jako cząstka tych którym kiedyś zdołał pomóc. Był to powód, dla którego zdecydował się na tę walkę. Wiedział, że jego organizm wyniszczony klątwą oraz przygodami nie wytrzyma zbyt długo, zwłaszcza że od zawsze był słaby. Mógłby żyć dalej, zostawiając bestię na wolności tylko po to, by umrzeć niedługo później. Zamiast tego wolał walczyć w obronie tych wszystkich, którym czarnoskóry towarzysz mógłby zagrozić, nawet jeśli to oznaczało pewną śmierć. To był jego wybór, jego Wolna Wola

Rzucił się do ostatniego, desperackiego ataku, ignorując miażdżącą przewagę przeciwnika. Dirith wytrącił mu broń z ręki rozcinając mu dłoń, drugim sejmitarem rozcinając brzuch kapłana. Wciąż działająca magia lecząca nie mogła mu pomóc, ale uśmierzała ból i trzymała go jeszcze przy życiu. Jednak jego moc odchodziła wraz ze strumieniem wylewającej się z niego krwi. Blacker postąpił chwiejnie krok dalej i upadł na kolana, co wywołało jeszcze gwałtowniejszy krwotok. Kapłan chwycił się rękami za ranę, jakby starając się zatrzymać uciekające życie choć na chwilę. Nie robił jednak dlatego, że aż tak bał się śmierci. Po prostu czekał

Na cale szczęście Ulfger nie zmuszał go do zbyt długiego oczekiwania. Kapłan widział, jak zostawiając za sobą szkarłatną smugę krwi podpełzł do Diritha. Tego właśnie było mu potrzeba. Kapłan zebrał w sobie resztkę sił, by po raz ostatni wezwać do siebie Jego imię

- Niech... Twe... święte płomienie... oczyszczą mnie... w... ostatniej... godzinie

Wyciągnął rękę lekko do przodu widząc, jak drow przygotowuje się do przemiany. Chciał podpalić beczkę, jednak wraz z kolejną falą osłabienia płomyki pełzające nad jego dłonią zgasły. Ogarniał go chłód, pełznący powoli od stóp w górę, zostawiający za sobą kompletny bezwład. Był już pewien, że to koniec gdy w beczkę wbiła się strzała. Na jej końcu pełzały pojedyncze iskry, które choć niezdolne by podpalić taki ładunek dały kapłanowi szansę. Był zbyt słaby, by ponownie przywołać do siebie płomienie, jednak wystarczyło mu sił, by je podsycić. Z zadowoleniem obserwował, jak płomyk przepalił się do środka. Chwilę później powietrzem wstrząsnęła potworna eksplozja. Ciało kapłana, który był najdalej od epicentrum zostało miotnięte niczym szmaciana lalka. Przeleciał kawałek w powietrzu, po czym uderzył w ziemię. Przeturlał się jeszcze kawałek i znieruchomiał, uderzając plecami o drzewo. Jeszcze tliła się w nim iskierka życia, podtrzymywana przez moc Ognia. Jedno ocalałe oko wpatrywało się po raz ostatni w niebo. Bał się opuścić wzrok, nie chcąc zobaczyć krwawego ochłapu jaki pozostał w jego ciała. Resztki szaty tliły się jeszcze, jakby Pan towarzyszył mu w ostatnich jego chwilach. Na ten widok Blacker uśmiechnął się po raz ostatni, po czym z wyraźną ulgą zamknął oko, oddając życie
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline