Jak na kogoś po raz pierwszy siedzącego przed konsolą działa Alexander radził sobie całkiem dobrze. Wprawdzie pierwszy strzał chybił i uderzył w piach przy stworze pozwalając mu się odrobinę zbliżyć do biegnących wyraźnie ostatkiem sił, całych okrwawionych Amxa i Bru. Za to drugi, wycelowany precyzyjnie trafił dokładnie w odwłok ohydnej istoty. Fontanna czarnego mięsa i posoki trysnęła na wszystkie strony. Niestety fala wybuchu zmiotła z nóg uciekających człowieka i voroxa. Tarcza inżyniera zabłysła, ale chyba nikomu z nich nic się nie stało.
Andiomene wzniosła kciuk w uznaniu i zawołała do chłopaka:
- Teraz biegnij do wyjścia. Otwieram platformę ładowni!
Sunne wstał od konsoli i rzucił się bez słowa do hangaru. Dobiegł do maszyny akurat w momencie, kiedy otworzyły się drzwi i zobaczył biegnące za uciekającymi towarzyszami potwory. Wycelował w środek zbiorowiska i wypalił.
Na początku nieco odrzuciło mu ręce do tyłu, ale po chwili przyzwyczaił się i zaczął razić chodzące trupy z całkiem niezłą skutecznością. Tym bardziej, że obsługiwał coś takiego po raz pierwszy w życiu.
Strzelał aby zabić - o ile te potwory nie były już martwe, na co dość dosadnie wskazywał ich wygląd. Nie zwracał uwagi na latające wokół kończyny i organy, które kiedyś należały do ludzi. W normalnych okolicznościach by się porzygał, ale teraz strzelał niemal bez przerwy, rozrzucając po ziemi kolejne chmary zombiaków.
Widząc przyjaciela najwyraźniej w całości Andiomene odetchnęła z ulgą. Niestety nigdzie nie mogła wypatrzyć pozostałych dwóch członków ekspedycji. Obniżyła lot i nakierowała otwierającą się śluzę statku na powstających uciekinierów. Zwolniła do niezbędnego minimum.
Sunne wstrzymał na chwilę morderczą serię, dając czas Bru i Amxowi na wczołganie się na Roriana, po czym wznowił ostrzał. Nie zamierzał przerywać dopóty, dopóki stał na nogach chociaż jeden z potworów.
Gdy tylko Rot i Vorox opadli bezpiecznie na pokład, przyśpieszyła. Nie wzniosła jednak statku wyżej kierując się lotem ślizgowym na wysokości trochę ponad metra nad powierzchnią, uderzyła w biegnące stwory. Kawałki zgniłego mięsa niczym fontanna zaczęły rozbryzgiwać na wszystkie strony. Obryzgując kadłub posoką. Nie zwracała uwagi, że niektóre kawałki stworów wpadały do środka, z tymi rozprawiał się Hawkwood cały czas strzelając z karabinu.
Włączyła interkom:
- Co z resztą? - zapytała ciężko oddychającego inżyniera. lecąc nisko kierowała się prosto do zniszczonego frachtowca. |