Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2009, 20:34   #102
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Nasi bohaterowie, między którymi wzajemne relacje i więzi zaczynały być coraz mocniejsze lub coraz bardziej pogmatwane, tym razem nie zastanawiali się długo nad decyzją, co do dalszego postępowania. Najrozsądniejszym wyjściem, zważywszy na raczej nie najlepszy stan zdrowia dwojga spośród trójki wojowników, zdawało się być jak najszybsze opuszczenie mrocznych korytarzy.
Z tego co zdążył zaobserwować Falkon, a wcześniej wyśledził maleńki chowaniec Erytrei, w grotach kryło się prawdopodobnie sporo orków. Może nawet całe plemię? Walka z nimi wydawała się więc mało rozsądna.
Wszyscy byli więc zgodni: Należało jak najszybciej powrócić do osady przy kopalni i ostrzec tamtejszych mieszkańców o czającym się tak niedaleko niebezpieczeństwie.
W tym czasie Eliot kierowany bliżej nieokreślonym wewnętrznym przymusem podszedł do drzwi, którymi weszli do grotu orków i upewniwszy się, że wszystkie rzeczy towarzyszy zostały przeniesione do jej wnętrza, zamknął je ostrożnie. Usłyszał charakterystyczne klikniecie zamykającego się zamku. Widocznie był zatrzaskowy czy jak to się tam nazywa, zwykły mechanizm, pomyślał młody czarodziej. Gdy jednak zobaczył jak okruchy skalne unoszą się w górę i łącząc ze sobą odtwarzają znajdującą się tu niedawno skałę, że uczucie które nim kierowało miało coś wspólnego z wszechobecną w jaskiniach magią. Jednocześnie kawałek dalej, w skale pojawiło się pęknięcie i niewielka nisza, a w niej ozdobny kuferek z misternym zamkiem. Czarodziej doszedł do wniosku, że oglądanie jego zawartości można odłożyć na inny moment i wrzucił całość do swojej torby.


W drugiej jaskini, po pobieżnym jej przejrzeniu poszukiwacze znaleźli miejsce przez które bez problemu można się było wydostać na zewnątrz. Znajdowało się ono niecały metr od brzegu wody, a akwen w tym rejonie nie był głęboki. Szerokość była na tyle duża, ze nawet krasnolud mógł się prze niego przecisnąć, a trzy półki skalne ustawione obok siebie na różnych wysokościach, pozwalały na dogodne wspięcie się do niego. Stanięcie na ostatniej umożliwiało dorosłej osobie wystawienie głowy na zewnątrz. Skalne występy nie były jednak zbyt szerokie i jednocześnie mogły na nich przebywać zaledwie dwie osoby.
Tropicielka i łotrzyk postanowili jako pierwsi zrobić rekonesans na zewnątrz. Wyjrzeli ostrożnie, ale na zewnątrz nie zauważyli niczego ani nikogo podejrzanego. W sumie jednak, jak uświadomiła sobie tropicielka, która zdążyła nieco poznać zwyczaje tych stworzeń, w czasach swojej służby wojskowej, nie było w tym właściwie nic dziwnego: Orki nie lubiły przecież światła słonecznego i jeśli nie musiały, nie wypuszczały się podczas dnia po za obręb swoich siedzib.

Za to widok na wprost był tak oszałamiający, że aż powodował uścisk w sercu, zwłaszcza w duszy tropicielki wrażliwej na piękno natury. Woda z wnętrza jaskini, wylewająca się na zewnątrz, utworzyła u stóp góry jezioro, w którego przejrzystej tafli odbijały się, otaczające je z wszystkich stron góry. Sądząc po przejrzystości klimatu i wyczuwalnej w powietrzu rześkiej aurze niedawno przeszła tedy gwałtowna burza z piorunami, a teraz wyłaniające się zza chmur słońce utworzyło jeden z najpiękniejszych widoków jakimi natura potrafi obdarzyć patrzących – tęczę. Dodatkowo odbita w wodzie kolorowa łuna, tworzyła przed oczami widzów prawie idealny okrąg.


W końcu oderwali wzrok od tego zjawiska i popatrzyli na siebie. Chwila wspólnie przeżytego pokazu piękna wywołała na ich twarzach radosny uśmiech.
Gdy jednak popatrzyli za siebie uśmiech ten zniknął w mgnieniu oka. Zrozumieli jednocześnie dlaczego nikt z kopalni nie miał pojęcia o mieszkającym niedaleko plemieniu. Choć droga przez górę w tę stronę zajęła poszukiwaczom zaledwie kilka godzin marszu, patrząc na skalną ścianę za swoimi plecami, Martha i Falkon nie mieli żadnych wątpliwości, co do tego, że droga powrotna zajmie im zdecydowanie więcej czasu.


Wysokie na kilkaset metrów i prawie idealnie pionowe urwisko było praktycznie nie do pokonania, nawet dla w pełni zdrowych i silnych ludzi. Natomiast z ich drużyny, dwoje miało poważne rany, raczej uniemożliwiające pokonanie tej przeszkody, a dwoje nie wyglądało na dostatecznie silne i sprawne fizycznie jednostki by sprostać temu zadaniu nawet w pełni zdrowia.
Dziewczyna odezwała się pierwsza:
- Chyba będzie trzeba je obejść – popatrzyli na jakby przeciętą na pół górę, która ciągnęła się nieprzerwanie w każdym kierunku na kilkadziesiąt kilometrów.
- Ominięcie tego cholerstwa zajmie nam kilkanaście godzin nieprzerwanego marszu, a do zmroku pozostało ich kilka. Niezależnie w jaką stronę ruszymy, musimy wtedy poszukać kryjówki, a po drodze powinniśmy dobrze zacierać ślady – Odpowiedział łotrzyk – Prędzej czy później orki odkryją jatkę w tej jaskini i będą szukać sprawców. Obyśmy byli wtedy daleko.
Martha popatrzyła uważnie na wodę:
- Brzeg jeziora wygląda na dość płytki, może powinniśmy iść wzdłuż niego? Przynajmniej przez jakiś czas. To powinno skutecznie zatrze nasze ślady.

Mężczyzna pokiwał głową. Nie było już nic do dodania, więc wrócili do reszty i zrelacjonowali swoje spostrzeżenia. Przystali na plan tropicielki, na wszelki wypadek cały czas rozglądali się za siebie czy nikt ich nie zauważył. Po około godzinie zdecydowali jednak, ze lepiej nie ryzykować pozostawania na odkrytej przestrzeni i skryli się w cieniu pionowej skały. Martha oglądała ją cały czas uważnie, wypatrując jakiejś dogodnej ścieżki, lub jaskini, w której można by poszukać schronienia przed nocą i ewentualnym pościgiem.

Słońce zniknęło za jednym ze szczytów i mrok nadciągał nieubłaganie. Znad jeziora napłynęła mgła, która skryła uciekinierów. W końcu dziewczynie udało się wypatrzyć coś co z dołu wyglądało na pieczarę. Wejście do niej znajdowało się na wysokości około dwudziestu metrów i nie było zbyt szerokie, a podejście dość strome. W przypadku ataku można by się stamtąd dość skutecznie bronić.
Z pewnym mozołem, prowadzeni i instruowani półgłosem przez idąca przodem tropicielkę, bohaterowie w końcu wspięli się na niewielka półkę przed pieczarą.
Zapadła już całkowita ciemność.
Nie chcieli rozpalać ognia by nie zdradzić swej obecności, a ponieważ we wnętrzu panowała całkowita ciemność, na zwiad wyruszyli widzący bez problemu w ciemności krasnolud, i Falkon wyposażony w niezwykły gnomi wynalazek, dający mu podobne właściwości. Pieczara okazała się dość duża i pusta, ale prawdopodobnie była zamieszkała, bo pod jedną ze ścian zobaczyli porozrzucane kości, a na niektórych całkiem jeszcze świrze kawały mięsa.

Stojący na platformie skalnej poszukiwacze z niecierpliwością wyczekiwali na relacje zwiadowców, gdy wyczulony słuch Marthy wyłowił jakiś niepokojący dźwięk. Odwróciła się i kilka metrów przed sobą zobaczyła błyszczące żółte ślepia. Westchnęła i wolnymi ruchami zaczęła nakładać strzałę i napinać cięciwę. Bestia zmrużyła oczy, a kobieta w pełni zobaczyła jej potężny kształt, zbliżający się w długim skoku.
W tym momencie drugie zwierzę skoczyło na plecy niczego nie podejrzewającej czarodziejki i przycisnęło ją do ziemi. Erytrea nie zdołała nawet krzyknąć, bo uderzając głową w skaliste podłoże straciła przytomność.
Araia, Lurien i Eliot z przerażeniem zauważyli jak potężne szpony wbijają się w kruche ciało kobiety, a rozwarta i ukazująca pełnie swego uzębienia, wielka lwia paszcza pochyla nad jej odsłoniętą, delikatną szyją.

 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 13-06-2009 o 20:37.
Eleanor jest offline