Samael rzucił ciekawy pomysł ale do realizacji mu się nie spieszyło. Isendir namacał się drzew i posągów i teraz odpoczywał. Nizzre kończyła swoje rozważania na temat śmierci drowa. Wiedziała, że miała na to czas, całe życie. Teraz postanowiła nie udawać pomocnej tylko się polenić. Wlazła na grzbiet Fufiego i rozwaliła się, wyciągając nogi i przeciągając się, drapiąc pieszczotliwie włochaty odwłok jedną ręką. Fufi popiskując kręcił tyłkiem, co sprawiało że elfka miała przy okazji wielki, spasiony, włochaty fotel na biegunach.
- Aaah, to jest życie!
– zachichotała, przeciągając się znów.
Kall`eh poleciał do kopalni, błysk w jego oczach wskazywał że karzeł był w swoim żywiole. Elfka nie mogła narzekać, czulą się dobrze i bezpiecznie w tym pięknym lesie.
- To jak, Samaelu? Będziesz oficjalną delegaturą do goblinów? – zagadnęła.
Kątem oka obserwowała wilkołaka. Ten to był dopiero dziwny gość. Nizzre miała straszną ochotę poznać go bliżej. Na swój elficki sposób.
- Mogę spytać o coś osobistego? – zaczepiła go z figlarnym uśmieszkiem. – Zdradź mi proszę, któryż to dzielny krawiec pokusił się o uszycie pasiastych gaci wilkołakowi?
Miała ochotę na drobną żartobliwą kłótnię z wilczkiem. Taką bez latających noży tym razem, taką jeden na jednego. Kolejny będzie oczywiście najbardziej intrygujący z całej gromadki, tajemniczy Uzjel. Ale do tego musiała się jeszcze przygotować.