Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2009, 13:32   #100
Aveane
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Po krótkiej rozmowie z Maten Mago przeprosił grzecznie Babcię Danusię i poszedł w kierunku Morvina. Stanął przy nim, skrzyżował ręce na piersi i zaczął tupać nogą. Brew chłopaka powędrowała w zdziwieniu do góry. Chłopak nie wiedział czy ma się bać, czy cieszyć z odwiedzin małego znajomego.
- Cześć..? - bardziej zapytał niż przywitał niziołka.
- Powiedz mi jedno - rzekł Mago bez przywitania. - A raczej wyobraź sobie. Siedzi sobie spokojny niziołek przy stole w karczmie. Nagle przychodzi pewien krasnolud i stawia mu piwo, tłumacząc to uratowaniem życia jego - krasnoluda podopiecznego przez niego - niziołka. Widzisz to?
- Chyba nawet dość dobrze - powiedział ciągle zmieszany Morvin, na którego Leatherleaf spojrzał spode łba.
- A jak się taki niziołek może czuć?
Chłopak podrapał się po nosie i powiedział, a właściwie po raz kolejny zapytał.
- Nieszczęśliwy, bo nie lubi piwa, a głupio mu było odmawiać?
Na te słowa Mago westchnął ciężko, pokręcił głową, a na jego usta wstąpił uśmiech. Po chwili siedział już na podłodze obok posłania Morvina, zanosząc się cichym śmiechem.
- Lepiej powiedz, kto jeszcze wie - powiedział po chwili.
- Znając Dazzaana? To pewnie cała wioska. On zawsze mówi, że czyny, a nie słowa są najważniejsze, choć zdaje mi się, że to nie są tylko jego słowa. W każdym razie, jak tylko ktoś zrobi coś… godnego w jego oczach na uznanie, to daje odczuć to wszystkim Południowcom. Tak samo jest, jeśli z czymś się wybitnie nie zgadza.
Jego rozmówca schował twarz w dłonie, opierając łokcie na kolanach. Spojrzał na chłopaka między palcami.
- Jesteś niemożliwy, chłopie.
- Ale co ja znowu zrobiłem? Widać, że nigdy Stalowy But nie brał Cię na spytki – zawołał Morvin z wyrzutem.
- A sądzisz, że miał powody?
- Myślę, że nie. Mnie brał dzisiaj rano. On jest straszny jak się uprze, wierz mi.
- Dobra, nic się nie stało – niziołek machnął ręką. – Jakoś to wszystko zniosę. Powiedz lepiej, jak się czujesz.
- Lepiej - strażnik westchnął. - Ja chciałem już dzisiaj wstać, tego samego chciał kapitan. Wiesz, magia potrafi naprawdę zdziałać cuda, a ja czuję się znacznie lepiej. Jednak Matka Fiara nie pozwoliła mi się ruszyć.
- Nie pozwoliła? Przecież Ty się zmarnujesz, leżąc w miejscu. Poza tym gdzie byłoby Ci lepiej niż w domu z rodziną?
- W domu? Ja myślałem raczej o służbie. Choć fakt, Katie nie pozwoliłaby mi jeszcze iść na wartę, ale wolałbym dom niż mury tego przybytku.
- Służba - syknął przez zęby - poczeka. Szanuj czas i formę, owszem. Ale zdrowie jest ponad tym, pamiętaj.
Chłopak pokręcił głową zrezygnowany.
- Mówisz zupełnie jak Matka Fiara
- No to Matce Fiarze trzeba będzie pogratulować rozsądku - szepnął, po czym się roześmiał. Zamilkł po chwili, uciszony - drugi dzień z rzędu - gniewnym syknięciem kapłanki. Morvin znowu pokręcił głową z lekkim uśmiechem.
- Słuchaj, ten drugi, co mnie uratował. On jest trubadurem, prawda? Nie wiesz, czy umie pisać... wiersze? - zapytał cicho, lekko się rumieniąc.
- Rulius? Tak, chyba umie. Tak mi się przynajmniej wydaje - w oku Mago pojawił się wesoły błysk. - A dla kogo?
- Eeeee... - chłopak zarumienił się jeszcze bardziej i spuścił wzrok - powiedzmy, że dla tej, która mnie nigdy nie dostrzega.
Nachylił się do chłopaka.
- Nikomu nie powiem, a może jakoś nawet uda mi się pomóc - mrugnął porozumiewawczo. Oczy Morvina zrobiły się wielkie i pojawił się w nich błysk.
- Dobrze, będę Twoim dłużnikiem, jeśli mi jakoś pomożesz. Ta dziewczyna nazywa się... - imię wybranki powiedział niziołkowi na ucho. Wielkość oczu chłopaka była niczym w porównaniu z tym, co stało się z oczyma niziołka. Wpatrywał się zdziwiony w chłopaka, kącik ust mu drgał.
- Wiesz... co?... Ja... tu chyba... eee... nie... yyy... pomogę... Przynajmniej nie bezpośrednio - zatarł dłonie. - Ale to i owo mogę podłapać o niej.
- Będę Ci bardzo wdzięczny. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy – nawet nie zwrócił uwagi na jąkanie niziołka i jego podenerwowanie. Nie wiedziałem, że miłość jest aż tak ślepa - zaśmiał się w duchu. Przed oczyma pojawił mu się widok dziewczyny o brązowych oczach, długich, brązowych włosach i przepięknym uśmiechu.
- Możliwe, że wiem - wyszczerzył zęby. - Słyszałem, że kilkoro ludzi zniknęło - rzucił jakby od niechcenia, dla podtrzymania jakiegoś tematu. Twarz sierżanta się odmieniła. Zrobiła się szara i smutna.
- Tak. To dobrze, że już wiecie. Kapitana strasznie to niepokoi. W połączeniu z gnollami wygląda to naprawdę źle.
- Co o nich wiesz? O tych ludziach?
- Totalnie przypadkowe osoby. Raczej ze sobą niepowiązane. Poza zniknięciami łączyło ich jedno. A właściwie dwójkę z nich. Dziwna choroba na dzień przed zniknięciem. Osłabienie, krew z nosa, dziwne i krwawiące chrosty na cały ciele. No i majaki. Z tego, co się też domyślamy, wszyscy znikają w nocy.
- Co za dwójka? – spytał Mago, starając sobie przypomnieć otrzymaną od burmistrza listę.
- Objawy tej choroby na pewno pojawiły się u pana Betza, naszego kowala, oraz u takiej starszej sklepikarki. Jak ona się nazywała? A właśnie, Renna "Fasolka".
- Nastarsi z zaginionych – szepnął niziołek po chwili ciszy. - Różne statusy społeczne. Dlaczego oni, a nie inni?
- Dobre pytanie. Zwróć tylko uwagę, że nie wiemy na przykład, czy zaginięcie Starego Lolo, czy choćby pana Vogela, mają jakiś związek. Ta dwójka bowiem była samotna. Za to pani Wietrzyk często znikała na trzy, czasem cztery dni. Nie wiemy więc, co się z nią stało i gdzie jest. To, że ta trójka zaginęła, mogliśmy się dowiedzieć nawet kilka dni po zajściu, prawda? Dlatego taka ciężka jest ta sprawa.
- I do czego to prowadzi? A burmistrz? Jak zareagował na to?
- Przestraszony, jak zwykle. Gdyby nie kapitan i Matka Fiara, to by nigdy nie wysłał ludzi z ogłoszeniem, że potrzebni są najemnicy. Przepraszam za to określenie - powiedział szybko, gdy zorientował się, co powiedział.
- Za najemników? Nie ma problemu, przecież nimi jesteśmy – odparł z uśmiechem.
- Ale jesteście znacznie inni, niż ci znad jeziora. Ci, którzy przybyli tu szybciej.
- Każda nowa grupa, jaką spotkasz, będzie inna. Inna od nich, od nas. Coś nas jednak łączy, tak samo, jak coś łączy te zaginione osoby. Tylko co?
- Nie mam pojęcia. Poza faktem, że zaginęli i wszyscy są mieszkańcami Dębów.
- Musi być coś głębiej. Musi! Powiedz mi coś o kapitanie, o jego stylu – poprosił po kolejnej chwili ciszy.
- O jego stylu? Nie za bardzo rozumiem, co masz na myśli. Wiem jedno. Jest twardym i nieustępliwym wojownikiem, mającym mocne poczucie wartości. Uważa, że jedynie przez czyny można pokazać swą prawdziwą wartość. Jestem też pewien, że w obronie swych ideałów, jak i mieszkańców Dębów byłby w stanie ryzykować życiem.
- A potrafi zachowywać się cicho? Naprawdę cicho?
Morvin parsknął śmiechem, gdy usłyszał słowa Mago.
- Dazzaan i ciche zachowywanie? O nie, to raczej jego przeciwieństwo. Nie potrafi siedzieć cicho, gdy idzie słychać go z daleka, nie ważne czy to las czy środek miasteczka.
- Cholera jasna... Potrzebuję osoby pewnej, cichej i stąd...
- Może, któryś z myśliwych? – zaproponował. - A co Ci chodzi po głowie?
- Nocny spacer, kolejny.
- Kolejny? - mężczyzna zmrużył oczy - W dalszym ciągu nie rozumiem.
- Wczoraj zrobiłem sobie nocny spacer po okolicy, taki bezcelowy - wyjaśnił. - Tym razem będę miał cel.
- Rozumiem - oczy chłopaka zajaśniały nagłym blaskiem - A może ja?
Szare oczy wpatrywały się podejrzliwie w leżącego.
- A jesteś w stanie? Nie chce, żeby coś Ci się stało.
Nie chcę, żeby Katie miała mi to za złe.
- Ja jestem w stanie iść nawet teraz. Pytanie czy mi Matka Fiara pozwoli. A czemu nie weźmiesz kogoś z towarzyszy?
- Potrzebny mi ktoś, kto zna to miejsce. Kogoś z towarzyszy też pewnie wezmę, chociaż nie chcę, żeby to się rozeszło
- Rozumiem. Czyli ja odpadam, bo musiałbym powiedzieć Matce Fiarze, żeby mnie zwolniła. Proponuję więc którego z myśliwych. Najlepiej z tej grupy, która poszła z kapitanem teraz. Tam są jego najbardziej zaufani ludzie.
- Jeśli się wypiszesz do domu, to się nie rozejdzie.
- Matka Fiara ma zamiar mnie puścić dopiero jutro wieczorem, albo jeszcze później. Postaram się jednak to załatwić.
- Wiesz, gdzie mnie szukać - z uśmiechem wstał, otrzepał spodnie i ruszył w kierunku Babci, która kończyła nieziemsko krótką rozmowę ze wspomnianą Fiarą. Chłopak tylko kiwnął głową z uśmiechem, na potwierdzenie, że wie. Mago zrównał się z wychodzącą kobietą.
- Kierunek: Ferdi, tak?
Babcia tylko kiwnęła głową w ciszy.
- Tyle jeszcze osób, tyle ciemności – westchnął cicho. – Tyle nieznanych ścieżek, którymi trzeba podążyć.
 
Aveane jest offline