Idąc przez pola Alemir nie spodziewał się gdziekolwiek dojść. Ot poszedł by zabić czas. Jednak doszedł do czegoś i wyglądało to na co najmniej interesujące.
Zabójca podszedł do stołu i dotknął jednego z symboli – zaświecił słabo i zgasł. Zrobił to samo z innym symbolem, który zareagował w identyczny sposób. Przypominało to trochę zbiornik z wodą – kiedy dotknie się jej powierzchni, reaguje by po chwili wrócić do stanu poprzedniego.
Było to o tyle interesujące, co denerwujące. Alemir dotykał symbolów jeden po drugim nie mogąc znaleźć żadnej zależności – wszystkie świeciły na ten sam, bladoniebieski kolor. W końcu z frustracji uderzył pięściami w stół, jednak tylko go dłonie rozbolały. Rozejrzał się.
- Hmm… kamienie. – stwierdził spostrzegawczo, po czym zaczął je liczyć. – 1…2…3…10…19…31. Cóż to za dziwna liczba? A może źle policzyłem?
- 1…2…3…9… źle! – potrząsnął głową i zaczął od początku. – 31. Co może oznaczać ta liczba?
Nie mogąc dojść do żadnego konstruktywnego wniosku, Alemir wskoczył na stół i położył się na nim podziwiając błękitne , prawie bezchmurne niebo. Wyjął jabłko i zaczął je jeść.
Kiedy skończył, rzucił ogryzek w bok i z braku lepszego zajęcia, obserwował jego lot. „Pocisk” odbił się od jednego z kamieni wywołując chwilowe świecenie w jego symbolu.
Zabójca wstał nagle i podszedł do kamienia.
- No jasne! – krzyknął po chwili. – Kretyn.
Wtedy zaczął szukać na stole symbolu bliźniaczego do tego na kamieniu – nie było to trudne, bo te na stole zasadniczo różniły się kształtem.
Dotknął obu symboli i… odskoczył upadając przy okazji, bowiem z symboli wystrzeliły promienie łączące się ze sobą a zabójca stał na ich drodze – wolał nie dowiedzieć się co by się stało gdyby nie odskoczył.
Kiedy jasnoniebieskie promienie połączyły się, wzmocniły kolor i ani myślały zgasnąć. Alemir, zadowolony ze swego dzieła, dotknął następnego w kolejności kamienia i jego bliźniaczego symbolu na stole.
Jednak efektem było zgaśnięcie poprzednio „zapalonych” znaków.
- No tak. Kretyn. To nie mogło być aż tak proste. – stwierdził. – 31… co może oznaczać ta liczba… hmm… hmm?
Zabójcy przyszło nagle do głowy, że to może być czysta matematyka, a nie symbolika. Zaczął więc ustawicznie myśleć, sprawdzając różne kombinacje numerów kamieni, lecz za każdym razem promienie w końcu gasły.
Po wielu próbach chciał się poddać i znów położyć na kamieniu, lecz wpadł na nowy pomysł.
- Niech stracę… jedna więcej porażka nie zaszkodzi. – stwierdził i zaczął zapalać kamienie. – 1…3…7…15…31.
Szczerze zdziwiony, że gdzieś po drodze kamienie nie zgasły, obserwował co się zaczęło dziać. |