Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2009, 00:18   #7
Suarrilk
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
Opuściwszy siedzibę ambasadora Borysa Afanasjewicza Pitnikowa, Nastia skierowała swe kroki do najbliższego płatnerza. W myślach już krzepko osadziło się i głęboko zapadło w pamięć nazwisko rezydenta w Averheim, na wypadek, gdyby potrzebowała pomocy, gdy dotrą tam razem z wyprawą. Młoda kobieta nie zawierzała pergaminom. Teraz jeszcze pozostawało jej sprzedać bezużyteczną szpadę. Niósł ją, owiniętą w jedwab, służący, Fieofan.


Fieofan, człek sędziwy i przygłuchy, był jednym z ludzi jej matki, która nadal łudziła się, że uda jej się wydać nieposłuszną córkę za mąż za odpowiedniego kandydata, toteż zamartwiała się o cnotę Nastii dniami i nocami. Co prawda, wedle jej pojmowania przyzwoitości powinna była raczej Nastia wyruszyć w podróż z Jarska z co najmniej trzema służkami oraz starą niańką, lecz dziewczyna skutecznie jej to wyperswadowała. Na Fieofana przystała tylko dlatego, że był absolutnie pozbawionym własnej woli człowiekiem, a poza tym niezmiernie wygodnie jest mieć służącego pod ręką.

Do Nuln dotarła kilka dni temu i nie znała miasta zbyt dobrze, niespecjalnie zresztą jej zależało na zwiedzaniu go. Pozostawiła Fieofanowi zorientowanie się w topografii i odnalezienie właściwego warsztatu. Nie zabawiła w nim długo – ku swemu zaskoczeniu, nie musiała się nawet targować, dostała za broń więcej, aniżeli była warta, a płatnerz nie odrywał łakomego wzroku od Nastii, co zaobserwowała z rozdrażnieniem. Potraktowała go wyniośle i z rezerwą, jak wszystkich niższych od niej stanem, cały czas trzymając dłoń na rękojeści rapiera, spoczywającego spokojnie w drewnianej, lakierowanej pochwie, na której wyraźnie wyróżniał się rodowy herb Miedwiediewów – srebrny niedźwiedź na niebieskim polu.


Niedźwiedź zdobił także dłoń młodej kobiety - rodowy sygnet w kształcie głowy niedźwiedzia wykonano z czystego srebra, na miejscu oczu osadzono dwa niewielkie rubiny. Biżuterii dopełniał srebrny medalion, wyobrażający Ursuna, boga-niedźwiedzia. Ród, którego nieodrodną córką była, słynął ze swej dumy, buńczucznie postawił u swych korzeni niedźwiedzia i chełpił się wręcz tą rodzinną legendą. Pokolenia Miedwiediewów czciły Ursuna, czciła go i Nastia. Z tym większą zaciętością tu, na obcej ziemi, w granicach Reiklandu. Teraz też wróciła do wynajętego pokoju, by pomodlić się przed ikoną, wyobrażającą Ursuna w ludzkiej postaci, o powodzenie wyprawy. Następnego dnia czekała ją konfrontacja z innymi członkami wyprawy, a przede wszystkim – z samym Bauholzem. Ciekawiło ją, jakim jest człowiekiem...

Dzień rozpoczął się deszczem. Utriennij dożd’, diewiczij gniew i pliaska staroj baby – szto rosa na woschodie sołnca[1], jak mawia się w Kislevie. Jedyne, co w związku z deszczem najmocniej irytowało Nastię, to fakt, że jej czarne loki skręciły się jeszcze mocniej.


Kobieta wstała rozdrażniona i przybyła na spotkanie organizacyjne w dość mrukliwym nastroju, gotowa naskoczyć na pierwszą osobę, która w jakikolwiek sposób da jej powód do wyładowania na nim złości. Zważywszy na pochodzenie i obcy akcent, który wyróżniał ją spośród zebranych, spodziewała się, że nie będzie musiała długo czekać. Ku swemu zaskoczeniu, miast kozła ofiarnego spotkała rodaka. Kiedy w przejściu popchnął ją wysoki mężczyzna, ręka błyskawicznie powędrowała do rękojeści, a gniew błysnął w brązowych oczach.
- Jak chodisz, podliec – warknęła, przeciągając w charakterystyczny sposób akcentowane „o”. Nieznajomy obrócił w jej stronę przystojną twarz z czarnym wąsem, unosząc brew na widok wyhaftowanego na kaftanie herbu.
- Miłosti proszu, gosudarynia[2] – odezwał się nieoczekiwanie po kislevsku, kłaniając się jej w pas. Wyprostował się i podkręcił wąsa. Aha. Kozak. Oni wszyscy są pozbawieni jakiejkolwiek ogłady, co do jednego – ochleje i zabijaki. W tym najgorszym znaczeniu. Ten jeszcze przynajmniej stwarzał pozory, że ma resztki dobrych manier. Przyjrzała mu się, aż uśmiechnął się zuchwale.


Nie spodziewała się spotkać tu, w tym domu, rodaka, musiała to przyznać. Była tak zaskoczona, że aż pozwoliła mu na bezczelną poufałość, jaką było chwycenie jej dłoni i złożenie na jej grzbiecie głośnego pocałunku. ~O gospodi[3], mam nadzieję, że się nie rumienię~, przebiegła przez jej głowę przerażona myśl. Dłoń silniej zacisnęła się na rękojeści.
- Barysznia[4], pozwólcie, że się przedstawię. Michaił Piotrowicz Niekrasow. Jeszcze raz najmocniej proszę o wybaczenie karygodnego zachowania – szastnął czapką o ziemię, nadal mówiąc po kislevsku. Uniosła brew, ale skinęła wspaniałomyślnie głową. Może i był z pospólstwa, ale jako jedyny prócz niej Kislevita w groteskowym towarzystwie, jakie zdążyła do tej pory zaobserwować, zyskał sobie jej tymczasowe zainteresowanie. Cóż, z pewnością będzie ciekawszym towarzyszem od Fieofana.
- Anastazja Osipowna Miedwiediewa – przedstawiła się, wyprostowując z dumą i rzucając harde spojrzenie na wypadek, gdyby ktoś śmiał obrazić dobre imię rodu Miedwiediewów. – Lecz możecie zwracać się do mnie per Nastia Osipowna – oznajmiła łaskawie. Poranne rozdrażnienie zmieniło się raptem w mieszaninę zaciekawienia, rozbawienia i chęci rozerwania się. Któż mógł być w tej chwili lepszym towarzyszem, aniżeli szarmancki Kislevita. Oczywiście, nie dała tego po sobie poznać, pozostając cokolwiek wyniosłą i oficjalną. Niekrasow wziął ją pod rękę i poprowadził do stołu, nie przestając sypać komplementami, a przede wszystkim – opowiadać o sobie. Nastia głównie milczała, wtrącając się z rzadka do jego monologu, a chwilami śmiejąc się uprzejmie z jego żartów. Ich konwersację, którą przez cały czas prowadzili w rodzimej mowie, przerwało wejście pracodawcy i jego podwładnych czy też wspólników, kobieta nawet tego nie wiedziała. Wysłuchała przemówień, wpierw Bauholza, potem Bretończyka, a wreszcie wypowiedzi poszczególnych członków przyszłej wyprawy. Dostrzegła uśmiech tego przystojnego Ostlandczyka, nawet odpowiedziała mu skinieniem głowy. Zmarszczyła brwi na wieść o warunkach zapłaty. Jakże to, nawet noclegu im nie opłacą? Cóż to za ekspedycja naukowa? Już chciała się odezwać, gdy raptem Niekrasow mrugnął nonszalancko w jej stronę – poczuła, że nie wróży to niczego dobrego – podniósł się z krzesła, skłonił zebranym, po czym rzekł donośnie:
- Michaił Piotrowicz Niekrasow, do usług, warunki wyprawy są dla mnie do przyjęcia, na koronie mi nie zależy, a jedyne, co chciałem powiedzieć, dedykuję tej oto pięknej pani – szerokim gestem zatoczył ramieniem poziomy łuk w powietrzu, wskazując na Nastię. Na szczęście, była na tyle obuczona etykiecie i na tyle dobrze wiedziała, jak się zachować, że nie okazała po sobie wielkiego zażenowania, w jakie wprawiły ją jego następne słowa. A brzmiały jak następuje:
- Ja pomniu cz’udnoje mgnowienije, pieriedo mnoj jawiłas’ ty, kak mimoliotnoje widienije, kak gienij czistoj krasoty![5]
Jedyną oznaką, że Nastia najchętniej zapadłaby się w tej chwili pod ziemię, była nagła bladość, jaka wystąpiła na jej oblicze. Niekrasow zasiadł na powrót za stołem, a młoda szlachcianka uśmiechnęła się, mając nadzieję, że nikt nie dostrzeże, jak sztuczny i wymuszony był to uśmiech. ~Co za upokorzenie~. Odsunęła się nieznacznie od Niekrasowa – na tyle, by dać mu to odczuć, lecz by nie było to wyraźnym uchybieniem zasadom grzeczności.
- Nastia Osipowna Miedwiediewa – przedstawiła się, nie wstając. Jej głos zabrzmiał sztywno. Mówiła z wyraźnym akcentem. – Przysięgam zwrócić koronę cesarzowi – rzekła, dumając w duchu nad etymologią niektórych słów. Jej poprzednicy zapytali już o to, co ją interesowało, czekała więc na odpowiedź profesora. Zwłaszcza że wolała na razie zwracać na siebie jak najmniej uwagi. Policzy się z tym Niekrasowym, oj, policzy się... Zmarszczka gniewu zakłóciła gładkość jej czoła.

---
[1] przysł. Deszcz ranny, płacz panny i taniec baby niedługo trwają.
[2] Proszę o wybaczenie, pani.
[3] O, boże.
[4] Barysznia - dziewczyna ze szlacheckiego rodu.
[5] Aleksander Siergiejewicz Puszkin, DO *** - Cudowne pomnę oka mgnienie

Cudowne pomnę oka mgnienie,
Harmonią tknięty wzrok i słuch:
Zjawiłaś się jak przywidzenie,
Czystego piękna lotny duch.


(przeł. Wiktor Woroszylski)
 
__________________
"Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag]

Ostatnio edytowane przez Suarrilk : 18-06-2009 o 20:47. Powód: Przypisy.
Suarrilk jest offline