Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2009, 05:02   #68
homeosapiens
 
homeosapiens's Avatar
 
Reputacja: 1 homeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetny
Kelen w drodze do miasta podziwiał rozłożyste drzewa i lasy, a jednak coś w tym krajobrazie raz na jakiś czas go martwiło. Ogólnie lasy były zdrowe, jednak nie tak... no właśnie, jak? Coś mu mówiło, że widział kiedyś inne, przepiękne, majestatyczne, jednak nie mógł się tych obrazów doszukać w głowie. Męczyło go to strasznie. Esme powiedziała mu, że na pewno ma już za sobą setkę - nie był pierwszym elfem w jej życiu i trochę się na "leśnych ludziach" (pff, co za mętne słownictwo - to raczej ich można by nazwać barbarzyńskimi i włochatymi, oraz głupiutkimi elfami) znała. Co robił przez ten czas? Gdzie widział to, do czego chciał wracać instynktownie, pomimo zaniku pamięci? Na ten czas była to zagadka.

Widok Middenheim był dla niego nielichym zaskoczeniem. Wiedział, że miasto jest na górze i że ma potężne fortyfikacje. Zdziwiły go dość potworności, które na tych fortyfikacjach wisiały. Mutanty z drucidłami zamiast rąk - niby to sprytne, ale obrzydliwe w większym stopniu. Ponadto widok wewnątrz miasta był jeszcze gorszy - wszędzie smród, bród, zapach uryny, śmierci, głod, zaraza - dało się wyczuć brak nadziei wśród ludności.Nie najlepiej, myślał, że nie jest aż tak źle. W końcu kiedyś to była prawdziwa metropolia północy. Teraz zostały po tym wszystkim budynki, w części niezamieszkałe, w części poniszczone i stosy szałasów, drewnianych bud - zupełnie jakby ci ludzie cofneli się w rozwoju o kilka tysiącleci.

Ludzie z którymi przebywał byli beznadziejni -typowi chłopi od pługa, bez własnego zdania na jakikolwiek temat, bez żadnego doświadczenia, żadnych ciekawych historii poza wiejskimi sprawami, w których to zbałamucenie przejezdnej dziewki było przypadkiem jeden na milion i chwalebnym do końca żywota. Niby trudno się dziwić - te "babska"(Kelen do kobiet tego by nie zaliczył), miały wszystkie co do jednej garby, prawdopodobnie od ciężkiej pracy i w biodrach były szerokie prawie jak podli brodacze, pewnikiem od corocznych, rzadko skutecznych połogów. Nie wyobrażał sobie jak chłopi, którzy w porównaniu z nimi nie trzymali się aż tak źle(poza kwestią uzębienia, w której dotrzymywali im kroku) mogli je ciągnąć do wyra i powodować te połogi. Chyba, że to kwestie ekonomiczne ich do tego zmuszały...

Z nudów ostrzył miecz osełką - ostrzejszy miecz nigdy nie zawadzi, a ten, który miał nie był traktowany przez poprzedniego właściciela należycie. Co innego Kelen - on o niego dbał tak samo jak o swój łuk.Broń jest rzeczą do użycia w ostateczności, a w takiej sytuacji lepiej już się na niej nie zawieść. Po drodze tutaj przekonał się już o tym parę ładnych razy.

Wtem usłyszał jakiś rumor w dyżurce i uprzednio schowawszy list i wziąwszy swój ekwipunek podążył tam zwabiony pokusą zabicia nudy, być może na czas jakiś. Elf skłonił się i wyprostował, dość tanecznie.

-Witam! Jacy Oni? Co oni zrobili? Kto jest dobry, a kto zły i komu ja mam pomóc? Lepiej dobrym, bo za kratki mi nie śpieszno... Ale hej, i im i wam tak źle z oczu nie patrzy - o co tu w ogóle chodzi? Ja wiem, elfów za obcych uważacie, ale ja prawie jak swój, bo swoich nie pamiętam - jedyne co pamiętam to służbę w waszej armii... a, i znacie kapitana straży Schultzmana? On ma do mnie chyba jakąś sprawę, ale jego skryba bazgrze, że nie dałem rady się rozczytać... No, mniej o mnie, bardziej o tym bajzlu - myślę, że wszystko się wyjaśni jak pójdziemy razem do kapitana? Tak? Jeżeli Panom nie miło się z orężem rozstać, to ja mogę waszmościom strażnikom pomóc w rozwiązaniu tejże sprawy - służyłem w jednostce snajperskiej - pójdę za nimi, a jak ktoś czegoś spróbuje, to nie powiem co odstrzelę.


Kelen puścił oko do strażników.

-Kryzys zażegnany? W takim razie komu w drogę, temu czas?

Elf z jednej strony mógłby pewnie robić za błazna, z drugiej jednak w jego ruchach dało się wyczuć coś związanego z wojskiem i to nie tyle, że potrafił trzymać halabardę, jak jakiś ochotnik z wiochy - jego miecz był dobrze wykonany, a elfi łuk, broń rzadko w tym mieście spotykana, świadczył o tym, że mógł on wcale nie żartować. Wysoki, smukły i zwinny kojarzyć się mógł z jednostką specjalną, choć jego odzienie było dość przeciętne, kto w końcu stroił się na wojnę? Chyba tylko sam Cesarz.
 

Ostatnio edytowane przez homeosapiens : 15-06-2009 o 05:10.
homeosapiens jest offline