Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2009, 12:59   #31
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Wiele się zmieniło od czasów, gdy Grabarze byli frakcją. Teraz jako zlepek ludzi o podobnej filozofii, bez wyróżnialnej struktury czy określonych celów mieli jakby pod górkę. Nawet sama Kostnica, która w Sigil była od nie pamiętnych czasów, podupadła kiedy zmienił się rozkład portali. Lecz symbolika budynku przeważyła nad kwestiami praktycznymi. A może po prostu Grabarzy nie było stać na nową siedzibę? Tak czy inaczej trupy z całego miasta dalej zwożono w to samo miejsce, gdzie były poddawane odpowiednim przygotowaniom, po czym transportowane do odpowiednich portali na rodzinne plany denatów, gdzieś gdzie sobie nieboszczyk zażyczył w ostatniej woli, lub (przeważnie) gdziekolwiek, byle nie zalegały w chłodniach.

Tak długo, jak długo istniała Kostnica, istniały też sposoby by się do niej dostać. Po co? Powodów było mnóstwo, od zwykłego złodziejstwa, przez zbieranie magicznych komponentów, po... mniejsza o to, po co. W każdym bądź razie najgorszym sposobem na minięcie straży, był wjazd na wozie trupów.
Owszem, był skuteczny w ośmiu przypadkach na dziesięć. Tak, wychodził taniej niż przekupienie gwardzistów. Ale powiedz szczerze trepie- chciałbyś leżeć pod trzydniowym trupem, obok dwudniowego, a pod sobą mieć sztywniaka z dzisiejszego poranka? No właśnie...

Ale Desmond wybrał właśnie tą klasyczna opcję i teraz skupiał wszystkie siły i wolę, by nie zwymiotować pod siebie, przynajmniej do chwili minięcia bram. Kiedy poczuł, że wóz się zatrzymuje, drow wstrzymał oddech i starał się pozostać w bezruchu, by Grabarze go nie przyłapali.

-Trochę się ich dzisiaj nazbierało- usłyszał elfi głos, chociaż nie zaprzątał sobie głowy rozróżnianiem, do którego z jego "przewoźników" należał.

-Ilu?- gardłowe, głuche pytanie nie przypominało Mizzrymowi głosu któregokolwiek ze strażników, którym usiłował przemówić do rozsądku jakiś czas temu.

-Dwunastu, krwawniku- padła odpowiedź.

-Więc otrzymacie swoje sześć srebrników- wkrótce po tych słowach mroczny elf usłyszał odsuwaną sztabę i jęk nienaoliwionych zawiasów. Otworzyła się jakaś brama, ale gdy drow chciał wejść do Kostnicy, to żadna brama nie zagradzała mu drogi. Gdziekolwiek teraz był, to nie było przed budynkiem Grabarzy.
Wóz drgnął i pojechał dalej w ślimaczym tempie. Zaklinacz poważnie się zastanawiał nad wyskoczeniem spod trupów i zabiciem tych cholernych elfów za oszukanie go, gdy jego środek transportu znowu się zatrzymał i usłyszał szept.
-Jesteśmy już na terenie Kostnicy. Lepiej ukryj się gdzieś, zanim przyjdą Martwiacy i pozbierają sztywnioków- czyli jednak był tam gdzie chciał. Ostrożnie zsunął się z wozu, a fala świeżego powietrza... no dobrze, stosunkowo świeżego... prawie zwaliła go z nóg. Nigdy, ale to już nigdy nie zgodzi się na taką przejażdżkę. Kopulasty budynek przed nim niewątpliwie był Kostnicą, tyle że widzianą od tyłu. Nawet logiczne, że tych wszystkich denatów nie wnosi się głównym wejściem, tylko tylna furtką.

Kiedy stać u samych stóp budynku, to robił przerażające wrażenie. Wysoka na przeszło półtora setki stóp ciemna kopuła z licznymi czarnymi przyporami wyrastającymi z jej centrum, od tyłu pozbawiona wszelkich okien i zwieńczona sześcioma iglicami w kształcie nietoperzych skrzydeł- wyglądała jak jakiś przyczajony potwór.
Ale Desmond nie przybył tutaj podziwiać architekturę. Znajdował się teraz na małym tylnym placu, u stóp szerokich schodów prowadzących do tylnego wejścia. Niedaleko leżała sterta drewnianych skrzyń, które przypominały marnie zbite trumny. Kostnica była wokoło otoczona murem, ale w żadnym punkcie do niego nie przylegała, więc gdyby tylko chciał, drow mógłby ją obejść i dotrzeć do głównego wejścia, ale przed drzwiami stali pewnie kolejni strażnicy.


Nadzieje Erevana zostały spełnione. Miecz wbił się w łeb potwora, który zdążył już tylko kłapnąć raz szczękami I padł bezwłądnie na ziemie. Drugi pajęczak instynktownie rzucił sie do ucieczki widząc smierć pobratymca. Nie było sensu go gonić- nie stanowił zagrożenia dla eladrina, a zabicie jednego szkaradztwa nie zmieni sytuacji na Placu.
Kiedy jednak swordmage pozbył się tego małego utrapienia, mógł wrócić do poszukiwań siostry Mirandy. Przeciskał się przez kolejne wąskie tunele, wymijał kałuże, których skład jedynie w małym ułamku stanowiła woda, cofał się gdy jakiś szlak był zawalony odpadkami. Lecz wytrwałość i cierpliwość odpłaciły się Eveningfallowi bowiem dotarł do chaty, o której mówiła starucha.

Potrzebował jednak zaprząc wyobraźnię, by dopasować to co zobaczył do słowa "chata". Był to bowiem szałas z blachy, kawałów drewna, u doły obłożony nierównymi cegłami, by nie wlewała się do niego deszczówka i błoto.


Kiedy zaś zajrzał do wnętrza, zobaczył (obok ogólnego bałaganu) eladrinkę, chociaż termin "obraz nędzy i rozpaczy" byłby o wiele odpowiedniejszy. Dziewczyna była brudna ponad wszelkie standardy, wychudzona, zapłakana i zasmarkana. Erevan nie dostrzegłby w niej żadnego podobieństwa do siostry, gdyby nie medalion wiszący na jej szyi- identyczny jak ten Mirandy.
Annalise siedziała przykucnięta w kącie gapiąc się bezmyślnie w ścianę. Na swordmage'a nawet nie zwróciła uwagi, jakby nic ją już nie obchodziło.


Kobieta z entuzjazmem zaprowadziła czarodzieja do ogrodu. Wszak jeszcze przed chwilą znajdowała się pod ścianą, a tu nagle szarmancki nieznajomy jak po sznurku rozwiązuje jej problemy.
Rzeczony ogród nie robił jakiegoś spektakularnego wrażenia. Był dość szary i nijaki, deMaus miał okazję oglądać znacznie piękniejsze okazy flory. Chociaż, jak się tak zastanowił, to podczas pobytu w Sigil roślin nie widział prawie wcale. Wyjątkiem był panoszący się wszędzie kolcodrzew, ale to był przecież paskudny chwast. Poprzez kontrast ogród był więc całkiem przyjemny.

Wypatrzenie posągu nie nastręczało najmniejszych nawet trudności- faktycznie zdobił malutką fontannę, która swoje najlepsze czasy miała już za sobą. Nimfa prezentowała się jednak niczego sobie, porządne rzemieślnictwo można by rzec- kształty miała archetypowo kobiece, wyrzeźbiona była w jakimś srebrzystym materiale, acz srebro nie było to na pewno.


Nie marnując czasu Alvin spróbował wyczuć i ewentualnie zidentyfikować magiczne efekty pozostawione na rzeźbie, jednak mimo dogłębnych starań, efekt był dokumentnie żaden- ot, najnormalniejsza ozdoba w planach. Czy więc na pewno ojcu Anastazji chodziło o tą nimfę?
Próby wypowiadania nazwy istot, o których mówiły zapiski też nic nie dały- równie dobrze mężczyzna mógł mówić do ściany. Ta zagadka zaczynała się wydawać odrobinę bardziej skomplikowana, niż poprzednia. Przynajmniej Anastazja dalej patrzyła na deMausa z podziwem i wyczekiwaniem na kolejny przełom. Jeśli jednak mag naprawdę chciał go dokonać, to potrzebował więcej danych, a do tego niezbędna wydawała się biblioteka. Tam też postanowił skierować swoje kroki.

(...)

Tak jak ogród nie robił piorunującego wrażenia, tak i biblioteka pozostawiała wiele do życzenia. Cały księgozbiór mieścił się w jednej przeszklonej biblioteczce, więc siłą rzeczy imponujący nie był. Anastazja twierdziła, że to wszystkie księgi posiadane przez jej zmarłego ojca, ale po magu można się spodziewać prawdziwego księgozbioru, a nie kilkudziesięciu książek trzymanych w gabinecie.


Jak jednak mawiają rybacy- na bezrybiu i rak ryba. Alvin zdecydował się więc przejrzeć książki w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Gro woluminów było zupełnie sztampowych, nawet jeśli deMaus nie miał okazji czytać dokładnie takich wersji, to znał inne mówiące dokładnie o tym samym. Jednak wśród masy podstaw, udało mu się odnaleźć parę pozycji w których opisywane były przeróżne stwory- w tym te, które go interesowały.
Opis Oni pokrywał się z tym, co już wiedział, zdobył jednak też nowe wiadomości. Poza szczegółami ich mentalności, w oko czarodziejowi wpadł zapis o ich wrodzonych zdolnościach latania, iluzji i polimorfii. Oni często udając starców humanoidalnych ras infiltrują małe społeczności.

Reszta krótkich notek nie wykraczała jednak poza to, co czarodziej sam wiedział.


- Opowiedz mi o swojej mamie. Jak wygląda? Czym się zajmuje; gdzie mieszkacie? Co tutaj robiła?
Dziewczynka nie była w nastroju na udzielanie skomplikowanych odpowiedzi, ale Thorm nie przyjmował tego do wiadomości. W końcu to i tak mogła być pułapka, szczególnie, że było to bardziej prawdopodobne niż to, że został wyłowiony z tłumu w roli samotnego bohatera.
-Mamusia jest wysoka, ma czarne włosy i czerwoną sukienkę- pospiesznie odpowiadało dziecko. No bo w sumie co miało odpowiedzieć? Podać rysopis?-Mieszkamy tutaj, wracałyśmy do domu- naturalnie odpowiedzi nie były ani dokładne, ani składne, bo i nie powinny być, kiedy padały z ust przestraszonej, małej dziewczynki.

Miejscowi w ogóle na scenę nie zwracali uwagi, albo mając coś lepszego do roboty, albo się spiesząc, albo zwyczajnie mając to gdzieś. Ot, jeszcze jeden rozryczany bachor- wielka nowość w Sigil. Laggan nie został z tego powodu obdarzony więcej niż przelotnym spojrzeniem tego czy innego przechodnia.

Dwójce Synów Łaski też nie chciało się zajmować jego kłopotem. Tak, jego kłopotem, bowiem nikt inny nie chciał go brać na siebie. Obaj wydawali się zdziwieni, że w ogóle zawraca im się głowę z powodu zapłakanego bachora, ale ostatecznie obowiązek to obowiązek.
-No dobrze, zobaczymy co da się zrobić- powiedział jeden bez specjalnego przekonania, ale kapłan go już nie słuchał i wracał na miejsce, które pokazała mała. Nie było widać żadnych śladów, chociaż kapłan szukał ich dość dokładnie. Nikt też nie czaił się czekając by wepchnąć Thorma do kanałów. Szczerze mówiąc wszystko wyglądało zupełnie normalnie. W takich okolicznościach Laggan otworzył właz i od razu jego nos uderzyła fala smrodu, jakże typowa dla kanałów. Lecz zaraz też usłyszał za sobą kroki i bacznie się odwrócił.
Zobaczył jednak tylko Syna Łaski, jednego z dwóch do których poszedł z dziewczynką.
-Możecie sobie darować panie. Kanały łączą się z PodSigil, jeśli dziewczynka mówi prawdę i ktoś zaciągnął jej matkę na dół, to pewnie już coś ją zżarło, a przynajmniej zabiło. Zabierzemy małą do domu i poinformujemy jej najbliższą rodzinę.
 
Zapatashura jest offline