Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-06-2009, 12:59   #31
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Wiele się zmieniło od czasów, gdy Grabarze byli frakcją. Teraz jako zlepek ludzi o podobnej filozofii, bez wyróżnialnej struktury czy określonych celów mieli jakby pod górkę. Nawet sama Kostnica, która w Sigil była od nie pamiętnych czasów, podupadła kiedy zmienił się rozkład portali. Lecz symbolika budynku przeważyła nad kwestiami praktycznymi. A może po prostu Grabarzy nie było stać na nową siedzibę? Tak czy inaczej trupy z całego miasta dalej zwożono w to samo miejsce, gdzie były poddawane odpowiednim przygotowaniom, po czym transportowane do odpowiednich portali na rodzinne plany denatów, gdzieś gdzie sobie nieboszczyk zażyczył w ostatniej woli, lub (przeważnie) gdziekolwiek, byle nie zalegały w chłodniach.

Tak długo, jak długo istniała Kostnica, istniały też sposoby by się do niej dostać. Po co? Powodów było mnóstwo, od zwykłego złodziejstwa, przez zbieranie magicznych komponentów, po... mniejsza o to, po co. W każdym bądź razie najgorszym sposobem na minięcie straży, był wjazd na wozie trupów.
Owszem, był skuteczny w ośmiu przypadkach na dziesięć. Tak, wychodził taniej niż przekupienie gwardzistów. Ale powiedz szczerze trepie- chciałbyś leżeć pod trzydniowym trupem, obok dwudniowego, a pod sobą mieć sztywniaka z dzisiejszego poranka? No właśnie...

Ale Desmond wybrał właśnie tą klasyczna opcję i teraz skupiał wszystkie siły i wolę, by nie zwymiotować pod siebie, przynajmniej do chwili minięcia bram. Kiedy poczuł, że wóz się zatrzymuje, drow wstrzymał oddech i starał się pozostać w bezruchu, by Grabarze go nie przyłapali.

-Trochę się ich dzisiaj nazbierało- usłyszał elfi głos, chociaż nie zaprzątał sobie głowy rozróżnianiem, do którego z jego "przewoźników" należał.

-Ilu?- gardłowe, głuche pytanie nie przypominało Mizzrymowi głosu któregokolwiek ze strażników, którym usiłował przemówić do rozsądku jakiś czas temu.

-Dwunastu, krwawniku- padła odpowiedź.

-Więc otrzymacie swoje sześć srebrników- wkrótce po tych słowach mroczny elf usłyszał odsuwaną sztabę i jęk nienaoliwionych zawiasów. Otworzyła się jakaś brama, ale gdy drow chciał wejść do Kostnicy, to żadna brama nie zagradzała mu drogi. Gdziekolwiek teraz był, to nie było przed budynkiem Grabarzy.
Wóz drgnął i pojechał dalej w ślimaczym tempie. Zaklinacz poważnie się zastanawiał nad wyskoczeniem spod trupów i zabiciem tych cholernych elfów za oszukanie go, gdy jego środek transportu znowu się zatrzymał i usłyszał szept.
-Jesteśmy już na terenie Kostnicy. Lepiej ukryj się gdzieś, zanim przyjdą Martwiacy i pozbierają sztywnioków- czyli jednak był tam gdzie chciał. Ostrożnie zsunął się z wozu, a fala świeżego powietrza... no dobrze, stosunkowo świeżego... prawie zwaliła go z nóg. Nigdy, ale to już nigdy nie zgodzi się na taką przejażdżkę. Kopulasty budynek przed nim niewątpliwie był Kostnicą, tyle że widzianą od tyłu. Nawet logiczne, że tych wszystkich denatów nie wnosi się głównym wejściem, tylko tylna furtką.

Kiedy stać u samych stóp budynku, to robił przerażające wrażenie. Wysoka na przeszło półtora setki stóp ciemna kopuła z licznymi czarnymi przyporami wyrastającymi z jej centrum, od tyłu pozbawiona wszelkich okien i zwieńczona sześcioma iglicami w kształcie nietoperzych skrzydeł- wyglądała jak jakiś przyczajony potwór.
Ale Desmond nie przybył tutaj podziwiać architekturę. Znajdował się teraz na małym tylnym placu, u stóp szerokich schodów prowadzących do tylnego wejścia. Niedaleko leżała sterta drewnianych skrzyń, które przypominały marnie zbite trumny. Kostnica była wokoło otoczona murem, ale w żadnym punkcie do niego nie przylegała, więc gdyby tylko chciał, drow mógłby ją obejść i dotrzeć do głównego wejścia, ale przed drzwiami stali pewnie kolejni strażnicy.


Nadzieje Erevana zostały spełnione. Miecz wbił się w łeb potwora, który zdążył już tylko kłapnąć raz szczękami I padł bezwłądnie na ziemie. Drugi pajęczak instynktownie rzucił sie do ucieczki widząc smierć pobratymca. Nie było sensu go gonić- nie stanowił zagrożenia dla eladrina, a zabicie jednego szkaradztwa nie zmieni sytuacji na Placu.
Kiedy jednak swordmage pozbył się tego małego utrapienia, mógł wrócić do poszukiwań siostry Mirandy. Przeciskał się przez kolejne wąskie tunele, wymijał kałuże, których skład jedynie w małym ułamku stanowiła woda, cofał się gdy jakiś szlak był zawalony odpadkami. Lecz wytrwałość i cierpliwość odpłaciły się Eveningfallowi bowiem dotarł do chaty, o której mówiła starucha.

Potrzebował jednak zaprząc wyobraźnię, by dopasować to co zobaczył do słowa "chata". Był to bowiem szałas z blachy, kawałów drewna, u doły obłożony nierównymi cegłami, by nie wlewała się do niego deszczówka i błoto.


Kiedy zaś zajrzał do wnętrza, zobaczył (obok ogólnego bałaganu) eladrinkę, chociaż termin "obraz nędzy i rozpaczy" byłby o wiele odpowiedniejszy. Dziewczyna była brudna ponad wszelkie standardy, wychudzona, zapłakana i zasmarkana. Erevan nie dostrzegłby w niej żadnego podobieństwa do siostry, gdyby nie medalion wiszący na jej szyi- identyczny jak ten Mirandy.
Annalise siedziała przykucnięta w kącie gapiąc się bezmyślnie w ścianę. Na swordmage'a nawet nie zwróciła uwagi, jakby nic ją już nie obchodziło.


Kobieta z entuzjazmem zaprowadziła czarodzieja do ogrodu. Wszak jeszcze przed chwilą znajdowała się pod ścianą, a tu nagle szarmancki nieznajomy jak po sznurku rozwiązuje jej problemy.
Rzeczony ogród nie robił jakiegoś spektakularnego wrażenia. Był dość szary i nijaki, deMaus miał okazję oglądać znacznie piękniejsze okazy flory. Chociaż, jak się tak zastanowił, to podczas pobytu w Sigil roślin nie widział prawie wcale. Wyjątkiem był panoszący się wszędzie kolcodrzew, ale to był przecież paskudny chwast. Poprzez kontrast ogród był więc całkiem przyjemny.

Wypatrzenie posągu nie nastręczało najmniejszych nawet trudności- faktycznie zdobił malutką fontannę, która swoje najlepsze czasy miała już za sobą. Nimfa prezentowała się jednak niczego sobie, porządne rzemieślnictwo można by rzec- kształty miała archetypowo kobiece, wyrzeźbiona była w jakimś srebrzystym materiale, acz srebro nie było to na pewno.


Nie marnując czasu Alvin spróbował wyczuć i ewentualnie zidentyfikować magiczne efekty pozostawione na rzeźbie, jednak mimo dogłębnych starań, efekt był dokumentnie żaden- ot, najnormalniejsza ozdoba w planach. Czy więc na pewno ojcu Anastazji chodziło o tą nimfę?
Próby wypowiadania nazwy istot, o których mówiły zapiski też nic nie dały- równie dobrze mężczyzna mógł mówić do ściany. Ta zagadka zaczynała się wydawać odrobinę bardziej skomplikowana, niż poprzednia. Przynajmniej Anastazja dalej patrzyła na deMausa z podziwem i wyczekiwaniem na kolejny przełom. Jeśli jednak mag naprawdę chciał go dokonać, to potrzebował więcej danych, a do tego niezbędna wydawała się biblioteka. Tam też postanowił skierować swoje kroki.

(...)

Tak jak ogród nie robił piorunującego wrażenia, tak i biblioteka pozostawiała wiele do życzenia. Cały księgozbiór mieścił się w jednej przeszklonej biblioteczce, więc siłą rzeczy imponujący nie był. Anastazja twierdziła, że to wszystkie księgi posiadane przez jej zmarłego ojca, ale po magu można się spodziewać prawdziwego księgozbioru, a nie kilkudziesięciu książek trzymanych w gabinecie.


Jak jednak mawiają rybacy- na bezrybiu i rak ryba. Alvin zdecydował się więc przejrzeć książki w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Gro woluminów było zupełnie sztampowych, nawet jeśli deMaus nie miał okazji czytać dokładnie takich wersji, to znał inne mówiące dokładnie o tym samym. Jednak wśród masy podstaw, udało mu się odnaleźć parę pozycji w których opisywane były przeróżne stwory- w tym te, które go interesowały.
Opis Oni pokrywał się z tym, co już wiedział, zdobył jednak też nowe wiadomości. Poza szczegółami ich mentalności, w oko czarodziejowi wpadł zapis o ich wrodzonych zdolnościach latania, iluzji i polimorfii. Oni często udając starców humanoidalnych ras infiltrują małe społeczności.

Reszta krótkich notek nie wykraczała jednak poza to, co czarodziej sam wiedział.


- Opowiedz mi o swojej mamie. Jak wygląda? Czym się zajmuje; gdzie mieszkacie? Co tutaj robiła?
Dziewczynka nie była w nastroju na udzielanie skomplikowanych odpowiedzi, ale Thorm nie przyjmował tego do wiadomości. W końcu to i tak mogła być pułapka, szczególnie, że było to bardziej prawdopodobne niż to, że został wyłowiony z tłumu w roli samotnego bohatera.
-Mamusia jest wysoka, ma czarne włosy i czerwoną sukienkę- pospiesznie odpowiadało dziecko. No bo w sumie co miało odpowiedzieć? Podać rysopis?-Mieszkamy tutaj, wracałyśmy do domu- naturalnie odpowiedzi nie były ani dokładne, ani składne, bo i nie powinny być, kiedy padały z ust przestraszonej, małej dziewczynki.

Miejscowi w ogóle na scenę nie zwracali uwagi, albo mając coś lepszego do roboty, albo się spiesząc, albo zwyczajnie mając to gdzieś. Ot, jeszcze jeden rozryczany bachor- wielka nowość w Sigil. Laggan nie został z tego powodu obdarzony więcej niż przelotnym spojrzeniem tego czy innego przechodnia.

Dwójce Synów Łaski też nie chciało się zajmować jego kłopotem. Tak, jego kłopotem, bowiem nikt inny nie chciał go brać na siebie. Obaj wydawali się zdziwieni, że w ogóle zawraca im się głowę z powodu zapłakanego bachora, ale ostatecznie obowiązek to obowiązek.
-No dobrze, zobaczymy co da się zrobić- powiedział jeden bez specjalnego przekonania, ale kapłan go już nie słuchał i wracał na miejsce, które pokazała mała. Nie było widać żadnych śladów, chociaż kapłan szukał ich dość dokładnie. Nikt też nie czaił się czekając by wepchnąć Thorma do kanałów. Szczerze mówiąc wszystko wyglądało zupełnie normalnie. W takich okolicznościach Laggan otworzył właz i od razu jego nos uderzyła fala smrodu, jakże typowa dla kanałów. Lecz zaraz też usłyszał za sobą kroki i bacznie się odwrócił.
Zobaczył jednak tylko Syna Łaski, jednego z dwóch do których poszedł z dziewczynką.
-Możecie sobie darować panie. Kanały łączą się z PodSigil, jeśli dziewczynka mówi prawdę i ktoś zaciągnął jej matkę na dół, to pewnie już coś ją zżarło, a przynajmniej zabiło. Zabierzemy małą do domu i poinformujemy jej najbliższą rodzinę.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 17-06-2009, 11:35   #32
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Smród ciał był ledwie możliwy do wytrzymania i gdyby nie myśl o głowach strażników wbitych na pale to Desmond by chyba nie wytrzymał. Jedynie myśli o zemście na strażnikach trzymały go przy przytomności, choć i one czasem zdawały się zbyt odległe, aby wytrzymać. Na szczęście zanim Desmond stracił czucie w całym ciele bracia wyciągnęli go z wozu. Coś do niego powiedzieli i szybko uciekli gdzieś.

>>Martwiaki?<< - wciąż nabierał jak najwięcej powietrza, może nie najwyżej jakości, ale wszysko było lepsze od tego wozu. Nie potrafił, więc wypowiedzieć pytania, a jedynie w myślach je zadać, bracia jednak byli już za daleko, aby ich zatrzymać.

Desmond śmierdział niemiłosiernie już chciał użyć magii go pozbycia się zapachu i brudu, ale przypomniał sobie słowa braci i chcąc nie chcą schował się w jednej z trumn nieopodal czekając, aż przyjdą owi „martwiacy”, zabiorą trupy, a on będzie mógł w spokoju zająć się dalszą częścią planu.

Po chwili pojawili się Grabarze i zaczęli zabierać zwłoki i ciągnąć w jakimś kierunku.

>>To zapewne Martwiacy<< - skomentował w myślach Desmond.

Kiedy tylko oddalili się wystarczająco daleko Desmond wyszedł z trumny i pstryknął palcami parę razy. Magia zawarta w rękawiczka uaktywniła się i ubranie Desmonda stopniowo stawało się coraz czystsze, tracąc swój nieprzyjemny zapach. Na koniec otrzepał się, raczej z przyzwyczajenia niż potrzeby, i ruszył na poszukiwania. Powoli po schodkach wszedł do środka, uważając na to, aby nic nie skrzypiało ani nie był zbyt widowiskowy wchodząc do gmachu.

Ostrożnie, powoli szedł poprzez kolejne sale. Starał się nie zwracać na siebie uwagi, choć wątpił, aby ktokolwiek mógł zwracać uwagi na coś innego poza smrodem tego miejsca. Niemniej jednak warto zachować było przynajmniej pozory ostrożności. Gmach kostnicy był naprawdę spory i nie było łatwo znaleźć jedno ukrywające się diablę pośród jego komnat i ciał zmarłych.

W tym celu Desmond szukał po salach, głównie tam gdzie było jakieś jedzenie, gdyż przez parę dni ukrywania się diablę na pewno musiało czasem coś zjeść. Problem polegał na tym, że diablę mogło się przebrać za jednego z Grabarzy. Dlatego Demond postanowił wykorzystać ten sam pomysł. Zaczaił się w jakimś odosobnionym miejscu na swoją ofiarę i uderzył mocno laską, wyzwalając jednocześnie przeklęte moce Lolth, oblepiając ofiarę w chmurze ciemności. Nie mógł użyć magii bo mógłby zniszczyć ubranie.
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 17-06-2009 o 14:46.
Qumi jest offline  
Stary 05-07-2009, 22:20   #33
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Stwór padł z czaszką rozpłataną klingą miecza. Drugi potwór uciekł, klekocząc swoimi licznymi odnóżami, widząc, że nie ma szans w dalszej walce. Eladrin nie okazał się łatwym i przyjemnym posiłkiem. Erevan wytarł brudną od krwawo – czarnej posoki głownię miecza, w znalezioną nieopodal szmatę, po czym odrzucił ją zdegustowany.

Po chwili dalej kontynuował swoją wędrówkę do skraju tego wielkiego bagiennego śmieciowiska. Wędrówka to było raczej złe określenie. To było przedzieranie się przez sterty i hałdy odpadków. Omijanie kałuż i bagnistych pułapek. Wreszcie dotarł do miejsca o którym opowiadała mu żebrząca starucha.

Określenie tego szałasu z drewna, papieru, gałęzie i wysuszonego błota, wymieszanego z lepiej chyba nie wiedzieć czym, chatą, było nieporozumieniem.

Swordmag uchylił ostrożnie drzwi, odrapane, zrobione z nieheblowanych obrzynów. Zajrzał ostrożnie do środka. Zlustrował sytuację we wnętrzu i wszedł do środka. W kącie, siedziała brudna, rozczochrana i zapłakana przedstawicielka jego rasy. Tylko po medalionie wiszącym na jej szyi, mógł się domyślić, że to siostra powabnej Mirandy. Dziewczyna wpatrywała się tępo w ścianę naprzeciwko, nawet nie zwracając na niego uwagi.

Erevan uklęknął przed nią i spojrzał jej w twarz.

- Annalise? Przyszedłem po Ciebie, przysłała mnie twoja siostra Miranda. – mówił spokojnym i ciepłym głosem. – Martwiła się o Ciebie, że coś złego Ci się stało. Na szczęście jesteś cała. Chodź, zaprowadzę Cię do niej.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 20-07-2009, 11:45   #34
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację

W Sigil każde przejście może być portalem (a niektórzy posuwają się nawet do stwierdzenia, że każde jest)- łuk, drzwi, okno, nawet studzienka kanalizacyjna (taka dziura w ziemi, dla Pierwszaków u których nie wynaleziono takich udogodnień sanitarnych). Astiroth odkrył zaś, że przejście przez dziurę w murze może przenieść... no, gdzieś indziej.

(...)

Shifter pojawił się bowiem w mgnieniu oka na ogrodzonym dziedzińcu wielkiego domu. Wciąż był jednak w Sigil, zwykłe spojrzenie w górę dawało mu na to niepodważalny dowód. Lecz domostwo znajdujące się przed nim bardziej przykuwało wzrok. Było... nietypowe i wzbudzało ambiwalentne odczucia (nie żeby łowca rozumiał takie terminy jak "ambiwalentność"). Z jednej strony zdawało się, że zaraz się zawali, a jednocześnie wyglądało na bardzo solidne. Raptem dwupiętrowe, a jednak jego centralna wieżyczka górowała nad Astirothem. Ciemne, lecz światło błyszczące w jednym oknie rozpraszało ciemność ulicy na której zdążyła już zapaść noc.


Jednym słowem, budynek robił wrażenie. W dodatku w środku, zapewne w pokoju w którym świeciło się światło, czekał ktoś, kto powinien nagrodzić shiftera za pokonanie Infernusa. Owszem, Astirothowi nie udało się zabić genasi. Całkiem możliwe, że nie był tego nawet tak blisko, jak chciałby wierzyć. Ale wilkołak mówił przecież jedynie o pokonaniu gladiatora, a tego łowca dokonał.
Nie pozostało więc nic innego jak wejść po kilku schodkach pod drzwi i otworzyć je. Drewniane skrzydła zaskrzypiały, jak gdyby nie były oliwione od lat. Z wnętrza dobywał się zapach potwornej stęchlizny, który mógłby konkurować z powietrzem Sigil o miano najgorszego gazu jaki można wdychać. Budowla w środku była niestety dość nieciekawa- pajęczyny, kurz, próchniejące drewno. Nie zachował się żaden majestat, który ratował dom od zewnątrz.

Wejście na piętro nie było ani łatwe, ani trudne. Schody straszliwie skrzypiały, a możliwe nawet że zawaliły by się pod kimś cięższym albo pozbawionym elementarnej gracji. Dla Astirotha jednak nie tworzyły większego problemu.
Korytarz na piętrze był ciemny, ale spod jednych drzwi sączyło się światło, dokładnie tak jak powinno. Shifter więc pewnym krokiem podszedł do nich i... No szczerze mówiąc, coś mu nie grało. Niczego wewnątrz nie słyszał, absolutna cisza. Lekko tym zaalarmowany ostrożnie otworzył drzwi.
Pokój był pusty. Na starym stoliku paliła się oliwna lampka, ale było widać żadnych śladów wskazujących na to, że ktoś w tym pokoju wcześniej był. Ale przecież sama się lampa nie zapaliła prawda?


Klatkowicze, którzy mieli okazję odwiedzić Kostnicę (bo musieli załatwić sprawy pogrzebu, na ten przykład), wynosili z niej zwyczajowo dwa wspomnienia. Po pierwsze trudny do opisania smród środków balsamujących i konserwujących, coś jak gnijąca lawenda (“nie pytaj trepie, nie pytaj”) w połączeniu ze skisłym octem. Desmonda ta nieopisanie nieprzyjemna woń uderzyła gdy tylko wślizgnął się do budynku. Tylne wejście Kostnicy było zakończeniem szerokiego korytarza, od którego odchodziły mniejsze prowadzące do kwater mieszkalnych Grabarzy, tudzież stołówki i takich tam pomieszczeń socjalnych. Naturalnie ten duży korytarz prowadził do głównego hallu Kostnicy, w końcu tylne wejście służyło do wnoszenia trupów.
Zgodnie ze swoim planem drow rozpoczął od myszkowania po miejscach, w których diablę mogłoby znaleźć sobie jakieś jedzenie (dawniej Chaosyci spytaliby się po co? Przecież w Kostnicy wala się mnóstwo mięsa- leży na katafalkach). Stołówkę znalazł bez trudu, choć trochę większym problem było ukrywanie się przed wzrokiem Martwiaków w ascetycznie pustych korytarzach i pokojach Kostnicy. Dla chcącego jednak nic trudnego. Kłopot w tym, że przeklętego złodzieja w pobliżu żarła nie było i musiał się skrywać gdzie indziej. A żeby spokojnie zbadać budynek, Desmond potrzebował przebrania. Szczęśliwie jego zdobycie nie nastręczyło wielu problemów. Kiedy już jeden z Grabarzy leżał sobie cichutko w ciemnym kącie, Mizzrym przystąpił do zwiedzania najciekawszej części Kostnicy.

Ach, to drugie wspomnienie, tak? Otóż niezapomniane są tuziny zombie i szkieletów, które łażą po salach budynku, sprzątają, przenoszą zwłoki tudzież inne ciężary, albo po prostu łażą w kółka (“choć zazwyczaj w trójkąty trepie. Zasada trójek, sam rozumiesz”). Drowy słyną z tego, że wiele potworności w swym życiu widziały, lecz Desmond o mały włos a odruchowo spopieliłby pierwszy szkielet, który bez ostrzeżenia wylazł mu zza rogu. Warto tu wtrącić zabawną uwagę, że szkielet miał kapcie. Ostatnimi laty, niektórzy Martwiacy narzekali na ciągłe stukanie. Poza tym posadzka pękała...
Dalej nie było lepiej. Najważniejszą i największą w Kostnicy jest hala pamięci, w której leżą wielcy mieszkańcy Sigil. Bezgłośną straż pełni nad tymi grobami osiem ogromnych szkieletów, odzianych w metalowe zbroje i uzbrojonych w paskudnie wyglądające, oburęczne miecze. Owszem, to mogła być zwykła ozdoba, ale z drugiej strony (bardzo prawdopodobnej strony)- wcale nie musiała. Mizzrym przezornie wolał nie kręcić się po hali pamięci.

Pozostało więc sprawdzić piętra. Co prawda przy schodach kręcili się Grabarze, lecz drow postanowił zaryzykować i przetestować swoje przebranie. Otóż spisało się całkiem nieźle, bo nikt na niego uwagi nie zwrócił.
Kostnica w swej konstrukcji przypominała trochę ul, a przynajmniej takie wrażenie odnosił zaklinacz. Składała się bowiem de facto z szeregu pozbawionych okien komnat, wypełnionych katafalkami, tudzież sztywniakami którzy na nich leżeli. Jedna ciemna komnata obok drugiej- piętro niżej to samo, piętro wyżej to samo. Jak klastry w ulu.

A przeszukiwanie takich klastrów to była mordęga. Smród, ciemność (no, to akurat nie było problemem, ale potęgowało nieprzyjemną atmosferę) i mnóstwo, naprawdę mnóstwo nieumarłych. Szału można dostać. W dodatku diablęcia nigdzie nie było widać, choć Desmond uważnie się rozglądał. Po niemal dwóch godzinach natknął się jednak na kobietę tieflinga, a że był już po tym czasie poważnie zdenerwowany, wolał zaryzykować odkrycie i przepytać ją, niż musieć cierpieć kolejne godziny łażenia po tym cholernym budynku. W końu Grabarze powinny wiedzieć co dzieje się w ich kwaterze.
Co jednak drowa zaskoczyło (tak poza tym, że kobieta była potwornie brzydka), to to że Martwiaczka nawet na niego podejrzliwie nie spojrzała. W dodatku po wymianie kilku zdań stwierdziła, że faktycznie ostatnio pojawił się nowy Grabarz-diablę. Pracował podobno w komnacie 4-12.

Świetnie, tylko która to? Bo jeszcze żadnej oznakowanej drow nie widział, a przecież nie spyta, bo wtedy nawet ostatni idiota nabrałby podejrzeń. Lepiej nie kusić losu i zwyczajnie poszukać. Pierwsze skojarzenie, że to dwunasta komnata na czwartym piętrze, była całkiem poprawna. Trochę gorzej było ze zorientowaniem się która jest tą dwunastą? Szukać zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara, czy przeciwnie? Od jednej klatki schodowej, czy od drugiej? I tak dalej, i tak dalej.
Lecz komnata w końcu się znalazła.

I o radości! Był w niej tiefling.


Dziewczyna patrzyła na eladrina trochę nieprzytomnym wzrokiem. Próbowała jakoś się otrząsnąć, choć szło jej to dość ospale.
-Miranda? Miranda chce mnie widzieć? Moja siostra, dobra siostra...-słowa nie niosły w sobie jakiegoś większego sensu, ale dzięki nim kobieta jakby łapała grunt pod nogami. Wzrok się jej trochę skupił, nawet spróbowała nerwowo poprawić włosy i przetrzeć twarz, ale efekt był opłakany.
Chociaż we krwi Klatkowiczów płynie nieufność (i to jaka! Jedna z dawnych frakcji twierdziła, że bogowie to kłamcy i wcale nie mają takiej wielkiej władzy), to Annalise wstała i kiwnęła grzecznie głową, na znak, że pójdzie z Erevanem.
Cóż, poszło nadzwyczaj gładko. No, może nie licząc drobnej wpadki z pajęczakami, ale ostatecznie nawet nie wyrządziły swordmage'owi żadnej krzywdy. Oby tylko nie próbowały go napaść, gdy będzie eskortował eladrinkę.

Tutaj jednak pomocna okazała się sama zainteresowana. Gdy Erevan chciał ją poprowadzić tą samą drogą, którą przybył, ta pokręciła przecząco głową i pociągnęła go gdzie indziej. Obrana przez nią ścieżka była dłuższa, jakby trochę ciaśniejsza, ale za to nic nie zeskoczyło z góry i nie próbowało dwójki zjeść. Droga przez Plac poszła niespodziewanie gładko. Przez Ul zresztą też, bo kto by napadł tak skrajną biedaczkę z jednej strony, a z drugiej. No cóż, łatwiej jest zabić kogoś, kto nie ma przy sobie miecza, prawda?

Kłopoty, choć lekkie, zaczęły się dopiero w innych dzielnicach. Spojrzenia jakie były rzucane w kierunku brudnej ponad wszelkie standardy eladrinki były niezbyt przyjazne. Pierwszak czuł, jak opinia na jego temat malała z każdym przebytym krokiem. Nie żeby pierwszosferowcy byli w mieście szanowani, ale panoszenie się z jakimś społecznym dołem po kulturalnej okolicy?
Żeby było zabawniej, to raczej Annalise prowadziła swordmage'a, niż na odwrót. Ot, ona była mimo wszystko tutejsza, no i drogę do rodzinnego domu raczej znała, przynajmniej na tyle na ile mógł powiedzieć Erevan.
I tak po długiej i nieprzyjemnej wycieczce, dwójka wkroczyła na dziedziniec nad wyraz posępnego domu. Na zewnątrz zrobiło się już ciemno, przez co domostwo sprawiało bardzo nieprzyjemne wrażenie.


Przesądni pierwszacy pewnie zaczęliby twierdzić, że jest nawiedzone. Ale to na pewno bzdury, przecież eladrinka nie pomyliłaby własnego domu z jakimkolwiek innym. Poza tym, może po prostu pierwsze wrażenie nie działało na jego korzyść? Przecież wnętrze może być przytulne. Para eladrinów podeszła więc po schodach do wielkich, wejściowych drzwi i otworzyła je.

No dobra, wrażenie, które robiło wnętrze było jeszcze gorsze. Ten dom wyglądał, jakby był niezamieszkany od lat. Coś tu nie grało, na pewno nie grało. Lecz Annalise spokojnie skierowała się ku schodom na górę.
-Spokojnie, moja siostra na pewno jest na górze.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 25-07-2009, 10:32   #35
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
-Możecie sobie darować panie. Kanały łączą się z PodSigil, jeśli dziewczynka mówi prawdę i ktoś zaciągnął jej matkę na dół, to pewnie już coś ją zżarło, a przynajmniej zabiło. Zabierzemy małą do domu i poinformujemy jej najbliższą rodzinę.


Thorm usiłował zwalczyć grymas, który wykwitał na jego twarzy. „Oczywiście” – pomyślał – „tak było najprościej i najwygodniej – jakby zrzucenie wszystkiego na tajemnicze coś mogło rozwiązać wszystkie problemy i zamknąć sprawę. Jakże często spotykał się z taką podstawą... To właśnie ona pozwalała zlu rozwijać się i kiełkować w stronę ludzkości – niezależnie czy w opuszczonych ruinach, czy w wielkich miastach. Nie widzieć, nie dostrzegać, nie zajmować się... Nie mieć z tym nic wspólnego i nie...”

- Tak, oczywiście... To dobry pomysł – powiedział starając się nadać głosowi ton jak najbardziej naturalny i neutralny... A jednocześnie nie wyrazić niczego.


Poczekał chwilę, aż Syn Laski, chyba nigdy nie przyzwyczai się do tak wyszukanego określenia strażnika miejskiego... W każdym razie, aż mężczyzna odejdzie.


. .



Stromym zejściem mnich zszedł w dół do zatęchłych i śmierdzących kanałów. Jego oczy po dłuższej chwili przyzwyczaiły się do półmroku jaki tutaj panował. Thorm zdawał sobie sprawę z faktu, że jego percepcja wzrokowa jest znacznie ograniczona i bardziej stawiał na intuicję i słuch niż na wzrok... Wiedział również, że rozpalenie pochodni w tym miejscu może być conajmniej nierozważne z dwu zasadniczych powodów – światło wskaże go jako cel znacznie szybciej niż on sam coś dzięki niemu dostrzeże. Po wtóre – odór jaki unosił się w powietrzu sugerował obecność rozkładających się szczątków co z kolei mogło wskazywać na obecność wybuchającego powietrza, którego efekty zapalenia widział już kilkakrotnie...

Ostrożnie wyczuwając teren i nasłuchując zaczął się poruszać po korytarzu... na którym prawie nic nie widział. Walka w takich warunkach była praktycznie wykluczona, ale miał nadzieję, że zmysły ostrzegą go na tyle wcześnie, aby miał szansę na obronę.
 
Aschaar jest offline  
Stary 06-09-2009, 20:41   #36
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Po długich, irytujących, niebezpiecznych i… irytujących poszukiwaniach wyglądało na to, że Desmond wreszcie odnalazł kogo szukał….

>>Niech pomyślę, miałem go zabić, żywego złapać czy to obojętne… wspominała o zwłokach, więc chyba martwy…<<
Zanim wszedł do Sali zastanowił się chwilę, aby przypomnieć sobie po co właściwie przyszedł do tej zafajdanej zwłokami kostnicy. Złość i irytacja rosły z każdą chwilą gdy przebywał wewnątrz budynku. Chciał się stąd wydostać jak najszybciej to możliwe… a jak wiadomo najszybsza droga zwykle prowadzi przez czyjeś zwłoki… a przynajmniej najszybsza i najbardziej satysfakcjonująca.

Już miał posłać błyskawicę w stronę diablęta, gdy skarcił swoją własną nadpobudliwość. Był jednak wyjątkowo wyrozumiały dla siebie, gdyż rozumiał iż pracuje w sporym stresie, z marną pensją, w kiepskich warunkach i nieciekawym towarzystwie – więc zadowolił się mentalnym pstryczkiem w nos.

>>Na owłosione nogi Lolth… przecież to nie musi być ten złodziej!<< gorzko stwierdził Desmond.

Przegryzając wargę, zamknął za sobą powoli drzwi i postanowił odegrać małą scenkę, sprawdzić jak silne są nerwy diabelstwa i jakie są jego obawy…

-Witaj, ty jesteś tym nowym, tak? - drow powoli wyartykułował pytanie, nie spieszył się, mówił bez emocji, próbując naśladować innych mieszkańców tego ujmującego przybytku.

-Tak, tyle co przydzielono mnie do obowiązków- tiefling odparł dość ostrożnie.

-Doskonale, zbieraj się więc. W mieście jakiś czarodzieja wykonał dość nieudany eksperyment, wielu zginęło. Do tego jakaś grupa mrocznych elfów w Ulu wpadła w amok wybijając niemal wszystkich bywalców dwóch gospód. Wśród ofiar było sporo kolekcjonerów, stąd nowi mają udać się do miasta i pomóc przy zbieraniu ciał. – odparł spokojnym, równomiernym tonem. Tak jakby to była najzwyklejsza rzecz pod słońcem.

Diablę podrapało się niepewnie po brodzie, wodząc oczami na lewo i prawo.-Naprawdę aż tak źle?

-Owszem. – odpowiedział lakonicznie na wzór strażników.

-Aha, aha...no to trzeba iść- wysoce niechętnie odparł tiefling.-A gdzie się zbierają inni Grabarze?

Po chwili trwającej może ułamek sekundy, odparł drow jeszcze z namysłem.
- Drowy nadal się kręcą po Ulu, chyba szukają kogoś. W każdym razie trzeba się przygotować na to, że ofiar może być więcej.
-Nie ma punktu zbiornego, wraz ze mną od razu udasz się po wóz i wyruszamy. – w myślach Desmond się uśmiechnął... inni Grabarze, tak nie mówi ktoś kto należy do organizacji, był już teraz niemal pewny...

-Tylko my dwaj?- w sumie historyjka Desmonda była grubymi nićmi szyta, to i diablę nabierało podejrzeń.

-My dwaj idziemy razem. Skup się. Inni już wyruszyli, bądź szukają pary. Udamy się do Ulu. – odpowiedział spokojnie, choć zaczynał wyglądać na poirytowanego.

-No dobra...- odparł potulnie. Widać brał drowa za kogoś starszego w organizacji.

>>Zgodził się? Bez narzekania... może to nie złodziej...<< Zastanawiał się Desmond. >>Cholera, miałem nadzieję, że będzie się bardziej buntował... jeśli wyjdziemy może kogoś zapytać o opisane wydarzenia... co za impertytencja!<< Lecz diablę się nie buntowało, tylko ruszyło noga za nogą w stronę drzwi.

Nagle z laski Desmonda wyleciała błyskawica, miał już nieco pewności i nie mógł ryzykować zdradzenia się. Celował w prawy bok diablęcia. Nie chciał go zabić, chciał go przestraszyć. A dodatkowe moce zaklęcia miały mu pomóc utrzymać kontrolę nad sytuacją. Poza tym diablę mogło nie mieć przy sobie skradzionych przedmiotów, a nie miał ochoty przeszukiwać ponownie całej Kostnicy... Tiefling zupełnie zaskoczony upadł na posadzkę uderzony zaklęciem. Był zbyt zszokowany by nawet krzyknąć.

- Niestety, zła odpowiedź. Spodziewałem się czegoś więcej po kimś, kto posiada drobinkę piekielnej krwi... ale widać robak zawsze zostanie robakiem. Nie radzę krzyczeć, może to się... źle skończyć – sadystycznie

-A teraz powiedz mi... czy wiesz kim jest Pani Drisiml i czy nie masz przypadkiem czegoś co do niej należy? Uważaj co odpowiesz, od tego zależy twoje... przyszłe życie – podszedł do diablęcia i kopnął je tak aby widzieć twarz złodzieja.

-Nie znam, nie znam takiej. Kto to?- diablę kuliło się z bólu, czar poważnie nadszarpnął bowiem jego zdrowie.

-Ktoś to nie lubi kłamców – schylił się nad ofiarą i pogłaskał po twarzy - Ty też ich pewnie nie lubisz? To drowka, ktoś taki jak ja... szuka ona tego co skradł ktoś z twojej rasy, złodziej jest jej obojętny, liczy się dla niej tylko jej własność... – odparł czule wysyłając diablęciu aluzję, że ma szansę przeżyć. Lubił to: tworzyć w ofierze mieszankę przyjemności, nadziei, bólu, gniewu i bezradności.

-Jaką własność? – spytał zdesperowany Mezoth.

-Zaczynasz sobie przypominać? – drow nadal gładził twarz diablęcia - Skórzany pas z czterema błękitnymi kryształami i kolczyki z zielonych szafirów, właśnie tego szuka.

W oczach diablęcia błysnęło coś w rodzaju zrozumienia, choć zaraz zamieniło się w zmieszanie.- Wiem, wiem gdzie coś takiego jest. Ale to nie należało do żadnej drowki.

Słynna brew drgnęła i uniosła się majestatycznie w górę. Od czasu gdy wszedł do Kostnicy była dziwnie spokojna, lecz teraz zaczynała znowu nabierać życia.

-Ciekawe... do kogo więc należała? – Wrodzona ciekawość wzięła górę nad drowem, musiał teraz ją zaspokoić. >>Drowka mnie okłamała... cóż za niesamowity obrót sytuacji<< pomyślał z sakrazmem. Teraz jak o tym myślał, Mezoth rzeczywiście mógł być grabarzem, a nie złodziejem...

-Do jakiegoś starucha z Kupieckiej- wybełkotała ofiara.

-Hmmm... – westchnął. >>Jakiś staruch niezbyt ciekawy jest... nie mniej warto zanotować...<<
-A skąd ty go masz? – spytał głaszcząc jego włosy.

-No... tak się jakoś do mnie przyczepiły.

- A imienia nie dosłyszałeś może... przypadkiem? Lub czy jest coś wyjątkowego w tych przedmiotach? – odparł czule kontynuując poprzednie czynności.

-Nie dosłyszałem był. A tam zaraz wyjątkowe... ale trochę grosza są warte.

-To powiedz mi w takim razie... gdzie je zostawiłeś?


-Ukryte są tutaj. Mogę zaprowadzić- diablę przemieniło się we wzór usłużności, byle tylko przeżyć.

-Oh... ale czy w tym stanie dasz radę? Może ci się przecież pogorszyć... – odparł z troską drow, wyraźnie choć delikatnie przekazując prawdziwe przesłanie jego słów.

-Dam radę, dam. Zaprowadzę- Mezoth już praktycznie błagał. Desmond westchnął.

-Dobrze, ale ostrzegałem – uśmiechnął się do diablęcia, ale nie podał mu ręki, aby pomóc mu wstać... jeśli nie dałby rady miałby argument, aby przekazał mu lokację miejsca bez konieczności mienia przewodnika.

Ale jak na złość się podniósł i powoli, bardzo powoli ruszył do drzwi, nie chcąc prowokować drowa. -Na drugim piętrze schowałem, za mną proszę, za mną.

Wolnym krokiem, nieco kulejąc Mezoth zaprowadził go na miejsce. Na szczęście po drodze nikogo nie spotkali i uniknęli niepotrzebnych pytań. W końcu diablę zatrzymało się i wskazało na szafę z balsamami i innymi przyborami Grabarzy – tam znalazł Desmond to czego szukał. Podszedł powoli uśmiechnięty do diablęcia.

-Dziękuję- odpowiedział kładąc dłoń na jego ramieniu przez, którą popłynęła błyskawica zabijając zaskoczonego i przerażonego Mezotha. Mógłby darować mu co prawda życie, mógł się jeszcze przydać jeśli znowu miałby odwiedzić Kostnicę… ale po co ryzykować? Co więcej miał on serdecznie dość tego miejsca i musiał na kimś wyładować irytacją – diablę po prostu było pod ręką.

Jedynym świadkiem było zombii, które jednak nie zwróciło uwagi na zajście i kontynuowało swoje zajęcie. Drow uważał zabicie zombii za stratę energii – i tak je ożywią znowu. Zamiast tracić czas na nie ruszył do miejsca gdzie wyszedł z wozu. Tam używając swoich mocy i szepcząc krótką formułkę wzbił się w powietrze i przeleciał na murem. Oddalił się od kostnicy, uprzednio zdejmując z siebie ten worek, który oni nazywali ubraniem. Chwilę jeszcze pomedytował odzyskując utraconą moc, sprawdził czy przedmioty nie są magiczne – choć szczerze to nie miał nic do tego, bo i tak musiał je oddać. Zrobił to tylko z ciekawości…

Udał się potem do swojego pokoju. Tam odświeżył, wyperfumował i wyruszył na spotkanie z panią Drisiml. Udał się do Niższej Dzielnicy, poszukał w murach iksów i kółka i zrobił co mu kazała drowka, uprzednio upewniając się, że nikt go nie obserwuje.
 
Qumi jest offline  
Stary 17-09-2009, 18:41   #37
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację

PodSigil to paskudne miejsce- śmierdzi w nim jak nigdzie indziej, brudno w nim jak nigdzie indziej i w ogóle każdy chciałby się znaleźć gdzie indziej niż tam. Lecz niektórzy nie mając wyboru, lub będąc zmuszonymi przez wyższą siłę zapuszczają się tam, niepomni niebezpieczeństw... licznych, warto dodać.
Jeśli bowiem jesteś zbyt silny by zjadły cię proste szczury, to możesz się natknąć na czaszkoszczury. Jeśli i to nie jest dla ciebie problemem, to możesz być praktycznie pewien, że wdepniesz w galaretowaty sześcian, albo inny śluz. Nawiasem mówiąc Sigil z dziwnych powodów miało wiele przejść do planów śluzu, ale to inna historia.

Thorm szczęśliwie nie natknął się na żadne szczury, a już na pewno nie wlazł w sam środek galaretowatego sześcianu ("jaki trep nazwał tak to paskudztwo? Brzmi jak kiepski deser, a nie potwór z piekła rodem..."). Za to podążając za wyraźnie odciśniętym w nieczystościach śladem czegoś dużego i ciągniętego po jakichś dwudziestu minutach usłyszał krzyk wzywający pomocy. Laggan nie chciał władować się w niebezpieczeństwo głową naprzód, lecz i hałasy były naglące. Starając się znaleźć złoty środek pomiędzy szybkością, a pozostaniem w ukryciu dotarł do skrzyżowania kanałów.

Trzy osobne koryta ścieków łączyły się w jednym miejscu tworząc cuchnące centrum brudów i nieczystości. A na jednej z metalowych kładek znajdujących się nad obrzydliwą breją stały dwie skrzydlate istoty, wyraźnie pastwiły się nad jakąś leżącą między nimi postacią. Mężczyzna rozpoznał skrzydlaczy bez większego trudu- były to cambiony, owoc spółkowania diabłów i najbardziej plugawych śmiertelników.


Oba przy pasach miały gorejące żywym ogniem miecze, wyraźnie rozświetlające ich w otaczającej ciemności. Trudno było ocenić, jak długo jeszcze będą się znęcać nad porwaną nim ją zabiją.


Medytacja nad przedmiotami szybko odkryła magiczne właściwości jakie posiadał pas. Wśród arkanistów nosił on nazwę Pasa Entuzjazmu a zaklęta w nim moc zwiększała wytrzymałość noszacego go osobnika. Pasy te były stosunkowo powszechne, lecz ich cena dalece wykraczała poza możliwości zwykłego mieszczucha. Kolczyki, choć eleganckie, były zupełnie normalne acz z pewnością wiele warte.

W trakcie przygotowań Desmond nie mógł pozbyć sie wrażenia, że coś tu jest nie tak. Oczywiście diablę mogło go po prostu oszukać, ale możliwości kłamstwa Drisiml była całkiem spora- być może drowka właśnie wykorzystała go do kradzieży, albo prostej acz brutalnej zemsty, a nie do odzyskania własnego mienia? To byłoby zgodne z naturą mrocznych elfów.

Z wątpliwościami czy bez Mizzrym udał się do muru, który miał posłużyć za portal do zleceniodawczyni. Uruchomienie go wymusiło co prawda na drowie samookaleczenie, wszak krew nie bierze się z powietrza, lecz magia zadziałała szybko i pewnie. Zaklinacz zniknął w ułamku sekundy...

...I pojawił się w jakimś ciemnym pokoju. Drow zatoczył się, skołowany trochę efektem teleportacji, lecz gdy odzyskał pełne panowanie nad swymi zmysłami szybko ocenił, że miejsce w którym się znalazł było dosyć obskurne. Zakurzony pokoik ze stolikiem, parą krzeseł i łóżkiem, a raczej jedynie jego ramą. Brudne okno prezentowało widok na ulicę, na której nieśmiało błyskały osamotnione latarenki. Oj, nie tak wyobrażał sobie siedzibę drowki Desmond.
I w tem do jego uszu dotarł odgłos kroków, a raczej skrzypienie drewna dobiegające z korytarza. Gdy odrobinę się skupił, usłyszał także słowa w języku elfów.
-Spokojnie, moja siostra na pewno jest na górze.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 18-09-2009, 20:18   #38
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sigil...miasto drzwi...miasto w którym stykają się światy.



Bzdura!!

Sigil w oczach Dracco było śmietnikiem wieloświata. Sigil śmierdziało. Sigil było pełne szumowin i demonów...i ich pomiotu. Sigil było brudne. Dracco jako patrycjusz mocy miął okazję zwiedzać wykładane kamieniem ulice Talderanu, stolicy oświeconego imperium. Miał też wątpliwą przyjemność przebywać w miasteczkach i osadach na granicy z barbarzyńcami. Ale nawet najmniejsza i najbardziej uboga osada Kelvmoranu wyglądała lepiej niż Sigil. Ba, nawet osady barbarzyńców były czyściejsze od Sigil. Gdyby mógł, to by opuścił to miejsce i wrócił do domu. Niestety dom Dracco już nie istniał. A apokalipsę rodzimego świata przeżyły niedobitki jego rasy.
Nie zliczył już ile dni błądził pomiędzy ulicami, zatrudniając się od czasu do czasu u różnych szumowin, jako pomocnik, specjalista od tanich eliksirów lub ochroniarz. Sigil jednak, w jednym aspekcie oszałamiało.
Smokokrwisty znał jedynie ludzi i elfy. I nie przypuszczał że poza nimi, istnieją inne rasy.
A w Sigil było ich od groma...nie wspominając o demonach które mogły sobie swobodnie łazić po ulicach. Ten fakt ciągle szokował Dracco. Patrycjusz mocy obsesyjnie nienawidził wszystkiego co miało przydomek demon lub demoniczny, choć diablęta jakoś potrafił znieść w swej obecności.
Ciche syknięcie przerwało rozmyślania Dracco. Siscar, podobnie jak on uciekł z pożogi rodzimego świata. Nieduża skrzydlata bestia była jedynym „łącznikiem” z przeszłością smokokrwistego.
Niebieska łuska pokrywała ciało Quintiliusa. On sam uzbrojony był tylko w drąg, ale z Siscarem na ramieniu wyglądał na takiego któremu lepiej nie wchodzić w drogę.
Duma płynąca z faktu bycia patrycjuszem mocy i wysokiej rangi wojskowym (nawet jeśli armia, jak i imperium któremu służył, była tylko wspomnieniem) wystarczała na odstraszenie potencjalnych złodziei.
Dracco wskazał kosturem jedną z uliczek Sigil, mówiąc.- Teraz idziemy tam.

Droga którą obrał wydawała by się być przypadkowa, lecz tym razem okazała się drogą wiodącą smokokrwistego ku przeznaczeniu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 07-10-2009, 14:15   #39
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Myśląc o wszystkim z wyjątkiem jakości, zapachu i ilości szlamu jaki miał pod nogami Thorm podążał w kierunku - jak mu się wydawało - właściwym. Choć pojęcie właściwości i niewłaściwości... Wystarczyło powiedzieć, że ostatnie dni były... mówiąc ładnie...

Sygil miało w sobie coś, co szybko powodowało, że można je było znienawidzić i w zasadzie tylko egzystować czekając na kolejny dzień, kolejny portal, kolejne przeniesienie, kolejną... śmierć za życia. Kanał może nie był miejscem na takie wielkie, górnolotne myśli, ale w końcu... To jego poczucie obowiązku pchnęło go w to miejsce i w sumie chyba sam nie wiedział co chciał osiągnąć, czy może udowodnić... Co i komu... Strażnicy zapewne mieli rację i nie należało się w to wszystko mieszać. Tylko, że...

Kiedy już zamierzał zawrócić - nie znał przecież układu kanałów, a nie było to miejsce, które jakoś wyraźnie pociągałoby i zachęcało do długich wycieczek i spacerów... Wtedy, przez człapanie jakie wydawały jego własne buty usłyszał krzyki... Osiągając dobry kompromis pomiędzy "szybko" a "bezpiecznie" dotarł do skrzyżowania kanałów.





To właśnie stamtąd dochodziły krzyki. Wyjrzał zza załomu muru i jego oczom ukazała się przyczyna całego zamieszania. Jego umysł szybko skojarzył postacie oprawców i wcale mu się to nie spodobało...

Szybka analiza sytuacji nie dawała zbyt wielu opcji. Układ: dwa na jeden, na otwartej przestrzeni i na dokładkę z plączącym się pod nogami jeńcem... Nie dawało to zbyt wielu szans na dobre rozwiązanie...

Trzeba więc było wymyślić coś innego - kanał, którym przyszedł był na tyle wąski, że dawał większe szanse na walkę jeden na jeden... Ważniejsze jednak było odciągnięcie napastników od ofiary... Mógł tylko liczyć na to, że krzycząca o pomoc istota będzie na tyle świadoma tego co się dzieje, że wykorzysta szanse jaką jej da...

Naciągnął kuszę...
Miał jeden strzał, maksymalnie dwa, jeżeli przeciwnicy nie zorientują się natychmiast. Nie chciał walczyć w otwartej przestrzeni, a jednocześnie chciał odciągnąć ich od jeńca - kimkolwiek on był. Cambiony nie miały broni dystansowej, więc musiały do niego podejść i dać się wciągnąć w wąski korytarz... albo dać się wystrzelać... "Nie, to byłoby zbyt proste" - pomyślał Thorm dokładnie przycelowując.

Laggan zawierzył swemu Bogu, odmawiając w myślach krótkie wezwanie i pociągnął za spust...







*Plan Thorma na walkę jest następujący: jeżeli zdoła przeładować (nie mam dostępu do karty pisząc z tego komputera i nie pamiętam czy ma samopowtarzalną kuszę ) to odda jeszcze jeden strzał z kuszy. To ewidentnie powinno zainteresować przeciwników i skłonić ich do zainteresowania się Thormem. Mnich będzie starał się tak pokierować walką, aby odbyła się ona w korytarzu zamiast w otwartej przestrzeni zlewiska kanałów. Walka 1 na 1 będzie pewnie wymagała oddawania pola, ale w miarę spokojnie Thorm może się cofać...
Myślę, że epickość opisu walki pozostawię DM... Turlać każdy może, a w sumie i tak większość zależy od Losu...
 
Aschaar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172