Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2009, 14:21   #86
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=LlvUepMa31o[/MEDIA]

Obracała w myślach wspomnienie melodii. Tej, która spłynęła na nią ferią barw i dźwięków, jako pierwsza ze wszystkich, które wyławiał przebudzony słuch. Pierwsza i najważniejsza, bo należąca do osoby w jej życiu najważniejszej. Tak, Adam się zmieniał i zmieniała się melodia jego duszy, wplatały się w nią nowe dźwięki, ale pod spodem, u samych fundamentów jego serca, ciągle drgały te spokojne i delikatne dźwięki. I to Ravnę cieszyło, kiedy, czując się trochę jak złodziej, a trochę jak podglądacz, wyłączała zwykły słuch zamykając się na radosne trajotanie przyjaciela i przesuwała dłońmi po dźwiękach. Cieszyło ją to, bo świadczyło o niewzruszonej stałości i niezmienności, a tego właśnie potrzebowała najbardziej. Adam był skała. I choćby spadł na niego grad wydarzeń, zawsze pod maską cwaniaczka chował morze łagodności i spokoju.

Ravna dreptała dla odpędzenia zimna po chodniku, dawała się nieść melodii i czułym wspomnieniom.

I wtedy rzeczywistość postanowiła kopnąć szamankę w tyłek.

Rzeczywistość zmaterializowała się najpierw w postaci parującego psiego gówna, w które zamyślona Norweżka wdepnęła swoim haftowanym kozaczkiem. Obcierając podeszwę o krawężnik czuła, że oto spada ze świstem z różowych obłoków swoich marzeń.

Rzeczywistość jednakże nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa i postanowiła jeszcze poskrzeczeć we wrażliwe ucho szamanki. Tymczasowym asem w rękawie dobijającym przeciwnika okazał się kulejący oberwaniec. Ravnie się nie podobał. Ani trochę. Jakieś złe podejrzenie ścisnęło jej serce i nie chciało za nic puścić, nawet gdy szybko oszacowała, że nagabujący ją mężczyzna jest jak najbardziej i tylko - człowiekiem, a jedyną niezbyt niezwykłą jego cechą jest nadkruszona kość piszczelowa.
Ale lawina paranoicznych myśli już ruszyła i zmiatała sobą wszystko - pierwszą ofiarą padł zdrowy rozsądek i resztki kontaktu z rzeczywistością.

Rozejrzała się panicznie po okolicy, w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby obserwować całe zajście. Napotkała na ślepia kundla podlewającego właśnie pobliskie drzewo. Tak, to musiał być on! To Rosja, diabły ludowe, psy... Czemu ten pies musi się tak gapić? Zagapiwszy się na niego, doszła do wniosku, że jego wycofanie się z obszaru wzroku to zmyłka taktyczna... Paranoja. Umysł usłużnie podsunął wizję jarczuka - sześciopalczastego psa czarownicy i Ravna nachyliła się w stronę psiny, starając się policzyć schowane pod brudnym śniegiem palce. Nie udało jej się to, co ostatecznie wytrąciło ją z równowagi. Ale z tym niewiele mogła już zrobić - jeśli bydlę faktycznie szpiegowało, to już zdążyło ją sobie dokładnie obejrzeć. Obiektem ataku został więc oberwaniec, głównie ze względu na wyższe niż u psa możliwości komunikacyjne.
- Skąd znasz moje imię? - warknęła, z jej oczu powiało chłodem. Spięła wszystkie mięśnie, szykując się na odparcie ataku.
Mężczyzna zrobił wielce zdziwioną minę, wytrzeszczył oczy nie mogąc dowierzać. Po bliższym się mu przyjrzeniu, Ravna zauważyła, jaki on był brzydki. Nieznajomy zakasłał, przerzucił wzrokiem na chmury, a to na kobietę.
-Pani ma na imię Ravna? Niesamowity przypadek, zupełnie jak moja koleżanka ze szkolnych lat.
Dalej nie mogąc uwierzyć, lecz już z normalniejszą reakcją, spojrzał na zegarek jakby się śpieszył.
Ravna zgłupiała doszczętnie. Zagapiła się na zdezelowany przystanek autobusowy i wzruszyła ramionami.
"Zaczynam wariować. A może go tu nie ma?" - spojrzała jeszcze raz. - "Nie, jest".
-Jeszcze raz przepraszam za niepokojenie... - mruknął mężczyzna i odszedł powłócząc nogami. Norweżka rzuciła złym spojrzeniem na psa, domniemanego szpiega. Ten właśnie w napięciu srał, co Ravna uznała za doskonały kamuflaż. Tymczasem równie podejrzany jak kundel mężczyzna zdążył się już oddalić. Ravna przygryzła wargi i podążyła za nim, by zobaczyć, jak... mężczyzna zwyczajowo stanął przy odrapanym przystanku autobusowym, nerwowo zerkając na zegarek.

Ravna obdarzyła swój ofajdany but pełnym niesmaku spojrzeniem i jeszcze raz spróbowała wytrzeć gówno w śniegową zaspę.
"Nie nadaję się do tych podchodów. Szpiegowania, śledzenia, i czort wie, czego jeszcze. Przydałby mi się teraz...
Sieroża, do cholery. On by wiedział".
Kiedy Ravna wpakowała się do taksówki, oprócz strachu i narastającej paranoi czuła jeszcze niesmak do siebie.
"Oto ja jak na dłoni. Niczego nie zrobię sama. Zawsze wspinam się po innych. Jak bluszcz".
- Tutaj - mruknęła do kierowcy, wskazując na stację benzynową przy drodze. - Proszę zatrzymać się tutaj.
Drażnił ją zielony dostawczak, który jechał za nimi od samego miasta. Ale podejrzany wóz minął stację, kiedy płaciła taksówkarzowi. Buchnął tylko kłębem spalin.
Ravna walcząc o zachowanie spokoju spożyła na stacji zalanego musztardą dla zabicia smaku hotdoga i zapiła kawą. Potem zagadnęła tankujące zdezelowane renault małżeństwo i poprosiła o podrzucenie.
- Ekhm, jest pani pewna - upewnił się mężczyzna, kiedy wysiadała z auta pośrodku wielkiego niczego.
- Jasne. Mój brat zostawił strzelbę na ambonie, zawsze się tam popiją, a potem nie mogą znaleźć niczego, łącznie z drogą do domu - zaśmiała się swobodnie. - Bardzo dziękuję za podrzucenie.
Wysiadła dobre dwa kilometry przed zjazdem do fundacji. Ale i tak zeszła z drogi, wymościła sobie pod krzakiem jamę w śniegu i dobre pół godziny obserwowała samochody. Potem ruszyła na przełaj przez las, a obudzony magią wiatr zawiewał jej ślady. Przystawała co kilkanaście kroków i słuchała lasu, tak własnym, wyczulonym słuchem, jak i tym, który pozwalał odnaleźć melodie i dźwięki niesłyszalne dla śmiertelnego ucha.

 
Asenat jest offline