Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-06-2009, 14:23   #81
 
Drusilla Morwinyon's Avatar
 
Reputacja: 1 Drusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwu
Amaryllis Vivien Seracruz


Przygarbiona na swym krześle przysłuchiwała się obradom Rady. O ile bierne siedzenie w miejscu, gdzie one się odbywały można nazwać przysłuchiwaniem się.
Rozgoryczona i zwyczajnie zmęczona tym wszystkim schowała twarz w dłoniach pozwalając ciemnym włosom okryć ją delikatną kurtyną ukrywającą ją przed światem, a przynajmniej najbliższą jego częścią.
Oddała tak wiele, prace, spokojne życie, opuściła tych, którzy cokolwiek dla niej znaczyli, ba, niemal zginęła. A dlaczego? By pomagać bandzie zidiociałych pseudomagów-hipokrytów...
Z tych dość ponurych refleksji wyrwało ją... coś... Chwilę później skuliła się pochylając nisko głowę.

– Proponował bym, aby Siergiej Bielyj wraz z zmartwychwstałą Amaryllis Vivien Seracruz i Isamu przebadali tamtejsze jezioro.

Na dźwięk tych słów Amerykanka spojrzała na Gustawa z trudem powstrzymując się od warknięcia.

- Jasne, czemu nie, i tak zdechnę tu prędzej lub później. Przynajmniej nie będę się miała wreszcie czym martwić.

Stwierdziła obojętnym tonem po czym prychnęła cicho kręcąc z politowaniem głową i nie zwracając uwagi na resztę słów Mistrza Aureliusza.
 
__________________
Co? Zwiesz dekadentami nas i takoż nasza nację?
Przyjacielu, ciężko myślisz, w innych czasach miałbyś rację.
Czyżbyś sądził, żeśmy tylko tępo w siebie zapatrzeni?
Nie wiesz, lecz to się nazywa ironia i doświadczenie.
Drusilla Morwinyon jest offline  
Stary 07-06-2009, 12:14   #82
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Gdzieś w dali, gdzie Statyka trwa w tryumfie



-Kim jestem? Pan sobie kpi... Pytanie po co tutaj przybyłem. Interesuje mnie ostatecznie rozwiązanie kwest...

-Mógłby pan nie powracać do retoryki nazistowskiej? Członkowie organizacji nie posiadają dobrych wspomnień z tamtego okresu.

-Dobrze. Panie...

-Mógłby pan mnie nie podchodzić o moje nazwisko? Ma obecność w Moskwie jest wystarczająca dekonspiracją. Możesz mi mówić Sir Artur lub pisać podanie o uzyskanie czegoś więcej niżeli mego kodu.

-Skończmy tą administracyjną szaradę i zajmijmy się pracą.

Moskwa, biedniejsze dzielnice

Adam uśmiechnął się lekko na propozycje Ravnyna temat zaleczenia jego ran.

-Obsypuje rany popiołem aby pozostały po nich blizny. Co prawda większość cywilizowanych przedstawicieli mego ludu nie uważa ich za coś chwalebnego, lecz ułatwiają kontakty zresztą.

Wilkołak zatopił wzrok w herbacie obserwując nierówności tafli. Aromat ziół unosił się w mieszkaniu przemieszany z wilkołacką krwią. Jej woń była tak intensywna, ostra i... Kojąca? Przebudzona westchnęła trochę smutno nowocześnieć zadając pytanie na temat Crina oraz dalszych niespodzianek ze strony Wilkołaków. Na te słowa Adam Zaragoza niezwykle żywo, popijając herbatę

- To skomplikowane... Ważne jest to, że potrwa to przynajmniej miesiąca i zarówno wy jak... jak...

-Technokracja?

-Tak, właśnie, zarówno wy jak i oni nie jesteście raczej miło widziani. Crin jest przewodnikiem grupy Srebrnych Kłów, prócz niego jest jeszcze kilku prowadzących obrady.

-Mówiono na spotkaniu coś o nas?

-Jeden z waszej grupy ma bycze jaja, bo opętał Crina. Nawet nie wyobrażasz sobie jego złości...Ravna... Nie mieszajcie się w nasze sprawy. To nic ważnego i nie powinno interesować was. Sami macie chyba większe problemy skoro do was strzelają.

Wilkołak zamilkł zaciskając pięści wraz z chrobotem kości. Przełknął ślinę.

-Co mogą ci jeszcze powiedzieć. Tylko przekaż innym, że jeśli znowu na nas natraficie, to aby odsłaniali gardła, prawie każdy z nas przestrzega zasad kapitulacji. Rozumiesz?

Mieszkanie Anny Flybron

Przed oczyma Szamila zaczęło galopować niezliczone kombinacje wspomożonych geograficznych geograficznych. Wirtualny Adept przyglądał się im z dziwnym zrozumieniem, zaciekawieniem i... Dziwieniem? Nagle niczym samochód wychowując od setki do zera, wszystko ostało pokazując świetlisty komunikat o zabezpieczeniach których sforsowanie niosło ze sobą ryzyko wykrycia. Pozostawiając dalsze postępowanie w tej sprawie, Samuel postanowił połączyć się ze swoim Węzłem.. Niemal poczuł kwintesencję, chęć podładowania baterii i... Ściana czystej mocy uderzyła superego Wirtualnego Adepta które odbiło się od niej niczym piłeczka pingpongowa i powróciło na miejsce. Z takimi ilościami Kwintesencji Samuel jeszcze nigdy nigdy nie miał kontaktu. Z trzydzieści miarek wirowało wokół jego Węzła w spontanicznym promieniowaniu z jego wnętrza. Niezwykła anomalia skutecznie utrudniała jakiekolwiek dzialania. Gdyby tylko poświęcił więcej czasu...

Moskwa, biedniejsze dzielnice

Po krótkiej, przyjacielskiej i bardziej już prywatnej wymianie zdań pomiędzy Ravna, a Adamem, podczas której dowiedziała się, że telefon Adama uległ zniszczeniu, Mówczyni Marzeń postanowiła wrócić do fundacji, po krótkim pożegnaniu, kobieta wyszła z mieszkania w mig znajdując się pod blokiem czekając na taksówkarza. Mróz zrazu szarpnal ją zimnym wichrem wraz z gorącym uderzeniem spalin oraz miejskim smrodem, jakże innym od aromatu zioł i popiołu używanych do jakże specyficznego gojenia ran. Nie było czarnej wołgi.

-Ravna?

Kobieta usłyszała słaby głos zza siebie. Opatulony w grubą kurtkę, wysoki Rosjanin, chyba jej rówieśnik uśmiechał się głupawo, wypatrując pociągła, nieznajomą twarz z małymi, nisko osadzonymi oczyma. Raczej bzyki człowiek wydał z siebie metafizyczna wrażenie radości na widok jej twarzy które zaraz po tym przerodziło się w zmieszanie.

-Przepraszam, pomyliłem panią z kimś.

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Biały Kruk z drzewa dotychczas przyglądał się Trybunałowi przekrzywiając łeb. Ostatecznie, po słowach Amy, wydal charakterystyczny, kruczy odgłos i schował się w koronie drzewa. Bardzo rozbawiło to Inne. Tymczasem Mistrz Aureliusz zganił wzrokiem Amy, wkrótce po tym dodał słowa nagany.

-Przypominam młoda damo, że jesteś tutaj aby w przyszłości rozpocząć terminowania w Porządku Hermesa i na twoim miejscu chciałbym pokazać się z najlepszej strony. Pamiętaj, to jest wojna. Stawką jest najwspanialsza rzecz na świecie – kształt samej rzeczywistości. Wiesz jaka to odpowiedzialność?

Diakona zgromił spojrzeniem za to Abraham, z ironicznym uśmiechem i... Wystawieniem języka w jego kierunku. Tymczasem wtrącił się Mistrz Robert.

-Amaryllis... Jeśli nie interesują cię działania to mogę poprosić o przeniesienie cię do Fundacji Badawczej Glasgow...

Urwał w połowie zdania rozglądając się wkoło. Jedni szeptali o ostatnich wydarzeniach, inni kończyli ostatnie kanapki na stole. Gustaw niemrawo przytaknął, że on może zając si, jakże zręcznie przez niego określonymi, „zakupami”. Kłopotliwe milczenie rozległo się w sali wraz z poirytowanym Jon wychodzacym ostentacyjnie z sali oraz niezbyt zorientowanym w rzeczywistości Isamu który czytając to jak oznak końca obrad – wyszedł rzucając do Siergieja.

-Kiedy idziemy tam?
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 14-06-2009, 21:32   #83
 
Lunar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumny
Siergiej Bielyj

"Od kiedy to ci głupcy mają na uwadze dobro rzeczywistości?" Myślał Bielyj całkowicie nieświadom nasuwających mu się natrętnych myśli. Rozkojarzony. Zazokowany. "Może jeszcze zaczniemy rozważać, czy bezpiecznie jest wyjść z Dziedziny.. Ciepły ścierwodołek." Tak bardzo chciałby splunąć. Uczynił to jednak tysiąc razy w myślach. To wystarczało.
Jego obolałe oczy wędrowały po twarzach przemawiających, jakby to nimi słyszał właśnie pędzące myśli każdego z magów. Pod nosem dokańczał ich zdania bez przekonania. Z coraz większą dezaprobatą. Załamaniem.
- Chciałbym zgłosić sprzeciw. - przez moment siłował się ze swoimi powiekami, by podnieść je wyżej. By sciąć brwi w rzeczowym, intensywnym przekazie. W akcie jakim było nieposłuszeństwo. - To jezioro wystarczająco mnie zaniepokoiło. Nie jestem w stanie tam teraz wyruszyć.. - Urwał.
Skrzywił się na widok Isamu. Mimowolnie. Jakby jakaś agresywna nieposkromiona część jego osoby chciała go trzepnąć po gębie za to, że istnieje. Nawet kiedy odciągnął wzrok od jego sznurówek, pozostawały mieniące się jak tęczowy poblask po spojrzeniu w słońce. W rozmazanym obrazie świata fizycznego drażniły, nie dając spokoju. W końcu podparł głowę dłonią opartą łokciem o blat, całkowicie odwracając wzrok w inną stronę.
- Zrobiłem co mogłem, by zamknąć ten fenomen. Wrócę tam.. później. Być może upewnię się, by zapieczętować to.. zjawisko.. przed wypełzaniem na powierzchnię.
- I TO jest rzecz, której eliminacją powinniśmy się zajmować. Nie pozwolę tutaj, z tego miejsca.. - ciągnął, czując jak przez drgające gardło mkną twarde jak stal słowa. - ..by ukatrupić oficera. Najwyraźniej dlatego dostajemy po prostu w.. - machnął dłonią.
- .. bo pozbywamy się wszelkich asów i kart przetargowych.
- Dla własnego bezpieczeństwa, wolę wyjść na miasto. Chętnie kogoś zabiorę.
 
Lunar jest offline  
Stary 14-06-2009, 21:33   #84
 
Drusilla Morwinyon's Avatar
 
Reputacja: 1 Drusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwu
Amaryllis Vivien Seracruz


Potrząsnęła tylko z politowaniem głową nawet nie siląc się na odpowiedź na żadną z wypowiedzi Mistrzów Fundacji.
Po chwili wstała obrzucając Siergieja ponurym spojrzeniem, z poirytowaniem roztarła czoło samymi koniuszkami palców.

- Róbcie, co chcecie. Mam badać to pieprzone jezioro włażąc na teren Garou? Zgoda. Ale, do jasnej cholery, jesteście kretynami, jeśli sądzicie, że znowu znajdując na swych terenach nieproszonych gości puszczą ich z życiem. A jeżeli to zrobią, to są większymi idiotami, niż nawet wy. Siergiej! Zamiast biadolić rusz no dupę i idziemy, im szybciej pójdziemy zginąć, tym szybciej zwolnią się miejsca w Fundacji, więc ruchy...

Po tych słowach wręcz przesiąkniętych jadem i cynizmem Amerykanka opuściła salę.
 
__________________
Co? Zwiesz dekadentami nas i takoż nasza nację?
Przyjacielu, ciężko myślisz, w innych czasach miałbyś rację.
Czyżbyś sądził, żeśmy tylko tępo w siebie zapatrzeni?
Nie wiesz, lecz to się nazywa ironia i doświadczenie.
Drusilla Morwinyon jest offline  
Stary 14-06-2009, 23:50   #85
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Poszukiwania Anny w tym momencie nie miały większego sensu. Żeby były owocne, zapowiadało się że wymagałyby szeroko zakrojonych przygotowań, na które w tym momencie nie miał czasu. Do tego "mistrzuniu Rasputin" mógł zapewne sma to zrobić z palcem w miejscu o którym Samuel wolał nie myśleć, tak więc jego prośba miała charakter czysto kurtuazyjny, a w zasadzie była teatralna. Owszem, Anna go zirytowała i chciał ją znaleźć, najlepiej uratować niczym rycerz w świecące zbroi, ale tylko po to, żeby ją ofukać...

Tymczasem wzywały sprawy osobiste…

Przez chwilę Samuel rozważał swoją życiową sytuację, gdyż właśnie uznał za takową fakt że pomylony umbralny byt którego jedynym celem jest sianie chaosu i destrukcji, właśnie przekazał mu najświeższe wieści o sytuacji z szpitala psychiatrycznego. Z zamyślenia wyrwała go pielęgniarka. Sprzątała w jego pokoju. Cóż – starając się doszukać w tej sytuacji jakichś plusów, doszedł do wniosku że jego Sanctum jest czyste i uporządkowane. Nawet pomoc medyczną miał pod ręką. W zasadzie, w czystej teorii, lepiej mogło by mu być już tylko w więzieniu – dbali bo o spacery, policjant na każdym rogu, strzeżony i ogrodzony budynek…

Kiedy wreszcie pielęgniarka opuściła jego pokój, nie czekał nawet chwili i rozpoczął wspomniane przygotowania. Podpiął się bezpośrednio do jednostki centralnej swojego trylinearnego komputera. Połączenie bezprzewodowe było co prawda wygodniejsze, ale wolał coś pewniejszego. Dawno już tego nie robił, jednak dawno też w jego marnym życiu nie przydarzyło się nic tak ekscytującego…

…jak wizyta w szpitalu psychiatrycznym? Może to co przeżyła ta banda która podobno stanowiła resztę kabały do której podobno, należał, przebiło by to, niestety jednak nie było mu dane uczestniczyć w tych atrakcjach, tak więc musiał się zadowolić wizytą w wariatkowie. Najbardziej bał się że zaproponują mu tam stałe lokum.

<<User1:TheGhoul do User2:Spectrum>>
<Rozpocznij aktywację pełnego zestawu osłon>

<<User2:Spectrum do User1:theGhoul>>
<Przypominam że przy pełnym połączeniu wydawanie komend nie jest wymagane. Czy przejść w tryb sterowania bezpośredniego?>

Odpowiedź była twierdząca, tak więc okno dialogowe w wyświetlaczu na oku Samuela zamknęło się. Powieki wolno opadły kiedy jego właściciel zaczął pogrążać się w transie. Po chwili Samuel odpłynął.



Leciał teraz przez świat, mijając miejsca które z pewnością nie leżały w linii prostej łączącej punkt wyjściowy którym była jego klinika, z punktem docelowym. Adeptowi Korepsondencji przejście nad tym do porządku dziennego nie powinno stanowić to większego problemu. Niestety z każdą kolejną sekundą, było coraz gorzej. Dopiero teraz, do Samuela zaczęło na dobra sprawę docierać co czeka go na końcu tego tunelu...

Lądowanie było bolesne. ?Nie liczył jednak że pójdzie gładko jak po maśle. Na ułamek sekundy stracił kontakt z otaczającym go światem. Do tego ostatni obraz który do niego dotarł i teraz z wolna rozmywał się w akompaniamencie głośnego pisku, stanowczo nie prezentował wizji szpitala w jakim chciałby się znaleźć...



Kurna, mam nadzieje że to tylko Zaświaty a nie obraz rzeczywisty... -przeszło mu przez myśl. Cóż, takie anomalie przy Projekcji Astralnej się zdarzały. Gorzej, jeśli wszystko poszło w porządku...
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel
Ratkin jest offline  
Stary 15-06-2009, 14:21   #86
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=LlvUepMa31o[/MEDIA]

Obracała w myślach wspomnienie melodii. Tej, która spłynęła na nią ferią barw i dźwięków, jako pierwsza ze wszystkich, które wyławiał przebudzony słuch. Pierwsza i najważniejsza, bo należąca do osoby w jej życiu najważniejszej. Tak, Adam się zmieniał i zmieniała się melodia jego duszy, wplatały się w nią nowe dźwięki, ale pod spodem, u samych fundamentów jego serca, ciągle drgały te spokojne i delikatne dźwięki. I to Ravnę cieszyło, kiedy, czując się trochę jak złodziej, a trochę jak podglądacz, wyłączała zwykły słuch zamykając się na radosne trajotanie przyjaciela i przesuwała dłońmi po dźwiękach. Cieszyło ją to, bo świadczyło o niewzruszonej stałości i niezmienności, a tego właśnie potrzebowała najbardziej. Adam był skała. I choćby spadł na niego grad wydarzeń, zawsze pod maską cwaniaczka chował morze łagodności i spokoju.

Ravna dreptała dla odpędzenia zimna po chodniku, dawała się nieść melodii i czułym wspomnieniom.

I wtedy rzeczywistość postanowiła kopnąć szamankę w tyłek.

Rzeczywistość zmaterializowała się najpierw w postaci parującego psiego gówna, w które zamyślona Norweżka wdepnęła swoim haftowanym kozaczkiem. Obcierając podeszwę o krawężnik czuła, że oto spada ze świstem z różowych obłoków swoich marzeń.

Rzeczywistość jednakże nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa i postanowiła jeszcze poskrzeczeć we wrażliwe ucho szamanki. Tymczasowym asem w rękawie dobijającym przeciwnika okazał się kulejący oberwaniec. Ravnie się nie podobał. Ani trochę. Jakieś złe podejrzenie ścisnęło jej serce i nie chciało za nic puścić, nawet gdy szybko oszacowała, że nagabujący ją mężczyzna jest jak najbardziej i tylko - człowiekiem, a jedyną niezbyt niezwykłą jego cechą jest nadkruszona kość piszczelowa.
Ale lawina paranoicznych myśli już ruszyła i zmiatała sobą wszystko - pierwszą ofiarą padł zdrowy rozsądek i resztki kontaktu z rzeczywistością.

Rozejrzała się panicznie po okolicy, w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby obserwować całe zajście. Napotkała na ślepia kundla podlewającego właśnie pobliskie drzewo. Tak, to musiał być on! To Rosja, diabły ludowe, psy... Czemu ten pies musi się tak gapić? Zagapiwszy się na niego, doszła do wniosku, że jego wycofanie się z obszaru wzroku to zmyłka taktyczna... Paranoja. Umysł usłużnie podsunął wizję jarczuka - sześciopalczastego psa czarownicy i Ravna nachyliła się w stronę psiny, starając się policzyć schowane pod brudnym śniegiem palce. Nie udało jej się to, co ostatecznie wytrąciło ją z równowagi. Ale z tym niewiele mogła już zrobić - jeśli bydlę faktycznie szpiegowało, to już zdążyło ją sobie dokładnie obejrzeć. Obiektem ataku został więc oberwaniec, głównie ze względu na wyższe niż u psa możliwości komunikacyjne.
- Skąd znasz moje imię? - warknęła, z jej oczu powiało chłodem. Spięła wszystkie mięśnie, szykując się na odparcie ataku.
Mężczyzna zrobił wielce zdziwioną minę, wytrzeszczył oczy nie mogąc dowierzać. Po bliższym się mu przyjrzeniu, Ravna zauważyła, jaki on był brzydki. Nieznajomy zakasłał, przerzucił wzrokiem na chmury, a to na kobietę.
-Pani ma na imię Ravna? Niesamowity przypadek, zupełnie jak moja koleżanka ze szkolnych lat.
Dalej nie mogąc uwierzyć, lecz już z normalniejszą reakcją, spojrzał na zegarek jakby się śpieszył.
Ravna zgłupiała doszczętnie. Zagapiła się na zdezelowany przystanek autobusowy i wzruszyła ramionami.
"Zaczynam wariować. A może go tu nie ma?" - spojrzała jeszcze raz. - "Nie, jest".
-Jeszcze raz przepraszam za niepokojenie... - mruknął mężczyzna i odszedł powłócząc nogami. Norweżka rzuciła złym spojrzeniem na psa, domniemanego szpiega. Ten właśnie w napięciu srał, co Ravna uznała za doskonały kamuflaż. Tymczasem równie podejrzany jak kundel mężczyzna zdążył się już oddalić. Ravna przygryzła wargi i podążyła za nim, by zobaczyć, jak... mężczyzna zwyczajowo stanął przy odrapanym przystanku autobusowym, nerwowo zerkając na zegarek.

Ravna obdarzyła swój ofajdany but pełnym niesmaku spojrzeniem i jeszcze raz spróbowała wytrzeć gówno w śniegową zaspę.
"Nie nadaję się do tych podchodów. Szpiegowania, śledzenia, i czort wie, czego jeszcze. Przydałby mi się teraz...
Sieroża, do cholery. On by wiedział".
Kiedy Ravna wpakowała się do taksówki, oprócz strachu i narastającej paranoi czuła jeszcze niesmak do siebie.
"Oto ja jak na dłoni. Niczego nie zrobię sama. Zawsze wspinam się po innych. Jak bluszcz".
- Tutaj - mruknęła do kierowcy, wskazując na stację benzynową przy drodze. - Proszę zatrzymać się tutaj.
Drażnił ją zielony dostawczak, który jechał za nimi od samego miasta. Ale podejrzany wóz minął stację, kiedy płaciła taksówkarzowi. Buchnął tylko kłębem spalin.
Ravna walcząc o zachowanie spokoju spożyła na stacji zalanego musztardą dla zabicia smaku hotdoga i zapiła kawą. Potem zagadnęła tankujące zdezelowane renault małżeństwo i poprosiła o podrzucenie.
- Ekhm, jest pani pewna - upewnił się mężczyzna, kiedy wysiadała z auta pośrodku wielkiego niczego.
- Jasne. Mój brat zostawił strzelbę na ambonie, zawsze się tam popiją, a potem nie mogą znaleźć niczego, łącznie z drogą do domu - zaśmiała się swobodnie. - Bardzo dziękuję za podrzucenie.
Wysiadła dobre dwa kilometry przed zjazdem do fundacji. Ale i tak zeszła z drogi, wymościła sobie pod krzakiem jamę w śniegu i dobre pół godziny obserwowała samochody. Potem ruszyła na przełaj przez las, a obudzony magią wiatr zawiewał jej ślady. Przystawała co kilkanaście kroków i słuchała lasu, tak własnym, wyczulonym słuchem, jak i tym, który pozwalał odnaleźć melodie i dźwięki niesłyszalne dla śmiertelnego ucha.

 
Asenat jest offline  
Stary 15-06-2009, 22:49   #87
 
Mical von Mivalsten's Avatar
 
Reputacja: 1 Mical von Mivalsten nie jest za bardzo znany
Grzegorz przyjrzał się policjantom dokładniej. Była zima, około piątej nad ranem i nieliczni przechodnie owijali się wszystkimi warstwami ubrania jak tylko mogli. Lekki śnieg wirował w podmuchach mroźnego wiatru pod niekoniecznie działającymi latarniami a tych dwóch stało w kowbojskich pozach żując gumę i poprawiając okulary przeciwsłoneczne. Gdyby nie fakt, że był w Polsce, już dawno by się zdziwił.
- Panu władzy to nie za ciemno w tych okularach? Na moje harcerskie oko to świt będzie za półtorej godziny. - Powiedział Grzegorz podpisując pokwitowanie odbioru. Przy okazji wykonał też salut do pana w garniturze. Wojna wojną, ale kultura musi być i basta. Policjanci zresztą, jeśli nie byli konstruktami czy Bóg raczy wiedzieć czym i tak zapomną o nim w ciągu pół godziny. Rzeczywistość sama broniła się przed dewiantami.

***

Mag bez większych problemów dotarł do swojego tymczasowego mieszkania. Większość rzeczy już i tak przeniósł do Moskwy, tutaj miał tylko trochę bielizny, jakieś ubrania i parę książek. Wszystko, co było mu potrzebne na kilkutygodniowy pobyt w innym kraju. Bez pośpiechu spakował swoje rzeczy do toreb gdyż niezbyt przejmował się nakazem władz. Gdy będzie już w Moskwie żadne oficjalne starania nie sprawią, by nienawidzący Polski Rosjanie deportowali go kraju.

***

Pakowanie skończył około 10. Narysował na parkiecie krąg kredą i wpisał potrzebne symbole a następnie usiadł w środku. Zapach specjalnych kadzideł drażnił nos, wprowadzając Grzegorza w lekki trans. Uderzył w dzwonek, wzywając okoliczne duchy. Warszawska umbra nie była dobrym miejscem, zniszczenia i okrucieństwa jakich doświadczyło to miasto po wojnie na stałe wryły się w duszę miasta, mieszkające tu duchy były w większości szalone. Ten, który najszybciej odpowiedział na wezwanie wyglądał jak postać z Krzyku Muncha. Skrzekliwym tonem duch zaintonował powstańczą melodię.
Pałacyk Michla, Żytnia, Wola,
bronią się chłopcy spod "Parasola".
A na Tygrysy maja visy,
to warszawiacy, klawe urwisy
są!


Zaśpiewaj ze mną, magu.
Nie lubię tego. Wolę „Ma Warszawa”.
O?!
Zaśpiewamy, gdy coś dla mnie zrobisz.
Zamieniam się w słuch, panie kapytanie.
Zaniesiesz wiadomość do Zofii. Znasz Zofię?
Każdy zna Zofię. Ona dba o Miasto.
Powiesz jej, że Grzegorz Lipa potrzebuje, żeby ktoś go wyciągnął w mieszkania.


Ma Warszawa w swych podziemiach
Rycerzy waleczny huf
Siły ich ukryte drzemią
Czekając hasła na bój


Zaiste, Zofia opiekowała się Miastem, tym prawdziwym. Tym, które umierało od ran zadanych warszawiakom. Bo czy ktokolwiek widział miasto bez mieszkańców? Tych prawdziwych, urodzonych z Warsa i Sawy. Zofia była Mówcą Marzeń, miejskim szamanem. Lubili się z Grzegorzem, równie mocno zafascynowani historią, mieli wiele wspólnych tematów do rozmów. Teraz jednak pozostawało już tylko czekać.
 
Mical von Mivalsten jest offline  
Stary 18-06-2009, 20:24   #88
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Obrzeża Moskwy

Ravna popadła na ten czas w istną paranoje. Otrząsnąwszy się ze śniegu, wyruszyła do ruiny gdzie mieścił się portal do dziedziny. Przywitała ją zima wszystkim co miała w te późne popołudnie - ,morzem, suchym powietrzem, śniegiem opadającym z wielkich sosen. Wszystko przebiegało dobrze, Mówczyni Marzeń znalazła się w piwnicy,odetchnęła stęchlizna zmieszaną z kurzem i odszukała lustro przykryte szarą płachtą. Nim Ravna szarpnęła narzutę, zdarzyła się wystraszyć. Nic nie zwiastowało tego, co mogła tutaj ujrzeć. Nie zwiastował go bałagan, zniszczenie, lekki puls Kwintesencji w tym Węźle oraz słabsza Rękawica – rzeczy w takim miejscu normalne. Nie zwiastowało tego nawet chrapanie dobiegają zza drewnianych skrzyń... Jakie chrapanie? Dopiero teraz Turi przemokła senność przytępiająca zmysły i spostrzegła smacznie sobie śpiącego kloszarda. Opatulony w brudne szmaty chował twarz w ramionach i worku ziemniaków na którym podpierał górna cześć ciała. Najbardziej rażąc były bose stopy, czarne i śmierdzące. Co raz kolejne szuranie dobywało się raz z jego legowisko, a raz tutejszy szczur poszukiwał pożywanie uradzając sobie slalom pomiędzy odległymi kałużami i kroplami kpiącymi ze sklepienia.

-Khyy... Khyyy... Tak, mamo... Tfu!

Bezdomny podniósł się z ziemi. Masa szmat, nie było widać oryginalniej ubioru. Z kolorami pośród plam brudu nie było też lepi,. Bujny, siwy zarost został gustownie oszroniony, krucze powieki doczekały się przycinającej je w pól blizn, a łysa czaszka swą bladością biła kontrastem z przepitą twarzą i czerwonym miniciężarówka nosem. Coś mówiło Ravnie, że nie jest to zwykły człowiek. Sądząc po tym co mówił, nie myliła się.

-Możesz iść... Właściwe lustro przesunąłem na prawo.

Beknął cuchnąc, wyszczerzył rząd srebrnych zębów po czym udał się za róg i... Zniknął. Tymczasem portal znajdował się tam gdzie mówił.

Moskiewski Szpital Psychiatryczny nr 1

Wirtualny Adept miał całkowitą racje – Projekcja Astralna nie była idealna pod względem postrzegania fizyczności. W miejscu ta k silnie odznaczonym emocjonalnym rezonansem, owy rezonans wdzierał się do percepcji podróżnika wypaczając doznania. Samuel chwile jeszcze kończył odczytywanie ostatniego wykresu, stwierdzającego, że omal nie wywoła ledwo krytycznego w systemie.. Prawdopodobieństwo wystąpienia kolejnych komplikacji rosła wykładniczo wraz z korzystaniem przez Szamila z magy.
Szamilowi Gedewaniszwili jawiło się małe pomieszczenie skąpane w ciemności. Miękkie obicia ścian brudne od krwi i porozdzierane, migające światło i wydrapany stul. Czyjeś szlochanie mieszało się z napieraniem ścian o jaźnie. Pobyt w tym miejscu był nurkowaniem głębokościowym i ciśnienie natrętnego szaleństwa wywierało ciąga presje na oświecona jaśnie Szamila. Co kilka chwil przebijał się do niego wyły obraz, czysty. W rzeczywistości za to znajdowała się tutaj wielka plama plama krwi.

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Widać było, że obrady są u schyłku. Czarę goryczy przelał Czarny, ten sam mag który przypominał prostego, lekko chamskiego chłopa, teraz kulturalnie powstał i poprosił o głos.

-Iwan i Julia mogli żyć jak normalni ludzie. Wzięli ślub, mogli uciec z tego miasta... Zostali i zginęli. W imię tej wojny i idei poświęcili najcieniej rzeczy – życie. Końćze, bo gadam już jak szurnięty klecha, ale pamiętacie... To nasz obowiązek.

W sali nastąpiło milczenie kiedy to Czarny ukłonił się lekko i wyszedł z sali. Szybkim krokiem wkroczył na ho, skręcił w prawo i prosto do swego pokoju. Konsternacje przerwała Inna siekając po ostatnią pozostała na stole kanapkę.

-Tak, no tak...

Zamyślił się Mistrz Aureliusz. To wystarczyło aby pozostałe osoby zaczęły powoli wychodzić. Pierwszy był Michaił wraz z Wiktorią ruszając do jednego z pokoi.

-Mistrzu Robercie... Mogę się wybrać na hymm... Zakupy/

Stwierdził Gustaw co zetknęło się z pozytywną rekcją hermetyka. Jego uczeń popędził gdzieś w dal. Długo nie trzeba było czekać na podźwignięcie się Grigorija oraz Inny który to ruszyli na hol. Muzyk wyniósł ze swego pokoju starą, obdartą gitarę bej jednej strony osiadł obok Inny i począł grać.

Kilka dni przed przyjazdem magów do Moskwy – Polska, tereny miejskie

Grzegorz Lipa czekał na przybycie Mówczyni Marzeń. Pierwsza godzina jeszcze nie zwiastowała niczego złego. Kolejna też i kolejna. Lecz czwarta pozwalała snuć podejrzenia, że nie jest dobrze. Wiedziony metafizycznym zmysłem, niewypowiedzianym przerażeniem oraz zdrowym rozsądkiem, nie czekał i wybiegł ze swego mieszkania na ulice. Zimny oddech schładzał kark na spół z wiatrem. W drodze na postój taksówek towarzyszyła mu czyjaś obecność, ponura sylweta na skraju wzroku. W samym pojeździe nastąpiło szeptanie i towarzysz podróży, Krzyk.

-Ładnie śpiewałeś. Pozwól, że będę przyjacielem na czas drogi.

Mając pomoc ducha czymże miał się martwić?

Moskiewski Szpital Psychiatryczny nr 1

Na samym początku Szamil czuł to zawsze, kwintesencje stwierdzenia „bycie w niebycie”. Lecz z każdą chwila pobytu jego umysłu w tym szpitalu, w tym pomieszczeniu, rozproszone zmysły i umysł pod naporem wszechobecnego szaleństwa zostały docisnę w ten jego mały pancerzyk tarczy umysłowej. Początku czuł cały budynek, potem pozostawia szalona, zniekształcona rezonansem wizja obitego materiałem pokoju. Błękitne strugi kwintesencji galopowały wkoło lecz z trudem dostrzegał gdzie one tak się spieszą. Ostatecznie, dla własnego bezpieczeństwa, mag zawęził swa bytność i po chwili programowania odizolować umysłowe wypaczenie obrazu. Ostatecznie pozostał w nieskazitelnie czystej sali z wielka kałuż krwi. Coś z niej chłeptało.



Cisza w eterze została zakłócona czyimś szeptem.

-Czy to nie dziwne, dziwne, dziwne, dziwne, dziwne, dziwne, dziwne, dziwne, dziwne, dziwne...

Echo powtórzeń, wszędzie wkoło napierało na Szamila. Ale on miał swój mentalny pancerz który chronił go.... Tylko skąd brało się te echo?

Polska, Okęcie

Grzegorz miał prawo być niewyspany. Szwendał się kilka dni po hotelach w towarzystwie Krzyku który to ciągle prosił o powstańcze pieśni. Wszystko w imię zmylenia Unii i bezpieczeństwa. Omal nie usnął w kolejce do odprawy kiedy to zimną dłoń musnęła go w kark. To nie mógł być ten zwyczajny gość. Znowu Krzyk na skraju wzroku nucił Rotę. Lotnisko wydawało się takie... Oniryczne. Długotrwałe przebywanie z duchem nie wpływało dobrze na psychikę maga.
Ostatecznie doszło do odprawy. Grzegorz senne spojrzenie,pani promienny uśmiech, Grzegorz bagaże, pani promienny uśmiech. Grzegorz ziewa, ona ziewa. On idzie, ona macha. Czemu, jak, co to było? Zmęczony umysł nawet się nie buntował tylko razem z ciałem wsiadł do samolotu. Za to Krzyk zakrzyczał w pobliskiej Umbrze prost do ucha dwóch policjantów co zaowocowała powyganiam się jednego z nich. W chmurach Grzegorz przysnął, wreszcie.

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Grigorij brzękał strunami i począł grać.

Lunatycy


Mistrz Aureliusz wraz z Mistrzem Robertem pozostał w sali wlepiając błędne spojrzenie w drzewo tam się mieszczące. Prawie wszyscy zebrani rozeszli się po swoich pokojach. Siergiej postanowił zaczerpnąć snu, Inna zadowolona wsłuchiwała się w piosenkę Kultysty Ekstazy. Natomiast Amy została zatrzymana przez Isamu. Niski mężczyzna o niecodziennym wygładzie uśmiechnął się przyjaźnie i ziewnął.

-Tooo cooo... Idziemy nad te jezioro?

TymczasemSiergiej zamknał się w swoim pokoju. Przez ściany słyszał panicznie szukającej czegoś Wiktorii, a z drugiej ściany chrapanie Michaiła. Sam Sieroża położył się na łózko i niewekslowanie odpłynął.

Centrum Moskwy

Wyspany i tym razem bez duchowe towarzystwa, Grzegorz czekał przed restauracją „Pod Warchołem” wedle smsa które otrzymał. Było mu zimno, wiatr dmuchał zawiewając sporadyczne płatki śniegu. W porównaniu z zimą w Polsce, ta rosyjska była wielki, złym niedźwiedziem. Ciepła łuna spalin z pobliskiej ulicy nagłym zamachem uderzyła go po twarzy. Kiedy ujrzał soxnionego pół godziny młodzieńca wysiadającej z sportowego samochodu, Grzegorz zrazu poczuł, ze to ktoś z fundacji. Niewysoki młodzieniec o rozczochranych włosach i w garniturze uścisnął łon Lipie.

-Cześć, jestem Jon. Wsiadaj...

Było czuć od niego drogim, męskim perfumem. Niestety, zapach wymieszany ze spalanymi sprawiał okropne wrażenie. Gładkolicy jegomość wsiadł do auta zaraz po Grzegorzu. Wnet podał mu z kieszeni marynarki telefon.

-To telefon do kontaktu z Fundacją.

Uciął krótko i ruszył w drogę mijając śnieżne ulice, mijając śpiących i cały ten syf. Taki oto komentarz nasunął się magowi widząc minę Jona.

-Nie spytam się jak minęła ci podróż. Ostatnio do mnie strzelali, cała Fundacja nie może dojść do porozumienia, połowa nie przychodzi na Trybunał... Żyć, nie umierać, nie?

Wirtualny Adept przełknął ślinę. Grzegorz w chwili postoju na światłach ujrzal jego wzorzec. Ciemny, smolisty i tak gęsty... Gęsty jak sieć pobliskiej katastrofy. Jakieś katastrofy? Wiedz iny metafizycznym zmysłem, nuta obserwacji śledzącej ich wołgi oraz rozsądkiem, krzynął.

-Stój!

Zahamowali, nagłe szepnięcie i brak pasów sprawił, że Lipa elegancko uderzył czołem w deskę rozdzielczą. Czarna wołga przejechała obok nic, a kierowała nią... Starsza pani o grubych okularach która to z przeniem obserwowała guz na czole Grzegorza,

-Grzegorz... Ja wiem, że cie nastraszyłem tym strzelaniem, ale daj spokój.

Moskiewski Szpital Psychiatryczny nr 1

Szamil wpierw ujrzał masą iskier błękitnej energi które w pierwszym błysku miniaturowej supernovej zupełnie zasłoniły mu rzeczywisty obraz. Ostatecznie ujrzał bladego i chudego mężczyznę o rozczochranych, blond włosach z których schodziła strugami czarna farba. Martwe, zielone oczy wpatrywały się w kalozę. Jego biały „mundurek” był nieskazitelnie czysty. Tylko twarz skalana została czarnym tuszem, pomalowane oczy, znaki na twarzy.

-Osioł!

Podniósł wzrok na Szamila i chociaż nie miał prawa go dostrzec, coś jednak musiał ujrzeć wnioskując po jego minie, zorane tej cielistej jak i rzadko wykresów przed oczyma Szamila które to ułożyły się w buźkę.

-Osioł! Kim jesteś osioł? Chcesz soczku?

Zapytał w teraz jednak ciągle wlepiając ślepia niemalże w jaźń Samuela.

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Ravna przeszła przez lustro i trafiła tam gdzie ostatnio – do lustrzanej sali. Jej powielone nie po tysiąckroć oblicze nie było nigdy to same. Kobieta pod napływem tysiąc siebie, przystanęła na środku sali i zagubiła drogę na pwrót. Teraz na wprost było gdziekolwiek, tam gdzie przytyła Ravna za czterdzieści lat, tam gdzie leżała martwa Ravna i tam gdzie leżała martwa, jej duch przewodni lizał rozdarte gardło, a przeciwległe oblicze przedstawiało ją z zniszczonym bębnem noaidi. Nie wiedziała zupełnie gdzie iść, a po chwili poczuła zapadanie się w łatka taflę podłogi. Z każdej strony dobiegał inny zapach pośród głuchej ciszy.
Tymczasem Mistrz Robert wyszedł z sali obrad, pogratulować Grigorijowii piosenki i wyszedł z holu na do ustanej sali.

-Ravna! Ty żyjesz!

Hermetyk wyskoczył z lustra przedstawiającego martwą Mówczynię Marzeń i zupełnie nie przejmując etykietą, podbiegł i niezwykle mocarnie uścisnął kobietę z ogromnym uśmiechem na twarzy. Wraz zj ego dotykiem, odbicia zniknęły z wyjątkiem dwóch,tego z martwą Ravną oraz tą z zniszczonym zbędne. Ciepło jego dłoni wymieszał się z przyjemnym rezonansem, podobnym jak ten od Stanisławy.

-Idziesz?

I Ravna została na iście symbolicznym rozstaju, martwym wejściu do Dziedziny oraz wyjściu z zniszczonym bębnem.

Moskiewski Szpital Psychiatryczny nr 1

Tymczasem w szpitalu pośród niezliczony fal Kwintesencji działo się coś jeszcze ciekawsze. Nadwyrężywszy słuch pod swym „pancerzykiem”, Szamil usłyszał dwa, bliźniaczo podobne głosy dobiegające z dali, miejsca gdzie dokładnie mieściło się centrum Węzła.

-Personel nie przyjdzie?

-Otto się o to troszczy. Po co tu przybyłeś?

-Po ciebie.

-Robercie... Pisariwij... Za kogo się masz?

-Za ojca który musi wybierać.

-Chcesz ten konfrontacji? Zatrzasnąć okolicą? Jesteś silny, ale bez nich jesteś niczym. Niczym!

Cisza w eterze i milczenie bladego mężczyzny. Tak, z pewnością był on wampirem i właśnie uśmiechał się zadowolony odo swego odbicia. Tymczasem Szamilowi pozostało równo trzydzieści sekund bytności tutaj.

Centrum Moskwy



Mijając miasto spokojne 30 km/h dane było Grzegorzowi podziwiać południe budującego se miasta. Zamierało to co mityczne i rodziła się stal wraz z betonem. W tym czasie Jon rozpoczął monolog.

-To jest wojna... Hermetyczne dupki znowu przejmują się formułkami, Unia panoszy się mieście. Na dodatek futrzaki zrobiły sobie więc czy inny czort. Aureliusz mówił, że jesteś dobry w u umyśle i szabli... To pierwsze się przyda, a drugiego nauczysz mnie, nie? Zawsze chcialem pokroić wirtualny hipermarket.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 19-06-2009 o 11:46.
Johan Watherman jest offline  
Stary 19-06-2009, 00:56   #89
 
Mical von Mivalsten's Avatar
 
Reputacja: 1 Mical von Mivalsten nie jest za bardzo znany
Bał się o Zofię, nie było co do tego wątpliwości. Możliwe, że znowu utknęła gdzieś w penumbrze, przyciśnięta do muru przez ostrzał hitlerowskich karabinów. Tak, wojna wciąż trwała, tak samo realna jak pół wieku wcześniej. Na wszelki wypadek poprosił Krzyk o pomoc, płacąc jedynym, czym mógł - kwintesencją. Jedyne co mógł dalej zrobić to czekać na odpowiedź.

***

Grzegorz raz po raz przygryzał rozbitą wargę. Zapiął pasy, oczywiście, ale co z tego, skoro prawo Murphy'ego postanowiło go zabić i pasy się nie zablokowały. Prawo Myrphy'ego to w ogóle była jedna z rzeczy których nie lubił w działaniach ludzi. Tak jawnie wulgarne ukształtowanie globalnego paradygmatu było jak splunięcie w twarz magom tradycji.
- No wiadomo, że wojna, czego się spodziewałeś, pikniku? W stanie wojny jesteśmy od początku naszej świadomości. Panoszenie się Unii na mieście to norma, w Warszawie próbowali mnie zatrzymać przy pomocy nakazu sądowego. A co do futrzaków... Gadajcie z Verbenami, ja wiem tyle, że lepiej ich unikać. - Grzegorz zamyślił się, milcząc dłuższą chwilę.
- W kwestii szabli... Zdajesz sobie sprawę, że jestem akaszytą? Że walka to moje, jak to się teraz mówi, mumbo-jumbo. Jeśli chcesz nauczyć się prawdziwej sztuki walki nie zobaczysz broni przez najbliższe dwa miesiące. Będziesz trenował umysł poprzez trening ciała, zobaczysz - bardziej dosłownie niż myślisz - skutki działania broni. Jesteś na to gotowy?
- Eeee...
- Tak myślałem. Zastanów się, czy chcesz to traktować poważnie. Jeśli nie, zapiszę Cię ze zniżką do grupy dla szpanerów w szkole w której pracuję. Nauczysz się kręcić młynki i efektownie krzyczeć.
- Grzegorz był czasem zbyt ostry, najprawdopodobniej zaczynał powoli dziadzieć. On sam trzy-czwarte życia spędził poszukując ścieżki wstąpienia. Gdy w końcu poczuł, że trafił na tą właściwą zaczęli irytować go ludzie, którzy nie szanowali tego, co on uważał za święte.
 
Mical von Mivalsten jest offline  
Stary 22-06-2009, 13:01   #90
 
Drusilla Morwinyon's Avatar
 
Reputacja: 1 Drusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwu
Amaryllis Vivien Seracruz

-Tooo cooo... Idziemy nad te jezioro?

Amy drgnęła lekko i spojrzała na Isamu niechętnie, po czym skinęła powoli głową.

- Pójdę tylko po rzeczy i możemy ruszać. - stwierdziła ruszając do swojego pokoju. Chwilę zajęło jej znalezienie szalika, czapki i ciepłej zimowej kurtki z wełnianymi rękawiczkami w kieszeniach, ale wreszcie była gotowa. Już miała wychodzić, gdy jej wzrok przykuł milczący, leżący nieruchomo jak niemy wyrzut sumienia Richy. Na moment zastygła w bezruchu po czym podbiegła i mocno przytuliła przyjaciela do piersi.
- Przepraszam.... - szepnęła czując jak do oczu napływają jej łzy - Przepraszam, przepraszam, przepraszam... - ciepła obecność Ducha odgoniła łzy, wywołując uśmiech na zmęczonej twarzy dziewczyny, to jedno ciepłe uczucie wystarczyło, by wiedziała, że jej wybaczano.

Szybkim ruchem starła resztki łez z twarzy i wyszła z pokoju kiwając głową w stronę swego towarzysza.

- Idziemy.

***

Gdy bez dalszych niespodziewanych wydarzeń udało im się opuścić Fundacje Amy rozejrzała się wokół niepewnie i westchneła krzywiąc się na widok padającego śniego.

- Eh, to może trochę zająć... - mruknęła po czym milknąć ruszyła w stronę jeziora całkowicie ignorując starania próbującego ją poganiać Isamu.

Mimo, że szła dość szybko (jak na kogoś kto praktycznie jeszcze dzień wcześniej powinien być martwy) minęła dobra godzina nim dotarli w pobliże jeziora. Pierwsze, co rzuciło się Amy w oczy, gdy mijali miejsce, w którym ich zaatakowano był absolutny brak wraków, co co prawda jej nie zaskoczyło, ale by mieć pewność zatrzymała się na chwilę i przeszukała pobieżnie teren.
Gdy w jednej z zasp odnalazła kilka łusek skinęła głową i westchnęła ponuro.
Wszystko wydawało się takie samo, jak w czasie ataku, droga, drzewa, śnieg... Tylko jezioro było inne, czego jednak można się było spodziewać - wszak w Umbrze wiele rzeczy wygląda inaczej niż w rzeczywistości... I choć tam powierzchnię wody skuwał gruby lód, to tu po jeziorze pływały spore kry to czy miało to znaczenie, czy nie w tym momencie niezbyt Amy obchodziło.
Tuląc do siebie Richiego stanęła parę metrów od tafli wody i spojrzała na towarzyszącego jej maga.

- No to jesteśmy na miejscu...
 
__________________
Co? Zwiesz dekadentami nas i takoż nasza nację?
Przyjacielu, ciężko myślisz, w innych czasach miałbyś rację.
Czyżbyś sądził, żeśmy tylko tępo w siebie zapatrzeni?
Nie wiesz, lecz to się nazywa ironia i doświadczenie.
Drusilla Morwinyon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172