Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2009, 16:53   #236
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Dom Kakita Kakeru, Kosaten Shiro, Zamek Rozdroży, terytorium Klanu Żurawia; zima, rok 1113, 13 dzień miesiąca Togashi

Opowieść wciągnęła młodego Feniksa na tyle, iż zapomniał on o stanie swojego towarzysza. Dopiero przeciągające się milczenie po jego słowach przyciągnęło jego spojrzenie na idącego obok shugenja. Shiba szybko dostrzegł, iż ten nie odpowiada, bo ledwie łapie oddech. Hiroshi zatrzymał się natychmiast, rozglądając. Byli niedaleko Kosaten Shiro, lecz pozostawał do miasta jeszcze kawałek, do tego gdzie mógł leżeć dom pana Kakeru? W mieście? Poza nim?

"Przyda nam się wóz", pomyślał Feniks, dokładnie wtedy, gdy dał się słyszeć turkot kół.

W chwilę później obaj samurajowie jechali już wozem, wśród worków ze ziarnem i beczek z wodą. Nawet przy wsiadaniu na wóz shugenja ledwie co zdołał wykrztusić dziękuję, ale nie wypuścił z rąk drzewka ani na chwilę. Na szatach Asahiny pojawiły się pierwsze ślady potu, a obserwujący go Hiroshi zastanawiał się, czy wąż może coś ważyć? Jeśli tak, bushi obstawiał, że jest największym z ciężarów, jakie zdarzyło się dźwigać zmęczonemu shugenja.

Shiba oczekiwał, że wskazywanie drogi będzie kłopotem, ale czarownik poradził sobie także i z tym. Musiała jednak upłynąć dłuższa chwila, nim Asahina zdołał podjąć wątek.

- Ująłeś to całkiem dobrze, Shiba-dono. Wskutek tych wydarzeń, strażnik domostwa stał się aramitamą. Dlatego tak ważne jest, by odnieść drzewko nienaruszone. Osobną sprawą jest kto wpadł na pomysł i zainspirował do zbrodni tych dwu nieszczęśników.

Melancholia zabarwiła głos Żurawia, a jego wzrok sposępniał, gdy mężczyzna pogrążył się w rozmyślaniach, które trwały aż do celu ich podróży.

Domostwo pana Kakeru mieściło się w dzielnicy świątynnej Kosaten Shiro, nieopodal Świątyni Siedmiu Fortun, jednego z bardziej reprezentatywnych budynków Zamku Rozdroży. Wobec splendoru świątyni, jej czterech dachów, licznych zdobień, rynien rzeźbionych w fantastyczne stworzenia, maksym i szyldów malowanych złotymi i srebrnymi farbami, wobec jej wspaniałego ogrodu, posesja pana Kakita była naprawdę prostym domem, bez choćby jednego piętra, którego ogród mógł nawet nie należeć do niego, lecz do samej świątyni. Wszystko to tknęło Hiroshi, lecz nim zdołał poukładać odczucia, cichy jęk zeskakującego z wozu kompana przywrócił go do 'tu i teraz'. Prawe ramię Asahiny opadło bez czucia, albo wyczerpane ciężarem węża i bonsai, albo samego bonsai, toteż gdy mężczyzna zsiadał, nie mógł się nim posłużyć - wskutek czego bardziej się zsunął z gracją worka ziemniaków, niż zeskoczył. Zamaskowawszy słabość dziarskim ruszeniem dalej mężczyzna wkroczył na teren posesji, gdzie zatrzymał się gwałtownie, unikając zderzenia z wychodzącym stamtąd świetnie ubranym młodzieńcem. Ten uśmiechnął się na moment, cofając się uprzejmie i zapraszając wchodzącego.

Uśmiech i uprzejmość zniknęły niczym rozwiany pył z jego twarzy, gdy dostrzegł przyciskane przez shugenja do piersi drzewko.

- Ależ! Ależ jak to! - krzyknął zaskoczony - Ojcze! Ojcze! Zawołaj ojca, prędko! - rzucił do zaciekawionego służącego, zwabionego podniesionym głosem.

Asahina skłonił się młodszemu Żurawiowi mówiąc:

- Panie, jak sądzę rozpoznałeś własność swego drogiego ojca, którą chciałem zwrócić.
- Jak najbardziej, dzięki ci panie - młodzian oprzytomniał dość szybko, a objąwszy wzrokiem obu przybyszy wyciągnął dłonie po drzewko - Pozwól, proszę...

Jednocześnie; wąż uniósł głowę i Asahina pochylił swoją w ukłonie.

- Strasznie mi przykro, szlachetny panie, racz wybaczyć moją niezręczność. Przyjąłem na siebie zobowiązanie zwrócenia drzewka własnoręcznie na jego miejsce spoczynku, nie pomyślałem wtenczas o niezręcznej sytuacji w jakiej stawia to Ciebie panie, za co przepraszam. Jest mi niewymownie wprost głupio.

Młodzian odstąpił, zaskoczony żarliwością przeprosin, by po chwili zapewnić, że ależ skąd, i ponowić zaproszenie do środka.

Następne chwile musiały być niewątpliwie trudne dla shugenja. Przeprosiwszy młodzieńca, chwilę później stanął przed samym panem Kakeru, mężczyzną około czterdziestoletnim, o poważnym (i sceptycznym) spojrzeniu brązowych oczu. Hiroshi, porównując ojca i syna stwierdził, że jasne oczy i pociągła twarz młodszego Kakity raczej przynależy do matki, starszy z rodu bowiem miał ostrzejsze i regularniejsze rysy. Osobowość młodziana była też pogodniejsza niżeli surowego i poważnego ojca. Wreszcie, młody Kakita był też zdecydowanie mniej spostrzegawczy, bo jego przydługa relacja kto przybył i z czym, okraszona opisem własnego zaskoczenia na widok drzewka, o którym mniemał iż spoczywa bezpieczne w domu, przytrzymała Asahinę i Shibę stojących w korytarzu domu pana Kakeru, podczas gdy syn streszczał zdarzenia ojcu. Na usprawiedliwienie gadatliwego dzieciaka (Hiroshi poźniej dopiero miał uświadomić sobie, że ocenia tak osobę starszą od siebie o przynajmniej dwa lata) można policzyć jedynie fakt, iż w trakcie rozmowy, Asahina siłą woli zdołał przezwyciężyć bezwład prawej ręki, dlatego jego kiepska kondycja mogła ujść niezauważona. Nawet Hiroshi mógł jedynie podejrzewać, że nie jest ona jeszcze w pełni sprawna.

Wymiana uprzejmości z Kakita Kakeru była krótka, panowie skłonili się sobie, Asahina niżej niż Kakita, który dostrzegłszy to, zręcznie pogłębił swój ukłon, następnie Kakita skłonił się Shibie, który skłonił mu się niżej. Kiedy już złożono drzewko, Si-Xin skłonił się mu, a wąż spełzł z jego ramienia by owinąć się wokół donicy. W trakcie tego ruchu bladł coraz bardziej, aż w końcu jego łuski stały się mlecznobiałe. Hiroshi z zaskoczeniem przypomniał sobie, że widział już kiedyś takiego gada, jeden z zielarzy jakiego odwiedził jeszcze przed przeprowadzką do Reihaido Ki-Rin, chował takie zwierzę dla jego skóry, na bazie której tworzył rozmaite odtrutki. Wąż ten kompletnie nie miał jadu, był też na większość jadów odporny.

Zwierzę tymczasem zadowolone ułożyło się wokół sosny... i zniknęło w ostatnich promieniach zimowego słońca.

- Panowie, pragnąłbym wyrazić mą wdzięczność za zwrot mojej własności. Aby uczynić to stosownie, czy mogę zapytać z kim mam przyjemność i w jakich okolicznościach znaleźliście to szczególne drzewko? - zagaił Kakita Kakeru, wnikliwie obserwując gości.
- Panie, nazywam się Asahina Si-Xin, zaś ten dzielny człowiek stojący obok to Shiba Hiroshi. Składając parę dni temu wizytę w niedalekiej świątyni dowiedziałem się o wydarzeniach, jakie wzbudziły gniew Pani Ebisu. Podążając tym tropem, udało mi się odnaleźć drzewko. Muszę tu rzec, że gdyby nie pomoc Shiba-dono, nie udałoby mi się odzyskać sosny, ten młody Feniks całkowicie niepytany udzielił mi swej bezinteresownej asysty z bezbłędnym wyczuciem czasu. - Si Xin uśmiechnął się życzliwie do Feniksa - Drzewko odzyskaliśmy przed... godziną, może nieco wcześniej, za Kosaten Shiro. Od razu skierowaliśmy się też tutaj.
- Asahina Si Xin... hai, słyszałem o tobie panie. - pokiwał głową Kakeru, zaś Si Xin uśmiechnął się blado, potrząsając głową:
- Opowieści jakie mogłeś słyszeć panie, to opowieści o innym człowieku, podejrzewam. Dziękuję też za Twe uprzejme słowa, lecz w tej sprawie jestem jedynie posłańcem. Jeśli miałbym Cię o coś prosić, szlachetny panie Kakita, to o litość dla narzędzi w tej sprawie. Jest w nią zamieszanych dwu heiminów, którzy już teraz cierpią srodze za swoją głupotę i występek. Jeśli zechcesz, oczywiście powiem kto zacz, lecz jeśli nie urazi Cię prośba o litość dla nich, to ją składam. Obaj zostali podjudzeni do czynu przez trzecią osobę, którą uważali, że znali... ale która nie istnieje, podejrzewam przypadek przybranej tożsamości.

Shugenja wdał sie w krótką opowieść, która wyjaśniła pewne rzeczy obecnym. Kradzież została zainstygowana przez kogoś, kto podawał się za heimina imieniem Yagumo. Półczłowiek ten poznawszy kiepską sytuację dwu półludzi podjudził ich do występku, kusząc sporym zarobkiem, rzekomo mając pewnego kupca na drzewko.

- Jeśli wierzyć zeznaniom obu chłopów, to on ukradł drzewko z Twego domostwa panie. Co mnie zastanawia, to fakt iż w jakiś sposób uniknął klątwy... i oczywiście fakt, iż ukradł taki, a nie inny przedmiot, którego wartość... cóż, nie jest materialna.

Młody Kakita wyraźnie miał zamiar wdać się w dywagacje, lecz jego ojciec uciszył go jednym gestem. Powoli skłoniwszy się shugenja, Kakita przesunął wzrokiem po nim, potem uniósł twarz ku Shibie i objąwszy go spojrzeniem, rzekł:

- Rozumiem już kim jest i co dla mnie zrobił pan Asahina. Czy mogę dowiedzieć się, jaka jest Twoja rola w tej sprawie, panie Shiba? I co sprowadza Cię do Kosaten Shiro? To kawałek drogi od najbliższych ziem Feniksa. Zanim odpowiesz, panie...

Odwróciwszy się do syna, Kakita Kakeru rzekł:

- Zadbaj proszę o to, by nasi goście mogli odświeżyć się przed kolacją, jak również o to, by podjęto ich odpowiednio. Jest już zmierzch, zatem jeśli panowie zechcecie uczynić mi honor, z chęcią będę Waszym gospodarzem. Mój dom nie jest może szczególnie reprezentacyjny, ja sam zaś nie piastuję w klanie jakiejś szczególnej godności, lecz moja wdzięczność dla Was nijak na tym nie cierpi, zapewniam. Łaźnia, kolacja, pokoje, wszystko to jest do Waszej dyspozycji.

Powróciwszy wzrokiem do Hiroshiego, zachęcił go do kontynuacji:

- Shiba-san?


Wioska we mgle przy zejściu z Shiro Togashi, prowincja Yamatsuke, terytorium Klanu Smoka; wieczór trzeciego dnia miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.

Szaleństwo bądź nie, Togashi Kyoko coraz wyraźniej czuła, iż mgła wpływa do wioski dokładnie stamtąd, dokąd ona sama zmierza.

Jeśli nie narastający chłód (na wszystkie Fortuny, jeszcze niedawno byłaby pewna, że taki mróz nie może narastać!), jeśli nie dziwaczny kształt, który zdawał się czatować na tym krańcu wioski, jeśli nie fakt, że minięta przed momentem kuźnia wcale nie znajdowała się na skraju wioski (czy to możliwe, by wzrok tak mylił? kiedy tu przychodziła, kuźnia była przecież jedną z pierwszych napotkanych chat, prawda?); jeśli nie to wszystko, to chyba właśnie reakcje duchów by jej to powiedziały.

Kiedy bowiem, ignorując błagania, klątwy, groźby i prośby, okrzyki i milczące, oskarżycielskie lub (sama nie wiedziała, co gorsze) pełne nadziei spojrzenia na nią skierowane poczęła powolny marsz w tę stronę, stała się rzecz dziwna. Po pierwsze, okrzyki poczęły ustawać. A potem pojawiły się szeptane krzyki, ten specyficzne rodzaje szeptu, których treść jest teatralnie wyraźna, doskonale słyszalna, naładowana wręcz emocjami:

- Mirumoto-sama doń idzie!
- Mirumoto-sama będzie walczył!
- Ale czy można walczyć z mrozem?
- Mirumoto-sama nas uratuje!

Być może ten Los należało wyzwać? Okrzyknąć go, zapytać jakim prawem dybie właśnie na nią, skoro tak ewidentnie się myli? Podjąć tę walkę?

Lecz... w imię właściwie czego? Co w niej miałoby odpowiadać na wezwanie "Mirumoto"? Przecież nie lata spędzone w klasztorze!

- Głupia dziewczyno! Nie umiesz wybierać dobrej drogi, prawda? Na pewno nie umiesz, co inaczej robiłabyś tutaj?! Nie musisz iść by odejść! - staruszka stała niedaleko, wspierając się o swój pokrzywiony kostur, zgarbiona, o ślepych wskutek własnej nienawiści oczach. Zorientowawszy się dokąd dziewczyna zmierza, duch zachłysnął się niemal, roześmiał się, lecz śmiech ten aż dźwięczał od złości.

- Chcesz go wyzwać? Ty? Nieopierzona młódka? Takaś ufna w te miecze? W swoją 'drogę wojownika'? Jesteś taka sama jak on! Dokładnie taka sama! Precz! Precz stąd, Mirumoto!

Każdy heimin wiedział, że powiedzenie takich słów do samuraja, to wyrok śmierci. Stara, z tyloma zimami za sobą, nie mogła tego nie wiedzieć. Ale nawet osoba tak młoda jak Kyoko rozpoznawała ten moment, kiedy cierpienie, lub zaślepienie, wyzwala człowieka z wszelkich okowów. Także tych narzuconych przez tysiącletnie tradycje Niebiańskiego Porządku.

Według prawa ustanowionego w czasach kami jeszcze, ta kobieta mogła teraz zginąć z jej ręki. Według doświadczeń Kyoko jedynie śmierć mogłaby ją uciszyć, teraz, w jej stanie. Inaczej - było pewne, że potok wyzwisk i obelżywego języka nie ustanie. Tylko, czy był to powód, by dźgać kataną? Kogoś, kto mógł być duchem?

- Precz stąd, samuraju! Nie możesz nas uratować! Nie możesz i nie chcesz! Jedyne co możesz, to przynieść nam śmierć! Tylko to możesz komuś dać, prawda - szyderstwo wykrzywiło twarz starej, jad ociekał z jej groteskowo służalczego zwrotu - Mirumoto-sama?



Wewnętrzne dojo posesji Karo Toritaka Takatsukasa, Tani Hitokage - terytorium Klanu Sokoła, poranek, koniec miesiąca Shinjo, rok 1110

- Twój młody towarzysz - zaczęła delikatnym głosem matka chłopca - przewidział, iż nie wszystkie wieści mogą dotrzeć szczęśliwie. To bardzo przezorny młodzian. - Aprobata dźwięcząca w głosie pani domu została jednak odczytana jedynie częściowo. Tam, gdzie matka miała nadzieję, iż przez pochwałę pewnych cech przyjaciela swego pierworodnego odwoła się do tych cech u niego samego, tam młody Basura dostrzegł pochwałę swego przyjaciela, na którą jego zdaniem Dai zdecydowanie zasłużył. Zostawienie drugiego listu, na wszelki wypadek, myślenie wprzód, spoglądanie na sprawy z różnych stron - z tej dwójki było domeną Kakity bardziej niż Toritaki. Choć, przebywanie z Hatsushitą miało to odmienić.

- Co do gaki, to doprawdy paskudne stworzenia. - pani Toritaka uśmiechnęła się, spoglądając na Basurę. - Dlaczego sądzisz, że duch miałby próbować powstrzymać Cię przed przeczytaniem listu? I wreszcie, młody panie, co to za maniery, by siadać do stołu z ostrzem za pasem?! Widział to kto! Twój wuj nigdy sobie na coś takiego nie pozwolił, a widziałam go z tym ostrzem nieraz!

Czułe spojrzenie przeczyło jednak ostrym słowom.

* * *

List Kakita Dai był długi i pełen mieszanych emocji. Żal z wyjazdu mieszał się tam z nadzieją na nauki oraz z obawami, jakie podsuwał młodemu Żurawiowi zdrowy rozsądek. Był to jeden z pierwszych listów od przyjaciela, lecz Basura miał się przyzwyczaić, że o ile Dai mógł powierzyć pismu swoje sprawy, o tyle z cudzymi rzadko się na to ważył, uznając, że inni powinni podjąć decyzje, co z ich spraw może w pismach się znaleźć. Yojimbo matki uzupełniła przekazanie listu krótkim opisem, z którego wynikło iż okazja do wyjazdu trafiła się Dai na tyle niespodziewanie, iż ciężko byłoby mu wytłumaczyć nieobecnemu przyjacielowi, czemu wyjeżdża, zwłaszcza iż Basura wtedy był na wycieczce z Hatsushitą.

Ciekaw słów przyjaciela, Sokół rozwinął list i rozpoczął lekturę:

Drogi przyjacielu,

Znając niepewności okolicy i to, jak ciężko do Waszej pięknej doliny czasem przesłać pocztę, pozwoliłem sobie spisać pewne rzeczy zawczasu. Podobną notkę winieneś - jeśli wszystko dobrze pójdzie - otrzymać drugiego dnia po moim wyjeździe. Wyjeżdżam bowiem, razem z panem Kakita Mineno Yokozuke udajemy się do Twierdzy Oblicza Wschodu, najbliższego Waszym ziemiom zamku Kraba. Nie mogąc pozwolić, by Twoja rodzina karmiła mnie i żywiła, pragnę poszukać tam zajęcia - odkąd bowiem szlachetny gunso wziął Cię pod swoje skrzydła, rozwijasz się. I aby pewien Sokół mógł latać z pewnym Żurawiem, tenże Żuraw musi nauczyć się szerzej rozwijać skrzydła.

Obawiam się jedynie, że praca, jaką tam znajdę będzie pracą dla 'magnatów' Yasuki. Znasz niechęć między naszymi rodzinami, zatem nie będę wiele opisywał - dość rzec, że przecież Wasz najbliższy sąsiad na ziemiach Klanu Kraba to zamek jednego z panów tej rodziny, jeśli dobrze pojąłem wywody bushi Twego pana ojca.

Cóż. Jeśli inaczej rzeczy się nie ułożą, wejdę na drogę wojownika i jako Dai będę szkolił swe umiejętności i nabywał doświadczenie, nawet pod egidą tej rodziny, której mon widzę najniechętniej. W obecnej sytuacji nie mogę liczyć na nauki od sensei mej rodziny, a nie czułbym się zręcznie pobierając nauki tylko z racji naszej przyjaźni. Żal mi natomiast rozstania z Tobą, druhu, jak i z tymi, których zdążyłem obdarzyć przywiązaniem, Twoją piękną matką i wspaniałym ojcem. Proszę, przekaż im me najserdeczniejsze podziękowania. Co prawda mogłem złożyć je osobiście na ręce Twej matki, lecz nie wątpię, że będziesz umiał uczynić to w sposób, który bliższy będzie jej sercu.

Proszę, nie zrozum mnie źle i nie czuj się urażony mym nagłym wyjazdem. Postaram się wrócić jak najszybciej i objaśnić Ci mą decyzję w szczerej rozmowie, natomiast ma droga, to droga Kakita, zaś w Tani Hitokage (przy jego całej urodzie) skrzydła rozwijają Sokoły...

Żegnam się z żalem, lecz jeśli wszystko dobrze pójdzie, powinienem być przy Twoim boku przed powrotem szlachetnego karo

Kakita Dai
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 17-06-2009 o 00:54. Powód: Fragment dot. Basury
Tammo jest offline