Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2009, 20:10   #24
Callisto
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
- Czy wiesz może, czy mogłabym zdobyć jakiś sztylet lub nóż? Coś niedużego, co mogłabym łatwo schować? – Zapytała grzecznie uśmiechając się lekko. Na jej twarzy wypisana była żądza przygody.
- Odpowiedni nóż mogę ci sprzedać za kilka miedziaków. Nie jest to może najlepsza broń, jaką znam, ale służył mi dość wiernie w czasie moich podróży – powiedział Fardan. – Oczywiście możemy się udać do Lago, naszego kowala, ale nie wiem czy będzie miał coś odpowiedniego - stwierdził przyjaźnie. Meave uśmiechnęła się lekko, z podzięką.
- Jestem pewna, że skoro tobie, panie, służył dobrze i mnie będzie. – Powiedziała ważąc każde słowo. Nie miała ochoty sprawdzać, czy kowal ma coś odpowiedniego. Zewsząd dało się wyczuć wrogość mieszkańców. Nie dziwiła im się. Po tym, co według słów Fardana, się wydarzyło sama byłaby nieufna. Wyciągnęła sakiewkę i po ustaleniu z zielarzem rozsądnej ceny dała mu tyle ile zażądał.
***

Pakowanie się nie zajęło kobiecie i jej towarzyszom czasu. Bo niby czemu miałoby zająć? W końcu zbyt wiele własnych bagaży nie mieli zbyt wiele. Godzina spędzona na tej czynności z trudem mogła zostać nazwana choćby dobrą. Czujne oczy mieszkańców wsi śledziły każdy ich ruch, rejestrowały najmniejsze drgnięcie. To wszystko wyjątkowo deprymowało rudowłosą, która nie znosiła być kontrolowana. Miała ochotę powiedzieć coś, zbuntować się, jednak czuła, że jeden niewłaściwy ruch może pozbawić ją życia. Co jak, co ale nie była na tyle silna by mierzyć się samodzielnie z całą wioską.

Przewidywania zielarza i rudowłosej okazały się słuszne. Większość mieszkańców wyjątkowo nie paliła się do sprzedawania bandzie obcych posądzonych o morderstwo kupca.
Morderstwo…Meave ciągle nie mogła dojść do tego, kto to zrobił. Uważnie przyglądała się każdemu członkowi „bandy”, jak zwykła ich nazywać, w myślach, próbując dostrzec u któregokolwiek z nich choćby cień zachowania, który zdradziłby jej kto jest mordercą. W tamtym momencie była to sprawa, która ciekawiła ją najbardziej. Pakowanie przy tym było nudne i monotonne. Nigdy nie lubiła tego robić, co zawsze śmieszyło Houruna. Wiele jej nawyków powodowało rozbawienie u mężczyzny. Meave uśmiechnęła się smutno do wspomnień. Czasem ogarniała ją tęsknota za towarzyszem. Nikt nie rozumiał jej tak jak on i wątpiła, by ktokolwiek kiedykolwiek zrozumiał. To, co łączyło ją z tym starszym od niej mężczyzną było zdaniem kobiety wyjątkowe i nie do powtórzenia. Przeżyli razem tyle przygód, tyle bezsennych nocy spędzili na rozmowie…Ruda westchnęła ciężko. Podjęła decyzję, że jak tylko zakończą tą wyprawę wyruszy na poszukiwanie dawnego towarzysza. „Albo to, albo ta niepewność mnie kiedyś zabije” pomyślała zasępiając się na moment. Cała ekscytacja spowodowana podróżą i nowym wyzwaniem nagle minęła, a twarz młodej kobiety spoważniała. Nagle dostrzegalne stało się doświadczenie i smutek, które tak głęboko ukrywała. Jej twarz wyglądała na starszą niż w rzeczywistości, widać było każde drobne zmartwienie, które się na niej odcisnęło. Bystre brązowe oczy zdawały się zasnuć na moment mgłą, a ona sama jakby psychicznie była zupełnie gdzie indziej. Pakowała właśnie prowiant, który dostała od karczmarza Garda. Był to jeden z nie wielu przychylnych im ludzi w całym tym „przybytku radości”

Ciągle zamyślona zostawiła niepotrzebne rzeczy pod opieką zielarza i jego kota. Mimowolnie uśmiechnęła się do zwierzęcia. Nie do końca panując nad tym, co robi wylewnie jak na siebie pożegnała się z Eleną i Tuyrem, którzy pozostawali w Podkosach. Gdy już upewniła się, że wszystko jest w porządku była gotowa wyruszyć. Powoli nostalgia zaczęła ustępować i Meave ponownie poczuła ogarniającą ją żądzę przygody.

***
Droga przebiegała zgodnie ze słowami mężczyzny. Pierwsze dwa dni upłynęły podróżnikom na pokonywaniu równiny. Dookoła nich rosła tylko trawa i dzikie zboże. Była to na pewno miła odmiana po wcześniejszym podróżowaniu po raczej podmokłych terenach z Hallusem. Pogoda zdawała się być idealna do podróży – było ciepło, jednak nie upalnie, deszcz nie padał, a jedynie chłodne noce przypominały o tym, że lato miało się rychło ku końcowi.
Krajobraz uległ zmianie dopiero rankiem trzeciego dnia, kiedy to oczom kobiety i jej towarzyszy ukazała się niewielka góra, a przynajmniej tak wyglądała z daleka. Rudowłosa domyśliła się, że to musi być cel ich podróży. Przeczuwając bliskość celu podróżnicy podekscytowani szybko zwinęli obozowisko i ruszyli na przód. Jedynie dwaj leniwce, tak zwani pomocnicy Hallusa, Rob i Jakob, się ociągali. Nikt jednak nie był tym zaskoczonych.

Po pierwsze, ci dwaj nigdy nie garnęli się specjalnie do roboty, a po drugie wyraźnie bali się swoich współtowarzyszy. Widać było, że najlepiej jak mogli starali się unikać zbyt bliskich kontaktów z nimi. „Zapewne gdyby mogli uciekliby gdzie pieprz rośnie, ale wielkiego wyboru nie mają” Pomyślała Meave uśmiechając się złośliwie do siebie. Nie lubiła tych dwóch i pomimo wszelkich starań – polubić nie potrafiła. Jednak jedno musiała przyznać – nie mogli zamordować swojego szefa. Rob był na to stanowczo za głupi i zbyt tchórzliwy, z kolei Jakob był zagubiony, niczym dziecko, budził litość w rudowłosej. Dla niej każdy, kto decyduje się wyruszyć w podróż powinien być przygotowany na wszelkie wydarzenia, a okazywanie słabości było cóż…nie do pomyślenia. Powszechnie wiadomo było, że to nigdy nie kończy się dobrze. Dla nikogo. Wiedziała to z własnego doświadczenia, z czasów kiedy była jeszcze głupią gąską. Z czasów gdy jej uczuciowość pakowała ją w kłopoty. Szybko nauczyła się, że w tym wielkim, okrutnym świecie zagubienie najczęściej postrzegane jest jako słabość. Z drugiej strony, często bywało również doskonałą przykrywką. Nie sądziła, żeby Jakob udawał. Wręcz przeciwnie, wierzyła, że naprawdę jest zagubiony. Mogła mylić się w wielu rzeczach, ale zawsze uważała się za znawcę ludzkich charakterów.

Podczas dalszej wędrówki kobieta obserwowała Jakoba, na wypadek gdyby jej ocena okazała się niewłaściwa. Dewizą Meave było „lepiej uważać niż żałować” i nią kierowała się całą drogę. Dopiero trzeciego dnia jej uwaga została odwrócona, między innymi przez pogodę, która zdecydowanie się pogorszyła. Z czarnych chmur nieprzerwanie lał się deszcz i wszyscy podróżnicy byli przemoczeni. Rudowłosa wściekle przeklinała pogodę, gdy usiłowali pokonać drogę do Zapomnianej Fortecy. Nagle ta, wydawałoby się łatwa, droga stała się wyjątkowo trudna do przebycia z powodu panujących warunków. Z ust kobiety ciągle słychać było ciche przekleństwa. Jednak to było nic w porównaniu z tym, co działo się w jej głowie. Gdyby ktoś potrafił czytać w myślach najprawdopodobniej szczerze zdumiałby się, że ta drobna istota zna tyle niewybrednych słów i nie waha się przed użyciem każdego z nich. Ba! Zdawało się jej to sprawiać swego rodzaju przyjemność.
Jednak, jak się później okazało, pokonywanie pagórka za pagórkiem w tej paskudnej pogodzie było niczym w porównaniu z tym, co dopiero miało ich czekać.

Mniej więcej koło południa doszli do rzeki. Nie była to może najbardziej rwąca z rzek, ale była na tyle szeroka, że przeskoczenie jej było niemożliwe. Była ona również dość głęboka, co nie zachęcało do prób przejścia jej. Z gardła kobiety dobyło się głośne i szpetne przekleństwo. Myśli zaczęły kłębić się w jej głowie jedna po drugiej. Rozejrzała się po okolicy po czym zrezygnowana zrzuciła z siebie swój bagaż i usiadła na ziemi. Rob i Jakob wyjęli swój prowiant, a inni zaczęli poszukiwać rozwiązania. Zapadła cisza, która z niewiadomych powodów zaczęła irytować Meave.
- Jakieś propozycje?- Zapytała mając nadzieję, że przerwie milczenie towarzyszy. Sama zbyt rozmowna nie była, ale to nie oznacza, że miała ochotę siedzieć w kompletnej ciszy.
- Jedyne co mi przychodzi do głowy to wykorzystanie tych drzew do przejścia. Zrobienie czegoś w rodzaju mostu. Jakieś sugestie? – Spytała poprawiając chustę na głowie. Jej długie rude włosy były przemoczone od deszczu i zdawały się być wyjątkowo ciężkie…
 
Callisto jest offline