Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2009, 20:44   #55
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Skok i atak w przelocie. Miecz zabłysł zielenią zdradzając podstępny atak wojownika. Zdradzając, ale nie ofierze. Ten nawet nie zauważył gdy po raz drugi stanął przed Ojcem Śmiercią. Zginął zanim nawet padł na ziemię. Marny przeciwnik. Martwy przeciwnik. Czas poszukać czegoś silniejszego... Ich dowódca byłby wspaniałym wyzwaniem... Marzył idąc sam, ciemną uliczką, co chwila zanurzając miecz w ledwie dychających wojownikach. Skracał ich męki. Jak Anioł Śmierci z czarnymi skrzydłami idący i niosący ukojenie, tako i on szedł powiewając swą czarną peleryną, a kaptur zakrywał mu twarz. Jeno białe kosmyki wystawały mu spod cienia okrycia. Ino zielone ostrze migoczące co jakiś czas czerwienią krwi nadawało mu ludzkiego, a nie boskiego wyglądu.

Ta bitwa zmierzała ku końcowi. Sonnillon nie był zadowolony gdyż nie przyczynił się wielce do zwycięstwa zmagań Stronnictwa z Mrokiem. Nie tak jakby wymagał od niego jego mentor. Nie tak jakby sam chciał.

Idąc tak uliczkami i trapiąc się brakiem godnych rywali spostrzegł swego znajomego wśród paru strażników. Miał on małe problemy gdyż o to zostali oni zakleszczeni przez niewielki odział wampirów. Krwiopijcy jakby nie zdawali sobie sprawy z przegranego szturmu chcieli zabrać ze sobą jak najwięcej dusz. Son nie myśląc o niedawnej waśni z Moresem, a raczej myśląc o odcięciu kilku łbów postanowił mu pomóc. Wspiął się na dach najbliższego budynku i niczym assasyn skradał się do napastników. Za sobą usłyszał odgłosy. Wyciągając drugi, krótki miecz a Siewcę trzymając w ręku odwrócił się gwałtowni, acz cicho. To Grimr szedł wraz ze swym demonicznym towarzyszem tuż za nim. Nie wiele myśląc człowiek wprowadził dziwnego podróżnika do swojego planu. Gestem nakazał mu milczenie i wskazał drugi koniec uliczki. Sam podszedł do pierwszego.

Czekając, aż wampierze będą blisko ludzi Sonnillon w duchu modlił się do wszystkich bogów, by ten trochę nie rozgarnięty czarownik nie zawalił sprawy. Bogowie! Jeśli mnie słyszycie, dopomóżcie nam, byśmy się nie zbłaźnili przed tym "dziwnym" Paladynem. A zresztą! Gdy chwila była odpowiednia zeskoczył na plecy wrogów tnąc po ich tyłach. Używał do tego obu mieczy. Zwykle nie trudził się dobywaniem krótkiego, ale gdy wrogów jest trzech...
Zwykle też nie używał swych zdolności. Jednak teraz... Sięgnął głębiej do swej duszy przywołując pewną zdolność. Jego ruchu stały się szybsze niż normalnie. Zbyt szybkie jak dla zwykłego oka.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline