Hario
Hario stał przerażony w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa, jakim była porażka w Andvirdi. Kto przegra, ten umrze, jeśli nie z ręki sędzi, to w inny sposób. Gra w Andvirdi jest hazardem. O bardzo wysoką stawkę.
Hario mógł teraz stracic życie.
Ta perspektywa go przerażała. Tym bardziej, że sam zaproponował tej kobiecię grę. Teraz mógł tylko modlić się, by ona nie wyrzuciła z pięciu kości same złe wyniki. Stała ona z tryiumfalnym uśmiechem na twarzy, patrząc na przerażonego
Hario. Rzuciła kośćmi o stół... Wynik był oszałamiający. Blada twarz kobiety nawet nie drgnęła.
1, 2, 3, 4, 5... Żadnej pary... Nic... Ona przegrała.
Wtem usłyszał sarkastyczny, pełen sadyzmu głos w głowie :
- Raz, dwa, trzy, cztery, pięć.... Jak ładnie się ułożyło... Aż trudno uwierzyć w teki zbieg okoliczności, czyż nie...?
Głos zamilkł.
Hario stał, oszołomiony wciąż swym zwycięstwem. Sędzia jednak wciąż stał niewzruszenie, by po chwili rzec : -
Jeszcze jeden rzut kośćmi. Ostatni. Jeśli dobrze rzucisz, wygrywasz. Jeśli źle, ona est uratowana, a ty... Hario znał swoją sytuację. Rzucił.
Dwie pary. Dwie pary szóstek. Wygrał.
Głos w jego głowie znów się odezwał. Znów w tonie sarkazmu i sadyzmu : -
Ale ty masz szczęście... Naprawdę, nigdy nie widziałem, by ktokolwiek tak rzucał...!
Blada jak ściana kobieta rzuciła się do wyjścia. Nie zdążyła krzyknąć. Bełt w czaszce jej w tym przeszkadzał. Sędzia, wciąż trzymając kuszę, podszedł do
Hario. Po chwili rzekł : -
Pokonałeś ją. Muszę ci przyznać, masz wielkie szczęście. Po jej partiach zginęło około trzydziestu osób. Nagroda jest Twoja. - Sędzia uścisnął mu dłoń, po czym wyszedł, wskazując tylko na mieszek leżący na stole.
Po chwili
Hario pomyślał :
- Jestem spóźniony na spotkańnie z Janem!
Vratyas
i Darkel
Vratyas i
Darkel weszli do koszar. Był to budynek silny, ufortyfikowany. Wejściem były okuwane żelazem wrota. Weszli. W środku było przytulnie, w kominku płonął ogień, zaś we wnękach w ścianach były prycze, na których spali strażnicy. Pośrodku pokoju, przed kominkiem, w ustawionym na turkusowym dywanie fotelu siedział nocny stróż. Miał on wzrok bystry, włosy ciemne, zaś za pasem trzymał miecz. Spojrzał na przybyłych i powiedział :
- Ktoś jednak przyszedł... Z tego co pamiętam było was trzech. Rozumiem, że trzeci zrezygnował? - Spytał Jan. Nikt właściwie nie wiedział, co robił
Hario, i niekt wcześniej nie interesował sie tym. Wtem drzwi się otwarły. Przybył trzeci. Jednak to nie był Hario. Wpadł do pokoju, zdjął kaptur z głowy i przedstawił się :
- Nazywam się Pan Porse.... - Nowoprzybyły usiadł. Jan powiedział -
Mam spisać wszystko, czego potrzebujecie do wyprawy. Mam też wyjaśnić wam szczegóły. Pozwólcie, że najpierw wszystkie sprawy wyjaśnimy, potem spisze potrzebne wam rzeczy. Więc podstawy : dostaniecie oddział eskorty. Są to zawodowi żołnieże, raczwej nie rozmowni, ale potrafią walczyć. I to nieźle całkiem. Jeśli przyprowadzicie nam dziwewczynę, całą i zdrową, ma się rozumieć, dostaniecie wynagrodzenie w wysokości 500 wieców od łebka.Dostaniecie też zaliczkę, której wysokość jest do uzgodnienia. Jeszcze jakieś pytania? - Jan spojrzał po was.